Rozdział 95. Coś niedobrego.

53 6 2
                                    

/Gabriel/

Minęło trochę czasu od urodzin Wiktora. Mój synek czeka niecierpliwie na urodziny kolejnego dzieciaka w naszej ratowniczej rodziny. W końcu dwa dni temu Eden miał swoje urodziny. Niestety. Od paru dni z Wiktorkiem coś się złego dzieje. Mnie jak i resztę bardzo to martwi. Aziraphale nawet próbował z nim porozmawiać ale Wiki upiera się, że to nic. W dodatku dziś w nocy obudził mnie. Kuba akurat miał nocny dyżur. Kiedy spojrzałem na synka widziałem jak stoi zapłakany koło łóżka. A kiedy poszedłem z nim do pokoiku praktycznie większa część jego łóżeczka była mokra od jego moczu. Mój maluszek przepraszał mnie w kółko za to. Ja jednak starałem się go uspokoić mówiąc, że to nie jest jego wina. Na szczęście uspokoił się i zaraz po przebraniu go i częściowym wyczyszczeniu łóżka poszliśmy spać. Na wszelki wypadek nałożyłem mu pielucho majtki które miałem zanieść jutro do szpitala dla pary której syn się moczy. Jednak tym razem Wiktor spał przytulony do mnie w sypialni co skutkowało przespaniem reszty nocy. Obecnie szykowałem się z synkiem do wyjścia. Gdy wychodziliśmy minęliśmy się z Kubą. Szybko się przywitaliśmy i poszliśmy z Wiktorem. Całą drogę trzymał mnie za rękę. Po kilku minutach weszliśmy na teren przedszkola. Weszliśmy do szatni gdzie w jego szafeczce zostawiłem kurtkę, czapkę, szalik, a buciki zamieniłem na butki który nosił na sali zabaw. Kiedy szliśmy do sali z jego grupą czułem jak chowa się za mną. Szczególnie jak weszliśmy do sali. Przywitałem się po czym kucnąłem przed Wikim. Patrzył zestresowany. Pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czoło nim wyszedłem. Martwiłem się coraz bardziej. Stanąłem słysząc za sobą wołanie. Kiedy się odwróciłem zauważyłem dziewczynę która do mnie odbiegła.

-A no tak pewnie mnie nie poznajesz. Samanta Gajda. Chodziliśmy razem do szkoły.- Powiedziała zdyszana. Teraz gdy się przedstawiła zrozumiałem kim jest. Zaczęliśmy oboje rozmawiać. Od słowa do słowa doszliśmy na temat naszych rodzin. Dowiedziałem się, że ma męża i małą córkę.- A ty? Masz kogoś?- Zapytała się przyglądając się mi.

-Tak. Mam męża. Oboje pracujemy jako ratownicy medyczni. Mamy biologicznego synka. Ma pięć lat. Nazywa się Wiktor.- Powiedziałem na co ta nagle zaczęła się mnie wypytywać czy to nie przypadkiem naszego syna chcieli odebrać siłą. Cóż jednak uniknąłem opowiedzenie tego, ponieważ śpieszyłem się do pracy. Zaraz po wejściu przebrałem się. Następnie usiadłem koło Britney. Zaczęliśmy wszyscy rozmawiać. Moi przyjaciele zmartwili się na informację, że Wiki zmoczył się. Jednak w pewnej chwili dostaliśmy wezwanie.

/Beniamin/

Piłem kawę gdy Nowy był na wezwaniu. W pewnej chwili zaczął dzwonić jego telefon który zapomniał wziąć ze sobą. Wziąłem go i sprawdziłem kto dzwonił. Dzwoniła przedszkolanka Wiktorka. Nie czekając na nic odebrałem.

-Panie Gabrielu przepraszam, że przeszkadzam ale... A-Ale Wiktor... B-Boże nie wiem co powiedzieć.- Mówiła spanikowana. Spojrzałem na tablet. Pojawił się na nim adres gdzie Wiktor chodzi do przedszkola. Pisało, że dziecko wpadło w atak paniki. Rozłączyłem się i zacząłem biec po drodze wzywając swój zespół. Wręcz szybko pojechałem ze Zdzisiem i Basią do przedszkola. Kiedy weszliśmy do sali grupy Wiktora widziałem jak ten siedzi skulony w kącie. Płakał strasznie. W dodatku krzyczał gdy któraś przedszkolanka starała się go dotknąć. Podszedłem z zespołem i kucnąłem przed małym. Z bliska widziałem jego całkiem przemoczone spodnie.

-Hej Wiktor spójrz na mnie.- Powiedziałem spokojnie na co ten spojrzał zapłakany.- Już dobrze. Nic ci nie grozi.- Powiedziałem łapiąc go ostrożnie za rączkę.- Wujek Zdzisław i ciocia Basia zbadają cię ok? Jak będziemy jechać do szpitala zadzwonię do twoich rodziców.- Powiedziałem na co ten kiwną głową. Widziałem jak drżał. Odszedłem z przedszkolankami na drugą stronę sali i szeptem z nimi rozmawiałem. Dowiedziałem się, że Wiktor nagle zaczął się szamotać i płakać. Mówiły jeszcze o dusznościach. Postanowiłem by zabrać go do szpitala. W czasie drogi pisałem SMSy na naszej grupie na Messengerze. Było to szybsze. Nie chciałem mówić na głos. Szczególnie gdy Wiktor zmęczony płaczem usną w czasie drogi. Basia głaskała go po włoskach, a kiedy się kręcił szeptała by spał dalej.

&

Jeszcze pięć rozdziałów i dojdziemy do SETNEGO rozdziału tej wspaniałej historii! Hip, hip, hura! Możecie zgadywać dlaczego Wiktorek miał atak paniki i co może być według was powodem.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz