III Rozdział 22. 'Co zrobisz? Uderzysz mnie?'

5.3K 601 50
                                    

Dostałam telefon.
Dość dziwny telefon.
A mianowicie zadzwonił do mnie facet, z propozycją spotkania. Powiedział, że ma dla mojej formy ofertę współpracy i może się dogadamy.
Tonący brzytwy się chwyta, więc... no pojechałam. Zaparkowałam pod tradycyjnie wysokim wieżowcem ze szkła i wysiadłam powoli z samochodu, patrząc na zawieszony wysoko szyld.Drzwi otworzył mi facio w garniaku, a wnętrze holu przywitało dość chłodnym klimatem.
- Ja do pana Castera- powiedziałam do wysokiej blondynki, która obdarzyła mnie sztucznym uśmiechem.
Matko, czemu wszystkie pracownice to suki...
- Panna Grande?
- Tak- skinęłam głową, bez uśmiechu, nie zasłużyła zasłużyła...
- Proszę na sama górę i ostatnie drzwi- pokierowała i wróciła do pracy, czy... co tam robiła, nie wiem.
Wsiadłam więc do windy i bez zastanowienie, wcisnęłam magiczny guzik z liczbą 27.
Kiedy wyjechałam na górę, a drzwi się otworzyły zobaczyłam... no, zobaczyłam, nie powiem.
Przede mną stał wysoki brunet o ciemnych, brązowych oczach.
Zayn ma takie oczy.
Ładniejsze, ale... to znaczy, też ma brązowe. Tak.
- Ellayna Grange?- zapytał, a na jego przystojnej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- William Caster- stwierdziłam bez nuty pytania.
Skoro wszystkie baby tutaj to suki, on musi być mega ciechem.
I jest, cholera.
- Bardzo mi miło, przepraszam, że spotykamy się przy drzwiach windy- uśmiechnął się i wyciągnął dłoń. Powoli podałam mu swoją. Bardzo powoli.
- Nic się nie stało- powiedziałam tylko, a on... jeszcze bardziej się wyszczerzył i muszę przyznać, że uśmiech to ma powalający.
- Chciałem zapytać, czy zgodziłaby się pani odbyć naszą rozmowę gdzie indziej, niż moim biurze? Mam tam straszny nieład- skrzywił się lekko i podrapał po brodzie.
On ma zarost.
Zayn też ma zarost.
Ciemniejszy, ogólnie taki dodający wyrazu ostrości bardziej niż nikomu innemu, to znaczy... co?
- Cóż, dochodzi jedenasta. I tam miałam być na lunchu w Sweet Cafe- wzruszyłam ramieniem.
- Więc zapraszam na kawę. Chociaż wolałbym za kolację, byłoby więcej czasu- uśmiechnął się głupio.
Zaczynam go lubić. Powinnam, czy nie?
- Na kolacji też dawno nie byłam, więc nic nie stoi na przeszkodzie- znowu wzruszyłąm ramieniem.
- Willa- wysunął dłoń ponownie,
- Ellayna- usniechnęłam się, a on pocałował wierzch moich palców.
Usta też na fajne.
Nie, nie fajne!
Zeszliśmy na dół, gdzie suki zabijały mnie wzrokiem, ale on się do nich uśmiechał. Nie wnikam.
- Pozwól, że pojadę swoim samochodem- powiedziałam tylko i otworzyłam drzwi,
- Ależ pozwalam- zaśmiał się- nie będziesz musiała oddawać mi połowy za paliwo.
- Ale z ciebie dżentelmen- prychnęłam wsiadając do samochodu.
- Jedyny w swoim rodzaju- mrugnął i zajął miejsce za kierownicą srebrnego Jaguara.
Jedynym w swoim rodzaju jest kuźwa Malik, nikt więcej.
Dojechaliśmy pod kawiarnię, gdzie było masakrycznie dużo ludzi.
Co się tu dzieje, że tak zapytam?
Rozdają coś za darmo?
Weszłam do środka. Ludzi było dużo, a za ladą zobaczyłam​ kogo?
No Camil.
Myślałam, że padnę.
- Chodz tutaj- pociągnęłam go w kierunku wolnej rogowej kanapy i usiadłam po prawej stronie.
- Więc? Jaka jest twoja propozycja dla mojej firmy?- zapytałam bez zbędnych formalności. Po tu przyjechała.
I na kawę z Hallem.
- Cóż, dość prosta- poprawił granatową marynarkę- moja firma zakłada spółki biznesowe, różnego rodzaju. Pytanie dla ciebie- czy chcesz w to wejść. Stajesz się wtedy częścią spółki i masz z tego swoją część dochodów. Wkładasz minimum, wyjmujesz maksimum- wzruszył ramieniem- o ciekawa rzesz i dobry sposób na pieniądze- uśmiechnął się- zastanów się, może ci to wyjść na dobre.
Czy mi się wydaje, czy na biznesmana, to on taki jakiś luidzki?
- I pewnie mam iść z tobą na tę kolację, co?- uniosłam kpiąco brew.
- Wiesz... kolacja z piękną kobierą to spoko rzecz, tym bardziej, jak z nią pogadasz o czymś sensownym- rzucił luźno- jak ostatnio byłem na kolacji, myślałam, że wyjdę po złożeniu zamówienia. Tamta laska to było dno. Z nią się nie dało dogadać, cały czas skrzeczała o tym, jak to jej fryzjer włosy zepsuł. Jak można zepsuć włosy?- jęknął, patrząc w sufit.
Zaczęłam się śmiać.
- Ellayna.
Odwróciłam głowę.
- Stive- uśmiechnęłam się szeroko i przesunęłam, robiąc mu miejsce- dobrze cię widzieć- powiedziała szczerze.
- Ciebie również, moja droga, witaj, William- powiedział i podał mu dłoń.
Albo mi się wydaje, albo Caster nie jest zadowolony. Może mi się wydaje... Ale mam wrażenie, że uraził go zwrot wprost.
- Hej, co z moja kawą?- zawołam jakiś chłopak, za stolika pod oknem.
- Robi się- powiedziała Camil, przeglądając coś w telefonie.
- Czekam od dziesięciu minut- powiedział, a ta przewróciła oczami i zaczęła robić ta kawę.
- Jak ja jej nie trawię- warknęłam.
- Można?
Nie.
Nie.
Nie!
- Zayn, witaj- Stive wstał i podał mu dłoń.
- Malik- powiedział formalnie Willa i wstał, wyciągając dłoń, ale był taki spięty, że o ja pitole.
- Caster- to samo.
A ja sobie siedziałam tak jak siedziałam, bo kim on jest, żebym miała wstawać, bo przyszedł, co nie? No, więc siedziałam wygodnie, opierając plecki o kanapę i skrzyżowałam ręce pod biustem.
Usiadł naprzeciw.
- Znowu ty- syknęłam.
- Ciebie też miło wiedzieć- skinął głową
- Daruj sobie suche uprzejmości- skrzywiłam się .
- Ty darowałaś sobie jakiekolwiek uprzejmości, ktoś musi nadrabiać.
- Jestem ci wdzięczna, naprawdę- uśmiechnęłam się sztucznie.
- Hej, dokąd idziesz?!
Odwróciłam się, tylko po to, by zobaczyć, jak Camil chwyta swoją torebkę i wychodzi zza lady. Co jest?
- A ty dokąd?- wstałam natychmiast, a ona przystanęła jak kołek.
- A tobie co do tego? Wychodzę, mam kosmetyczknę.
- Jesteś w pracy, zostawiasz klientów i lokal?- podeszłam do niej i zacisnęłam pięści.
- Idę na paznokcie, mam w dupie klientów- prychnęła.
A jej szef siedzi obok, fajnie. Ciekawe, czy ona choć o tym wie...
- Z resztą... zaraz przyjdzie ty ta twoja Nana, czy jak jej tam i się wszystkim zajmie, więc odpuść- powiedziała i minęła mnie w drodze do drzwi.
I zderzyła się prawie z Niną.
- O, jesteś wreszcie. I po kłopocie- wzruszyła ramieniem i wyszła.
Patrzyłam na Ninę, ona na mnie i nie wiedziałyśmy co powiedzieć.
- Część, kochanie- powiedziała i objęła mnie za szyję- co się dzieje?
- Nie mam pojęcia, wstała i wyszła- powiedziałam nadal wbita w ziemię.
- Kolejny już raz, z resztą- warknęła pod nosem i ruszyła w stronę lady, ja oczywiście za nią- i to akurat dzisiaj- jęknęła i chwyciła swój fartuszek.
- Dzisiaj? A co jest dzisiaj?- zmarszczyłam brwi.
- Ashton chciał mnie gdzieś zabrać- westchnęła smutno- wiesz jaki on jest, rzadko kiedy mu się przyśni, żeby gdzieś razem wyjść, a jak wreszcie dostał olśnienia, ja musiałam mu zadzwonić, że jestem w pracy, potem chodzi zły cały dzień- powiedziała.
- Kiedy mieliście iść?- zapytałam.
- No teraz- spojrzała na zegarek- miał tylko Jakc'a odebrać z przedszkola- wzruszyła smętnie ramieniem, a w tej chwili drzwi kawiarni otworzyły się ponownie. Wszedł przez nie Johnny i Ashton, z Jack'iem na rekach.
- LANY!- wydarł się na całe gardło, a Ash postawił go na ziemi. Myślałam, że się zabije o własne nogi, tak popierdzielał, aż dosłownie wpadł na moje nogi i objął je mocno.
- Ceś!- krzyknął zdyszany- Ceś mamo- spojrzał na Ninę, a ona przykucnęła i pocałowała jego policzek.
- Cześć, kochanie- uśmiechnęła się ciepło.
Serce mi płacze, kiedy nie nich patrzę.
Wyprostowała się powoli i spojrzała niepewnie na Ashtona.
No był zły, widziałam to w jego tęczówkach, miał ochotę coś rozjebać.
- Ja...
- Tylko nic nie mów- syknął spiętym głsem i powoli objął ją ramionami- nic się nie stało, pójdziemy kiedyindziej- odetchnął miarowo, choć nadal miał nierówny oddech.
Ashton cholernie szybko się irytuje. Zawsze tak miał.
- Nie jesteś zły?- zapytała, chwytając jego zarośnięte policzki.
Słodko.
- Nie na ciebie jestem zły, skarbie, nie mógłbym- westchnął.
Nie. Oni muszą iść.
- Idźcie- powiedziałam szybko.
- Co?
- No idźcie- powtórzyłam- ja się zajmę kawiarnią.
- Nie, jest jeszcze Jack...
- Jack' iem też się zajmę- powiedziałam- zostaniesz ze mną?- zapytałam i pstryknęłam go w nos.
- Tak!- powiedział szybko- tata, ja kce ostać z Lany!
- No i nie ma problemu- uśmiechnęłam się- a wy idziecie tam gdzie tam macie iść i nie przejmujecie się niczym. Wieczorem odwiozę go do domu.
Nie chcieli iść, ale po kolejnym namowach wreszcie wyszli. Nie chcę, żeby coś się między nimi psuło, nawet nie z nich winy,
- Zen!
O nie...
Mogłam tylko patrzeć, jak Jack biegnie w jego stronę.
- Jack, nie...
- Nie, jest w porządku- powiedział natychmiast Malik i wziął go na kolana.
- Nie musisz- powiedziałam, podchodząc do nich.
Spojrzał na mnie z dołu i pokręcił głową.
-To nie jest żaden problem- powiedział pewnie- prawda, junior?- zwrócił się do niego, a on się dosłownie trząsł z ekscytacji, siedząc na jego udach. Polubił go. Za bardzo i za szybko.
- No co z tą kawą?!
- Chad, z łaski swojej, zamknij się- spojrzałam na chłopaka, a on ucichł natychmiast.
- No kierowniczko...
- Chada- zaczęłam ostro, a on tylko skinął głową i zamknął twarz.
I tak ma być.
- Pozwolisz?- zwróciła się do Malika.
- Nie musisz mnie o to pytać- powiedział.
Skoro zgodę szefa dostałam, zdjęłam marynarką, zostając w kremowej, luźnej bluzce, granatowych spodniach i szpilkach tego samego koloru.
- Co robisz?- zapytał Will, a ja spojrzałam na niego. Był zdziwiony, to mało powiedziane.
- Muszę to ogarnąć- wzruszyłam ramieniem.
- Będziesz robić kawę?-
- Tak- powiedziałam prosto i weszłam za ladę. Założyłam fartuszek Niny i zmieniłam szpilki na moje stare trampki, które tu zostawiłam. Związałam włosy w byle jakiego koka i gra.
- Hej!- zawołałam, a w lokalu zapanowała idealna cisza- no, jak wiecie zapewne, ktoś nas opuścił, więc użeracie się ze mną. Po kolei. Kto zamawiał latte?- zapytałam.
7
- Cappuccino.
4
- Espresso
6
I tak dalej. Zebrałam wszystkie zamówienia, a wykonanie było hurtowe, czyli zrobiłam najpierw wszystkie latte, a dodatki jechałam z pamięci, bo klienci są raczej stali. Goniłam po kawiarni jak mały samochodzik, a mój stolik zostawiłam sobie na koniec. Przyszliśmy jako ostatni.
- Dzięki, kierowniczko- uśmiechnął się Chad, a ja pokręciłam głową.
W tej chwilo do kawiarni wszedł czarnoskóry chłopak z kartonem z logo Sweet Caffee.
- Ellayna, nie spodziewałem się ciebie- powitał mnie tymi słowami, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Cześć, Andy. Ciebie też miło widzieć- podeszłam do niego.
- Robisz drugi etat? A właśnie, gratulacje, pani prezes.
- Jakie tam gratulacje, przestań- spuściłam wzrok czerwpna. Cholera- poza tym, prezesem jest Mike, to jemu to powiedz.
- Mike? No no- pokręcił głową- mam dla ciebie zamówienie. Cieszę się, że to jesteś ty, a nie ta suka- dodał ciszej, idąc za mną do lady.
- Co tu masz? Ciasta i babeczki. Tu masz fakturę- podał mi kartkę.
- Dobra, sprawdzę później- powiedziałam odkładając ją na ladę- dzięki, Andyy.
- Do usług- ukłonił się lekko- do zobaczenia- uśmiechnął się i wyszedł.
Zrobiłam kawę dla panów biznesmenów i pokroiłam ciasto.
- Proszę bardzo- postawiłam przed nimi tacę.
Malikowi podsunęłam pod nos Latte i ciasto czekoladowe. Mam dobrą pamięć.
- Dziękuję- powiedział.
-Bez łaski.
- Możesz przestać?- zapytał w końcu.
- Nie- pokręciłam obojętnie głową- nie mogę.
Chwilę później usłyszałam dźwięk sms'a w torebce. Ktoś czegoś ode mnie chce.
Wyjęłam telefon idąc z powrotem do lady.
Niewyżyty Skurw
Chciałam napisać skurwiel, albo skurwysyn, ale przekroczyłam limit literek w nazwie.
Przeczytaj do końca...
Dobre, od razu założył, że go oleję.
Uważaj na Castera. Nie zgadzaj się na współpracę, jego firma plajtuje, ale mało kto o tym wie. Spółki to fikcja, jest złodziejem, nikim więcej. Jeśli zaprosił cię na kolację, odmów. Zaciągnie cię do łóżka. Nawet nie będziesz wiedziała, kiedy wsypoe ci coś do picia...
Chwila... co?
Uniosłam wzrok zad telefonu, a moje oczy spotkały się z brązową barwą tęczówek mojej biednej miłości. Niemal niezauważalnie pokręcił głową.
- Ellayna- odezwał się Will- co tu się dzieje?- zapytał, kręcąc głową, z nieukrywaną niechęcią- dlaczego pracujesz w kawiarni, od tego są inni...
- Pracownicy?- przerwałam mu, odpychając się biodrem od lady- jakbyś nie zauważył, jestem tu sama.
- Ale czemu ty? Masz zamiar robić kawę dla tych ludzi? Od tego jest...
- Pracowałam w tej kawiarni przez cztery ostatnie lata życie, Caster- warknęłam, a pn otworzył szeroko usta- więc mnie nie obrażaj- podeszłam do niego powoli i stanęłam naprzeciw.
- Pracowałaś w kawiarni?- skrzywił się.
- Tak- powiedziałam otwarcie.
- Miałaś ten czas spędzić ze mną- powiedział, zaciskając szczękę.
- Miałam go spędzić na kawie w kawiarni, i bynajmniej nie z tobą- prychnęłam- i kolacja odpada- zaznaczyłam od razu.
- Nie poszedłbym z tobą na kolację. Miałem się spotkać z kimś istotnym, a nie z...
- Jeszcze jedno słowo, Caster, z stracę nad sobą panowanie względem ciebie.
Myślałam, ze padnę, kiedy się odezwał.
On... on bronił mnie, tak?
- A uwierz mi, wtedy nie będzie ciekawie- powiedział- a teraz się wynoś, póki jestem miły.
Wstał bez słowa.
- Kalnereczka- prychnął, idąc do drzwi.
- Lepsze to, niż naciąganie ludzi na nieistniejące spółki, tylko po to, żeby wyczyścić ich konto- splunęłam.
W momencie się odwrócił i podszedł do mnie. Cofnęłam się, ale mój tyłek spotkał blat stołu.
- Skąd o tym wiesz...- złapał mnie za bluzką.
- Wiem dużo rzeczy- powiedziałam, unosząc wyżej brodę- na przykład to, że twoja firma plajtuje...
- Ty...- wyciągnął dłoń, jakby chciał mnie uderzyć.
- Co zrobisz? Uderzysz mnie?- prychnełam- spróbuj, a nie zawaham się ci oddać. A pomyśl, co zrobi mój facet, jak się o tym dobie.
No i straciłam nad sobą panowanie.
Puścił mnie i natychmiast wyszedł.
Cholera. Powiedziała, że mam faceta. Przecież nie mam. Malik jest moim facetem. Nieważne, że już nie jest i niby nigdy nim nie był, ale nie chcę innego. A tamten Zayn, którego miałam, wpierdoliłby wszystkim...

Wesołych świąt!!!!!
I wybaczcie, że nie było rozdziału, miałam drugie zmiany cały tydzień przed wigilią, wcześniej miałam zjazd na uczelni i dwa egzaminy zaliczeniowe. Wybaczcie :(
Ale Polsat was kocha!!!

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz