Nie odrywająca nosa od książek, studentka medycyny poznaje nad Wisłą grupę chłopaków szukających kompanów do picia. Z dnia na dzień staje się częścią kariery muzycznej jednego z nich. Rozdzieli ich jedna, z pozoru błaha sprawa. Ale czy ich drogi na...
Momentalnie podniosłam się z łóżka w chwili, w której usłyszałam dźwięk budzika. Dzisiaj miałam (w zasadzie mieliśmy) iść na urodziny Franka. Wszystko było by w jak najlepszym porządku gdyby nie dochodziła do tego kwestia prezentu. Postanowiliśmy oczywiście kupić go na ostatnią chwilę, czyli dziś był ostateczny 'termin'. Razem z Krzyśkiem wpadliśmy na pomysł kupienia mu 8 letniego bimbru, po który teraz musieliśmy jechać aż za Warszawę - kreatywność ma swoje minusy.
Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i w pośpiechu zaczęłam wpakowywać i wypakowywać te ważne i mniej ważne rzeczy do torebki. W chwili wybrzmienia dźwięku powiadomienia sięgnęłam po telefon. Byłam pewna, że to wiadomość od Szczepana i się nie myliłam.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zaraz po tym ubrałam szybko pierwsze, lepsze, leżące z boku air forcy i wyszłam z mieszkania.
- Dobra! To teraz możesz mi powiedzieć gdzie dokładnie jedziemy - powiedziałam z uśmiechem, wsiadając do auta szatyna.
- Do Łodzi - odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
- Faktycznie, to pod Warszawą Krzysiek - odparłam sarkastycznie.
Prawie dwu-godzinna droga minęła by nam naprawdę przyjemnie gdyby nie to, że Szczepański puścił jakieś pieśni kościelne.
- O panie! To ty na mnie spojrzałeś!!! - krzyknął nagle a mi od razu puściły nerwy i wyłączyłam radio samochodowe.
- Błagam bądź już cicho. Pieprzone 30 minut jedź bez śpiewania czegokolwiek a tym bardziej "Barki" - starałam się wybłagać u niego chwilę ciszy.
Jak widać się udało bo puki nie dojechaliśmy do Łodzi chłopak nie odezwał się ani slowem.
Po odbiorze(?) alkoholu postanowiliśmy zrobić sobie szybkie zakupy. W tym celu wybraliśmy się do Manufaktury czyli jak można się domyślić galerii handlowej.
- Franek nie był by dumny - rzucił nagle Krzysiek.
- Fakt, faktem - zaśmiałam się.
Po sklepach chodziliśmy koło dwóch godzin, zapewne byli byśmy tam dłużej gdyby nie to, że musimy jeszcze wrócić do stolicy.
- Ktoś chyba właśnie wstał - zaśmiałam się pod nosem widząc kto dzwoni.
- Albo "ktoś chyba właśnie znalazł telefon" - mruknął Szczepan.
Przewróciłam oczami w tym samym momencie odbierając telefon.
- Gdzie wy do cholery jesteście?! - usłyszałam na starcie.
- Dzień dobry, miłego dnia. Jesteśmy na drodze - odpowiedziałam brunetowi.
- Dokładniej? - zadał kolejne pytanie.
Odsunęłam komórkę od ucha aby zadać to samo pytanie siedzącemu obok Krzyśkowi.