2.57

3.2K 116 120
                                    

Od rana nie miałam ani chwili wytchnienia. Na zmianę z Michałem robiliśmy coś w kuchni albo przy dzieciach.

Boże Narodzenie.

— Karola, odpocznij trochę. Ja ogarnę. — Powiedział, przytulając mnie od tyłu.

— Już naprawdę mało mi zostało. — Tłumaczyłam.

— No dobra to ci pomogę. Oni są zajęci sobą. — Uśmiechnął się.

Przez ostatni rok, codziennie pokazywał jak wspaniałym mężem i ojcem jest. Chyba nie mogłam lepiej trafić.

— Wiesz co? Kocham Cię. — Powiedziałam kiedy kroił jakieś warzywka do sałatki.

Odłożył nóż i się odwrócił. Podszedł bliżej, posadził mnie na wyspie kuchennej i pocałował. Na to liczyłam.

— Ja ciebie bardziej. Pamiętaj. — Zaśmiał się.

— Mamo? Co wy robicie? Nie ma czasu! Teo słodko śpi! — Zaczął krzyczeć Jaś.

Zanim urodziłam ciągle powtarzał, że będzie najlepszym bratem na świecie. Jest nim.

W każdym możliwym momencie mówił jak to pięknie nie wygląda jego rodzeństwo.

— Słoneczko, powiesz nam czy Olimpia już śpi? — Zapytałam go.

— No! Już dawno. Pilnowałem żeby zasnęła. — Był taki dumny z siebie.

— Skoro tak to pomożesz mi i tacie robić sałatkę? Potrzebujemy pomocnika.

Nawet nie odpowiedział tylko rzucił się do pomocy.

Skończyliśmy i mogliśmy odpocząć. Wkońcu.

— Karola, powiesz mi dlaczego w zasadzie nie ma świąt u nas? — Zaczął Michał.

— To nasze pierwsze święta w tym domu. Za rok będą u nas. Powinieneś się cieszyć bo gdyby wigilia była u nas w tym roku byłbyś zmuszony do mycia okien. — Zaczęłam się śmiać.

— Śnisz. Sama byś to myła. Wymyśliłaś sobie przeszkloną ścianę to się z taką męcz. — Mamrotał.

— Mememe. Nie obrażaj się Misiu, ja żartowałam.

Przewrócił oczami. — Jasne, ty zawsze żartujesz... Powiedz lepiej co kupiłaś mi na święta.

— Prezerwatywy. — Wzruszyłam ramionami.

— To dobrze bo ja tobie tabletki antykoncepcyjne.

— Co to znaczy? — Zapytał Janek.

Kurde...

— Że tata dostanie super prezent. — Starałam się wybrnąć z sytuacji.

Chyba się udało.

— W co planujesz się odpierdolić tym razem?

— W sukienkę, którą miałam na ślubie Szczepańskich. — Droczyłam się z nim.

— Nie wypuszczę cię w niej z domu. Zapomnij. — Mówił zdenerwowany.

— Ale czy ty możesz...

— Nie będziesz latała z gołym tyłkiem po domu moich rodziców.

— Jakoś parę lat temu ci to nie przeszkadzało.

— To zupełnie inna sytuacja... — Przerwałam, dając mu buziaka.

— Nie pójdę w niej. Po raz kolejny udowodniłeś, że nie znasz się na żartach. — Zaśmiałam się.

Minęło już trochę czasu a o siedemnastej mieliśmy wychodzić. Czas się przygotować do wyjścia.

Wyciągnęłam z garderoby garnitur Michała, "garnitur" dla Jasia i sukienkę dla siebie.

— Ale jesteś przystojny. — Śmiałam się kiedy ubrałam Jaśkowi elegancki strój.

— No wiem.

Skromny po ojcu.

— Ja też wiem. — Wtrącił Matczak, poprawiając marynarkę.

— Jasne, jasne wszyscy jesteście przystojni. — Odpowiedziałam biorąc Teo na ręce.

Ubrałam maluszki i mogłam zająć się sobą. Trochę mi to zajęło. Wreszcie mogłam wyjść z łazienki.

— Jesteście najpiękniejsze na świecie. — Powiedział Michał, trzymając Olimpię na rękach.

Podszedł i pocałował mnie w czoło. Nigdy mi się to nie znudzi.

Na wigilię mieli przyjechać prócz nas Szczepańscy, Wygnańscy i Stanisławscy. Wszyscy później mieliśmy się rozejść. My jechaliśmy do moich rodziców, a oni wszyscy do swoich.

— Dobra Misiek, ty weźmiesz maluchy i zaniesiesz do auta, a ja zabiorę wszystkie prezenty i przyjdę. — Oznajmiłam a on od razu to zrobił.

Nie ominęły nas świąteczne korki na ulicach Warszawy. Nie byłam ani trochę zdziwiona.

Po godzinie drogi byliśmy na miejscu. Jak zwykle spóźnieni.

Ja wzięłam jedno nosidełko, a Michał drugie. Każde z nas w prawej ręce trzymało torbę z prezentami a Janek niósł tylko swój. Wiedział jak się ustawić w życiu.

Weszliśmy do środka bez pukania. Blondyn powiedział, że jest u siebie i nie musi tego robić.

— Ile można czekać! — Usłyszeliśmy Szczepana na wejściu.

Arletta od razu nas wyprzytulała i zabrała ze sobą bliźniaki. Oczywiście zazdrosny Janek pobiegł za nią.

— Służy wam to rodzicowanie trójki dzieci. — Zaśmiała się Ania.

— Za to wam jednego nie bardzo. — Odpowiedział jej Michał.

Po kolacji przyszedl czas na prezenty. Franek wyciągnął jeden z pod choinki. — Karola, to dla ciebie.

Otworzyłam kopertę a w środku były trzy bilety na styczniowy koncert Michała na Torwarze.

— Pójdziemy razem? — Zapytały Zosia z Majką.

Zaśmiałam się. — Jasne.

Kolejnym prezentem dla mnie też była koperta. Co oni mają z tym?

— Zgaduje... Tutaj będą bilety na SBM Ffestival.

Był bilet, ale na samolot.

Wszyscy nasi przyjaciele takie dostali. To mogła kupić tylko jedna osoba...

— Zabieram was wszystkich na wakacje! Bez dzieci rzecz jasna... — Powiedział nagle Michał.

Skrzywiłam się. — Przyznaj, że chcesz się po prostu pochwalić kolejnym billboardem na Manhattanie.

— Może trochę. — Zaczął się śmiać.

Po odpakowaniu prezentów śpiewaliśmy kolędy, opowiadaliśmy historyjki, śmialiśmy się.

Poszłam do kuchni żeby dołożyć kilka kawałków ciasta na pusty talerz.

— Karola! — Krzyknął Michał.

Odwróciłam się.

— Słucham?

— Nic ważnego, chciałem jeszcze raz zobaczyć jaka jesteś piękna.

— Kocham Cię! — Odpowiedziałam idąc dalej.

Nie minęła chwila a ja do nich wróciłam.

Śmiesznie było słuchać o tym jak priorytety Szczepańskich zmieniły się z grania setów i chodzenia na imprezy na bieganie za Borysem. Franka z ciągłego siedzenia w newonce na pilnowanie Majki, która właśnie była w ciąży. A Tadek z pracoholika zamienił się w ojca na pełen etat.

Teraz dopiero byłam w stanie zauważyć, że tylko parę lat wystarczy żeby wszystko zmieniło się o 180 stopni.

Jednak moje myśli ciągle krążyły wokół tych "wakacji" Matczaka. W czymś musi być haczyk...

Let's Stay Alone | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz