Zayn
- Łooo- dzieciak pochylił się nad stołem, kiedy podsunąłem mu pod nos rysunek, przedstawiający jego ato.
Wiedziałem, że ona też patrzyła i przysięgam, czułem jak bardzo spięta była, siedząc naprzeciw mnie.
- Podoba ci się?- objęła go mocniej w pasie i przytuliła policzek do jego skroni.
- Tat- pokiwał energicznie głową- jece edno- powiedział, posuwając mi czystą kartkę i zieloną kredkę- ale taaaaakie obzymie!- pokazał rączkami, a ja prychnąłem śmiechem.
- Zgoda, będzie jak chcesz- powiedziałem i zabrałem się za kreowanie drugiego samochodu.
- Zayn, może ja ci kredki kupię, co?- uśmiałem kpiący głos Harrego, na co zacisnąłem palce mocniej na kartce.
Dlatego nie wiedzą o mnie wszystkiego.
Nagle chłopiec pochylił się do poziomu mojej twarzy, a konkretniej do ucha.
- Zen, ja ci dam- wyszeptał cicho i uśmiechnął się- ale nie mów ikomu- pokręcił główką.
- Dobrze, nie powiem- odszeptałem równie cicho, ale ona i tak to słyszała.We wanna dance till we can't no more.
We wanna love with...- Tak?- uniosła telefon do ucha, marszcząc lekko brwi.
Często to robi. Kiedy odbiera połączenie, marszczy brwi.
- Stive, oczywiście, że nie- uśmiechnęła się- tak... teraz?- uniosła wzrok i spojrzała na chłopaków, którzy się jej przyglądali- dobrze, u ciebie?... tak, za jakieś piętnaście minut... ale nie będę przeszkadzać?... dobrze, już jadę- powiedziała kończąc połączenie.
- Lany, ostawias mie?- spojrzał na nią smutnymi oczami- cemu?
- Muszę jechać do pracy, kochanie- pocałowała go w głowę- wrócę i będziemy się bawić, tak?- uśmiechnęła się szczerze, a w jej oczach widziałem po prostu szczęście. Tyle w stosunku do tego dzieciaka. Nic więcej.
- Yhym- pokiwał smętnie głową, kiedy wstała i posadziła go na krześle- Zen, na olanka- spojrzał na mnie błagalnie i ja kurwa nie wiedziałem czego on ode mnie chce.
Co to jest 'olanka'? 'Olanko'? Cokolwiek!
Patrzyłem na niego przez moment, aż się nie odezwała.
- Na kolana- mruknęła jedynie.
*
- Layna, błagam...
- Już błagasz?- przeładowała pistolet, przysięgam, oblał mnie zimny pot- a ja jeszcze nie zaczęłam- zaśmiała się kpiąco- na kolana- warknęła bez krzty żartu.
- C-co?- wydusiłem z trudem.
Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę.
- Na kolana!- krzyknęła i nacisnęła spust, strzelając tuż obok mojej głowy. Pochyliłem się do przodu i bez zastanowienie padłem na panele.
*
Zacisnąłem powieki i chwyciłam chłopca pod pachami, unosząc na swoje uda. Spiąłem się, kiedy bez zastanowienia oparł plecy o mój tors. Nie mam kontaktu z dziećmi, nigdy go nie miałem, nie licząc najmłodszej siostry. Bylem w wieku sześciu lat, kiedy urodziła się Wahlya, więc to do mnie nie docierało. Teraz mam 26 lat i dziecko na kolanach, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Nigdy.
Nawet nie zauważyłem, że podeszła do chłopaków, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni szortów.
Miała krótkie szorty.
- Co się stało?- zapytał Nick.
- Muszę jechać do Stive'a. Wrócę jak najszybciej.
- Ale to coś ważnego?
- Jakby nie było, nie dzwoniłby po 18:00 w niedzielę. Powiedział, że to bardzo ważne, ale to nic złego, a przeciwnie- wzruszyła ramieniem i poszła w stronę schodów, by po chwili wejść do domu.
- Zen, adne to- polazł palcem na zielony samochód.
Adne? Że ładne?
- Ładne?
- Badźo adne- uśmiechnął się szeroko- a moge pokoolować?
- Pokolorować?- zapytałem dla pewności, a on pokiwał głową.
- Okolololo-wać- powtórzył platając usilnie językiem, patrząc w bok. Wyglądał uroczo.
- Tak, a na jaki kolor?- przysunąłem mu kredki.
Głową mi napierdala.
- A ty aki ces?- zapytał, wysypując całą zawartość na blat stołu.
Pewnie, po co wyciągać po jednej, dla dzieciaka tak prościej, nie?
- Może być niebieski- skinąłem głową, wskazując na kredkę leżącą z brzegu.
Ona ma takie oczy.
- Nebeski- chwycił kredkę i zmarszczył nosek. Nina tak robi- adny- przyznał.
Adny. No kurwa.
- Często rysujesz?- zapytałem, sądzając go sobie na prawe udo, tak ma wygodniej.
- A bo ja... tat- pokiwał głową, burcząc w swoim dziecinnym, niewyraźnym języku- Lany mi ysuje. Abo usia, yyy amusia. Ma-amusia- poprawił się. Widziałem ile trudu u przyniosło, żeby powiedzieć to poprawnie.
No, prawie, powiedzmy.
- Lany adnie ysuje- podsunął mi kartkę, nie przestając kolorować.
Spojrzałem na rysunk, unosząc wyżej brwi.
To była twarz małego dziecka, w którym bez mrugnięcia okiem rozpoznałem Jacksona, który siedział mi na kolanie. Aż mną wstrząsnęło wewnętrzne. Podobizna była uderzająca, skonstruowana z kresek w większości. Nic nie było cieniowane, wszystko wykończone i zaplanowane w szczegółach. Widać, że rysowała to szybko, ale bardzo dokładnie, jak na szkic.
- To ja, wies? Ja- wyszczerzył się szeroko, wskazując na siebie palcem.
A jaki był dumne z siebie! Ło matko!
- Widzę- pokiwałem głową- ładny.
- Wiem! A wies co?- zaczął szeptem i pochylił się do mnie.
- Hmm?- mruknąłem, również się pochylając.
- Lany mówi, ze po tatusiu- powiedział cicho, jak w tajemnicy.
- Ma rację.
Zawsze ma kurwa rację. Jack to kropka w kropkę Ashton.
- A ty lubis?- wrócił do kolorowania.
- Co lubię?- przejechałem palcem wskazującym po brodzie.
- Lany.
Podniosłam głowę natychmiast. Dzieciak patrzył na mnie wyczekująco, mróżąc lekko swoje niebieskie oczka. Takie podobne.
Niebieskie.
Zagryzłem wargę, a moje ciało dosłownie stężało. Masakrycznie oblało mnie zimno i gorąco na raz, myślałem, że wybuchnę.
- Lubię- przyznałem spiętym głosem, kiedy wstrząsnął mną dreszcz.
- Ja tes!
- Jack!- obaj spojrzeliśmy w kierunku schodów, gdzie stała Nina- chodź, pomożesz mi- uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.
- Ide!- krzyknął i jak najszybciej potrafił, potykając się o własne, małe nóżki, pobiegł do niej.
Wstałem i wróciłem do chłopaków, od razu sięgając po szklankę.
- No, Zayn, jak ci się podoba zabawa z naszą małą uroczą maskotką?- zapytał Mike, a reszta wydała z siebie niski rechot.
- Fajny dzieciak- wzruszyłem ramieniem, siadając na leżaku.
- Wracając... jak to jest?- zapytał Harry.
- A o czym mówicie?- odchrząknąłem cicho.
Nie w temacie jestem.
- O kontaktach z rodzicami- westchnął Brian.
Coś dla mnie. Mam szansę dowiedzieć się cokolwiek i jej biologicznej rodzinie.
- Znaczy... tak ogólnie to wszyscy tutaj to sieroty, praktycznie- Niall podrapał się po karku.
Sieroty?!
- Jak to wszyscy?- zapytałem zdziwiony.
- Moi zginęli w katastrofie lotniczej, kiedy miałem trzynaście lat. Byłem w domu dziecka, skąd miałem trafić do rodziny zastępczej przydzielonej z urzędu, żeby potem przejąć firmę ojca. Spierdoliłem z tego jebanego więzienia po dwóch latach- prychnął, krzyżując ręce na torsie.
- Czemu więzienia?- zapytał Louis.
- Bo nawet nie mogłem wyjść do ogrodu bez kogoś kto miał mnie pilnował. Ba! Nawet z pokoju. Traktowali mnie jak zło konieczne i na każdym kroku, pomimo tego, że miałem potem piętnaście lat, dało się wyczuć ten wyuczony fałsz. W każdym geście, każdym słowie. Udawali miłych i kochających starych, bo liczyli później na moją kasę. Uciekłem- wzruszył ramieniem.
- A jak znalazłeś się w Ameryce?
- Na ulicy... poznałem chłopaka o rok starszego. Jego ojciec załatwił mi lewe papiery i przemycił tutaj. Od tamtej pory jestem tutaj, Dave mnie przygarnął, że tak powiem. Był jeszcze Alex, potem dołączył Ashton, chłopaki... Mike siedem lat temu, trochę przed Ellayną, a Nina jakieś cztery.
- Powiedziałeś, że wszyscy to sieroty- odezwałem się.
- W praktyce, tak- przyznał Brian- my z naszym pożal się Boże ojcem nie mamy i nie chcemy mieć kontaktu i tyle, koniec- warknął pod nosem.
A Layna? Mi o nią chodzi!
- Będę za chwilę...
Odwróciłem się, patrząc oniemiały na dziewczynę idącą w naszym kierunku. Miała na sobie czarne, obcisłe spodnie z dziurami na kolanach, buty na ścigacz tego samego koloru, białą krótką, również cholernie obcisłą bluzeczkę na ramiączkach, kurtkę w ręce i kask pod pachą. No... o biodro go sobie opierała. O to zajebiste, krągłe biodro...
Byle tylko się nie podniecić, tylko się nie podniecić!
Kurwa, bordowa szminka.
Zawsze maluje usta na ten kolor, co konkretnie mną wstrząsa.
- Wrócę najszybciej jak się da- uśmiechnęła się szczerze.
Ale nie do mnie. Na mnie nawet nie spojrzała.
Nie dziwię się.
- Tylko nie szalej- westchnął Lucas.
- Dobrze, tato- prychnęła, wyciągając z tylnych kieszeni spodni skórzane rękawiczki bez palców. Ubrała je powoli, prostując palce i chwyciła kask ponownie- pa- cmoknęła tymi cudownymi ustami, odwróciła się i ruszyła pewnym krokiem w stronę wyjścia na plac zewnętrzny.
- Stary...- odetchnął głęboko Harry i oparł plecami na leżak- ta dziewczyna to żywy cud- wydusił.
Miałem ochotę warknąć, że ma nawet na nią nie patrzeć, bo to moja kobieta, ale... nie miałem siły.
*
- Jesteś największym błędem mojego życia...
*
- Ellayna jest... specyficzna- skrzywił się lekko Nick.
- Specyficzna... to znaczy?- zapytał Louis.
- Popierdolona- prychnął Niall- nie znam takiej drugiej.
- Nazywasz swoją... swoją...
- Siostrę- dokończył za niego- popierdoloną? Tak. Czemu? Bo sam taki jestem. Na przykład taka Ellayna. Kocha truskawki, ich smak, ale zje je jedynie jako owoc. Pod żadną inną postacią się nie tknie. Musi być forma owocu.
- Ale czemu?
- Nie lubi czerwonego- odezwałem się i chyba niepotrzebnie, bo cały gang wywalił na mnie oczy. Uniosłem szklankę z alkoholem do ust- co?- uniosłem brwi.
- Skąd wiesz?- zapytał Matt.
- Wspominała, jak byliśmy z San Francisco- wzruszyłem ramieniem- coś o jakiejś sukience jakiejś baby- powiedziałem obojętnie.
Ściema na szybkości... co tam...
- Nieważne... jest dziwna, raz się przytula, raz mówi, że masz jej nie dotykać i radzę słuchać, bo oderwie ręce...
*
Nie wiem ile czasu minęło, ale jeszcze nie wróciła. My zdążyliśmy zjeść grillowane warzywa, mięso, napić się dość konkretnie i wylądować w salonie przed telewizorem.
Niall siedział w fotelu i przez WiFi puszczał na ekranie telewizora filmy ze swojej komórki.
- A to było wtedy, jak Alex wrąbał w ścianę na desce- zaśmiał się cicho, włączając nagranie.
Faktycznie, zobaczyłem wysokiego chłopaka, tego samego, którego widziałem na zdjęciu w hej pokoju. Jechał na deskorolce, a wchodząc w zakręt wylądował na ścianie bloku.
- Nic mi nie jest...- powiedział, leżąc na ziemi.
- Blake, idioto!
To jej głos...
Podbiegła do niego w krótkich spodenkach i staniku, miała włosy do ramion. Takie jak na zdjęciu w jej pokoju.
Chwyciła go za ramiona i podniosła do siadu.
- Mówiłam?
- Mówiłaś- pomasował kark i wstał.
- A to jest... kurde, nie wiedziałem, że to tu mam- mruknął cicho, włączając wideo.
To była scena. Oświetlona przez jasne światło scena, a na środku para.
Światło stało się jaśniejsze, tak, że dobrze widziałem ich postacie, ale nie widziałem twarzy.
Zaczęli tańczyć.
To nie było sztywne, to było zaplanowane, ale... dla mnie pobudzające. Dziewczyna kręciła biodrami, chłopak też, ale to nie było wyuzdane, ani sprośne, to był taniec naprawdę na wysokim poziomie.
A ja ją podniósł, to... no niebo.
- O cholera- wydusił Harry, aż mu się oczy zaświeciły- kto to jest...
Nie dokończył, bo ekran telewizora zgasł.
- Co jest?- podskoczył Niall.
Nagle usłyszeliśmy jak ktoś odchrząknął. Odwróciłem głowę.
Stała przy ścianie, a rękami pod biustem, brew w górze i palce na wyłączniku prądu w małej skrzyneczce wbudowanej w ścianę.
Wyglądała na lekko zirytowaną.
- Sweety...
- Mogę wiedzieć, co robicie?- przechyliła głowę w lewo i podeszła do stopni prowadzących do salonu.
- Oglądamy...
- Widzę, Harry, widzę, że oglądacie, tylko po jaką cholerę, Niall, puszczasz to denne wideo?- prychnęła.
- Denne? Ja nawet dwa na jeden nie umiem- wymamrotał cicho Liam.
- Sweety, weź się nie gniewaj- jęknął Niall- ja nawet nie wiedziałem, że to tu mam!
- Dobra, nieważne- westchnęła- rób co chcesz- wzruszyła ramieniem- choć wolałabym, żebyś nie oglądał tego popierd...
- Aniołku- z nikąd pojawił się Dave- słownictwo- skarcił ją i ruszył na górę.
- Po prostu to wyłącz- mruknęła jedynie i odwróciła się, odchodząc.
Patrzyłem na nią.
Niall wstał i szybko poszedł za nią. Oboje wrócili po chwili, ona w dresie i koszulce.
- Co ci powiedział?- zapytał Ashton.
- Że jutro mam przyjechać po... po klucze. Skończyli- uśmiechnęła się lekko i podniosła wzrok.
- Wszystko? Na pewno? Na 100%?- Brian złapał ją za ramiona podekscytowany, a ona przejechała palcem po nosie i skinęła, przygryzając wargę- kurwa! Trzy lata to trwało! I finito!- wydarł się jak popierdol i mocno ją przytulił.
Też chciałem to zrobić. Chciałem wstać, przycisnąć ją do siebie i powiedzieć jej jak bardzo jestem z niej dumny. Może to duże słowo, bo nie znały się lata, ale kurwa... wiem ile ją to kosztowało, wiem ile musiała poświęcić, żeby być tu, gdzie jest. Wiem jak panikowała w San Francisco, porównując mnie do siebie. Widziałem to w jej niebieskich jak niebo tęczówkach.
- Koniec- uśmiechnęła się- koniec jednego etapu. Trzeba zacząć inny. Lepszy.
Powiedziała to patrząc mi w oczy.
Ona nie może mnie zostawić.
Obiecała mi to.
Obiecała.No, Lany... gupia ty!
POLTIX
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...