Rozdział 84. Sala

54 7 0
                                    

/Gabriel/

Gdy wstałem rano zaraz po posiłku, nakarmienia synka jak i przebrania nas obu pojechałem z Wiktorem do pracy. Beniamin dał mi dziś wolne więc Wiki poczeka w bazie do chwili aż dowiem się jak z panem Crowley'em i jego mężem. Zaraz po wejściu na SOR rozejrzałem się. Widząc panią doktor podszedłem do niej.

-Pani doktor co z panem Crowley'em i jego mężem jak i dzieckiem?- Zadałem pytanie przyglądając doktor Ogrodnik.

-Pan, że tak powiem wąż wyszedł prawie bez szwanku. Nie mogę powiedzieć jednak o tym samym w przypadku jego męża. Pan Aziraphale jest w ciężkim stanie. Na szczęście ciąży nic nie zagraża.- Powiedziała lekarka pokazując mi kartę pana Aziraphale'a. Spoglądając na zdjęcie USG zauważyłem coś co przypominało małe skrzydełka jakby te dziecko samo siebie chroniło. Jednak ten widok nieco przypominało mi sytuację gdzie ponoć anioł stróż czuwał nad ciążą młodej kobiety. Przejrzałem dodatkowo wyniki partnera Crowley'a. Faktycznie sprawa była dość poważna. Miał poważny uraz głowy. Znałem skutki czegoś takiego. Albo człowiek zostaje cholerną rośliną albo zostaje workiem na organy jeśli dochodzi do śmierci mózgu. Westchnąłem cicho. Jednak nie rozumiałem o co kobiecie chodzi z wężem. Po dowiedzeniu się gdzie opiekun mojego synka leży od razu się tam udałem. Zaraz po wejściu zauważyłem jak rudowłosy stara się odczepić kroplówkę. Podszedłem do mężczyzny i usiadłem na krześle.

-Co z nimi? Żyją? Nic im nie jest? Lekarka nie chce mi nic powiedzieć.- Mówił zdenerwowany mężczyzna. Gdy tylko na mnie popatrzył zrozumiałem słowa lekarki. Miał oczy jak prawdziwy wąż.

-Mały jest na szczęście cały. Ale USG pokazało, że ktoś nad tym malcem czuwa.- Mówiąc to podałem mu zdjęcie badania. Patrzył się w nie jak w jakiś obraz.- Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o twoim partnerze.- Po moich słowach popatrzył na mnie.- Sprawa jest dość poważna. Miał poważny uraz głowy przez co go operowali. Jest w śpiączce farmakologicznej. Teraz trzeba mieć nadzieję aby się wybudził. W najgorszym wypadku on... Może zostać... Mówiąc szczerze żywym inkubatorem, a potem workiem na organy.- Powiedziałem przyglądając się mu. Jego oczy wręcz płonęły wściekłością. Nie wiem tylko czy to przez moje słowa czy obrażenia męża.

-Zabierz mnie do niego.- Wręcz warkną. Wstałem z krzesła i pomogłem mu wstać. Oboje opuściliśmy salę po czym udaliśmy się milcząc na OIOM. Będąc przy drzwiach podałem mężczyźnie fartuch ochronny. Bez słowa go założył po czym wszedł do sali.

/Crowley/

Zaraz po wejściu do sali zamknąłem za sobą drzwi. Poprawiłem nałożony na siebie fartuch. Następnie podszedłem do swojego aniołka i usiadłem przy nim. Wyglądał okropnie. Miał wiele opatrunków. Przede wszystkim to na twarzy, rękach i klatce piersiowej. Jego głowa wręcz od czubka do czoła była zabandażowana. Domyśliłem się, że to przez operację. Złapałem jego dłoń owiniętą bandażem i gładziłem ostrożnie. Nachyliłem się i zacząłem składać na ręce pocałunki.

-Mój biedny aniele. Zabije tego kto doprowadził do tego wypadku.- Powiedziałem przyglądając się ukochanemu. Spojrzałem na jego okrągły brzuch. Przytuliłem się do niego dając ucho na brzuch. Moje pochodzenie przydało się na coś. Doskonale słyszałem bicie serca malucha. Przymknąłem oczy i zacząłem nucić melodie jakie nucę Wiktorowi by ten pospał. Wiedziałem, że będę musiał się nim zająć gdy opuszczę szpital. Na myśl by zostawić ich samych... Przyprawiała mnie o złe scenariusze. Wiele groźnych sytuacji jakie mogą się zdarzyć w czasie mojej nieobecności. Czując jak mały się porusza mimo, że nie było tego widać przytuliłem się okrywając szczelnie brzuch. Gdybym miał możliwość zamieniłbym się w węża owinąłbym się wokół niego szczelnie.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz