/Crowley/
Minęło siedem tygodni. Pieprzonych siedem tygodni od kiedy miałem z moim aniołem ten cholerny wypadek. Ja wręcz po dwóch dniach mogłem wyjść ale zostałem przy nich. Od tamtego czasu się Aziraphale dalej się nie wybudza. Lekarze gadają, że potrzeba mu czasu ale ja im nie wierze. Uspokaja mnie jedynie czucie ruchów naszego dziecka. Rodzice Wiktora pozwolili mi zrobić przerwę od pracy. Na myśl, że mogę zostać sam mam ochotę wypić wodę święconą. Jednak wtedy bym osierocił te maleństwo które jest częścią Aziraphale'a. Właśnie czytałem mu kolejny rozdział książki. Tym razem padło na czwartą część serii o miłości wampira i człowieka. Słysząc ciche pukanie przerwałem czytanie i spojrzałem. Przed drzwiami stał ten cały Strzelecki. Skinąłem głową, że może wejść co następnie mężczyzna uczynił.
-Nowy ciebie prosi. To ważna sprawa.- Powiedział na co cicho westchnąłem. Słyszałem w jego głosie zdenerwowanie. Wziąłem z szafki nocnej ołówek którym zaznaczyłem gdzie zakończyłem jak i dałem zakładkę. Nachyliłem się i złożyłem na czole męża pocałunek.
-Niebawem wrócę aniołku.- Wyszeptałem po czym pogładziłem jego brzuch przez kołdrę.- A ty Eden bądź grzeczny.- Dodałem po czym zakładając okulary wyszedłem z mężczyzną z sali. Zacząłem iść z ratownikiem. W jego zachowaniu wyczułem, że coś się stało nie dobrego.
-Więc... Postanowiliście dać dziecku imię Eden.- Zagadał do mnie po drodze ratownik na co ja w odpowiedzi skinąłem lekko głową.
-Można by powiedzieć, że dla nas miejsce gdzie się poznaliśmy było właśnie prawie jak ten cały... Raj.- Powiedziałem patrząc na swoje stopy. Kiedy wyszedłem ze szpitala poszedłem do bazy. Zignorowałem stojący radiowóz. Zaraz po wejściu do ich bazy byłem w niewielkim szoku. Gabriel był przytulany przez męża. Płakał gdy jego mąż patrzył wściekłym wzrokiem na policjanta. Kiedy ten niby dobry człowiek na mnie spojrzał zabrał mnie do pomieszczenia na górze. Wrzeszczałem i szarpałem się. Ostatecznie wrzucił mnie do pomieszczenia na podłogę.
-Gdzie pan był dzisiaj o godzinie siódmej czterdzieści?- Zatknął policjant. Zacisnąłem zęby wstając.
-U swojego męża bęcwale. Od jebanych siedmiu tygodni tam leży po cholernym wypadku!- Wrzasnąłem wściekle.
-To jak pan wyjaśni porwanie syna tych... Pedałów?- To jak się odniósł do nich zadziałała na mnie jak jakaś pierdolona klatka. Jednak kiedy wspomniał o Wiktorze... Klatka stała się czerwoną płachtą. Złapałem typa i przygwoździłem go do ściany. Czułem pojawiające się na mojej twarzy i szyi łuski, a moje zęby przemieniały się w kły. Powąchałem jego rękaw. Warknąłem i rzuciłem nim o podłogę. Chciałem nie tylko tego "miłego" psa zajebać jako wąż. Ale też pieprzone gnoje z góry. Spojrzałem gdy policjant wybiegł. Zaśmiałem się gdy ten zjebał się ze schodów. Zszedłem po nich powoli chowając kły i łuski.- Demon! Demon! Wezwijcie księdza!- Krzyczał mężczyzna. Popatrzyłem na niego z pogardą.
-Operacja sprawiła u mnie wężowe oczy. To nie jest żaden dowód, że jestem kumplem tych z dołu. A teraz wychodzę. Skoro chodzi o Wiktora muszę go poszukać.- Powiedziałem mijając przerażonego glinę.- Ale wolałbym by ktoś pilnował Aziraphale'a. W czasie mojej nieobecności.- Dodałem i wyszedłem. Udałem się do swojego aniołka i pocałowałem go.- Moje gwiazdki... Muszę poszukać Wiktora. Ale obiecuje wrócę.- Wyszeptałem i zdjąłem chustę którą nosiłem na szyi. Owinąłem nią szyje mojego anioła ostrożnie. Następnie wyszedłem.
/Basia/
Od wyjścia opiekuna Wikiego minęły chyba z trzy godziny. Wszyscy się martwiliśmy co dzieje się z tym maluszkiem. W dodatku kwestia, że Crowley jest demonem okazała się fałszywa. Ten policjant był pod wpływem narkotyków. Siedziałam z Kubą w bistro kiedy Gabryś spał w bazie. Spojrzałam po dostaniu wiadomości od Martyny.
-Partner Crowley'a się wybudził.- Na moje słowa Kuba wydawał się być jakby spokojniejszy. Jednak wiedziałam co czuje. Oboje wiemy jaki to lęk gdy twoja jedyna pociecha znika bez śladu. Po dopiciu kawy zaczęliśmy iść. Jednak będąc niedaleko bazy zauważyliśmy pana Crowley'a. Nie miał okularów, a jego ubranie było porwane. Dodatkowo trzymał coś w rękach chroniąc to. Zaczęliśmy biec kiedy upadał. Mężczyzna upadł na plecy starając się aby temu co trzymał nic się nie stało. Słysząc głośny płacz sparaliżowało nas. To był Wiktor. Płakał w nieco zakrwawionym kocyku mając ranę na policzku. Wzięłam dziecko jak tylko zawołałam pozostałych.
![](https://img.wattpad.com/cover/290841802-288-k286897.jpg)
CZYTASZ
Kim jestem?
Novela JuvenilGabriel Nowak to młody ratownik pracujący w pogotowiu ratunkowym. Od wielu lat nosi pseudonim Nowy. Lecz od pewnego czasu stara się zaakceptować fakt ponownej straty swojej ukochanej, Zofii Banach. Córki żywej legendy ratownictwa medycznego, Wiktora...