/Gabriel/
Byłem strasznie zdenerwowany po tych nie udanych próbach. Zacząłem mieć obawy, że Kuba jednak miał rację w kwestii wynajęcia niani która pomogła by opiekować się Wikim. Wytarłem twarz czując jak serce bije mi w klatce jak szalone. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wziąłem głęboki wdech po czym wydech. Udałem się do drzwi po czym otworzyłem je. Za nimi widziałem mężczyznę. Był ubrany na czarno, a jego oczy były zasłonięte przez przeciwsłoneczne okulary. Dodatkowo posiadał rude włosy.
-Dzień dobry. Anthony J. Crowley. Przyszedłem w sprawie ogłoszenia.- Powiedział po czym pokazał mi wydrukowaną kartkę ze zdjęciem ogłoszenia. Nie byłem pewien czy wpuszczać mężczyznę. Ale był ostatnią moją deską ratunku.
-Zapraszam.- Powiedziałem wypuszczając mężczyznę. Będąc nieco spokojnym usiedliśmy oboje do stołu.- Przepraszam, że widzi mnie pan w tym stanie ale miałem już kilka kilka nie udanych spotkań. Proszę mi powiedzieć panie Anthony... Jakie ma pan doświadczenie z dziećmi? Słyszę po akcencie, że pan nie jest Polakiem.- Powiedziałem przyglądając się mężczyźnie.
-Spokojnie proszę pana. Rozumiem to. Mówiąc szczerze wiele osób nazywa mnie Crowley. Jeśli chodzi o moje doświadczenie z dziećmi mam je duże. Mój bliski przyjaciel od zawsze mówił, że mam rękę do dzieci. Co do mojego akcentu no to szczerze mówiąc nie jestem stąd. Od kąt pamiętam podróżowałem po świecie. Zwiedziłem wręcz cały świat.- Powiedział spokojnie przyglądając się mi nie zdejmując okularów.
-Rozumiem. Co do opieki nad dziećmi to w jakim były one wieku i jaką miały płeć?- Zapytałem się przyglądając się mężczyźnie.
-Dziećmi jakimi się zajmowałem były nawet od ich samych narodzin. Były to mieszane grupki. Chłopcy i dziewczynki. Największa grupka liczyła dziewiętnaście dzieci. Gdy zajmowałem się najmłodszymi wydawałem polecenia najstarszym. Przykładowo dwie osoby miały posprzątać zabawki z podłogi, trójka miała posprzątać po śniadaniu, a kolejna pozmywać naczynia. Czasem też pomagaliśmy sobie nawzajem gdy było trzeba przewinąć malucha. Innym słowem w nagrodę dawałem im po jakiejś czekoladzie ale tylko za zgodą rodziców. Jeśli się nie zgadzali na słodycze dzieciaki dostawały w nagrodę po jednym opakowaniu naklejek. Jednak licząc iloma dziećmi się opiekowałem to było ich dość sporo. Nawet chyba sto lub nawet więcej ich było.- Powiedział rudowłosy na końcu wypowiedzi śmiejąc się delikatnie. To co powiedział mężczyzna mnie bardzo zaskoczyło. Mając taką dużą grupę dzieci pod opieką musiał wiele ustalić z dzieciakami jak i rodzicami.
-Jestem bardzo zaskoczony taką ilością dzieci. Proszę mi zaproponować przykładowy plan dnia dla półrocznego chłopca wymieniając również przykładowe zabawy.- Powiedziałem patrząc na niego. Modliłem się by ten człowiek był strzałem w sam środek tarczy.
-Na pewno gdyby było głodne dałbym mu jedzenie które by pan przygotował. Wcześniej wolałbym jednak wiedzieć czy pana syn jest alergikiem. Wiadome jest, że czasem po pewnym czasie okazuje się, że dziecko ma alergie na jakiś produkt. Po posiłku mógłbym pobawić się z nim jego zabawkami. Jeśli ma on pacynki to malec by siedział w bujaczku lub krzesełku, a ja bym mu zrobił małe przedstawienie. Oczywiście bajki też bym czytał. Ważne by dziecko w tym wieku rozwijało się w końcu taki szkrab jest bardzo ciekawy świata. Wiem, że w międzyczasie była by potrzeba zmienienia pieluchy jak i ubranek więc z tym nie było by problemu. Podobnie by było z usypianiem malucha.- Powiedział pan Crowley, a jego odpowiedź mnie zadowoliła. Miałem nadzieję, że jest przeciwko bicia dzieci.
-Dobrze. Na szczęście Wiktor nie ma żadnych alergii. Co by pan zrobił gdyby malec przez przypadek ściągnął obrus ze stołu, a stojąca na nim szklanka by poraniła go po rozbiciu się? Zastosowałby pan w takiej sytuacji karę?- Zapytałem przyglądając się mu i oczekując odpowiedzi mężczyzny. Jego twarz przybrała lekki szok na kwestie kary.
-Mam nadzieję, że do czegoś takiego by nie doszło ale nikt nie wie co będzie jutro. Na początku starałbym się maleństwo uspokoić. Jeśli rana wyglądała by groźnie lub nie wyglądała by tak to tak czy siak zabrałbym go do szpitala. U dzieci w takim wieku urazy po jakimś wypadku mogą pojawić się szybko lub z opóźnieniem. Oczywiście zadzwoniłbym do pana. Jednak w drodze telefon byłby na głośno mówiącym więc skupienie na drodze.- Powiedział z lekkim uśmiechem.- Co do kwestii kar to wolałbym mieć obie ręce odcięte niż podnieść na niewinne dziecko rękę. Nie rozumiem kompletnie ludzi którzy bez emocji na takich spotkaniach mówią, że są za karaniem dzieci.- Dodał. Zadowolił mnie swoimi odpowiedziami. Już chciałem zadać kolejne pytanie lecz mój telefon się odezwał.
-Przepraszam na chwilkę.- Powiedziałem i udałem się do kuchni. Odebrałem połączenie od Beniamina. Rozmawiając byłem pewien, że ten wręcz mnie błaga bym przyjechał. Postanowiłem nie czekać. Kiedy rozłączyłem się wróciłem do pana Crowley'a. Widziałem jak Wiktor patrzy się na mężczyznę z zainteresowaniem.- Bardzo pana przepraszam. Dostałem pilny telefon i muszę pojechać do pracy. Czy dałby pan radę dzisiaj mieć swój dzień próbny?- Zapytałem się na co mężczyzna uśmiechnął się.
-Nie ma żadnego problemu proszę pana. Wszystko będzie w porządku. Zapewniam pana na sto procent.- Powiedział pan Crowley.- Ale najważniejsze to chciałbym wiedzieć gdzie się co znajduje.- Powiedział mężczyzna na co ja podszedłem z nim do kuchni. Gdy pokazałem mu gdzie co może znaleźć i gdzie znajduje się pokoik małego zabrałem potrzebne rzeczy po czym pożegnałem Wikusia całusem w czoło. Następnie pojechałem swoim rowerem do bazy. Po dotarciu do niej przywitałem się ze wszystkimi którzy byli po czym się przebrałem. Niestety nie zdążyłem wyjaśnić przyjaciołom dlaczego nie ma ze mną Wikusia z powodu wezwania.
CZYTASZ
Kim jestem?
أدب المراهقينGabriel Nowak to młody ratownik pracujący w pogotowiu ratunkowym. Od wielu lat nosi pseudonim Nowy. Lecz od pewnego czasu stara się zaakceptować fakt ponownej straty swojej ukochanej, Zofii Banach. Córki żywej legendy ratownictwa medycznego, Wiktora...