II Rozdział 9. 'Dużo bym dał, żeby wiedzieć o czym myślisz'

9.7K 652 31
                                    

Umarłam.
A myślałam, że to ja będę wyglądać przy nim w miarę możliwości przyzwoicie.
A tu dupa!
Idealnie skrojony chebanowy garnitur, biała koszula i... o mój jedyny!
MUCHA!
Założył pieprzoną muchę!
I nie przycisnął mnie do ściany!
Czemu?!
- Dobry wieczór- powiedział tym swoim uwodzicielskim głosem i uśmiechnął się unosząc lewy kącik ust.
Kuuuurwa
- Yhym, dobry- odchrząknęłam cicho i przełknęłam ślinę biorąc głęboki wdech.
No więc nie przycisnął mnie do ściany, bo miał zajęte ręce!
Nie mogę przy nim!
- To...- uśmiechnął się szerzej i...
O mój Boże!
- Dla ciebie.
B-bukiet. K-kremowych. R-róż.
I to nie byle jaki, bo chyba z pięćdziesiąt ich było!
Patrzyłam na kwiaty szeroko otwartymi oczami i nie wierzyłam, że to się dzieje!
Przyniósł mi kwiaty!
Zayn Malik przyniósł mi pieprzone róże!
- Proszę- wysunął bukiet w moją stronę i podszedł bliżej zatrzymując się jakieś dziesięć centymetrów ode mnie z tym bukietem.
- J-ja...- jęknęłam i drżącymi dłońmi chwyciłam kwiaty.
Coś we mnie pękło.
Definitywnie, coś się rozjebało ma milion kawałków.
Tylko co?!
Zamrugałam kilka razy, tak jakoś łzy poczułam, a nie chcę wyjść na idiotkę.
- No powiedz coś- odezwał się, na co uniosłam szklące się oczy- nie trafiłam z kolorem?- zapytał i zagryzł wargę.
Czy on się stresuje?
- Nie- pokręciłam- znaczy tak, trafiłeś- poprawiłam się szybko, żeby nie wyszło dziwnie.
- Więc czemu patrzysz na nie tak...
- Nikt wcześniej nie przyniósł mi kwiatów- przerwałam mu drżącym głosem.
Uniósł brwi i rozchylił lekko usta, pochylając się do przodu.
Zdziwiło go to?
Mnie zdziwiły te kwiaty.
I to jeszcze jak!
Korzystając z okazji, że się lekko pochylił, zrobiłam krok w jego stronę i przycisnęłam usta do jego szorstkiego, ale ciepłego policzka.
Spiął się. Zesztywniał konkretnie i czułam, że nawet oddech wstrzymał na moment.
Odsunęłam się po dłuższej chwili i uśmiechnęłam się, bo naprawdę miałam chęć się uśmiechnąć, a on patrzył na mnie marszcząc brwi.
Takie miał niezrozumiałe spojrzenie dla mnie.
- Wstawię tylko do wody- kiwnęłam głową w kierunku wejścia do kuchni i przyjęłam taktyczny odwrót.
Dostałam kwiaty!
Włożyłam bukiet do wazonu i postawiłam na stoliku w salonie.
Czułam jak jego spojrzenie wypala we mnie dziurę, no oczywiście, że poszedł za mną.
Odwróciłam się w jego kierunku, chwyciłam klucze do domu i minęłam go w przejściu.
Wyszłam na dwór i od razu w oczy rzucił mi się szary Aston Martin Vanquish.
Cudo.
- Zaskakuje mnie pan, panie Malik- spojrzałam na niego, kiedy otwierał mi drzwi do samochodu. Chwyciłam jego dłoń, którą jak zawsze wysunął i zajęłam miejsce. Malik szybko obszedł pojazd i usiadł za kierownicą.
- W czym konkretnie?- zapytał i odpalił silnik.
- Zmieniłeś samochód tylko dlatego, że jedziesz na kolację.
- Nie, nie dlatego. Jadę na kolację w twoim towarzystwie- sprostował i ruszył.
Nie odpowiedziałam.
Patrzyłam na widoczki za szybą i zastanawiałam się, co tym razem mi pokaże.
- Dokąd jedziemy?- zapytałam w końcu, nie odrywając wzroku od szyby.
- Za dużo chcesz wiedzieć- zaśmiał się cicho i nic nie poradzę, że to w brzuchu poczułam.
Znowu.
- Nie lubię niespodzianek- westchnęłam i spuściłam wzrok na swoje dłonie.
Coś mnie ukłuło. Tam w sercu.
- I tak ci nie powiem- mruknął i położył dłoń na moim odsłoniętym kolanie- smutna jesteś. Dlaczego?- uniosłam wzrok.
- Czemu tak myślisz?- zapytałam cicho, patrząc na jego twarz.
Patrzył przed siebie, był skupiony na jeździe, ale widziałam, że intensywnie nad czymś się zastanawiał.
- Widzę to po prostu- wzruszył lekko ramieniem- więc?- uniósł brew.
- Nic takiego- pokiwałam głową- coś mi się przypomniało, tylko tyle.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć- potarł kciukiem moją skórę, roznosząc przyjemne ciepełko.
I skurcze jajników, gwarantowane.
Możesz mu wszystko powiedzieć?
Nie tyle, ile bym chciała.
Reszta drogi minęła w ciszy, nie odezwał się słowem. Ja też mu nie odpowiedziałam, więc może go to uraziło, ale nie chciałam go okłamywać.
I tak to robisz.
Nie mam wyboru.
Każdy tak mówi.
Co mam mu powiedzieć?
Prawdę najlepiej.
Dla ciebie wszystko jest proste.
Dla ciebie nie? To oczywista oczywistość.
Choć raz się zamknij.
- Layna?- usłyszałam, na co podniosłam wzrok lekko przestraszona.
Stał z wyciągniętą dłonią, otworzył mi drzwi.
Na jak długo odleciałam? Jak ja mogłam nie zauważyć tego, że zatrzymał samochód?!
- Przepraszam- szepnęłam i z jego pomocą wysiadłam z samochodu.
Zamknął drzwi, potem włączył alarm i wystawił swoje ramię. Ujęłam je delikatnie, żeby nie wyszło, że się na nim wieszam, a on poprowadził nas do restauracji.
Duży budynek, widać było przepych i chorobliwie bogaty wystrój już z zewnątrz.
Już się boję, co będzie w środku.
Przed restauracją stało bardzo dużo luksusowych samochodów, ale były to głównie Chryslery.
Samochody stworzone dla ludzi, mających szoferów.
Restauracja była usytuowana za centrum miasta, od strony wybrzeża. Dwupoziomowy budynek z przednią ścianą z grubego szkła. Mogłam zobaczyć kto i co je. Przy dużych drzwiach stały misy z brązu, dość duże, w których płonął ogień.
Po obu stronach rozstawieni ochroniarze w czarnych garniturach.
- Napatrzyłaś się już?- usłyszałam nad sobą.
- Nawet- wzruszyłam ramieniem, a on się uśmiechnął- wybacz, za dużo myślę- spojrzałam na niego przepraszająco.
- Dużo bym dał, żeby wiedzieć o czym myślisz- poprowadził mnie do drzwi.
- Grosik?- zaśmiałam się krótko.
- Znacznie więcej, panno Grande.
Weszliśmy po płaskich schodach do drzwi, a dwójka ochroniarzy skinęła głowami do Malika.
Czyżby częsty gość?
Wnętrze... zatkało mnie totalnie.
Jasne kremowe ściany, czarny parkiet, okrągłe stoły, na każdym wykwintna dekoracja i czerwona róża. Wszystko było do siebie skrupulatnie dopasowane, nawet pokrowce na krzesła.
Ale najlepszy był szklany sufit.
I kryształowe żyrandole.
Moje podziwianie przerwał kelner.
- Witam państwa- skłonił się z uśmiechem, który nie był sztuczny- panie Malik, stolik już czeka.
- Dziękuję- skinął głową i pociągnął mnie w kierunku schodów.
Ludzie siedzieli przy stolikach, rozmawiali, niektórzy stali tworząc małe grupki i dyskutowali na jakieś nieznane nam tematy.
Znaczy mnie nie znane, Malik zapewne wie o co chodzi, to jego środowisko.
W tle grała cicha muzyka klasyczna, skrzypce, fortepian. Szukałam jej źródła i natrafiłam wzrokiem na orkiestrę usytuowaną w rogu sali na specjalnym podeście.
Przepych, bogactwo, skupisko biznesmenów.
Ja tu nie pasuję!
Szliśmy przez salę, mijając kolejne stoliki i kolejnych ludzi, którzy zaprzestawali rozmów, a nawet jedzenia i skupili na nas swoją uwagę.
- Odetchnij, spięta jesteś- szepnął mi nad uchem.
- Czuję się jak w cyrku. Ewentualnie w zoo. Jako atrakcja- spojrzałam na niego kątem oka.
Szedł wyprostowany, pewny siebie.
To wszystko po nim spływało.
- Nie patrz na nich- mruknął i zrobił coś dziwnego.
Położył swoją prawą dłoń, na mojej, którą chwyciłam jego ramię.
Przełknęłam ślinę.
Kątem oka widziałam jak dwie kobiety siedzące przy jednym ze stolików wytrzeszczają na mnie oczy.
Aha
Dochodziliśmy do schodów, kiedy zobaczyłam kogoś, kogo się tu nie spodziewałam. On też mnie zobaczył i stwierdzam, że też się mnie nie spodziewał. Oni się nie spodziewali. Patrzyli w szoku to na mnie, to na Malika.
- Pan Williams- powiedział Malik do mężczyzny, który podszedł do nas z kieliszkiem musującego szampana.
Wykwintnie w cholerę.
- Dobry wieczór- starszy uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie.
- Witam, panowie- mulat skinął głową do trójki pozostałych mężczyzn w czarnych garniturach.
Byłam pewna, że zabierze dłoń.
Nie zabrał!
- Pozwólcie, że przedstawię...
- Um, my się znamy- wtrąciłam cicho i spojrzałam na niego przygryzając dolną wargę.
Zmarszczył brwi i powili spojrzał na moją twarz szczerze zdziwiony.
- I to ja panią zaskakuję?- powiedział i uniósł kącik ust.
- Czasami- wzruszyłam ramieniem- miło was widzieć, panowie- uśmiechnęłam się szczerze.
- Z wzajemnością, panno Grande.
- Nicolas błagam, mów normalnie- przewróciłam oczami- jeszcze trochę czasu mogę być po prostu Ellayną.
- Wiem skarbie- ciemno włosy skinął głową- kolacja?- uniósł brew.
- Mam nadzór- wskazała głową na Malika- Niall wyjechał i kazał mnie pilnować.
- I dobrze zrobił- powiedział Stive.
- Tak, wiem, przesadziłam- westchnęłam- ale wracam do normy.
- To dobrze- odparł George- może wreszcie będziesz w stanie ustać na nogach- poczułam, jak Malik sztywnieje.
- Musimy teraz o tym rozmawiać?- jęknęłam cicho.
Wszyscy się patrzą!
- Porozmawiamy przy najbliższej okazji, możesz być tego pewna- wtrącił Robert.
- Czyli w poniedziałek- westchnęłam.
- W poniedziałek- potwierdził George.
- Nie będziemy zabierać więcej czasu- powiedział Stive- miłego wieczoru- mężczyźni skinęli głowami i wrócili do grupy biznesmenów, z którą przerwali rozmowę.
Weszliśmy na schody na piętro.
- Pierwszy raz w jakiekolwiek rozmowie czułem się... zbędny- powiedział, a ja spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Przepra...
- Nie przepraszaj, skarbie. Powiedziałem, że robisz to zbyt często.
- Przepraszam- palnęłam, a on cicho się zaśmiał.
Weszliśmy na piętro, o on poprowadził mnie do stolika w samym rogu sali, oddalonego od reszty i oddzielnego dość dużym parawanem.
Chociaż tyle.
Okrągły stół, dwa krzesła ustawione po przeciwnych stronach, okryte kremowymi pokrowcami. Na stole wiązanka czerwonych róż w kryształowym wazonie, trzy świece i zastawa.
Pozłacana zastawa tak na marginesie.
Mężczyzna odsunął dla mnie krzesło i sam zasiadł naprzeciwko, uwcześnie poprawiając marynarkę. Rozglądałam się dyskretnie, nie chciałam wyjść na nieobytą, która jara się byle lokalem.
- Podoba ci się?- spojrzałam na niego i pokiwałam głową- cieszę się.
- Tu jest pięknie. Skąd ty znasz te wszystkie miejsca? A, no tak. Się bywa, się zna- westchnęłam i położyłam na stole swoją kopertówkę.
- Mam wrażenie, że jesteś smutna. Wiem, że jesteś- powiedział, a ja spojrzałam na niego.
- Może nie smutna, ale... nie wiem nawet jak to określić. Dziwnie się czuję. Ani źle, ani dobrze. Nie umiem się odnaleźć w takich miejscach jak to. Nie zrozum mnie źle, cieszę się, że tu jestem z tobą, ale z drugiej strony trochę mnie to przytłacza. Nie umiem się przyzwyczaić do tego, że po otwarciu apartamentów ruszy ta cała lawina krytyki- mówiłam patrząc na złotą bransoletkę i obracałam w palcach małą zawieszkę.
- Dlaczego uważasz, że zostaniesz skrytykowana?- zapytał, a ja podniosłam wzrok.
- A czego mam się spodziewać?- uśmiechnęłam się smutno- mam 22 lata, nawet nie i jestem właścicielką największych apartamentów w Kalifornii. Jak na mnie zareagują? Niedoświadczona, zbyt młoda, bez wsparcia z zewnątrz. Tylko czekać na nagłówki gazet zaraz po bankiecie otwierającym- westchnęłam.
- Nie możesz patrzeć na to w ten sposób- pokręcił głową- skończyłaś studia, jesteś inteligentna i wykształcona. Nie masz podstaw aby nastawiać się na krytykę jeśli chodzi o branżę. Media będą miały o czym pisać przez pewien czas, ale środowisko biznesu przyjmie cię raczej z podziwem. Może nawet z zazdrością. Krytyka znajdzie się tylko ze strony tych, którzy chcieliby być na twoim miejscu. Spójrz na mnie. Miałem 19 lat, kiedy tu przyjechałem. Zaczynałem studia. Nie mogłem się powołać na nikogo. Nie chciałabyś widzieć tych nagłówków w gazetach- westchnął kręcąc przy tym głową- przez moment nawet zastanawiałem się, czy nie wrócić do Londynu. Byłem tu sam. Ty masz Nialla i jak się okazuje nie tylko jego- uśmiechnął się.
- Ja... nie wiedziałam, że tak myślisz- powiedziałam lekko speszona tym co usłyszałam.
- Sama prawda.
- A... powiedziałeś, że byłeś sam. Ojciec ci nie pomógł?
- Mówiłem ci już o moim ojcu. Nie chcę się powtarzać- powiedział ostro i zacisnął szczękę.
- P-przepraszam- spuściłam wzrok skruszona i skuliłam się na krześle.
Taki był zimny jak to mówił.
Nie takiego Malika chciałam na tej kolacji.
Przełknęłam ślinę i znowu zaczęłam się gapić na bransoletkę.
Interesująca w chuj.
Usłyszałam jak wzdycha cicho. Po chwili wstał, tak myślę.
Podszedł i przyklęknął przede mną. Chwycił moje małe dłonie w swoje, znacznie cieplejsze i potarł kciukiem ich wierzch.
- Spójrz na mnie.
Podniosłam niepewnie wzrok i napotkałam zmartwione ciepłe tęczówki.
- Przepraszam cię. Niepotrzebnie się uniosłem, nie powiedziałaś nic złego. Jeśli chcesz, mogę ci o tym powiedzieć, ale nie teraz. Jak wrócimy do domu. Nie chcę psuć wieczoru. Choć mam wrażenie, że już to zrobiłem.
- Nie- pokręciłam głową z małym uśmiechem i uniosłam dłoń do jego policzka. Zmarszczył brwi na moment, a potem lekko się uśmiechnął- jest w porządku- przejechałam kciukiem po szorstkim policzku. Uniósł moją lewą dłoń do ust i delikatnie ucałował, cały czas patrząc mi w oczy.
Ciarki mam.
Tak doszczętnie!
Potem wstał i wrócił na swoje miejsce, a ja tak sobie na niego patrzyłam i nie mogłam przestać się uśmiechać.
I już chciałam się odezwać ale...
- Proszę, oto dzisiejsze menu- kelner wyrósł jakby spod ziemi i wręczył nam kremowo złote karty dań.
- Dziękuję- skinęłam głową i uśmiechnęłam się do chłopaka o zielonych oczach, a Malik nic nie powiedział, tylko chwycił kartę. Chłopak przełknął ślinę i szybko się ulotnił.
- Wystraszył się ciebie- powiedziałam i uśmiechnęłam się, czytając co mi dobrego proponują do spożycia w tak uroczy wieczór.
- I dobrze- prychnął Malik i spojrzał na mnie spod rzęs.
Tak jakoś intensywnie.
- Nie powiedziałeś 'dziękuję', to nie kulturalnie- odłożyłam menu na stół i oparłam na nim łokcie.
- W przeciwieństwie do ciebie, zauważyłem jak perfidnie patrzył na twój biust i tyłek, kiedy szliśmy do stolika- warknął cicho.
- Nie przesadzaj.
- Nie tylko ja tak uważam. Mój znajomy przyszedł tu na kolację, chciał się oświadczyć. Wyciągnął pierścionek, chciał przyklęknąć, a on podszedł do stolika i powiedział, że nie mają wina, które wcześniej zamówił- uniosłam brwi- Aaron był wściekły, ale olał to wino. Potem jego narzeczona wstała i powiedziała, że jeśli nie ma tego wina, to ona wychodzi, bo miała na nie ochotę. I tyle w temacie oświadczyn.
Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami.
- Mówię serio, nie patrz tak.
- A co dalej? Oświadczył się w końcu?
- Tak. Pojechał do sklepu, kupił tyle tego przeklętego wina ile mieli i zaniósł pełną torbę na taras, gdzie siedziała Julie. Wcisnął jej ją na kolana, padł przed nią, wyciągnął pudełko z pierścionkiem i zapytał 'teraz jak już masz to pieprzone wino, wyjdziesz na mnie?'- przechylił głowę w prawo i uśmiechnął się.
Zatkało mnie!
- Poważnie?- zapytałam.
- Tak. Ten facet gapi się na każdą kobietę, która tu przychodzi. Nawet na mężatki. Często tu bywam, uwierz da się zauważyć.
- No co za...- zaczęłam, ale się powstrzymałam- nie, nie będę się wysławiać. Pani Jones by się zawiodła, jaka szkoda- wydęłam wargę.
- Wiesz co?- zapytał i oparł łokcie o blat, pochylając się nad stołem.
Uniosłam brew wyczekująco.
- Pierdolę Jones.
Szczeka na podłodze.
I ten uśmiech z jednym kącikiem ust w górze.
- Pierdolisz Jones?- powtórzyłam, marszcząc nos.
Nie wierzę, że to powiedział.
- Damie nie przystoi przeklinać- prychnął.
- Gentelmanowi również- wyprostowałam się, krzyżując ręce pod biustem.
- Kto powiedział, że jestem gentelmanem?
- Kto powiedział, że jestem damą?- zapytałam szybko.
- Ja- odparł.
- Więc masz odpowiedź na wcześniejsze pytanie- uśmiechnęłam się.
- Dobrze, a jak powiem, że pieprzę to, będzie ci lepiej?
- To? Czyli co?
- Wszystko- wzruszył niedbale ramionami.
- Mnie też chcesz pieprzyć?- prychnęłam.
- Z tobą, to ja będę uprawiał najlepszy seks w moim życiu.

~*~
Będzie słodko
Oj będzie
❤❤❤
PATIX

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz