Dla paniforfang
Siedziałem za kierownicą samochodu, jechałem przed siebie, zerknąłem na Daniela, który zajmował miejsce obok.
Nie wiedziałem co dalej. Wiedziałem, że chcę być z Dannym, że chcę z nim spędzić resztę życia. Nie ważne, że właśnie powinienem bawić się na własnym weselu.
Może to nie był najlepszy sposób, ale... Gdy Daniel wpadł do tego przeklętego kościoła, gdy powiedział, że nie może na to pozwolić... Wiedziałem, że to właśnie on jest miłością mojego życia. W tamtym momencie chciałem żeby to on stał ze mną przy ołtarzu. Nadal tego chcę.
- Johann? - zapytał, gdy wjechałem na autostradę.
- Tak?
- Dokąd jedziemy?
- Nie wiem. Przed siebie.
- Zaczyna się ściemniać... Chyba powinniśmy się gdzieś zatrzymać.
- W nocy jest mniejszy ruch.
- Zjedź gdzieś... Jesteś zmęczony, ja też... Przyda nam się odpoczynek.
- Dobrze - zjechałem w pierwszy zjazd, który mieliśmy po drodze. Szukaliśmy jakiegoś motelu, albo czegokolwiek gdzie mogliśmy przenocować. - Może być? - zapytałem, gdy wjechałem na parking jakiegoś motelu.
- Jasne - chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko. - To twoja noc poślubna - zaśmiał się.
- Byłaby gdybym się ożenił - zaparkowałem. - Ale tego nie zrobiłem.
- I bardzo się z tego cieszę - Daniel pochylił się w moją stronę i pocałował mnie lekko. - Kocham cię, Johann.
- Ja ciebie też, Danny.