|back to past| K. Stoch & P. Prevc part VII

950 86 24
                                    

Dla ok666ok666

Kinga, Domen jest twój 😁

To już ostatnia część tego shota 😁 Na pewno ostatnia.

- Kamil! - jęknąłem, gdy chłopak mnie obudził. - Jest wcześnie - objąłem go mocniej ramieniem.

- Ale ja się już wyspałem  - przekręcił się twarzą do mnie. - Pero - wyszeptał mi do ucha, przytulając się.

- Słucham - rzuciłem.

- Nie śpij - wplątał palce w moje włosy.

- Kochanie - jęknąłem. Podniosłem głowę i załączyłem na moment nasze usta. - A powiesz mi w końcu wszytko?

- Jeśli mi zrobisz śniadanie - uśmiechnął się szeroko.

- No dobra... To wstajemy - podniosłem się.

- Nie - złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie. - Poleżmy jeszcze.

- Zdecyduj się w końcu - zaśmiałem się i objąłem go ramionami.

- Lubię z tobą leżeć - wtulił się we mnie.

- Wiem kochanie - pocałowałem go w czoło.  - Powiedz mi.

- Co?

- Kamil - westchnąłem.

- Ale wiesz, że nie chcę o tym mówić?

- Wiem, kochanie.

- Zaczęło się od tego, że zaczęliśmy się kłócić... Potem pierwszy raz mnie spoliczkował... Nie pamiętam dlaczego... Drugi raz, gdy mnie uderzył nie chciałem iść z nim do łóżka... Nie miałem ochoty, ale on tego nie rozumiał... Chyba sądził, że skoro on ma to i na muszę mieć...

- Dlaczego wtedy od niego nie odszedłeś?

- Nie wiem... Nie umiałem... Raz... Nie skończyło się tylko na tym, że mnie spoliczkował... Ale potem... Gdy przepraszał, płakał, błagał, obiecywał, że to się już nie powtórzy... Nie umiałem od niego odejść... Obiecywał...

- Co było dalej?

- Przez jakiś czas było spoko... A potem ta sytuacja, gdy mnie poddusił - dotknął swojej szyi. Zacisnąłem zęby, bo nie chciałem powiedzieć nic głupiego. - Wtedy stwierdziłem, że to już koniec... Że jestem idiotą, bo łudziłem się, że on się zmieni... I jestem idiotą, bo odszedłem od ciebie dla tego... Dla niego...

- Zaraz wracam - odsunąłem się od niego i szybko wstałem z łóżka.

- Gdzie idziesz? - zapytał, gdy wciągałem spodnie.

- Niedługo wrócę.

- Peter! - krzyknął, kiedy wyszedłem z sypialni i skierowałem się do wyjścia.

Wybrałem numer Johanna. Był zdziwiony, że dzwonię, ale gdy powiedziałem o co mi chodzi, zgodził się pomóc. Potem zadzwoniłem do Domena, aby przyjechał do mnie i posiedział z Kamilem. Wiem, że to może głupie, ale nie chciałem żeby był teraz sam.

Dzięki małym znajomościom udało mi się polecieć najbliższym samolotem.

Na lotnisku czekał na mnie Johann, od razu zawiózł mnie do mieszkania blondyna.

Gdy pukałem do jego drzwi, Johann stał za moimi plecami. Kiedy Daniel otworzył, od razu wepchnąłem się do środka. Nie zdążył się nawet odezwać, bo moja pięść spotkała się z jego policzkiem.

- Peter! - krzyknął Johann. - Miałeś z nim rozmawiać!

- Już rozmawialiśmy. Teraz czas na rękoczyny - złapałem blondyna za koszulkę. Chłopak jęknął, gdy przycisnąłem go do ściany. - Powinienem cię zabić, gdy tylko stanąłeś na progu mojego domu - warknąłem do niego i odsunąłem się tylko po to, aby go uderzyć. Moja prawa ręka po raz kolejny spotkała się z jego twarzą.

Z jękiem osunął się po ścianie i trzymał się za krwawiący nos.

- Wystarczy - Forfang złapał mnie za ramię. - Daj już spokój.

- Trzymaj się od niego z daleka... Nie chcę cię widzieć w jego pobliżu, bo nie ręczę za siebie.

- Pierdol się - syknął, podnosząc się. Johann mnie nie utrzymał, wyrwałem mu się i zadałem blondynowi jeszcze jeden cios. Popatrzyłem na niego z pogardą i wyszedłem.

- Kiedy masz samolot do domu?

- Za cztery godziny... Mam szczęście, że były jeszcze bilety...

- Stawiam obiad... Chodź - poszedł do swojego samochodu.

Pojechaliśmy do jakiejś knajpy. Chłopak mówił, że to jego ulubiona i często tam jada. Mówił, że jego zdaniem to najlepsza knajpa w Oslo. I chyba miał rację, bo naprawdę mieli bardzo dobre jedzenie.

Kiedy wróciłem do domu dochodziła 18. Wszedłem do środka. Światło paliło się tylko w salonie. Poszedłem tam i zobaczyłem Kamila, który siedział na kanapie, zawinięty w koc.

- Gdzie byłeś? - wstał, jak tylko mnie zobaczył. - Dlaczego nie odbierałeś telefonu?!

- Gdzie Domen? - zdziwiłem się, że go nie ma.

- Pojechał do Kingi... Gdzie byłeś?

- W Norwegii.

- Gdzie?! Po co?! Oszałeś?!

- Miałem rozmowę z Danielem... Nie patrz tak... Żyje - mruknąłem i poszedłem do kuchni.

- Pero... Po co? - ruszył za mną.

- Bo mam z tego satysfakcję... Chyba złamałem mu nos.

- To było głupie, wiesz?

- Wiem - przyznałem i sięgnąłem po sok. - Chcesz?

- Nie... - odparł. Po chwili poczułem jak przytula się do moich pleców. - Nie rób więcej takich głupot, dobrze?

- Postaram się... Ale teraz mam pewność, że więcej się do ciebie nie zbliży - położyłem dłoń na jego, splecionych na moim brzuchu.

- Cieszę się... - rozluźnił uścisk i stanął przede mną. - Pocałuj mnie.

Uśmiechnąłem się i pochyliłem, aby zobaczyć nasze usta.

- Kocham cię - wymruczałem w jego wargi. - Zrobię dla ciebie wszytko.

- Ja ciebie też kocham, Pero. Bardzo - przytulił się do mnie mocno, a ja pocałowałem jego głowę.

ONE SHOTS II  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz