Rozdział 80

130 24 0
                                    

Przemówienie Luo Weia właśnie się skończyło, gdy poniżej bramy rozległ się dźwięk bębnów wojennych, który rozbrzmiał jak grzmot. Armia Północnego Yan rozpoczęła atak na miasto.

Wei Lan podszedł i osłaniał swojego mistrza.

- Młody mistrzu, może powinieneś najpierw wejść do środka.

- Nie ma takiej potrzeby. - Luo Wei uśmiechnął się do obecnych generałów. - Zostawiam los miasta we wszystkich waszych zdolnych rękach.

Na polu bitwy trwała rzeź, trupy były porozrzucane po pustkowiu, a krew płynęła jak rzeki.

Luo Wei stał z boku w milczeniu. W swojej drugiej szansie na życie zmienił już bieg tak wielu spraw. Jeśli straciłby dziś życie w Ye Jie, byłaby to śmierć bez żalu.

- Młody mistrz! - Wei Lan strzegł Luo Weia, będąc przerażonym, że grad strzał spod murów zrani jego mistrza.

- Przepraszam. - Powiedział niespodziewanie Luo Wei.

Wei Lan zamarł na chwilę, po czym odwrócił się, by spojrzeć na niego.

Luo Wei również go obserwował.

- Wciągnąłem cię w to.

Wei Lan wpatrywał się w Luo Weia przez dłuższą chwilę.

- Nie stanie ci się żadna krzywda, młody mistrzu! - Powiedział Wei Lan.

- Życzę sobie tylko, by nie spotkała cię żadna krzywda. - Powiedział Luo Wei.

Wei Lan uniósł szablę w dłoni i dwie połówki strzały upadły u ich stóp, złamane.

- Życie Wei Lan zawsze było tanie. Nie martw się, młody mistrzu. Zadbam o twoje bezpieczeństwo, nawet jeśli będę musiał zginąć w walce.

- Jak o ludzkim życiu można mówić w kategoriach cenne i tanie? - Luo Wei chichotał delikatnie za Wei Lanem. - Może byłoby lepiej, gdybyśmy zginęli razem, my dwaj. Przynajmniej nie będziemy samotni w naszej podróży do podziemi.

Zamieć stawała się coraz bardziej złośliwa, sprawiając, że prawie niemożliwe było utrzymanie oczu otwartych.

Wei Lan czuł jednak ciepło w środku. Z osobą za nim, podróż do krainy duchów nigdy nie mogła być samotna.

Luo Wei obserwował Wei Lana, jak mężczyzna go ochrania, ale jego klatka piersiowa pękała z poczucia winy. Jeśli nie uda im się tego przeżyć, czyż to nie on będzie tym, który uśmierci Wei Lana?

Armia północnego Yan oblegała miasto przez całą noc. Dopiero o świcie zabrzmiały ich trąby i żołnierze wycofali się.

- Młody mistrzu. - Ubranie Wei Lana było całe poplamione krwią. Podbiegł do Luo Weia. - Jesteś ranny?

- A ty zostałeś gdzieś ranny? - Luo Wei potrząsnął głową. On faktycznie bardziej się martwił o niego, niż o siebie.

- Nie. - Wei Lan postawił trochę dystansu między sobą, a Luo Weiem, bojąc się, że zgniły smród krwi będzie go obrzydzał.

- Czy nie jesteś tu ranny? - Akurat tak się złożyło, że Luo Wei zobaczył ranę na lewym udzie Wei Lana, na tyle głęboką, że skóra wywinęła się na zewnątrz wokół rozcięcia. - Czy to nie boli? - Szybko wyciągnął rękę, by podtrzymać Wei Lana.

- Młody mistrzu, jestem brudny. - Wei Lan odsunął się na bok. - Wszystko będzie dobrze. Pójdę i znajdę lekarza, który to zabandażuje.

- Młody mistrzu. - W tym momencie wszyscy oficerowie i generałowie, którzy nie byli ranni, zebrali się wokół.

- Wszyscy, muszę zaoferować moją najgłębszą wdzięczność z góry za całą ciężką pracę i dodatkowy wysiłek, który wkładacie w tę bitwę. - Powiedział Luo Wei do wszystkich obecnych. - Jestem tylko dobrze zorientowany w książkach i listach, i niezbyt doświadczony w obronie miasta. - Powiedział Luo Wei składając ręce i oddając szacunek każdemu z osobna.

Wszyscy szybko ruszyli, każdy unikając szacunku Luo Weia. Przyzwoitość i wdzięczność od ucznia cesarza nie była czymś, na co mogli sobie pozwolić.

- Trzeci młody mistrz nie powinien się martwić. - Xu Chuan, jeden z powierników i bliskich generałów Luo Qi powiedział do Luo Weia. - Tak długo jak będziemy żyli przez kolejny dzień, będziemy bronić tego miasta!

- Doskonale. - Luo Wei był w tym momencie nadal spokojny. - Będę pod murami miasta, jeśli ktoś będzie czegoś potrzebował, nie wahajcie się mnie wezwać.

- Być może trzeci młody mistrz powinien pójść i odpocząć. - Powiedział Xu Chuan. - Będziemy pilnować wszystkiego dookoła.

- Burza jest silna. - Powiedział Luo Wei. - Nie mogłem mieć nadziei na walkę, ale z wami wszystkimi tutaj ryzykującymi życie w śniegu, jak mógłbym pójść i przeczekać w ciepłym pomieszczeniu?

Nie powiedzieli nic więcej, ale wszyscy zasalutowali Luo Weiowi. Nawet jeśli ten trzeci młody, pan z rodziny Luo był jeszcze młody, to miał styl i grację swojego starszego brata. Nawet gdyby to było tylko dla ich dowódcy, Luo Qi, to nadal upewniliby się, żeby Luo Wei był bezpieczny.

U podstawy murów miejskich, w pobliżu prowizorycznego ogniska, Luo Wei starannie opatrywał rany Wei Lana.

- Czy młody mistrz nauczył się również medycyny? - Zapytał Wei Lan.

- Przeczytałem kilka książek na ten temat. - Luo Wei uśmiechnął się gorzko. W swoim poprzednim życiu, jeśli nie potrafił zadbać o siebie, jak mógł przeżyć te wszystkie lata?

Wei Lan zauważył kroplę odlanej krwi w kąciku ust Luo Weia i automatycznie sięgnął, aby ją wytrzeć. Dopiero kiedy jego palec dotknął jego warg, zdał sobie sprawę z tego co robi i szybko cofnął rękę, zawstydzony patrząc na niego.

Luo Wei odwzajemnił uśmiech i oparł głowę na ramieniu Wei Lana.

- Dzisiaj jest zimno, Lan.

Wei Lan przeciągnął swoją futrzaną pelerynę nad nimi oboma, otulając ich razem.

- Czy tak jest lepiej?

- Dużo lepiej.

W wietrze i śniegu, obaj skulili się i oparli o siebie, słuchając bicia serca każdego z nich, i powoli zasnęli.

Rebirth: Degenerate S*ave Abuses TyrantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz