XCI

142 22 15
                                    

— Zagrał dla was zespół Quebonafide. — powiedział Kuba do mikrofonu i ukłonił się w stronę publiczności. Wziął kilka oddechów, a ogromny ogród pełen dzieciaków i dorosłych zaczął mu bić brawo. Zbił piątki z Krzychem i Moyesem, po czym zaczęli zbierać graty. Większość nastolatek podchodziła do nich prosząc o wspólne zdjęcia, autografy lub część z nich wyrażała swoje uwielbienie do jego twórczości. Kiedy zebrali sprzęt, najszybciej jak się dało, ruszył wzdłuż ogrodzenia, gdzie pod samym domem stała jego ukochana brunetka, z szklanką soku w ręce. Objął ją ramionami i zacisnął mocno w swych objęciach. — Zabierajmy się stąd, jak najszybciej, chcę już do domu, wziąć kąpiel i zająć się moją dziewczyną. — wyszeptał do jej ucha, po czym spojrzał w jej oczy. Od rana było już widać, że chłopak nie był pocieszony z przymusowego koncertu. Pomimo, że chłopaki zamieniali to w żart i śmiali się z tego, on czuł zdenerwowanie i zażenowanie. Zawsze miał wrażenie, że artyści, którzy dawali prywatne koncerty na ślubach, urodzinach lub innych okolicznościach, byli desperatami, potrzebującymi szybkiego zastrzyku gotówki. Nie był jakoś bardzo zmęczony fizycznie, ale psychicznie. 
— To już się zbieramy, przygotuję kąpiel z dużą ilością piany i bąbelkami. — powiedziała do niego i dała mu buziaka w skroń. 
— Jesteście parą? — usłyszeli za sobą głos jubilatki. 
— Nie, jestem tylko fanką, za którą nie może iść do więzienia. — powiedziała Elen z pełną premedytacją. Dziewczyna zmieszała się i odeszła na bok do swoich koleżanek. — Wścibski bachor... 
— Aaaa daj spokój, zmywajmy się stąd. — powiedział, kiedy zobaczył chłopaków wynoszących sprzęt. Ruszył za nimi, łapiąc dziewczynę za rękę. Ruszyli przez mieszkanie, jednak nie było im dane wyjść spokojnie. Na drodze spotkali policjanta. 
— Dziękuję za dotrzymanie słowa. — powiedział mężczyzna. 
— Nie ma za co, jesteśmy porządną firmą i skoro dał nam pan kredyt zaufania, to musieliśmy go spłacić. — Eleonora poczuła, jak dłoń Kuby zacisnęła się mocniej na jej dłoni. Już wiedziała, że wkurzał się coraz bardziej z każdą minutą. 
— Polecę pana znajomym. — powiedział z szerokim uśmiechem. 
—  Będzie mi niezmiernie miło, a teraz przepraszam, jadę jeszcze do studia nagraniowego. — powiedział i objął dziewczynę ramieniem, wychodząc z mieszkania i kierując się w stronę samochodu. Wpuścił najpierw dziewczynę do środka i zamknął za nią drzwi. Obszedł pojazd i wsiadł za kierownicę i za trzasnął drzwi, po czym krzyknął sfrustrowany. 
— Kuba... Spokojnie, zaraz to się skończy, znikniemy, tak? — dziewczyna nie czekając na nic wsunęła mu się bokiem na kolana i przytuliła go mocno do siebie. 
— Po prostu wkurwia mnie to, że mafia za nami goni, a ja muszę grać na jakiś kinderbalach. — mruknął i schował twarz w jej szyję. Westchnął cicho i wodził dłońmi po jej ciele. 
— Ruszaj do domu. — poprosiła.
— Nie jedziemy do domu. — odpowiedział jej i spojrzał w jej oczy. Wystraszyła się w pierwszym momencie, spodziewając się, że mieli już wyjechać w nieznane. Zmierzyła go uważnie wzrokiem i pogładziła jego twarz. 
— Dokąd zatem ruszamy? — spytała i zsunęła się nieco z kolan, całując i pieszcząc jego szyję. Czuła pod ustami, jak w pierwszej chwili spięte mięśnie, delikatnie się rozluźniały pod wpływem jej pieszczot. 
— Jedziemy do Ciechanowa. Tam też jest wanna, więc przygotowanie kąpieli cię nie minie. — zaśmiał się lekko i przymknął oczy, poddając się przyjemnym pocałunkom. Przesiadła się po chwili na swoje miejsce, a Kuba wyciągnął telefon. Napisał smsa do Nathaniela, który siedział w aucie za nimi i poinformował go o nagłej zmianie planów. Kazał mu podążać za nim, po czym odpalił lambo i ruszył w kierunku swojego rodzinnego miasta. 
— Będę tęsknic za Polską, tak mi się zdaję. — powiedziała brunetka, wyglądając przez szybę. Ogarniała wzrokiem witryny sklepowe, ludzi, którzy pędzili ulicami. 
— Szczerze? Jeśli poznasz mentalności osób, które mieszkają poza naszym krajem, zakochasz się. — powiedział z delikatnym uśmiechem. Położył dłoń na jej udzie i pogładził je. — Wiem, że możesz na początku tęsknić, czuć się nieswojo, ale poradzimy sobie. Pamiętaj, że nie będziesz tam sama, a ja zawsze będę stać obok. Z resztą nie tylko ja, jest jeszcze jeden wariat, który nie pozwoli ci krzywdy zrobić. — zacisnął nieco dłoń na jej ciele, a ona posłała mu ciepły uśmiech. 
— Takie obstawy mogą mi tylko pozazdrościć. — zaśmiała się nieco weselej. Zmierzyła Grabowskiego wzrokiem, dalej zdawał się być spięty, a w oczach miał złość i frustrację. Wyciągnęła z torebki gumkę do włosów i zaczęła zbierać luźne kosmyki, związując je z koczka. — Jak bardzo potrafisz się skupić? — zadane pytanie, szybko przyciągnęło jego uwagę. 
— Co masz na myśli dziewczyno? — zmrużył lekko oczy, próbując rozgryźć to, co siedziało jej w głowie. 
— Po prostu skup się na drodze... — jej cwany uśmiech, zdradzał jej niecny plan. Uklęknęła na fotelu, odpinając uprzednio pas. Przewiesiła się przez jego kolano, wsuwając się lekko pod jego ramieniem i dorwała się do jego spodni. Rozpięła rozporek i wysunęła z niego penisa. Szybko zaczęła poruszać dłonią, masując go, a końcówką wodziła po swoim języku. Usłyszała tylko jak Kuba jęknął, co było dla niej zielonym światłem. Poprawiła się, by leżeć bardziej płasko i wsunęła jego członka między rozchylone wargi. Poruszała szybko głową, a dłonią błądziła w jego spodniach, zaciskając w nich jajka. 
— Kurwa... — jęknął i poczuła, jak auto odbiło lekko na prawo i zaraz na lewo. 
— Powiedziałam ci, żebyś skupił się na drodze, bo przestanę. — zagroziła unosząc wzrok. 
— Nie, nie przestawaj, proszę... — uśmiechnęła się szeroko, bo błagający Kuba, był czymś zupełnie nowym. Nie mogła się oprzeć jego prośbie i szybko wróciła do robienia mu loda. Oplatała jego członka zwinnym językiem, to ssała go mocno, z całych sił, doprowadzając na szczyt. Poczuła jak zacisnął dłoń na jej głowie i docisnął ją mocno, czując, że zaraz tryśnie. Zwolnił nieco i wyjęczał głośno orgazm, a jego ciało opadło po chwili, dysząc lekko. Starał się skupiać na drodze na tyle, na ile potrafił, chociaż to, co zafundowała mu właśnie dziewczyna, zdawało się być milion razy lepsze. 
— Grzeczny chłopczyk. — powiedziała z cwanym uśmiechem i usiadła na swoje miejsce, ocierając kąciki ust. Czerpała dziką satysfakcję, że chłopak korzył się przed nią i tym razem to on prosił, by nie przestawała. Poprawiła się na siedzeniu i wyciągnęła ze schowka okulary przeciwsłoneczne, które wsunęła na nos. Siedziała uśmiechnięta i wróciła do wyglądania przez okno. Opuściła szybę i podłożyła dłonie pod brodę. Pozwoliła, by wiatr owiewał jej twarz, wyciągnęła dłoń, którą powoli unosiła do góry i na dół. Kuba, co jakiś czas zerkał na nią z szerokim uśmiechem. Uwielbiał to, że z seksownej kocicy, potrafiła przejść w tryb niewinnego dziecka, które czerpało radość z najprostszych rzeczy. Kochał ją na zabój i z każdym dniem uświadamiał samego siebie, że warto było przejść przez niebo i piekło, by być tutaj, teraz z nią. — Co się tak gapisz? Patrz na drogę, bo nas pozabijasz. — jej głos wyrwał go z zamyślenia. 
— Nie bój się, a nawet jeśli, to przynajmniej zginiemy razem nie? Najpiękniejsza śmierć... — puścił jej oko, a dziewczyna pokiwała na boki głową. 
— Jesteś niemożliwy, wiesz? Duży dzieciak. — powiedziała i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Kuba przyspieszył, pozwalając sobie na wrzucenie kolejnego biegu. Dziewczyna zerknęła w lusterko, widząc, że Nathaniel siedział im cały czas na ogonie. Zastanawiała się nad wyjazdem i tym, co powiedział Grabowski, że miała najlepszą ochronę na świecie. 


Po godzinie auto zatrzymało się na Płońskiej, a zaraz za ciemnoszarym lamborgihini, stanął czarny muscle car. 
— Na pewno nie będzie problemu, że jestem z wami. — zapytał Nath, po czym popatrzył po twarzach przyjaciół. Oboje uśmiechali się w nieco głupkowaty sposób. — Aha... Było ostro. — skwitował i zaśmiał się sam do siebie. 
— Jasne, że nie ma problemu, w salonie jest wygodna kanapa, może to nie wielkie łoże, ale na jedną, góra dwie noce, powinno ci starczyć. — odpowiedział Kuba, a na resztę stwierdzenia, uśmiechnął się tylko szerzej, jednocześnie utwierdzając Nathaniela w jego przekonaniu. — Zapraszam an górę. — dodał, wskazując na schody. Złapał Elen za rękę i splótł ich dłonie, ruszając z dziewczyną w stronę pierwszego piętra. Zadzwonił do drzwi i usłyszał zza nich głos matki, proszący o chwilę cierpliwości. Usłyszeli otwierający się zamek, po czym ujrzeli Elżbietę z szerokim uśmiechem na ustach. 
— Kubuś, Elen! — momentalnie rzuciła się na nich, ściskając ich mocno. Jak zawsze cieszyła się na widok syna i przyszłej synowej. Tuliła ich mocno do siebie, gładząc ich plecy. — Co za miła niespodzianka... Jakbym wiedziała, naszykowałabym obiad, ale nic straconego, zaraz skoczę do sklepu. — powiedziała uradowana. Uwielbiała gotować dla swoich dzieci. 
— Mamo to Nathaniel, prywatny ochroniarz, nie mówi po polsku, więc jak coś to ci wszystko przetłumaczymy. — uśmiechnął się szeroko. 
— Ela. — kobieta wyciągnęła dłoń w stronę postawnego mężczyzny. Kiedy ten ją uścisnął, szybko pociągnęła go do siebie i przytuliła mocno, tak jak i pozostałą dwójkę. Na twarzy ochroniarza pojawił się szeroki uśmiech i miłe zaskoczenie, nie spodziewał się tak przyjemnego powitania, bo uważał, że będzie tylko im zawadzać i był gotów, by pozostać w aucie. Elżbieta nie blefowała, kiedy tylko wpuściła dzieciaki do środka, szybko ubrała się i pognała do sklepu. 
— Petarda nie kobieta. — skwitował bodyguard, a reszta wybuchnęła śmiechem. 
— Poczekaj, aż zrobi sernik, będziesz błagać o dokładkę. — Elen poklepała go po ramieniu, po czym położyła się na kanapie, wyciągając przez mężczyznę nogi, a głowę wtuliła w udo Kuby. 
— Zmęczona? Czy chcesz powtórkę z auta? — zaśmiał się pod nosem. 
— O ile będziesz tak słodko prosił, bym nie przestawała, to jestem gotowa to powtórzyć. 
— Wiecie, że nie przerzuciliście się na swój pokręcony język i ja wszystko rozumiem? — jak jeden mąż spojrzeli się w jego kierunku i wybuchnęli śmiechem. — Kurdę, jak ja mam tak z wami spędzić kilka miesięcy, na niemal bezludnej wyspie, to kurwa... Dopiszcie mnie do tego klubu przyjaciół myszki Miki. — jego słowa spowodowały kolejną salwę śmiechu. Elen zdążyła nawet otrzeć z policzków kilka łez. 
— Wyższa geometria, chyba nie wchodzi w grę... — powiedział Kuba, a śmiech brunetki momentalnie ucichł. Podniosła się na wyprostowanych rękach. 
— Co? — spytała, jakby nie dowierzając w to, co usłyszała. 
— No przecież nie pozwolę, by inny facet cię... No wiesz. — powiedział po polsku, na co Nath przerzucił oczami, bo wiedział, że zbliżała się afera. Zawsze, kiedy przełączali język na ten nieznany mu, zwiastowało to burzę. 
— Chyba kpisz... Ty możesz się zabawiać z dwoma laskami i to jest totalnie okej, ale jakbym ja chciała z dwoma facetami to już nie? — prychnęła ze złością. Czuła się potraktowana niesprawiedliwie. 
— Chcesz zaprosić naszego ochroniarza do łóżka? — zapytał, spoglądając na nią zaskoczony jej reakcją. 
— Nie. Pierdol się sam Grabowski. — warknęła i wyszła z pokoju, chowając się w sypialni chłopaka. Rzuciła się na łóżko i wróciła wspomnieniami do chwil z Joanną. Tęskniła za dziewczyną i musiała w końcu z nią się skontaktować, by opowiedzieć jej o wszystkim, co ostatnia miało tutaj miejsce. Poinformować ją, że zniknie i żeby się nie martwiła, kiedy nie będzie z nią kontaktu. Westchnęła cicho i zgarniając nieco kołdry między nogi, podkuliła je. Ostatnie wydarzenia namieszały w jej głowie, czasami nie radziła sobie z emocjami i była tego jak najbardziej świadoma. Jeszcze tak wiele wyzwań przed nimi, a co jeśli znudzi się chłopakowi? Z zamyślenia wyrwał ją telefon, wibrujący w jej kieszeni. 
— Wayan? Czego chcesz? To nie najlepsza pora... — mruknęła do telefonu. 
— Wiem, że wyjechaliście z miasta, wyrwij się nocą, chcę pogadać. W sumie to musimy pogadać, ale nie chcę, by ktokolwiek z chłopaków wiedział. Wybierz miejsce i godzinę, a zjawię się tam. — nie czekając na odpowiedź rozłączył się. 

GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz