2.5

2.8K 83 80
                                        

Jasiek właśnie wbiegł do środka, a ja starałem się za nim nadążyć. Dzieciak wyglądał komicznie kiedy zobaczył siedzących tam chłopaków.

— O ja pierdole! Mały Michałek! — Śmiał się Sebastian.

Planowałem wejść, ale chuj. Postoję i popatrzę na rozwój sytuacji.

— Nieśmieszne, idioci. Trzeba go odprowadzić do mamy. Cześć, maluchu. Zgubiłeś się? — Zaczął Pasula.

Dobra, to chyba pora na wejście. Jeszcze zaprowadzi mi dzieciaka do jakichś obcych ludzi.

— Dżony, zostaw go. On jest ze mną. — Powiedziałem na przywitanie.

— Ile mam tłumaczyć, że studio to nie miejsce dla twoich ledwo narodzonych kuzynów? — Wtrącił Janusz.

— Stary, to jest mój syn.

Wszyscy obecni siedzieli zdziwieni. Ciekawe czemu?

Już widziałem ten uśmiech na twarzy Kamila. — Tak szybko urósł?

Jeśli każdemu będę musiał tłumaczyć historię Jana, Karoliny i tego wszystkiego co było kiedyś to chyba dostane pierdolca.

— To nie jest dzie... — Miałem tłumaczyć kiedy przerwał mi Jan-wtrącanie.

— Nie gadaj... Młody, jak masz na nazwisko? — Zapytał Jaśka.

Janek chwilę zastanawiał się czy mu odpowiadać. Wkońcu mama go uczy żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Kiedy na mnie popatrzył skinąłem głową a on z uśmiechem odpowiedział dla blondyna.

— Nazywam się Jan Stępniewski. — Wyszczerzył się.

— Ja pierdole! Co Łucja na to?

— Możecie dać sobie spokój? Nie przyszliśmy tu rozmawiać o jednym z moich życiowych błędów. — Rzuciłem jednocześnie upewniając się, że Jan jest zajęty czymś zupełnie innym i tego nie słyszy.

Usiadłem i uszczypnąłem się w nos. Po co ja tu... Już wiem. Mieliśmy omówić plan na kawalerski Szczepańskiego. Swoją drogą to już niedługo.

Kiedy już postawili ten kawalerski na pierwszym planie mogłem wreszcie wtrącić się do rozmowy.

Westchnąłem. — Dobra to kto jaki ma plan? Postaramy sie wybrać najlepszy.

Walczuk zaczął swój monolog, nie mogło być inaczej. — Jakieś kasyno? Karty, alkohol?

— Dorzucamy do tego jakąś striptizerkę i jestem za! — Krzyknął Wygnański.

Ułożyłem palce na skroniach. — Mamy jakieś inne propozycję?

— Apartament w centrum, dużo alkoholu i jakieś panie. — Powiedział Stanisławski.

Nikt się nie wyrywał z innymi pomysłami więc widocznie muszę wybrać z tych dwóch. Dlaczego ja? Bo jestem świadkiem i to na mojej głowie jest cały ten kawalerski.

— Nie chcecie może jechać gdzieś na weekend? — Zapytałem.

To był jedyny pomysł jaki wpadł mi do głowy poza tymi ich "obowiązkowymi" striptizerkami.

— Jebnij ty sie czasem w łeb.

— Kurwa, kultury trochę tu jest dziecko kilku letnie!

Mam już szczerze dość siedzenia z nimi. — Przestańcie wydzierać mordy!

— Dobra bo nam się Michałek zdenerwował... — Mówił Nadim.

Nagle podbiegł do mnie Jasiek i się przytulił. A temu o co chodzi?

— Spokojnie, tata. Nie krzycz na nich, oni chcą dobrze. — Ten dzieciak to chyba jedyne co potrafi mnie rozczulić.

— Młody dobrze prawi.

— Tata, a co to znaczy "chcą dobrze"? — Zaczęło się.

— To znaczy, że chcą żeby ktoś się dobrze czuł.

— Cicho bądź, Matczak. Ilu z was jest za pomysłem z kasynem, a ilu za pomysłem z apartamentem w centrum? — Kontynuował Deemz.

Koniec końców padło na kasyno. Odrazu po tym cudownym plebiscycie razem ze Stanisławskim pojechaliśmy wszystko pozałatwiać. Jasiek został z Frankiem, wątpię żeby coś mu się stało.

Razem z Tadeo objechaliśmy chyba połowę klubów w Warszawie, ale kiedy moja cierpliwość się kończyła wreszcie udało nam się wynająć jeden na kawalerski.

— Halo? — Powiedziałem odbierając.

— Prowadzisz? — Po całym aucie rozległ się głos Wygusia.

— Ja pierdole! Czemu to jest tak głośno?! — Zaczął się wydzierać Tadek.

— Bo mam telefon sparowany z autem. A teraz zamknij morde. Tak, prowadzę. Czemu pytasz?

Słychać było to zdenerwowanie w jego głosie. — Janek uderzył a wręcz jebnął głową o kant stołu.

Uderzyłem ręką w kierownicę. — Kurwa mać, Franek! Zabije cię jak tylko dojedziemy!

Na miejscu byliśmy niedługo po tym. Na szczęście młody nie wyglądał tak źle jak to sobie wyobrażałem. Miał przyklejony chyba największy możliwy plaster na środku czoła i czerwone oczy od płaczu. Wziąłem go na ręce i już planowałem opierdolić Franka.

— Tato, tylko nie krzycz na wujka. To moja wina, ja biegałem jak wujek nie pozwalał. — Zaczął się tłumaczyć.

Zmierzyłem wzrokiem Wygnańskiego. Powiedziałem tylko, że wychodzimy i wróciłem z Janem do domu.

Przecież jak Karolina zobaczy jego czoło to mnie zabije...

Let's Stay Alone | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz