Rozdział 1. 'To są jakieś jaja!'

46.2K 1.2K 72
                                    

Promienie słoneczne wpadały przez niezasunięte zasłony w sypialni prosto na moją twarz. Uh nienawidzę tego jak cholera. Kocham słońce, ale nie jak budzi mnie o... no właśnie, która w ogóle jest godzina? Z na wpół przymkniętymi powiekami sięgnęłam po telefon leżący na szafce przy łóżku.
6:32
Wstajemy, wstajemy, kochanie!
Nie, no wprost świetnie. Nawet w sobotę życie nie daje mi odpocząć. Nie, że nie lubię swojego życia, wręcz przeciwnie, ale są momenty, kiedy po prostu nie mam siły na nic. Dziś jest właśnie taki dzień. Nie mogę narzekać, bo sama się na to zdecydowałam. Sama stwierdziłam, że chcę studiować, sama zadecydowałam, że chcę pójść na dwa kierunki, sama je wybrałam i postanowiłam, że to będą studia zaoczne.
Obróciłam się na plecy i westchnęłam głośno. Jestem zmęczona, wczoraj siedziałam do drugiej rano nad projektami i jeszcze nie skończyłam. Trudno skończę dzisiaj. Nie mam wyjścia. Ustanowiłam sobie cel i mam zamiar go osiągnąć. Koniec kropka. Świat jeszcze o mnie usłyszy, wiem to od dawna. Może i jestem zachłanna. To prawda jestem, ale co poradzić to po tatusiu.
Tata. Tak bardzo mi go brakuje. Tak za nim tęsknię. Wszystko bym dała żeby móc się do niego przytulić. Żeby usłyszeć, że jest ze mnie dumny i że mnie kocha. Zawsze tak mówił, a od dziewięciu lat tego nie słyszałam...
Otarłam pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku i przetarłam twarz dłońmi. Musze być silna obiecałam mu to. Obiecałam i słowa dotrzymam. Nagle poczułam, że coś pod kołdrą się rusza. Uh on znowu to robi...
- Wiem, że tu jesteś, nie wierć się tak - powiedziałam i głośno ziewnęłam. W odpowiedzi poczułam leciutkie ukłucie na łydce na co podskoczyłam z piskiem. Ugryzł mnie! Nie bolało ale no...
- Valar idioto! - Krzyknęłam i podkuliłam nogi pod brodę. Nienawidzę gdy to robi. Kołdra poruszyła się po raz kolejny i wyłoniła się czarna jak smoła głowa dobermana. Tak to mój współlokator...
- Pozwalam ci spać na tym łóżku, nie przeginaj - zagroziłam palcem, a on zaskamlał i położył łeb na moich kolanach.
Uh teraz będą błagalne oczy na przeprosiny. To zawsze na mnie działa.
- No już się nie gniewam- przewróciłam oczami i wzięłam jego głowę w obie dłonie- wiesz, że cię kocham- dotknęłam swoim nosem jego nosa. Tak, jestem dziwna.
Kolejny głęboki wdech i wstajemy.
- Wstawaj, dosyć tego dobrego...
Zaścieliłam łóżko, weszłam do łazienki, a następnie stanęłam przed lustrem.
Beże jak ja wyglądam. Jak siedem nieszczęść. Włosy sterczą we wszystkich kierunkach tylko nie w tym co trzeba. Jak zawsze. Podkrążone oczy też robią swoje. Tak to jest, jak przez ostatnie dwa tygodnie zakuwało się do sesji końcowej.
Rozebrałam się z za dużej męskiej koszulki w której śpię i weszłam pad prysznic. Zimna woda na przebudzenie dobrze zrobi. Po piętnastu minutach wychodzę i wycieram się puchatym ręcznikiem. Potem nie przejmując się tym, że mam na sobie tylko ów ręcznik, idę do kuchni połączonej z salonem. Ogólnie moje mieszkanie ma jakieś czterdzieści metrów kwadratowych. Mały salon i kuchnia w jednym, króciutki korytarz z łazienką i sypialnia. Do tego balkon. Na co mi większe lokum skoro jedyna rzecz, jaką w nim robię, to nauka?
Wypiłam szklankę soku jabłkowego, którego w mojej lodówce nigdy nie może zabraknąć. Valar widząc mnie prze otwartej lodówce w mgnieniu oka znalazł się przy swojej misce.
- Pamiętam o tobie, pamiętam- zaśmiałam się i zamknęłam lodówkę. Z szafki wyciągnęłam karmę dla psa i nasypałam mu pełną miskę. Pies rzucił się na to jakby od tygodnia nic nie jadł. Jak zawsze z resztą. Zaśmiałam się i wróciłam do sypialni. Stanęłam przed szafą i wybrałam ubrania na dzisiaj czyli krótkie jeansowe spodenki biodrówki i luźny crop top na szerokich ramiączkach w kolorze różowym a co! Założyłam białe krótkie converse i stanęłam ponownie przed lustrem w łazience. Trzeba coś z sobą zrobić. Rozczesałam włosy i związałam w wysokiego koka. Musze iść do fryzjera i podciąć końcówki tej blond szopy. Może nawet więcej niż końcówki no sięga mi prawie do pasa. Pomalowałam rzęsy i nałożyłam trochę korektora pod oczy i pudru. No mogę tak iść.
- Jedziesz ze mną? - zwołałam stojąc przed drzwiami. Usłyszałam kroki na panelach, wiec jednak ruszy dupsko i jedzie ze mną.
Wyszłam z domu jak zwykle bez śniadania z torebką i dużą teczką na ranię pełną rysunków i projektów. Skierowałam się na parking, gdzie odnalazłam moje ukochane czerwone Audi a3 cabrio. Torbę i teczkę rzuciłam na tylne siedzenie, Valar wskoczył na miejsce pasażera jak zawsze, a ja odpaliłam silnik.
Cel?
Plac budowy nowego apartamentowca w Californi.
Mojego apartamentowca.
Pierwszego i największego z sieci wieżowców Grande's Apartaments. Tak to mój cel, moje marzenie i moja przyszłość.
Dojechałam na miejsce budowy po dziesięciu minutach. Apartamentowiec jest tuż przy wybrzeżu, ale do centrom jest łatwy dojazd, wiec z kupcami mieszkań nie będzie problemów. Chyba... Zawsze chciałam mieć własny apartamentowiec. Obiecałam to ojcu i zdania nie zmienię nawet jeśli on już tego niestety nie zobaczy. Nasuwa się podstawowe pytanie.
Skąd ktoś taki jak ja, ma kasę na budowę apartamentowców?
Proste. Po ojcu. Pieniądze, które mi pozostawił mogłam przejąć dopiero po skończeniu osiemnastego roku życia. Tata zginął jak miałam trzynaście lat. Zostałam sama z przyrodnim bratem, który był o pięć lata starszy i z siostrą bliźniaczką. Tak miałam siostrę. Właśnie miałam.
Ktoś powie, że skoro bliźniaczki to związane na cale życie i nie widzące świata poza sobą. takie różne gówna. W moim przypadku było na odwrót. Nie umiałam się z nią dogadać w żadnej sprawie. Tak jak z bratem, który za to z nią miał świetny kontakt. Uprzykrzała mi życie jak tylko się dało i nie tylko ona. Tata był przebrzydle bogatym i szanowanym człowiekiem. Nie był jak inni biznesmeni, dla niego najważniejsza była rodzina, a nie pieniądze. Unikał rozgłosu i tego całego szumu. Nie oznaczało to oczywiście, że nie pojawiał się od czasu do czasu na galach czy bankietach. Kochał nas. Każdego tak samo. Mimo tego, że nie do końca się dogadywaliśmy, byliśmy pieprzoną rodziną. Rodziną, która zniszczyła moje życie. Adam czyli mój przyrodni brat, niczego sobie w stosunku do mnie nie odmawiał. Dosłownie niczego...
O tym kiedy indziej.
Zniknęli z mojego życia choć może powinnam powiedzieć, że to ja zniknęłam. Bo tak właśnie było. Uciekłam w wieku piętnastu lat. Nie przejęli się tym zbytnio. Adam wziął swoją część kasy, a mało tego nie było i wyjechał jako prawny opiekun mojej cholernie dokładnej kopii, która po ukończeniu osiemnastki dostała kasę z konta ojca i tyle ją widzieli. Mnie wychowała ulica.
Szczerze?
Cholernie się z tego ciesze. Gdyby nie ci ludzie, których życie postawiło wtedy na mojej drodze byłabym w czarnej dupie. To oni mnie naprawili i pokazali jak radzić sobie w świecie, gdzie pozornie każdy jest sam. Teraz jestem tu gdzie jestem i wiem dzięki komu tak jest...
Zaparkowałam na nowym parkingu tuż obok srebrnego Nissana Juke. Aha, chyli Stive już jest. Wysiadłam z samochodu, następnie obeszłam go do okola i otworzyłam drzwi od strony pasażera Valarowi. Nie lubię jak sam wyskakuje, bo porysuje mi kanapy.
- Tylko nie szalej zbytnio i niczego nie gryź- powiedziałam i wzięłam dużą czarna teczkę z projektami i założyłam na ramię tak jak torbę. Pies zaszczekał dwa razy na znak, że rozumie i pobiegł gdzieś nie wiem gdzie. Skierowałam się presto na plac przed budynkiem, gdzie przebywali panowie pochyleni nad dużym stołem, zerkający na moje rysunki. Tak, to ja zaprojektowałam cały budynek. Dokładnie cały. Ten i pozostałe. Projekty zajęły mi ponad rok. Każdy wieżowiec jest inny. Nie było łatwo, ale opłaciło się. Zostały przyjęte w takiej formie w jakiej chciałam. Zawsze stawiam na swoim, nie ma ze mną łatwo.
Z daleka zauważyłam mojego przyjaciela pochylonego nad stołem wraz z kilkoma inwestorami, których też dobrze znałam. To byli przyjaciele mojego ojca teraz moi. To do nich zwróciłam się z moim pomysłem. Gdyby nie oni plany nigdy nie ujrzałyby światła dziennego w takiej formie jak teraz. Byłabym tylko pomniejszym inwestorem, nikim więcej. A tak, będę miała własne apartamentowce.
Panowie omawiali coś, nie mam bladego pojęcia co, zawzięcie gestykulując rekami i co jakiś czas wskazując na piętrzący się przed nami budynek. Aż przystanęłam i westchnęłam z dumą. Moje własne dwadzieścia pięter. Jedno z pięciu. Ten jest największy i będzie najbardziej luksusowy. Tylko on ma salę bankietową i spa. Wróciłam myślami do moich przyjaciół. Wszyscy byli ubrani w białe koszule i idealnie dopasowane garnitury. Przy nich zapewne wyglądam jak biedak. Szczególnie w przykrótkiej bluzce i szortach. Jeszcze do tego stare trampki, pięknie. Nie widzieli mnie, byli za bardzo pochłonięci tą stertą papierów. Nagle jak z podziemi wyrósł Valar i podbiegł do nich szczekając głośno. Odwrócili się w jego kierunku. Tak, mój pies jest zdecydowanie ich ulubieńcem. Zaczynam być zazdrosna.
- A twoja pani gdzie? - zapytał jeden z nich i pogłaskał go po łbie.
Za wami geniusze.
- Nie udawaj, że cię to interesuje Stive- powiedziałam, a oni jak oparzeni odwrócili się w moją stronę- wiem ze wolisz mojego psa ode mnie -zaśmiałam się, a oni razem ze mną. Wszyscy są po czterdziestce, ale to tak jakby moi wujkowie.
- Masz swoje momenty- odparł, a ja udałam, że mnie to rusza i wydęłam wargę jak obrażony pięciolatek.
- Obrażę się- zagroziłam.
- Oh okay, kupię ci lizaka na zgodę - odparł z udawana powagą.
- Stoi - powiedziałam od razu, a oni zaczęli się śmiać.
- No co? Lubię lizaki- wzruszyłam ramionami.
- No tak lepiej - pokiwał głową z pobłażaniem.
- Co wy tak wcześnie? Jest po siódmej - zdziwiłam się. Zawsze przyjeżdżali o ósmej.
- To samo tyczy się ciebie maluchu - Powiedział Rick.
- Nie mogłam spać. Obudziłam się i przyjechałam - powiedziałam szczerze - Stwierdziłam, że przyjadę bo i tak miałam to zrobić. Nie mogę pozwolić żebyście o mnie zapomnieli.
- Skarbie, o tobie nie da się zapomnieć- powiedział Stive.
- Staram się - wzruszyłam ramionami i położyłam teczkę na blat.
- Co tam masz ciekawego? - zagadnął Robert.
- Zaprojektowałam apartamenty wewnątrz. - powiedziałam i wyciągnęłam projekty i szkice razem z próbkami kolorów i innych materiałów- Budowa czterech wieżowców jest skończona. W tym zostały jeszcze tylko tarasy na parterze i ogrody. Nie chcę czekać. Mówię teraz o tym konkretnym hotelu. To jest w sumie sto apartamentów. Na ostatnich pietrach są te największe, a na przedostatnim i ostatnim pietrze będzie penthause. Wyjdzie naprawdę bardzo duży dwupoziomowy z basenami. Do tego taras widokowy z wyjściem na dach. Może podzielę go na dwa osobne mieszkania, zobaczę jeszcze. Mam prawie wszystko gotowe. Całe wyposażenie, kolory, meble, wszystko- powiedziałam tonem, który sam mnie zaskoczył. Od kiedy ja kurwa gadam jak typowy biznesmen? Buzneswomen raczej... nie ważne. Spojrzałam na nich wszystkich po kolei. Ich miny mówiły jedno. Byli zirytowani. Ale co tam, brniemy w to dalej.
- Mam tu dwadzieścia różnych projektów. Na każde piętro inny. Do tego dochodzą plany parteru, bo jest największy. Co prawda nie jest skończony i muszę jeszcze poprawić trzy projekty pięter, skończyć salę bankietową i restaurację, ale do końca następnego tygodnia będą gotowe i...
- Kiedy przespałaś pełne osiem godzin?- zapytał Nikolas i skrzyżował ręce na piersi.
Super... czeka mnie kazanie, uh.
- Ja nie... - chciałam coś powiedzieć, ale jak zwykle mi przerwano. W sumie to co im powiem? Na pewno taka odpowiedź jakiej bym udzieliła ich nie zadowoli...
- I nie jadłaś śniadania. Znowu... - powiedział Rick. Skąd no to kurde wie?
- Ale ... - i kolejna próba na nic.
- Tak nie może być, wykończysz się przez to maluchu- odparł poważnie Stive, a ja spuściłam wzrok na swoje buty i splotłam ręce za plecami. Teraz to czuję się jak małe dziecko przyłapane na zjadaniu cukierków.
- Martwisz nas maluchu. Wiem, że chcesz jak najszybciej mieć to za sobą. My też, ale wykończysz się tym. Zaprojektowałaś te budynki w całości od podstaw sama. Wszystko co z nimi związane, załatwiałaś sama. Naprawdę cenimy twoją niezależność i talent, ale jak tak dalej pójdzie to cię przerośnie. Masz jeszcze studia, masz szkołę, kursy językowe. Do tego inne zajęcia. Za niedługo dojdzie ci firma Edwarda. Nie pociągniesz tak na dłuższą metę, wiesz o tym...
Westchnęłam i usiadłam na placu po turecku. Przetarłam dłońmi zmęczone oczy i głęboko westchnęłam. Mają rację. Mają cholerną rację. Ojciec zostawił testament, na mocy którego jego firmę i wszystkie nieruchomości dziedziczę ja. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak zadecydował. Pieniądze podzielił między nas, ale firmę zostawił mi. Już nigdy nie dowiem się dlaczego. Wiem jedno. Nie mogę go zawieść.
- Ja po prostu... sama już nie wiem. Ja chcę tylko żeby wszystko było tak jak jest. Żeby nikt nie zabrał mi tego na co tyram od prawie czterech lat panowie. Chcę już zacząć wykańczać całe wnętrze i wreszcie doprowadzić to do końca. Za dużo poświęciłam, żeby teraz odpuścić. Co jak co, ale dobrze o tym wiecie. - powiedziałam cicho, ani na chwile nie podnosząc wzorku.
Dziwne. Nie usłyszałam odpowiedzi. Zwykle każdy z nich mówił, że wszystko się uda i że na pewno będzie dobrze. Tym razem tego nie powiedzieli, czyli coś musi być nie tak. Podniosłam głowę i spojrzałam na nich. Unikali mojego wzroku. Coś jest na rzeczy i to zaczyna mnie kurwa martwic.
- Mówcie co się dzieje- powiedziałam od razu i wstałam szybko. Nikt nic nie odpowiedział.
- Może omówimy to kiedy... - zaczął Nickolas, ale Rick mu przerwał.
- Nie ma co ukrywać panowie. Im szybciej się dowie, tym lepiej. To nieuniknione. Niestety.
- Co jest nieuniknione, co się dzieje!? - wybuchnęłam. Widząc moją reakcję Stive podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona, ale natychmiast cofnęłam się o krok do tyłu. Nic nie powiedział tylko cicho westchnął. Wiedzą, że jeśli chodzi o tą budowę to potrafię być uparta jak mało kto.
- Stive powiedz mi! - zażądałam panicznie.
- Pojawił się ktoś kto chce odkupić apartamentowce kiedy tylko zostaną w pełni skończone i umeblowane...
Moje serce stanęło. Mowy nie ma. Po moim kurwa trupie. Część mojego sukcesu tkwi w tym, że niewiele jest osób, które wiedzą, że to ja jestem właścicielką tego projektu. Wszystko utrzymywane jest w tajemnicy. Wiadomo są ludzie, którym musiałam powiedzieć. Stive, Robert, Nickodem, Rick i George są jednymi z nich. To do nich zwróciłam się z tym pomysłem i planami budowy. Nikt nie wziąłby na poważnie osiemnastoletniej dziewczyny. Nie ważne jak bardzo byłabym bogata, nic bym nie wskórała. Na pewno nie w takiej formie jak teraz i w tak szybkim tempie. Budowy rozpoczęły się jak tylko podpisałam papiery czyli kiedy skończyłam 19 lat. Wszystko dzieje się w zamkniętym gronie. Gdyby ludzie dowiedzieli się kto tak naprawdę jest właścicielem, zjedliby mnie żywcem. Dlatego też kiedy ktoś pyta któregoś z panów kto jest pomysłodawcą albo do kogo należą budynki, to odpowiadają, że właściciel chce jak na razie pozostać anonimowy. Ja na to pracowałam i to moje dzieło. Każdy metr tych budynków zaprojektowała moja ręka. Z wewnątrz i z zewnątrz. Robert pomógł mi z profesjonalną obróbką projektów i zostały przyjęte. Oddałam je do jego firmy architektonicznej, kiedy skończyłam pierwszy rok architektury czyli miałam dwadzieścia lat. Stive ma firmą budowlaną, więc z tym nie było problemu. Z pieniędzmi też nie, bo jak już mówiłam, mam ich pod dostatkiem. Gdybym była jedynaczką miałabym ich więcej ale... nie stop nie mówimy o rodzeństwie. Prawie cztery lata to trwa. Zaczęłam sporządzać projekty mając 18 lat. Nie pozwolę, żeby ktoś mi to odebrał. Nie ważne jaką cenę zaproponuje.
- Kto - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Czułam jak wzbiera we mnie złość. Nigdy na to nie pozwolę. Pracowałam na to sama. Wszystko zrobiłam sama. Nie ma mowy żeby ktoś przyszedł i odebrał tak po prostu to, co moje. To ja zarywałam i cały czas zarywam noce żeby doprowadzić to do końca. Odkładam wszystko co mam. Nie spędzam czasu jak normalna dziewczyna. Nie chodzę do klubów czy do galerii pomimo tego, że stać mnie na to, żeby wykupić ja w całości. Patrzyłam wściekła na piątkę mężczyzn przede mną i czułam, że jak zaraz nie padnie nazwisko tego parszywego dupka, który myśli, że dzięki kasie wszystko może, to coś rozwalę.
- No kto! - warknęłam nie kontrolując złości, kiedy nie doczekałam się odpowiedzi. Oddychałam szybko i nierówno, a oczy, które zazwyczaj są niebieskie zapewne znacznie pociemniały. Zawsze tak jest jak się wściekam wiele razy mi to mówiono.
- Zayn Malik - powiedział Nikolas, a ja przeżyłam zawal i palpitację serca w pakiecie.
To są kurwa jakieś jaja!
Oparłam się o blat stołu bo nogi mi zmiękły na to nazwisko. Jasna cholera. Wiem kim jest Malik i wiem do czego potrafi być zdolny. Nie trzeba znać go osobiście, żeby to wiedzieć. Pewny siebie, bogaty facet który co zechce, to ma. Właściciel największej firmy w kraju produkującej sprzęty elektroniczne. Jego przedsiębiorstwo odniosło i nadal odnosi niebywały sukces i za to go podziwiam. Tylko za to. Jest zadufanym w sobie dupkiem który myśli, że wystarczy słowo, żeby laska poszła z nim do łóżka. Cóż, w sumie to tak dokładnie jest. Pożąda go co druga kobieta w Californi i nie tylko. Ma w czym wybierać, jak nie ta, to inna. Mówiłam, że ma to czego chce. Jeśli chce mieć także moje apartamentowce czeka go przykre rozczarowanie i bardzo, bardzo bolesna klęska.
Sorry bardzo, panie Malik. Tego nie dostaniesz...

~*~

Witam w nowym ff! :) mam nadzieję, że się spodoba :)

Patix ♥

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz