Przez następne dwa dni była praktycznie nieprzytomna i były one dla niej dosłownym przykładem wyjęcia określonego czasu z życia. Maraton podczas ulewy i przemoknięcie skończyło się wysoką temperaturą, kaszlem niemalże wyrywającym płuca przez gardło, cieknącym nosem i boleścią każdego dostępnego mięśnia. Pierwszego dnia jeszcze jakoś doczołgała się do lekarza, co prawda taksówką, ale potrzebowała przecież zwolnienia do pracy, z powodu którego miała wyrzuty sumienia, lecz nie mogła inaczej. Nie nadawała się do tego, by opuszczać łóżko. Dowodem na to było to, że jak już się w nim znalazła po pierwszej dawce leków, kupionych w przyległej do przychodni apteki, to przez kolejne dni była w stanie wyjść z niego tylko, żeby dostać się do łazienki, czego i tak nie robiła zbyt często, bo większość czasu przespała. Może to i lepiej, bo kiedy nie spała, jej marzeniem było to, żeby znów zasnąć i nie czuć się tak beznadziejnie, jak się czuła. Dobrze, że nie mieszkała sama, bo przynajmniej miał się nią kto zająć. Choć przynoszone przez Helenę herbaty nie zawsze były wypijane, a rosół którego jej ugotowała nie chciał przechodzić przez spuchnięte i bolące gardło i chyba niewiele go ostatecznie zjadała. Ale przynajmniej ktoś w nią wciskał lekarstwa, sprzątał i przynosił chusteczki, zrobił okład, kiedy walczyła z temperaturą. Zastanawiała się nawet, czy kuzynka nie minęła się z powołaniem i nie powinna zostać jednak pielęgniarką. Jej przemyślenia jednak, najwyraźniej wyrażone na głos, kuzynka skwitowała tylko tym, że zdecydowanie się do tego nie nadawała, bo nie miała cierpliwości i odpowiedniego temperamentu. Nie wiedziała, czy to prawda, szczególnie że tak naprawdę niewiele do niej w tamtym okresie docierało.
Kiedy obudziła się trzeciego dnia, nos nadal miała zatkany, a gardło bolało, nawet gdy nie przełykała śliny. Czuła się ociężała, ale mniej obolała i wydawało jej się, że nie miała gorączki. Leżała przez chwilę, przeklinając swój los, ale jednocześnie odczuwając ulgę, że najwyraźniej po dwóch dniach wreszcie zaczynała czuć się lepiej. Chyba pierwszy raz od dwóch dni czuła, że jej myślenie wreszcie zaczynało funkcjonować, choć poczucie, że przez ostatnie dni jej życie wyglądało tak, jakby w ogóle nie używała głowy wywoływało w niej dziwne napięcie i od razu zaczynała myśleć, że to przecież niemożliwe. Z jakiegoś powodu jednak prawie nie pamiętała tych dwóch dni, a jedynym co potrafiła przywołać w pamięci, był widok miski z rosołem i poszukiwanie chusteczek oraz mętne zdania wypowiadane przez nią lub Helenę i wyrwane z kontekstu. Pamiętała między innymi, że chciała napisać do Jimina, bo przecież nie mogła się przestać do niego tak z dnia na dzień odzywać i gdzieś jej to przez głowę jednak przeszło, ale nie wiedziała, czy w końcu to zrobiła, czy to były tylko jej przemyślenia, czy też może mówiła to do Heleny.
Myśl o tym, że przez dwa dni mógł nie mieć z nią żadnego kontaktu, a w najlepszym wypadku, że otrzymał od niej jakąś bezsensowną wiadomość poraziła ją w tamtej chwili na tyle, że ruszyła swoim obolałym i zesztywniałym ciałem i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu telefonu. Na szczęście standardowo leżał pod poduszką i zaraz po odblokowaniu, weszła w ich rozmowy, by przyjrzeć się, jak wyglądały i na czym się skończyły.
Paula: Czuję się koszmarnie... Jadę do lekarza...
Nie pamiętała, że wysyłała taką wiadomość, co tylko świadczyło o tym, że dwa dni temu naprawdę była żywym trupem. Powinna przecież coś takiego pamiętać.
Jimin❣: Czyli jednak się rozchorowałaś? Mam nadzieję, że jednak nie będzie tak źle...
Jimin❣: Już po wizycie? Co powiedział lekarz?
Jimin❣: ???
Jimin❣: Biedna, nawet nie odczytałaś żadnej wiadomości... Pewnie śpisz..? Mam nadzieję, że niedługo poczujesz się lepiej...
CZYTASZ
DESPITE THE DISTANCE/ PARK JIMIN [skończone]
FanfictionOn: Park Jimin, członek najpopularniejszego na świecie zespołu kpopowego. Napisał urzeczony głosem dziewczyny z nagrania. Ona: Paula, studentka koreanistyki. Nie ma pojęcia, że osobą, z którą nawiązała relację przez internet, jest sam Park Jimin. On...