~54~

832 43 10
                                    

Miała najszczerszą ochotę płakać i wcale nie pomagała jej myśl, że gdyby faktycznie nie wytrzymała i zaczęła, nikt z mijających ją przechodniów nie zauważyłby tego, bo łzy byłyby niedostrzegalne wśród kropli deszczu mączących jej twarz, a poza tym wszyscy byli w takim samym pośpiechu jak ona. Tego dnia wszystko, absolutnie wszystko, było nie tak i układało się w najgorszy możliwy sposób. Zaczęło się od tego, że zaspała rano i miała mniej czasu na ogarnięcie się przed pracą, co skończyło się tym, że zapomniała parasolki i portfela oraz nie miała czasu przyszykować sobie niczego do jedzenia. W związku z brakiem portfela, jadąc do pracy i z powrotem ryzykowała mandatem, co już ją niepokoiło dość mocno, ale łącząc ten element z brakiem jedzenia z domu, do południa głodowała – od czego wybawiła ją Anka ze studiów, która podzieliła się z nią swoimi tortillami i jeszcze zaproponowała pożyczkę pieniędzy na coś innego, z której jednak nie skorzystała, bo było jej głupio. Brak parasolki z kolei odbijał się na niej aktualnie. Rano pogoda wróżyła ładny, o dziwo nawet ciepły dzień, ale gdy kończyła pracę, było już zgoła inaczej. W efekcie tego wracała do domu nie tylko głodna jak wilk, ale również przemoczona do suchej nitki, z włosami lepiącymi się do twarzy i głowy i przemarznięta. W dodatku musiała przejść dłuższą trasę z przystanku, bo z tego wszystkiego się zamyśliła i przejechała ten, na którym zwykle wysiadała. Brakowało tylko tego, żeby się przewróciła i klapnęła jasnymi dżinsami w jakąś błotnistą kałużę i dorobiła sobie plamę, stłuczenie i siniaka.

Jakimś cudem udało jej się jednak dobiec do bloku bez wypadków i bez popłakania się, choć do tego drugiego było jej naprawdę coraz bliżej, szczególnie gdy już znalazła się w windzie i tam dygotała sobie z zimna przez dziewięć pięter z poczuciem jeszcze większej beznadziei, bo tam dopiero poczuła, jak przemoknięte były jej włosy i ubrania, łącznie ze sportowymi butami, w których miała pełno wody. Wpatrując się w mokrą plamę, która roztaczała się pod nią, obiecała sobie, że nigdy więcej nie da się zwieść promieniom słońca na niebie tak późną jesienią.

Drzwi windy wreszcie się otworzyły, a ona poczłapała – dosłownie, bo inaczej nie mogłaby określić okropnego dźwięku, który towarzyszył każdemu krokowi – pod swoje drzwi. Tam ściągnęła buty i skarpetki. Miała wrażenie, że stopy jej zlodowaciały i przez to zimne kafelki wydawały się tym okropniejsze w dotyku. Sprawdziła, czy drzwi były otwarte, a kiedy okazało się, że grzecznie ustąpiły, weszła do mieszkania, spełniając swoje nawet nie najskrytsze marzenie. Powitało ją światło z pokoju dzienno-kuchenno-helenowego, odgłosy płynące z telewizora, zapach pomidorów oraz Jolie, która przybiegła na powitanie. Musnęła jej łebek opuszkami palców, a potem przeszła dalej, nie mając nawet sił na przywitanie z Heleną czy na rozmowy z nią. Przeszła do swojego pokoju, żeby ustawić buty na włączonym kaloryferze. Odkręciła go mocniej, żeby w pokoju zrobiło się cieplej, kiedy wróci spod prysznica, który stanowił drugie z jej marzeń i aktualnie znajdował się na samym szczycie listy.

- Potop prawdziwy, co nie? – usłyszała Helenę z pokoju. Miała poczucie, że zbierała ostatki sił, by udzielić jej odpowiedzi.

- Nic nie mów – odpowiedziała ponuro, trochę dlatego, że nie potrzeba było potwierdzeń, a trochę dlatego, że naprawdę nie chciało jej się jeszcze rozmawiać na jakikolwiek temat. Helena pojawiła się w korytarzu, kiedy ona wyszła z pokoju. Zrobiła przerażoną minę, gdy ją zobaczyła, jakby już nie miała słabego humoru.

- Zrobię ci herbaty z miodem i nałożę jedzenia – powiedziała, przybrawszy szybko współczujący wyraz twarzy.

- Dzięki. Idę pod prysznic – odrzekła. Helena kiwnęła głową.

- Najlepiej zrobisz. Musisz się rozgrzać – stwierdziła. Nie potrzebowała tego, ale nie miała nastroju na kłótnie, więc tylko weszła do łazienki bez słowa i rozebrała się z przemoczonych ubrań, które wrzuciła od razu do pralki. Na szczęście wszystko mogła spokojnie zaliczyć do kolorów i tylko humor i włosy na głowie miała czarne. Odkręciła wodę i zaraz znalazła się w kabinie, a po jej ciele dla odmiany spływały ciepłe strugi zamiast lodowatych. Choć początkowo lekko ją parzyły, to stała pod wodą i cieszyła się nawet taką formą ciepła, jakie oferowało jej otoczenie. W końcu rozgrzała się, choć nie pozbyła resztek chłodu, które chyba wczepiły się pod jej skórę i zalęgły na kilka następnych godzin. Po nieokreślonym czasie, z umytą głową i owinięta ręcznikiem, w końcu wychynęła z łazienki pełnej pary i powędrowała do siebie. Odnalazła w szafie ciepłą, flanelową piżamę i grube, wełniane skarpety. Włożyła wszystko, ale miała poczucie, że to za mało, więc włożyła jeszcze najcieplejszą bluzę jaką posiadała i w tym wydaniu, pojawiła się w drugim pokoju.

DESPITE THE DISTANCE/ PARK JIMIN [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz