Dla ok666ok666
- Wychodzisz? - zapytałem narzeczonego.
- Tak - Kamil założył kurtkę.
- Dokąd? - zapytałem.
- Niedługo wrócę.
- Nie o to pytałem, Kam. Dokąd idziesz? - ponowiłem pytanie.
- Nie muszę ci się spowiadać - wyszedł z domu.
Świetnie. Po prostu cudownie. Od jakiegoś czasu kompletnie mnie olewa. Unika mnie, mijamy się. Nawet nie pozwala się dotykać. O seksie nie wspomnę.
Kamil chyba mnie zdradza, ale nie mam na to żadnych dowodów. To tylko moje domysły.
Ale jestem pewien, że mam racje. Bo inaczej dlaczego nie wracał by na noc do domu? Gdzie był przez ten czas?
Wiem, że taki związek nie ma sensu, ale nie umiem od niego odejść, jeśli nie mam dowodów. Mam jeszcze nadzieję, że to przejściowy kryzys i niedługo wszytko wróci do normy.
Ale podświadomie wiem, że tak nie jest. Tylko nie chcę tego do siebie dopuścić.
Właśnie dlatego dziś na niego czekam. Chcę znać prawdę. Nawet tą najgorszą.
Domyślam się co powie, więc od razu się spakowałem i kiedy słyszę trzask drzwi na dole, schodzę ze spakowaną walizką.
- Jedziesz gdzieś? Tak późno?
- Gdzie byłeś? - zapytałem, stawiając walizkę i zakładając buty.
- Co robisz?
- Zdradzasz mnie, prawda? - popatrzyłem mu w oczy.
- Pero... Wyjaśnię ci to... To nie tak jak myślisz... Ja...
- Słucham.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Gówno prawda - założyłem kurtkę. Starałem się grać twardego, ale łamało mi się serce, gdy widziałem jego wzrok.
- Jesteś miłością mojego życia.
- Nie zdradzał byś mnie, gdyby tak było - popatrzyłem na niego. - Masz jeszcze coś do powiedzenia?
- Pero... Proszę... Nie zostawiaj mnie - głos mu się załamał. - Żałuję tego. Cholernie tego żałuję... Proszę cię... - podszedł do mnie. - Daj nam jeszcze szansę - złapał mnie za dłoń.
- Jaką szansę? - wyrwałem mu rękę. - Od jak dawna mnie zdradzasz? Nawet nie próbuj mi wmówić, że to była jednorazowa przygoda, bo ci nie uwierzę.
- Od dwóch miesięcy - szepnął.
- No właśnie... I ty śmiesz mi mówić, że mnie kochasz? - warknąłem. Popatrzyłem na niego jeszcze przez chwilę i wyszedłem, zabiegając walizkę. Gdy tylko wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem. Z trasy zadzwoniłem do Gregora, z którym się przyjaźnię.
- No co tam? - odebrał.
- Będę za 5 godzin.
- Co się stało? - zapytał.
- Opowiem ci jak przyjadę.
- Jedź ostrożnie. Proszę.
- Spokojnie. Jestem dobrym kierowcą.
- Wiem, ale uważaj.
- Dobrze. Niedługo będę - rozłączyłem się.
Jechałem szybko, ale drogi o tej porze były puste. Normalnie trasę ode mnie do Gregora pokonywałem w 5 godzin, ale dziś poszło mi o godzinę szybciej. Wiec już o 5 rano pukałem do jego drzwi.