Rozdział 91. Bal.

49 8 2
                                    

/Gabriel/

Czas minął bardzo szybko. Niedawno były narodziny Edena, a dziś już oboje są już nieco starsi. Wiktor ma obecnie cztery latka, a Eden jest od niego o rok młodszy. Jednak oba smyki często się ze sobą bawią. W tegoroczne wakacje razem z rodziną i rodziną Edena pojechaliśmy na tydzień do Londynu. Było cudownie. Zjedliśmy obiad w ulubionej restauracji Aziraphale'a i zobaczyliśmy jego księgarnie. Ale maluchy najbardziej raczej cieszył spacer po parku gdzie małe kaczki dreptały za nimi ciągle, a nawet jedna miała przejażdżkę w wózku Edena. Każda magiczna chwila naszych pociech była udokumentowana filmami, zdjęciami lub wpisami do kroniki. Obecnie pomagałem ubrać synkowi strój anioła z pomocą Crowley'a. To właśnie z nim idę na bal karnawałowy do przedszkola mojego synka. Oczywiście z nami będzie też Eden. Nasze maluchy wielkimi krokami czekały na święta. Wiktor ciągle traktował Crowley'a i Aziraphale'a jak przybrane wujostwo. Spojrzałem na zegarek kiedy zbliżała się powoli piętnasta. Dzisiejsza impreza miała być jako rozpoczęcie ferii świątecznych. Kiedy smyki były ubrane ubraliśmy im ciepłe ubrania po czym opuściliśmy nasz dom. Kiedy wsiedliśmy do czarnego bentleya wyruszyliśmy w drogę.

-Tato, tato wiesz kim jestem?- Zapytał się Wiki machając przy tym łapkami na których miał rękawiczki bez palców jakby były całe umazane w farbie. Odwróciłem się do chłopców kiedy Eden bawił się zabawkowymi widłami.- Jestem archaniołem Raphaelem. Wujek Crowley mówi, że Raphael był aniołkiem nim poszedł do diabełków. Mówił też, że miał sześć skrzydeł co powodowało, że był lepszy od innych archaniołów.- Powiedział z uśmiechem mój skarb na co oboje krzyknęli zadowoleni. Będąc na miejscu poszliśmy z chłopcami do przedszkola. Zostawiliśmy w szatni ubrania i razem z dziećmi poszliśmy na dużą sale. W celach bezpieczeństwa Crowley pilnował wideł. Cudownie było patrzeć jak dzieciaki się bawią. Robiliśmy zdjęcia i nagrania które postanowiłem pokazać później przyjaciołom i mężowi. Patrząc na dzieciaki jadłem kilka smakołyków przy rozłożonych stolikach gdzie było wiele smakołyków. W pewnej chwili podbiegli do nas chłopcy. Zmęczeni zabawą daliśmy im owocowe napoje do picia. Cała impreza trwała do osiemnastej. Wszystkie dzieci miały ze swoją konkretną grupą zdjęcie z Mikołajem. Kiedy zdjęcia grupowe się zakończyły zeszliśmy wszyscy na dół gdzie miały się odbyć oddzielne zdjęcia gdzie dany szkrab siedzi na kolanie Mikołaja. Wiktor nie mógł się doczekać swojej kolej.

-Wiktor Szczęsny.- Powiedziała wychowawczyni grupy Wiktorka na co ten podbiegł zadowolony.

-Ho, ho, ho... Kogo ja widzę. Anioł bawiący się w tęczy? Za kogo się przebrałeś i jak się nazywasz?- Zapytał się mężczyzna biorąc mojego szczęśliwego syna na kolano.

-Jestem Wiktor Szczęsny. Przebrałem się za archanioła Raphaela twórcę gwiazd, galaktyki i konstelacji.- Powiedział uradowany Wiktor nie przestający się uśmiechać. Widząc jego w takim szczęściu było dla mnie przepięknym widokiem.

-A powiedz mi drogi archaniołku... Gdzie twoja mamusia i tatuś?- Zapytał się Mikołaj na co mój syn pokazał na mnie. Pomachałem do nich z uśmiechem.

-Tam jest mój tatuś i wujek Crowley z moim kolegą Edenem. Mój drugi tata jest w pracy.- Odparł uradowany. Twarz Mikołaja momentalnie zmieniła się, a atmosfera stała się napięta. Po zachowaniu Crowley'a widziałem, że zaraz będzie coś złego. Niestety nie myliłem się. Mikołaj odstawił mojego syna na podłogę i wytrzepał kolano jakby go wybrudził.

-Niestety nie mam dla ciebie prezentu. Te są dla innych dzieci.- Powiedział przebieraniec pokazując na prezenty i na innych wychowanków placówki. Wiki zaczął płakać. Kiedy do mnie biegł szybko kucnąłem i przytuliłem go do siebie.

-Głupi pan dupek.- Powiedział Eden który następnie mocno kopną przebierańca w nogę i podbiegł do nas. Mężczyzna chciał go złapać lecz Crowley był sprawniejszy i wykręcił mu rękę.

-Masz człowieku farta, że nie chce tu przeklinać przy dzieciach.- Powiedział wściekle i pchnął mężczyznę tak, że wywrócił się wpadając w choinkę razem z krzesłem. Ojciec Edena wziął dwie torby z prezentami i zaczął iść do nas. Po drodze zaczepiła go dyrektorka ośrodka.- Kobieto należy się nam zadośćuczynienie. Przez tego gbura Wiktor płacze.- Warkną po czym do nas przyszedł. Kiedy tylko ubraliśmy kurtki wróciliśmy bentleyem do domu. Gdy dzieci odpakowywały torby oglądając przy tym starą wersję Toma i Jerry'ego ja z Crowley'em patrzyliśmy na nich z kuchni On miał w szklance whisky, a ja w lampce miałem trochę wina. Nie chciałem teraz tutaj rozmawiać o tym. Wiktorek i tak bardzo to przeżył. Liczyłem, że będzie o wiele lepiej w przyszłym roku. Bolało mnie to, że nie poinformowali tego człowieka o tym, że Wiktor jest z rodziny LGBT. Ale pocieszał mnie fakt, że za niedługo święta i urodziny Wiktora.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz