IV Rozdział 5. 'Jest coś jeszcze'

3.9K 544 66
                                    

Jako że jutro wigilia...

Nie mogłem uwierzyć w to co stało się wczorajszego wieczoru. Po powrocie z Anglii wszyscy pojechaliśmy do chłopaków. Tam czekał na nas Dave, Nina i Jack. Cieszyłem cię, że spał, kiedy wróciliśmy.
Nie wiedziałem co się dzieje.
Nie miałem pojęcia.
Niall wniósł ją na piętro do jej sypialni i tam położył na łóżku.
Była nieprzytomna.
Nie miałem pojęcia ile tego świństwa jej podali.
- Jak długo to coś będzie działało?- zapytałem siedząc na wysokim krześle barowym przy blacie w kuchni.
- Przez noc napewno- westchnął Nickodem- niech odpoczywa. Chyba wszyscy powinniśmy- przetarł dłońmi zmęczoną twarz.
Oni wszyscy wyglądali po prostu źle. A ja obok nich nie lepiej.
Jak pomyślę, że nie było jej ponad dwa tygodnie, że była u tego psychopaty, kurwica mnie bierze.
Chciała się zabić.
Miałem szczęście, że odczekała chwilę zanim nacisnęła spust. Podbiegłem do niej i odciągnąłem broń od jej głowy, przez co przestraszona podskoczyła, a pocisk wylądował w ścianie. W tej samej chwili Niall podniósł z podłogi pistolet i strzelił skurwysyniwi w plecy.
Cały czas to widzę.
I wiem, że ona też to widziała.
- Dużo myślisz- odezwał się Brad, więc podniosłem wzrok.
Ten to wszystko zauważy...
- Dziwisz mi się?- prychnąłem i oparłem łokcie o blat.
- Wcale- powiedział kręcąc lekko głową- wcale a wcale.
- Zayn?- odezwał się Ashton, który razem z Niną siedział na kanapie w salonie.
A przy nich cała reszta.
- Chodź tu do nas- kiwnął głową.
Zwlokłem się z krzesła i powoli poszedłem do salonu, gdzie walnąłem się na fotel.
- No- mruknął Brian- i słuchaj. Drugi raz tego nie usłyszysz, więc postaraj się to zapamiętać.
Zmarszczyłem brwi.
- Od początku- westchnął Niall- i ze szczegółami- zamknął oczy.
Bałem się tego co usłyszę za chwilę.
- Była... była naprawdę okropna noc. Jak na maj było bardzo zimno i tego dnia szybko zrobiło się ciemno. W dużej mierze przez burzowe chmury. Lał deszcz. Jak nigdy. Zazwyczaj aż tak nie pada. Było ciemno, wiało jak cholera, lało tak, że świata nie było widać. Jedna wielka ściana wody. Jak co wieczór włóczyliśmy się po ulicach miasta. Ja, Ashton i Blake.
- Alex?
- Tak. Byliśmy zgrani i fajnie się razem bawiliśmy. Tutaj mieszkaliśmy razem z chłopakami, ale nie dogadywaliśmy się za bardzo. Kłóciliśmy się praktycznie dzień w dzień- pokręcił głową- jak sobie pomyślę jacy my głupi byliśmy, to...- uśmiechnął się i pokręcił głową- nie zależało nam na sobie nawzajem. Mieszkaliśmy w jednym budynku, bo tego miejsca nie dało się nazwać domem- rozejrzał się po zaciemnionym przez nic pomieszczeniu.
Dochodzi północ.
- To były gruzy. Stary blok, nic więcej. Ze ścian się tynk sypał.
- Nie lubiliśmy tego miejsca- odezwał się Ashton- nie był to dom. Nie spędzaliśmy tu czasu, wracaliśmy tylko na noc. Każdy gdzieś się włóczył. Gdzieś znikał. Tylko Dave tu był.
- A my nie byliśmy rodziną. Byliśmy sobie obcy. Było nam obojętne co który robi, gdzie idzie i co się z nim dzieje. Aż to tamtej nocy. Chodziliśmy po ulicach na obrzeżach od południowej strony. Totalnie zadupie. Byliśmy mokrzy i zmęczeni, bolała mnie głowa, bo tak lało. Skakaliśmy po dachach. Z jednego na drugi. Najpierw Ash potem ja. Alex na końcu. Wszędzie gdzie był, zawsze był na końcu. I tym razem też tak było. Był za nami. I... zdałem sobie sprawę, że go nie ma. Odwróciłem się. Ashton na mnie wpadł- uśmiechnął się i spojrzał na niego.
- To był przypadek.
- Mam bliznę na łokciu- prychnął- pozbieraliśmy się z betonoweho dachu i podeszliśmy do niego. Stał na krawędzi i patrzył w dół. Myślałem, że patrzył na coś. Stał nad wąską, wewnętrzną uliczką. Było tam mnóstwo kontenerów na śmieci. Ale... Alex nie patrzył na coś. Patrzył na kogoś.
Zmrużyłem oczy.
- Ktoś siedział pod ścianą przy kontenerze na samym końcu. Szczerze, to myślałem, że to był worek ze śmieciami, rzucony między kontener a dwie ściany. A... to był ktoś. Zeskoczyliśmy z dachu na kontenery, potem na ziemię. Podszedłem do rogu ślepej uliczki, spojrzałem za kontener. A tam ledwo żywa dziewczyna.
Zrobiło mi się gorąco.
- Siedziała wciśnięta między kontener, a ścianę budynku i mur. Była cała mokra. Bardzo drobna, wychudzona. Prawie nieprzytomna. Uchyliła powieki. Kiedy tylko zdała sobie sprawę, że ktoś przy niej jest zaczęła się trząść. Zaczęła płakać. Ale nie było tego słuchać. Była bardzo cicho. Za bardzo. A ja nie byłem w stanie jej dotknąć. Tak bardzo się bała. I wtedy Alex złapał mnie za ramię. Odsunąłem się. A on wyciągnął rękę i... tak po prostu dotknął jej policzka. Odsuwała się, kręciła głową. Ale on jej dotknął. I w tamtej chwili ona... zamarła. Nie wiem czy tak się bała, czy była w takim szoku, ale...- pokręcił głową- nie ruszyła się. Nie odezwała się słowem, kiedy wziął ją na ręce. Nie wiem czy była aż tak przerażona... chyba tak. Przyniósł ją tutaj. Położył na starej kanapie, która stała dokładnie na miejscu tej, na której teraz siedzę. Konkretniej po prawej stronie. Natychmiast podwinęła nogi pod brodę i objęła się ramionami. I przyszedł Dave. Jak ją zobaczył... wbiło go w podłogę. Dosłownie. A ona nie patrzyła na nikogo. Tylko na Alexa. I to on zaniósł ją do samochodu, bo tylko jemu na to pozwoliła. Pojechaliśmy z nią do szpitala. Ja Ash i Alex. Zanieśliśmy ją na oddział, byliśmy cali mokrzy, ona była cała mokra. Pamiętam, że byliśmy przerażeni, na nic nie było czasu. Alex zaniósł ją do pokoju i schody zaczęły się dopiero wtedy, kiedy przyszedł lekarz. Zaczęła krzyczeć. Krzyczeć, cholera... ona się darła na cały szpital. Wołała.
- Kogo?- zmarszczyłem brwi.
Spojrzał na mnie z powagą.
- Jego- syknął- wolała 'Adam, chodź tutaj', 'Adam, proszę nie zostawiaj mnie'. Adam. Adam. Adam- warknął.
- Ona go potrzebowała- powiedział Nick- wołała go, szukała go wzrokiem. Był dla niej jak narkotyk, bez którego nie potrafiła normalnie funkcjonować. Ale... później się okazało, że od niego uciekła. A raczej lepiej brzmi, że jemu uciekła. Nie od niego. Miała niecałe piętnaście lat. I już w tym wieku przeżyła piekło. I to nie jedno. My sami byliśmy w szoku.
A Niall pociągnął nosem.
- Niall? Ty płaczesz?- zapytałem z niedowierzaniem.
Szybko otarł policzek.
- Powiedz mu- szturchnąłem Nicka w ramię- powiedz mu, by ja nie dam rady.
I zagryzł wargę, a z jego niebieskich oczu poleciały łzy.
Nigdy go takiego nie widziałem.
Nick westchnął głęboko.
- Musieli jej podać środki na uspokojenie. W końcu żeby ją zbadać musieli ją całkiem uśpić. Lekarz wyszedł po godzinie. Miałem tam praktyki, byłem przy tym, kiedy wyszedł z gabinetu. Podszedłem do chłopaków, był środek nocy. Deszcz cały czas padał. Była burza, chyba największa w całym roku. Lekarz podszedł do nas i... i powiedział, że dziewczyna, a raczej... dziecko które przynieśli na oddział... było regularnie bite.
Zacisnąłem pięści.
- Że zmuszano ją do seksu. Że od dłuższego czasu była regularnie gwałcona.
- W głowie się nie mieści- schowałem twarz w dłoniach.
- Jest jeszcze coś- odezwał się Nickodem.
- Jeszcze coś?- jęknąłem.
- Tak, lekarz powiedział coś jeszcze- zamknął oczy- była w ciąży. Poroniła.
Otworzyłem szeroko oczy.
- Że co?
- Skurwysyn ją zapłodnił.
Okropna, wszechogarniająca mnie pustka.
Nie czułem gniewu, bólu... ból przyszedł później.  Ellayna miała dziecko. Mogła mieć dziecko. W wieku piętnastu lat. Z przyrodnim bratem, ktory gealcil ja niemal codziennie.
Kurwa mać.
Zdałem sobie sprawę z tego, że ona ma to w głowie. Że nie ma dnia, żeby o tym nie myślała. Musi myśleć. Musi o tym pamiętać.
Opadłem na fotel i zapomniałem o tym, że oddycham.
Zalało mnie zimno. Okropne zimno.
- No- mruknął Nick- dokładnie tak. Brak słów.
- W głowie się nie mieści- schowałem twarz w dłoniach- a co w tym wszystkim robi heroina?
Spojrzeli na siebie wszyscy.
- Wiesz... dokładnie to żaden z nas nie wie- odezwał się Matt- wiemy tyle, że najprawdopodobniej podawał jej heroinę, żeby bardziej ją uzależnić od samego siebie. To on był źródłem tego narkotyku dla niej, by tylko on jej ją podawał. I też o to, żeby móc z nią zrobić jak sam to mówił- wszystko.
- Tak naprawdę wszystko o jej przeszłości wiedział tylko Alex- odezwał się Niall- bo tylko jemu powiedziała. Wydaje mi się, że to było zaraz przed jego wylotem na... na ostatnią misję.
- A... jak to wyglądało?- zapytałem- kiedy wróciliście z nią tutaj.
- Przywieźliśmy ją po trzech tygodniach- powiedział Niall- cały czas była na środkach uspokajających. Była można powiedzieć lekko naćpana lekami. Bo tylko pod ich wpływem można było sobie z nią poradzić.
- To znaczy?
- Była bardzo agresywna. Broniła się wszystkimi możliwymi sposobami przed jaką kiedykolwiek próbą kontaktu. Nie chciała, żeby ktokolwiek z nią rozmawiał. O dotyku nie było mowy. Nikt się dnie mógł do niej zbliżyć, nikt. Nawet Alex. Nikt. Przywieźliśmy ją tutaj. Spała na kanapie. I... wtedy dotarło do nas tak naprawdę co zrobiliśmy. Przywieźliśmy ją w miejsce gdzie chcąc nie chcąc mieszkaliśmy. To my ją znaleźliśmy i zabraliśmy do szpitala. Później z niego odebraliśmy. W pewien sposób wzięliśmy na siebie odpowiedzialność za nią. I za to co z nią będzie dalej. I tu zaczęły się schody.
- Dlaczego?
- Bo zdania co do niej były podzielone- odezwał się William- przyznaję, nie chciałem jej tutaj.
- Ja też- odezwał się Thomas, a Richard, Oliver, Brad i Lucas pokiwali głowami.
- W sumie to żaden jej tu nie chciał- powiedział Ashton- nie tylko wy.
- Nie mieliśmy pojęcia co robić. Była obca, miała już zrytą psychikę i zachowywała się jak wariatka.
- Teraz jak na to spojrzeć z perspektywy czasu to myślę, że po prostu nas to przerażało. To, że będzie trzeba się nią zająć, pomoc jej z tego wyjść, bo przecież jej trzeba było pomoc. Trzeba było zatroszczyć się o kogoś. Nie tylko o siebie. O kogoś obcego, kogoś kogo jeszcze dzień wcześniej naszym życiu nie było. Nie umieliśmy się z nią dogadać, bo bądźmy szczerzy, z nią nie dało się dogadać. Nie dało się normalnie porozmawiać. Cały czas się trzęsła. Nawet jak nas obok niej nie było. Zachowywała się jak narkoman na głodzie. I cały czas powtarzała jego imię. A my nie mieliśmy pojęcia i kim ona mówi. Stwierdziliśmy, że najlepiej by było, żeby oddać ją do jakiegoś zakładu, do szpitala, domu dziecka, gdziekolwiek.
- Ale...?
- Ale...- zaczął Brian- na trzeci dzień, kiedy poszedłem zanieść jej śniadanie... zapytała o coś dziwnego.
- O co?
- Zapytała dokładnie tak 'Czy pan przyjdzie i pozwoli mi zjeść?'
Zdębiałem.
- Nie wiedziałem o co chodzi. Przecież codziennie robiliśmy jej jedzenie. Okazało się, że nie tknęła niczego. Wiesz dlaczego?
Pokręciłem głową.
- Bo żaden z nas nie powiedział jej przy tym, z może je zjeść. Rozumiesz? Trzeba jej było dać pozwolenie, żeby zjadła przygotowane dla siebie śniadanie- pokręcił głową.
- Więc jak to się stało, że...
- Że żyje normalnie? Że poznaje nowych ludzi, że wsiadła z tobą do jednego samolotu?
- Dokładnie.
- Nie chciała z nikim rozmawiać. Każdego się bała. Ale bardziej nic nas bała się samotności. Bała się zostać sama. Alex musiał lecieć na misję kilka dni później. Więc poszedł do niej, zamknął za sobą drzwi i po prostu usiadł przy nich na podłodze. Mówił, że zaczęła płakać i błagać, żeby jej nie dotykał. A była jakieś dziesięć metrów od niego, na łóżku. Powiedział jej, że na następny dzień nie przyniesie jej śniadania, ale zrobi to ktoś inny. I że przez następne dwa miesiące go nie zobaczy. A ona przestała płakać. Więc wstał i chciał wyjść. I wtedy zapytała 'Ale wrócisz'? A on na to, że nie wie, czy wróci. Bo takie właśnie było jego życie. Nie wiedział. I jak wsiadał do samochodu, jak mieliśmy go zawieść na lotnisko... wyszła na schody. Ale jak zdała sobie sprawę, że to zauważył uciekła z powrotem. Z żadnym nie chciała rozmawiać, bo bała się samej obecności. A my z Alexem gadaliśmy przez video. I raz wszedłem do pokoju, w którym spała. Natychmiast wstała z podłogi i cofnęła się pod ścianę. Powiedziałem, że rozmawiamy z Alexem przez video chat. I położyłem otwartego laptopa na łóżku. Wyszedłem z pokoju, a on zaczął do niej mówić. I tak mówił przez dwie godziny- uśmiechną się.
- Potem to się powtarzało- wtrącił Ashton- za każdym razem robiliśmy to samo, wnosiliśmy laptopa do jej pokoju. On z nią rozmawiał. A ona z nim. Tak co kilka dni przez około dwa miesiące. I jakie było nasze zdziwienie, kiedy razem z Niallem przywieźliśmy go z lotniska, a ona wyszła na schody. Wcześniej tego nie robiła. Nigdy. Jak wysiadł z samochodu... podeszła do niego. Ze strachem, ale podeszła. I zapytała, czy już zostanie. A on powiedział, że narazie tak. I razem z nią odszedł do domu.
- Nie mieliśmy pojęcia co się z nią stało. Dopiero później do tego doszliśmy, dlaczego właśnie Alex. My tu byliśmy. Wszyscy. Każdy z nas przynosił jej jedzenie, każdy próbował jakoś do niej dotrzeć. Ale my tu byliśmy. Problemem była sama nasza obecność, bo po prostu się nas bała. Od niego przez te dwa miesiące dzieliły ją setki kilometrów. A miała jego twarz przed sobą na ekranie laptopa. I przez to miał pewność, że nie zrobi jej krzywdy.
Nie umiałem tego pojąć. Wszystko co mówili wydawało mi się niedorzeczne. Nierealne.
- Przyzwyczaił ją do siebie. Do nas. Trwało to prawie rok. Dziewięć miesięcy, coś ponad może. Ale wreszcie zaufała. A w my czasie my zaufaliśmy sobie nawzajem. Bo dotarło do nas, że każdy z nas jest tu, bo coś mu się w życiu spierdoliło. Że wszyscy jesteśmy w tych gruzach, bo wszyscy przeszliśmy przez jakieś gówno. Nie tylko ona. My wszyscy. Ona opowiedziała nam swoją historię. A my, opowiedzieliśmy jej swoje. Tajemnica za tajemnicę. Bo przecież... w końcu staliśmy się rodziną.

Polsat

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz