~63~

669 37 3
                                    

                Trzy dni później zaczął padać śnieg. Do grudnia zostały jeszcze niemalże dwa tygodnie, ale ulice i drogi zaczęły słać się bielą już w tamten niedzielny poranek. W ten sposób, maszerując z przystanku autobusowego do domu Heleny i zastanawiając się nad tym, czy śnieg utrzyma się do świąt, zostawiała za sobą ślady butów i niszczyła tym samym piękny, zimny dywan. Ręce wciskała mocno w kieszenie. Nie wzięła rękawiczek, bo nie spodziewała się, że chłód tego dnia mógł doskwierać mocniej. Przez opadające z nieba drobne płatki temperatura obniżyła się jeszcze bardziej, a jej ciemne włosy również pokrywały się białymi plamkami, chociaż ukrywała znaczną ich część pod kapturem. Na szczęście chociaż kurtka sprawdzała się świetnie i chroniła ją przed tym zimnem, tak samo jak cieplejsze buty, które również podszyte były sztucznym futrem od środka.

Tak właściwie była tam zupełnie nieplanowanie. Kiedy poprzedniego dnia Helena rano oświadczyła jej, że po pracy zamierzała wybrać się do rodziców i zapytała, czy zamierzała jechać z nią, powiedziała, że raczej się nie wybierała. Cały dzień miała spędzić w pracy, a promotor na spotkaniu poprzedniego dnia przekazał jej – w trochę oschły, ale typowy dla siebie sposób – że powinna się sprężyć z kolejną częścią swojej pracy. Ostatecznie jednak, jak to w życiu bywało, zmieniła zdanie co do swoich planów na ten dzień, kiedy obudziła się rankiem tego dnia. Doszła do wniosku, że przecież miała jeszcze tyle czasu, by dokończyć licencjat i że wcale nie musiała się z tym, aż tak znowu spieszyć, a promotor najzwyczajniej albo nieco przesadzał albo po prostu starał się, jak mógł wypełniać rolę straszaka, do której być może sam nie był do końca przekonany. Winić go za to nie mogła, bo takie było jego zadanie. Sama zakładała, że gdyby potrafiła się lepiej zmobilizować, pracę mogłaby mieć już niemalże napisaną. Ale w tej chwili nie było jeszcze nawet grudnia, a ona nie widziała potrzeby, żeby aż tak się tą sprawą przejmować. Obiecała sobie poprawę od nowego roku i zaraz potem napisała do Heleny wiadomość, że będzie przed obiadem i zaczęła się przygotowywać do wyjścia z mieszkania.

Byłaby może u nich szybciej, gdyby nie to, że śnieg – jak co roku – zaskoczył kierowców, a w związku z tym przez korki spóźniła się na swój autobus przesiadkowy. Myśląc jednak o tym, że miała czekać około godziny, jeśli nie dłużej, na następny autobus i sterczeć na tym zimnie na przystanku, w pobliżu którego nie było żadnego miejsca, w którym mogłaby się schować, to wolała poświęcić tyle samo czasu na dojście pieszo. Zasp jeszcze nie było, a spacer leśną szosą i leśną ścieżką, należącą do skrótu, był przecież całkiem zdrowy. Maszerowanie w chłodzie było też znacznie lepsze od stania w nim. Przynajmniej miała okazję do poruszania się.

Poczuła wibracje telefonu i wyciągnęła go, by sprawdzić powiadomienie. Okazało się, że to Helena odpowiedziała na wiadomość, którą wysłała jej zaraz po tym, jak wysiadła z autobusu.

Helena: Oszalałaś chyba?! Wracaj na przystanek! Tata po ciebie przyjedzie!

Westchnęła i przypomniała sobie ile mniej więcej czasu musiałaby czekać w jednym miejscu, zanim zjawiłby się wujek.

Paula: Jest za zimno, żebym miała ochotę stać i czekać...

Helena: To w takim razie po prostu nie skręcaj w las, tylko idź cały czas szosą i spotkacie się w drodze.

Helena: Nie ma „nie"! Ojciec już wsiada do samochodu!

Uniosła lekko brew. Mógł już odpalać silnik, ale równie dobrze dopiero zakładać buty, żeby wyjść z domu, więc ten argument był dość wątpliwą kartą w jej opinii. Lepsze jednak było przejść pół drogi i zostać podwiezionym, niż maszerować na mrozie być może trzy razy dłużej. Choć pogoda wcale nie była taka zła. Nie miała jednak zamiaru odmawiać pomocy. Szczególnie, że czuła jak ręce jej zamarzają z palcami zgiętymi wokół telefonu.

DESPITE THE DISTANCE/ PARK JIMIN [skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz