VIII

347 31 23
                                    

— Powiecie mi co się w końcu stało, że siedzicie wszyscy tak cicho? — zapytała Elżbieta patrząc na swoich synów i Elen. Przy śniadaniu panowała totalna cisza, a każdy był zapatrzony w swój talerz. Chyba nigdy, żaden posiłek nie przebiegał w tak kompletnej ciszy, jak dzisiejszy. Na policzkach dziewczyny momentalnie pojawiły się wypieki, a na twarzy Kuby cwany uśmiech. Maciek spojrzał na nich i wepchnął do ust resztę kanapki. — Dzieciaki, do cholery... 
— Nie chcą mówić, to ja ci powiem mamo. Zaliczyli bazę, ona się rumieni jak głupia, a on się szczerzy jakby milion w totka wygrał. — powiedział starszy Grabowski wstając od stołu i wyniósł talerz do kuchni. Na twarzy Eli zagościł spokój, a jej kąciki ust uniosły się do góry w lekkim, ale wymownym uśmiechu. 
— Maciek, po prostu się zamknij... — skwitował Kuba i spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Dziewczyna zerwała się od stołu pośpiesznie dziękując za posiłek i uciekła do sypialni Quebo.  — Ja mu kiedyś łeb roztrzaskam... — powiedział zaciskając dłoń w pięść. 
— Kubo Grabowski.... — surowy ton matki momentalnie wywołał nieprzyjemne mrowienie w okolicy karku i pomimo, że nie pamiętał nic, był pewien, że zawsze tak reagował na tak wypowiedziane słowa przez kobietę. — To twój brat, a kiedy mnie zabraknie będziecie mieli tylko siebie. — upomniała go, na co chłopak spuścił lekko głowę.
— Przepraszam, ale on ją zawstydza... Nawet jeśli się pocałowaliśmy, to co? Nie będę jak dzieciak ukrywał tego, jesteśmy dorośli. Nie rozumiem dlaczego Maciek tak doczepia się tej dziewczyny, przecież nic mu nie zrobiła, zazdrosny jest? — prychnął lekko pod nosem. 
— Porozmawiam z nim, ale proszę cię, dziecko, bez takich tekstów. Przynajmniej nie przy mnie, bo serce mi się kraja. —powiedziała kobieta i poszła do pokoju Maćka zamienić z nim kilka słów. Kuba zacisnął dłoń w pięść i poszedł do swojej sypialni zobaczyć, co z dziewczyną. Wszedł powoli do pokoju i zobaczył tylko uchylone drzwi balkonowe, a dziewczyna siedziała skulona na płytkach i odpalała kolejnego papierosa.
— Nie mów mi, że to cię ruszyło. — powiedział i zmierzył ją wzrokiem. 
— A daj spokój, czemu cały czas ktoś wtrąca się w moje życie. Nie oszukujmy się, daliśmy się ponieść emocjom i oboje szukamy pocieszenia w kimkolwiek. — była wściekła, złość wręcz z niej kipiała, jednak chłopak ją za to nie winił. Jedynym winnym był jego brat, a rozstrojona emocjonalnie Elen, miała jak najbardziej prawo do przesadnego reagowania. Spojrzała na chłopaka ze łzami w oczach. Niestety miała takie coś, że w nerwach szybko zalewała się łzami i nie potrafiła tego w sobie stłumić. 
— Mordko... — powiedział spokojniejszym tonem i ukucnął przy dziewczynie. Ta rzuciła mu się w ramiona odchylając do tyłu rękę z papierosem w dłoni, by go nie poparzyć. Que momentalnie upadł na tyłek i zaśmiał się lekko. Przytulił ją mocno. — Proszę, nie przejmuj się nim, wiem, jak bardzo życie dało ci po dupie. Spójrz mi w oczy. — poprosił, jednak ta tylko pociągnęła nosem. Nie poprosił już drugi raz, wsunął dwa palce pod jej podbródek i zmusił ją by spojrzała mu w oczy. — Żałujesz tego pocałunku? — spytał spokojnym tonem, jednocześnie utrzymując z nią kontakt wzrokowy. 
— Nie. — odpowiedziała krótko, ale szczerze. Nie żałowała żadnej milisekundy z tego pocałunku, bo już dawno nie przeżyła tak miłej pieszczoty. 
— To przestań płakać. Może wpadłaś Maćkowi w oko i jest zazdrosny, a wierz mi, że zazdrośni Grabowscy są nie do zniesienia. — na te słowa oboje się roześmiali lekko. Starł kciukami jej łzy i pocałował ją lekko w czoło. — Dopal sobie na spokojnie, a zaraz idziemy się ogarnąć i pozwiedzamy miasto, zgoda? — spytał, a kącik jego ust uniósł się do góry. 
— Zgoda. — powiedziała i zaciągnęła się ponownie papierosem. 
— I to mi się podoba Mordko. — pogłaskał jej włosy i bawił się bezmyślnie kosmykiem.
— Posiedzisz chwilę ze mną? — zapytała niepewnie brunetka spoglądając na niego spod wachlarza rzęs. 
— A co ja właśnie robię? Przecież siedzę i poczekam, aż skończysz. — zaśmiał się lekko i spojrzał w dal na miasto. — Zobacz na te zajebiste widoki, mamy cmentarz, możemy iść pozwiedzać. 
— Pojebało cię, tak? — zaśmiała się.
— Nie, chciałem cię tylko rozbawić, ale idziemy na zamek. Zamknę cię w jakiejś wieży jak nie przestaniesz mi płakać i postawię wściekłego Maćka na straży, to wierz mi lub nie, ale już cię wtedy nikt nie uratuje. — dziewczyna popatrzyła na niego jak na idiotę, jednak po chwili ciszy oboje parsknęli takim śmiechem, że było ich chyba słychać na całej Płońskiej.

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz