Dla mrsBednarek
Zakończenie tego shota miało być inne, ale... Ehhh...
- Stephan!!! - Wydarł się Andi z kuchni. - Jedziesz ze mną?
- Tak. Już - wspierając się na kulach, powoli podszedłem do Andreasa, który patrzył na mnie z uśmiechem. - Co?
- Coraz lepiej ci idzie.
- Wiem. Chodźmy już - powiedziałem.
Andreas zawiózł mnie na rehabilitację i pojechał na trening, a wracając miał mnie zabrać.
Gdy kończyłem pracę z rehabilitantem, przez szybę zobaczyłem, że Andi stoi na korytarzu i mi się przygląda. Uśmiechnął się szeroko, więc odpowiedziałem mu tym samym.
Fizjoterapeuta spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mój chłopak jest na korytarzu - wyjaśniłem, a on tylko pokiwał głową.
- Długo jesteście razem?
- Kilka lat z małą przerwą - odparłem.
- Na dziś kończymy... Gdyby pojawiły się bóle mięśni, to bez paniki - uśmiechnął się, pomagając mi podnieść się z maty. - To normalne.
- Dobrze, dzięki. Do zobaczenia.
- Na razie - pożegnał się, a ja z pomocą kul wyszedłem na korytarz
- Cześć, skarbie - Andi podszedł do mnie i pocałował lekko.
- Hej - uśmiechnąłem się. - Długo czekasz?
- Chwilkę... Pomóc ci?
- Poradzę sobie - odparłem. - Tylko idź powoli.
- Dobrze.
Dotarliśmy do samochodu, wsiedliśmy i Andi ruszył w kierunku do mieszkania.
- Wiesz co?
- Co, kochanie? - oderwał wzrok od drogi i spojrzał na mnie.
- Mam ochotę na lody.
- Podjechać do sklepu?
- Zdecydowanie.
- Gdyby nie to, że jesteś facetem, to pomyślał bym, że jesteś w ciąży.
- Nie tylko moja płeć stoi na przeszkodzie - zauważyłem, mając na myśli fakt, że nie pozwalałem Andiemu aż tak się do mnie zbliżyć.
- Seks swoją drogą - puścił mi oczko. Przewróciłem oczami. Zatrzymał się pod jakimś sklepem. - Zaraz wracam - wysiadł, nie gasząc silnika samochodu. Siedziałem wyglądając przez boczną szybę. Drzwi do auta się otworzyły i usiadł na miejscu pasażera.
- Mam nadzieję, że wziąłeś... - urwałem, bo spojrzałem na kierowcę, którym nie był Andi, ale Markus. - Co ty tu robisz?!
- Musimy porozmawiać - wrzucił bieg i ruszył.
- Dokąd mnie wieziesz?! Zatrzymaj się! Już!
- Nic ci nie zrobię. Przecież nie zabiję kaleki.
- Co...?! - przerwał mi dźwięk mojego telefonu. - To na pewno, Andi.
- Więc odbierz - skręcił w prawo.
- Wyjeżdżamy z miasta? - wyjąłem telefon z kieszeni. - Gdzie mnie wieziesz?
- Odbierz i się pożegnaj... Jeśli ja nie mogę go mieć, to nikt nie będzie go miał... I nic nie próbuj - wyjął broń z kieszeni kurtki. - Odbieraj.