Cz. 141

181 11 0
                                    

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Natalia POW.
Julka już wróciła do szkoły, cieszyła się jak chyba żadne dziecko, które miało wrócić do szkoły. Postanowiłam pojechać do Zosi, Miłosz już dawno dał mi do niej namiar, ale nie miałam odwagi. Zapakowałam synka do samochodu i ruszyłam. Zosia mieszkała na obrzeżach Wrocławia, kojarzyłam tą okolicę z niektórych interwencji, nie należała do tych najniebezpieczniejszych, ale była to zdecydowanie jedna z biedniejszych części Wrocławia. Jakiś czas później parkowałam na obrzeżach miasta pod niewielkim domkiem.
- To co synku idziemy - Szepnęłam do malucha, który przyglądał mi się uważnie - Oddamy rzeczy Twojego braciszka - Musnęłam go w czółko, po czym wyjęłam nosidełko i ruszyłam do domu, furtka była otwarta z bijącym sercem zapukałam do drzwi. Po chwili otworzyła mi kobieta, Miłosz miał rację, była gdzieś w moim wieku. 
- Tak? - Popatrzyła na mnie zaskoczona - W czym mogę pomóc?  - Objęła się za brzuch, na moje oko była może w 6 miesiącu.
- Nazywam się Natalia Bachleda - Spojrzałam na kobietę - Mój mąż jest policjantem, jakiś czas temu był u Pani na interwencji. 
- Możliwe, nie pamiętam dokładnie nazwiska. Jeden Pan był dość młody, drugi miał akcent taki jak by góralski.
- Tak, to mój mąż, mogła bym z Panią porozmawiać? - Mówiłam, coraz  bardziej przekonana słuszności wizyty u niej. 
- Mamusiu co to za Pani - Nagle koło kobiety pojawiła się mała dziewczynka. Drobniejsza od Julci, Miłosz miał rację miała może 6 lat.
- Kochanie idź do siebie, dobrze - Mała tylko pokiwała główką i uciekła - O czym chce Pani porozmawiać? Nie rozumiem?
- To dla mnie nie jest łatwe, czy możemy porozmawiać w środku - Kobieta patrzyła na mnie, jak by nie wiedziała co ma powiedzieć - Proszę się nie obawiać też jestem policjantką, tylko na urlopie - Pokazałam głową na synka, patrzyła na mnie nie ufanie. W sumie jej się nie dziwię, nie myśląc długo wyjęłam telefon pokazując zdjęcie naszej czwórki - To ja z mężem i dziećmi. 
- No tak, poznaje tego Pana. Zapraszam - Wpuściła mnie do środka - Napije się Pani czegoś?
- Może herbatę  jeśli to nie kłopot - Kobieta zaprosiła mnie do pokoju, a sama poszła do kuchni. 
- Proszę - Postawiła przede mną szklankę - Dalej nie rozumiem o co chodzi.
- Chce, żeby Pani dobrze mnie zrozumiała - Nie miałam pojęcia jak zacząć - Mój synek ma 5 miesięcy, niedługo kończy 6 - Zaczęłam patrząc na synka, oczka kleiły mu się, mimo to bawił się swoim pluszakiem - Kubuś miał brata bliźniaka, Kamila - Mówiłam czując jak mój głos zmienia się z każdym słowem - Kamilek umarł kilka dni po porodzie.
- Przykro mi - Zosia położyła dłoń na moim kolanie.
- Dziękuje, dopiero nie dawno udało mi się pozbierać. Moi synowi mieli gotowy pokój, od śmierci Kamilka nie potrafiłam do niego wejść. Wszystko zostało tak jak Miłosz właśnie z Wojtkiem urządzili zrobili wszystko jak sobie wymarzyłam. Dopiero teraz zdecydowałam się na uporządkowanie rzeczy po moim synku. Ja nie chce, żeby Pani mnie źle zrozumiała, ale rozmawiałam z mężem o tym i opowiedział mi o Pani - Spojrzałam na nią - Chciałabym, właściwie chcielibyśmy jeśli oczywiście się Pani zgodzi, oddać rzeczy naszego Kamilka. Właśnie Pani - Powiedziałam, zrobiłam to niemal na jednym wdechu. Kobieta patrzyła na mnie zszokowana - Mamy wszystko, łóżeczko, przewijak, ubranka, smoczki, buteleczki. Wszystko co potrzebuje taki maluch. 
- Nie wiem co powiedzieć - Wydukała po chwili - Nie rozumiem, dlaczego ja przecież mogli by Państwo oddać to każdemu.
- Mogę być szczera? Tak zupełnie - Kobieta pokiwała głową - Nie obrazisz się jak będę mówić Ci na Ty, będzie mi łatwiej.
- Jasne - Podała mi dłoń - Zosia/ Natalia - Przedstawialiśmy się sobie. 
- Miłosz, jest moim drugim mężem. Moje pierwsze małżeństwo było szybkie, ale i nie udane, z początku było pięknie jak w bajce, ale szybko zaczęło się coś psuć. Byłam policjantką, wiele razy ostrzegałam kobiety przed ich mężami, a sama tkwiłam w toksycznym związku. W związku, który od początku był skazany na porażkę, każdy odradzał mi brnięcie w to, radził żebym się rozwiodła. Byłam tylko piękną ozdobą, obrazkiem w jego życiu, nie chciał ode mnie niczego poza dzieckiem, synem. Cholernie chciał mieć syna, a ja coraz bardziej wątpiłam w sens tego małżeństwa, on chyba się o tym dowiedział, nie wiem wyczuł to. Któregoś dnia wrócił do domu i po prostu mnie zgwałcił.  Okazało się, że jestem w ciąży, kiedy mój mąż się o tym dowiedział zmienił się, ale do czasu kiedy dowiedział się, że będziemy mieć córeczkę. Znowu było to samo, nie interesował się nami, a ja brnęłam w to tylko dla niej dla mojej córeczki - Zosie nie mówiła nic tylko przyglądała mi się uważnie - Trwałam z mężem tyranem, mimo tego że jestem policjantką. Nie chciałam, żeby moja córka wychowywała się bez ojca, ale kiedy pierwszy raz podniósł na nią rękę nie wytrzymałam to, zakończyłam to małżeństwo, myślałam że już nigdy nie będę szczęśliwa. I wtedy 3 lata temu, Miłosza przenieśli do nas na komendę, na początku nie potrafiliśmy się dogadać z czasem się zaprzyjaźniliśmy, ale on i tak nie znał moich sekretów. Tego co mnie boli, męczy. Któregoś dnia, kiedy oboje mieliśmy już poukładane życie, on miał kogoś, a ja nauczyłam się żyć sama Julka zachorowała, zapalenie płuc. Moja sąsiadka zadzwoniła, że gorączka podskoczyła i jest źle. Wtedy po raz pierwszy mogłam polegać na facecie, zupełnie bez patrzenia na nic, mimo tego, że miał plany ze swoją dziewczyną zawiózł mnie do domu, potem do szpitala. A Julka mimo tego, że bała się każdego mężczyzny zaufała mu od razu, z czasem zdobył i moje zaufanie. Nawet nie wiem kiedy stał się mężczyzną, którego się nie bałam, którego nie bała się moja córka. A niedługo potem to on o nas walczył. Dla Juli stał się kochanym tatusiem, a dla mnie mężczyzną bez którego nie mogę żyć. Mój mąż chciał odzyskać Julkę, tylko dla spadku, który mu obiecali. On tak bez wahania złożył papiery o adopcję, a potem staliśmy w urzędzie stanu cywilnego, zorganizował wszystko w 2 godziny, wiedział że Łukasz chce ją odzyskać, a ślub mógł przyspieszyć adopcję. Myślałam, że teraz będzie tylko piękniej, ale mój był mąż i była partnerka mojego męża porwali naszą córeczkę.  Trafiłam do szpitala, myślałam że to przemęczenie, strach bo ktoś nam groził od jakiegoś czasu, porwanie naszej księżniczki. Wyszłam na własne żądanie, wściekła na mojego męża, który kazał mi wracać do szpitala. On już wtedy się martwił, dopytywał, widziała  jak moje zachowanie się zmieniło, ale ja nie chciałam go słuchać. W końcu zemdlałam okazało się, że jestem w ciąży, moja ciążą jest zagrożona. Mój mąż dbał o nas, o mnie nasze nie narodzone dzieci, o Julcie, mimo że nie  jest jego biologiczną córką dbał o nią, jak by była tylko jego. Dwa tygodnie przed planowanym terminem zaczęłam rodzić, Julka pobiegła po sąsiadkę,  ginekolog prowadziła mnie. Pojechaliśmy do szpitala, mój mąż przyjechał szybko. Wszystko szło dobrze, Kubuś urodził się dość szybko, ale Kamilek był owinięty pępowiną. Miłosza wyrzucili, a ja zostałam sama. W końcu i Kamilek przyszedł na świat, nie mogliśmy go wziąć na rączki, dotknąć. Kiedy już było lepiej, dotknęliśmy naszego synka miałam już wyjść, moja przyjaciółka przyszła zapłakana mówiąc, że nasz syn nie żyje. Właściwie nie pamiętam tego czasu, po śmierci mojego synka, dopiero po pogrzebie, kompletnie odleciałam, załamałam się. Chciałam rozwodu, zabrać mu dzieci, w końcu tylko ja mogłam je ochronić, a on był cały czas zajmował się domem, Julką i tak właściwie mną - Sama nie wiem kiedy opowiedziałam jej całą historie  - Dopiero kiedy uświadomił mi, że nasza córka się mnie boi dotarło do mnie jak go skrzywdziłam. Byłam fatalną, żoną, matką, odtrąciłam go a kiedy moja siostra próbowała go uwieść, powiedział że nie liczy się nikt inny i nikogo innego nie kocha. Z czasem udało nam się odbudować nasze małżeństwo, naprawić to co popsułam - Zosia patrzyła z szokowana miała łzy w oczach, zakryła usta dłonią. 
- Natalio, ja nie wiem co ja mam powiedzieć. Jak tak bardzo mi przykro, z powodu synka, tego wszystkiego. Masz cudownego męża, nie wiesz jak Ci go zazdroszczę - Zosia zerwała się z krzesła i mocno mnie przytuliła.
- Przepraszam - Bąknęła zawstydzona. Ja tylko lekko ścisnęłam jej dłoń.
- Zosiu, jeszcze i Ciebie spotka szczęście. Spotkasz tego swojego księcia. Ale masz przede wszystkim dwa największe. Tego malucha i ta małą księżniczkę - Uśmiechnęłam się do niej. Ona pogładziła swój brzuch.
- Tak dwa skarby, to one są jedynym dobrem wyniesionym ze związku z Błażejem. Byłam tak głupia, naiwna. Wierzyłam, że się zmieni. Ja nie pochodzę z bogatej rodziny, było nas troje. Mój ojciec porzucił nas jak miałam pięć lat. Mama często chorowała, a dziadkowie nie żyli. Męża poznałam nie długo po szkole. Na początku bajka, on kasa, zakupy, kwiaty, restauracje. Ja biedna on książę. Szybko uzależnił mnie od siebie. Rozstania i powroty. Po ślubie pierwszy raz oberwałam, znalazłam jego narkotyki. Potem przepraszał i tak w kółko, aż zaszłam w ciąże. Cieszył się tak cholernie, zmienił się naprawdę. Do czasu jak Lilka miała cztery latka, miał wypadek. Spadł z dachu, uszkodził sobie nogę. Wtedy się zaczęło, zaczął pić i bić. Bo uznał, że to moja wina, że prze ze mnie spadł. Gdy teść żył jakoś trzymał go w ryzach. Potem coraz gorzej, nawet nie chciał się leczyć. Raz pobił do nieprzytomności, chciałam odejść, ale praca. Straciłam ją, on mimo wszystko miał pieniądze, a Lila musiała coś jeść. Szybko szukałam pracy i spotkałam Marcela. Był moim szefem, on dał mi siłę odejść. On jest , był ojcem mojego synka. Nie pozna syna, bo zginął w wypadku samochodowym. Kiedy mimo ciąży Błażej mnie uderzył, on nie zna prawdy, zabił by nas, odeszłam. No i tego dna szarpnął Lilę, on nigdy jej a wtedy szarpał ją. Odeszłam i jestem tu. Chcę pracować, ale ciąża i jeszcze to cholerne zwolnienie - Otarła łzę -Wiem byłam głupia - Spuściła głowę.
- Nie to on był draniem. Nigdy nie powinien podnieś ręki na Ciebie, ani na dzieci. Kochać to nie jest głupota. Miłość bywa ślepa, ale nie możesz winić siebie. Jesteś silna, bo odeszłaś, bo chcesz dobra dzieciaków - Ścisnęłam jej dłonie, potem sięgnęłam po chusteczki aby otarła łzy.
-Tak, ale ja nie przyjmę tego. Ja nie mam jak zapłacić, za to wszystko. Nie chcę was wykorzystywać - Zosia spuściła głowę.
- Zosiu, przyjmij to. Nie musisz nic nam płacić. To prezent dla was, to są nowe rzeczy. Kamilek był by szczęśliwy, on i tak tego już wiesz. Daj sobie pomóc. Nie wyrzucę przecież tego, a wy póki nie staniecie na nogi to tego potrzebujecie. Przyjęcie pomocy to nie wstyd - Uśmiechnęłam się ciepło.
- To ja to odpracuję, może wam będę sprzątać, gotować. Dzieciakami się zajmę. Może jakoś coś? -Zosia mówiła przejęta.
- Zadbaj o siebie. To dla was. I coś po Juli się znajdzie. No oprócz misia, bo misiu od tatusia - Zaśmiałam się
- Ja nie wiem jak dziękować. AAA - Syknęła
- Zosiu co Ci? - Przestraszyłam się. Zosia złapała się za brzuch
- To nic, mały kopie. Ucieszył się. Marcelek dziękuje wam

Bez Ciebie nie ma mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz