Rozdział 2. 'Ty nigdy nie masz czasu'

21.1K 882 39
                                    

Nie docierało do mnie to, co usłyszałam.
Malik właścicielem Grande's Apartments. Nie wiem ile czasu stałam trzymając się kurczowo stołu tak jak gdyby miało mi to uratować życie. Byłam wściekła, nic więcej. Trzeba się ogarnąć. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Maluchu...- zaczął George. Usłyszałam zbliżające się do mnie kroki. Zdałam sobie sprawę, że od dobrych kilku minut mam zamknięte oczy. To mało powiedziane, że zamknięte. Moje powieki są zaciśnięte tak mocno, że aż bolą.
- Hej, mała...- powtórzył tym razem ciszej, ale wiedziałam, że stoi dokładnie za moimi plecami.
Za blisko.
- W porządku- pokazałam gestem ręki żeby nie zbliżał się bardziej i otworzyłam oczy. Zakręciło mi się w głowie niemal od razu.
Słonc nie pomagasz mi...
- Na pewno? - zapytał Robert - jesteś cholernie blada, skarbie.
- To minie. Nic mi nie jest - odetchnęłam głęboko i przetarłam twarz dłońmi -na czym skończyliśmy? - zapytałam i ponownie pochyliłam się nad projektami leżącymi na przeciw mnie na stole. Nie pozwolę żeby taki Malik, biznesmen czy nie odebrał tak po prostu to, co moje. Jak chce pieprzony hotel to niech sam zapieprza tak jak ja od czterech lat. Niech sam załatwia wszystko i zaczyna od zera. Myśli, że jak zaproponuje nie wiadomo jaką cenę to się zgodzę.
Nie w tym życiu panie władczy.
Nawet jeśli wypisze mi czek na kwotę trzy razy większą niż wartość apartamentowców to się nie zgodzę mimo tego, że ta budowy pochłonęły miliony dolarów. Tak czy owak, tego nie dostanie. Chcę to wyrzucić z głowy... O czym my to mówiliśmy?
- O Maliku - powiedział Stive.
Ta wyrzucić z głowy... Ciekawe kurwa jak...
Właśnie...
- Nie chce o tym rozmawiać Stive - warknęłam może trochę zbyt ostro. Podniosłam wzrok. Stał obok patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Wie ile mnie to kosztuje. Oni wszyscy to wiedzą.
- Przepraszam - westchnęłam i zamknęłam na chwilkę oczy - tego jest za dużo. Nie pozwolę mu tego zrobić. Nawet jeśli zaproponuje mi nie wiadomo ile za te budynki...
- Możesz nie mieć wyboru - powiedział Nickolas, a mną wstrząsnęło na te słowa.
Jak to kurwa mogę nie mieć wyboru?
- O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi.
- Jeśli Malik zaproponuje bardzo wysoką cenę, a sprawa nabierze rozgłosu, jest wysokie prawdopodobieństwo, że trafi do sądu -powiedział, a moje serce stanęło.
Jaki kurwa sąd!
- Niby czemu? - starałam się brzmieć naturalnie, ale chyba coś mi nie wyszło, bo powiedziałam to zbyt piskliwie.
- Stać go na to. Ma wynajętych najlepszych prawników w kraju. Może wnieść wniosek o kupno z konkretnego powodu.
- A ma powód? -zapytałam i skrzyżowałam ręce pod biustem.
Ja ku zaraz znajdę pieprzony powód...
- Oczywiście, że nie ale zawsze może takowy znaleźć. Masz dwadzieścia dwa lata i nigdy nie prowadziłaś takiej działalności. Wciąż studiujesz i nie masz pracy.
- Bo nie muszę, stać mnie na to -prychnęłam przewracając oczami.
- Wiem, ale on może to przeciwko tobie wykorzystać. Nie masz doświadczenia w prowadzeniu takiego biznesu, a Malik owszem. Ma ogromna firmę, kilka hoteli w kraju i za granicą, wie jak obchodzić się w tej branży i przede wszystkim - tu zrobił wyraźnie zaakcentowaną pauzę - jest znanym i szanowanym człowiekiem w naszym społeczeństwie. To daje mu duży plus - westchnął na koniec.
- Skoro ma swoje hotele, to po jakie gówno przepraszam bardzo, wyciąga łapska po mój? Niech się zajmie tym, co ma albo wybuduje sobie swój. Z jego kasą i znajomościami pójdzie znacznie szybciej. Nie będzie się musiał cackać z pozwoleniami i zabawą w kotka i myszkę - prychnęłam.
- Wiesz z czego znany jest Malik? - Rick uniósł brew.
- Jest zadufanym w sobie, egocentrycznym dupkiem, który myśli, że może wykupić połowę świata albo i więcej i każda kobieta w tym kraju może być jego? - wyrecytowałam bez zająknięcie obojętnym tonem.
- No coś w ten deseń - zaśmiał się Rick.
- A co, coś przegapiłam? - zapytałam udając zdziwioną.
- Jedną rzecz -powiedział Robert.
- Oświeć mnie - bąknęłam i przewróciłam oczami.
- Malik zawsze bierze to, co najlepsze -uśmiechnął się gorzko.
Dopiero teraz do mnie dotarło, co tak naprawdę powiedział. Podniosłam wzrok na całą piątkę, a w moich oczach zaczęły się zbierać słone łzy.
'To co najlepsze'
Niczego więcej nie potrzebowałam od nich usłyszeć. Uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Stanęłam na palcach i objęłam za szyję Roberta i Stiva.
Niestety mam tylko dwie rece.
- Dziękuję - wymamrotałam cicho -bardzo wam dziękuję - siłą powstrzymywałam łzy. Nie mogę się poryczeć przy nich. Mowy nie ma.
- Nie dziękuj nam maluchu - zaśmiał się cicho Stive.
- Będę - zaprzeczyłam od razu - gdyby nie wy, to by się nie udało. Marzenie moje i ojca istniałoby tylko w mojej głowie - markotniałam na wspomnienie taty.
- Ale tak nie jest -sprostował Nickolas -za kilka tygodni ten i reszta budynków staną gotowe i będzie to tylko i wyłącznie twoja zasługa. My tak naprawdę jesteśmy tu zbędni. Sama do tego doszłaś i nawet Malik ci tego nie zabierze.
- Nie dam mu się tak łatwo - zapewniłam.
- Wiem skarbie- powiedział Rick - ale uważaj na niego.
- Będę -westchnęłam i ponownie wróciłam wzrokiem do projektów.
Dochodziło południe, a ja dopiero teraz mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o projekty mam wolne. No prawie, bo dzisiaj jeszcze do szkoły.
Jak ja kocham naukę w weekend...
Trochę to trwało, bo musieliśmy omówić parę spraw. Ekipa, która będzie wykańczać wnętrza rozpocznie prace za tydzień w poniedziałek. Trzeba posprzątać i można zaczynać. Oczywiście czeka mnie jeszcze objazd wszystkich placów budowy. Stwierdziłam, że dzisiaj dam sobie spokój z kończeniem rysunków. Podsumowałam wszystko co muszę zrobić i wyszło tego jeszcze trochę. Wszystko w planach czterech mniejszych budynków mam skończone. Został tylko projekt największego z sieci Grande's Apartments. Trzeba poprawić projekty pięter 16, 17 i 18, dokończyć plany całego parteru, zaprojektować hol główny i salę bankietową dla 300 osób. Do tego dochodzi jeszcze penthause. Tylko ten apartamentowiec będzie go miał. Piętro 19 i 20 jest trochę mniejsze niż pozostałe poziomy. Robi taki mały czubek budynku. To głównie za sprawą tarasów, które zajmują sporo miejsca i basenu. Zdecydowałam, że jednak nie podzielę go na dwa osobne apartamenty. Jako jeden jest na prawdę ogromny. Przeanalizowałam projekty z Robertem i doszliśmy do wniosku, że to będzie dobre rozwiązanie. Ten penthause to będzie moje najbardziej osobiste dzieło jeśli chodzi o te budynki. Wystrój wewnętrzny, a raczej jego plan, znam tylko ja. Będzie niespodzianka...
Tak czy owak koniec na dzisiaj. Te rysunki odciągnęły dość skutecznie moja uwagę od Malika choć muszę przyznać, ze jego osoba uparcie siedziała w mojej głowie. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to nie wiem nawet jak on wygląda.
Co za ironia...
Nie oglądam telewizji, a już na pewno nie wiadomości, jak już to czasami jakiś serial czy film jak mam czas, a zazwyczaj go nie mam. Na portale społecznościowe i plotkarskie też nie mam czasu. Z resztą nigdy mnie to nie interesowało. Radia słucham tylko jeśli jadę autem i to nie zawsze bo zazwyczaj podłączam do niego telefon i słucham swojej playlisty. Malik i jego interesy obiły mi się o uszy już sporo razy, ale nie ruszyło mnie to jak mam być szczera. Nie wiem nawet jak wygląda marzenie setek kobiet. I tak na dobrą sprawę to nie chcę tego wiedzieć. Nie chce go oglądać, nie chcę o nim czytać, nie chcę o nim słuchać. Nie będę zaprzątać sobie głowy jego pieprzoną osobą, bo nie mam ku temu żadnego powodu.
Nie oddam mu apartamentowców.
Chce iść do sądu? Bardzo proszę, będziemy się sądzić.
Ja się nie poddam. Nie jestem typem osoby, która jak zobaczy trochę więcej kasy niż sama posiada to rzuci się na nią. Oj nie. Życie mnie nauczyło, że nie ma nic za darmo. Na wszystko trzeba zapracować nikt nam niczego nie da bezinteresownie. Tak było, tak jest i nic nie wskazuje na to aby sytuacja uległa zmianie. No chyba, że na gorsze. Malik jeszcze nie wie na co się pisze jeśli chce zabrać to, co moje.
Chce wojny? Będzie ją miał.
Już to sobie wyobrażam...
Cicho...
- To tyle panowie -powiedziałam i spakowałam arkusze z powrotem do teczki.
- Wracaj do domu i się prześpij. Ale najpierw coś zjedz - powiedział poważnie George, a ja przewróciłam oczami.
- Nie kręć oczami - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- No już dobrze. Macie rację muszę przystopować - powiedziałam, ale nagle się opamiętałam. Ja nie mogę przystopować przecież! - Ale kiedy nie mogę! - wybuchłam - myśl o tym, że mogę wszystko stracić... Ja na to nie pozwolę! Nie będę zaczynać nowej budowy, jeśli on mi tą odbierze... - dokończyłam cicho i poczułam jak uderza we mnie fala gorąca. Co ja pieprzę, nie odbierze mi tego, nie pozwolę mu!
- Uspokój się skarbie, będzie dobrze. Nie zawracaj sobie tym głowy. Możliwe, że jeśli będzie spore zamieszanie to Malik po prostu zrezygnuje. Znam go osobiście i wiem, że nie spieszno mu do afer czy skandali. Porozmawiam z nim, może uda mi się go od tego odwieść - powiedział Stive i uśmiechnął się lekko.
-Masz rację, nie potrzebnie panikuję. Będzie dobrze. Na pewno - powiedziałam patrząc na swoje splecione dłonie. Sama nie wiem dlaczego, ale te słowa opuściły moje usta bez jakiegokolwiek przekonania.
- Jadę do domu -bąknęłam cicho i założyłam na ramię torbę, a teczkę z projektami wzięłam do reki. Pożegnałam się z wszystkimi i skierowałam do samochodu. Odłożyłam rzeczy na tylne siedzenie i wyciągnęłam z kieszeni spodenek kluczyki. Coś jest nie tak, czegoś brakuje. No jasne...
- Valar! - krzyknęłam i rozejrzałam się dookoła siebie. Nie musiałam wcale długo czekać bo pies wybiegł pędem zza budynku, a cały łeb miał umorusany w czymś białym, tak samo jak łapy.
- Pomagałeś robić ogród? - zapytałam, że śmiechem, kiedy usiadł przede mną, a ja zdałam sobie sprawę, że to białe coś to pozostałość po kamyczkach, które mają otaczać chodnik okalający budynek. Pies zaszczekał dwa razy. No to ja już sobie wyobrażam jak ta jego pomoc wyglądała...
- wskakuj do auta - powiedziałam tylko i otworzyłam drzwi od strony pasażera. Bestia posłusznie zajęła swoje miejsce, a je zamknęłam za nim drzwi i obeszłam samochód aby następnie usiąść za kierownicą. Zapięłam pasy i odpaliłam silnik. Paliło słonce, wiec sięgnęłam na tylne siedzenie po torbę, z której wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne. Założyłam je, pomachałam na do widzenia i odjechałam.
Myślami byłam daleko.
Zaprzątał je nie kto inny, jak pan wielmożny Mogę Mieć Wszystko Malik. Pod blok dojechałam nawet nie wiem kiedy. Weszłam do mieszkania rzuciłam rzeczy na podłogę przy drzwiach, a sama bez chwili namysłu opadłam na łóżko w sypialni.
Jestem padnięta.
I cholernie głodna.
Spanie musi poczekać. Z jękiem zwlekłam się z powrotem z łóżka i poszłam do kuchni. Co by tu... omlet!
Wyciągnęłam z szafki patelnię, a z lodówki jajka i zabrałam się za robienie śniadania. Obiadu raczej. Kiedy wszystko było gotowe zasiadłam jak lord przed telewizorem, który wcześniej włączyłam i wyłożyłam nogi na stolik. A co.
Przewijałam kanały, ale nic ciekawego nie było. Żadnego filmu godnego uwagi, nic. Po dziesięciu minutach znalazłam powtórkę Titanica. Cóż dobre i to. Nigdy nie rozumiałam tego filmu. Czemu to facet ma ratować laskę, a nigdy nie jest odwrotnie. Kobiety zawsze są uznawane za słabsze. A niby panuje równouprawnienie. Właśnie widać. A poza tym to jakby Rose się przesunęła to Jack zmieściłby swoją wielmożną dupę na tych starych drzwiach i przeżyliby obije, ale nie, bohater się znalazł. Takie rzeczy tylko w filmach. W realiach dzisiejszego świata nie ma na to najmniejszych szans... Gentelneni to gatunek wymarły. Przynajmniej dla mnie...
Skończyłam jeść i wyłączyłam denny film, kiedy to szanowna Rose przedstawia się bezpańsko nazwiskiem swojego zmarłego ukochanego i poszłam do sypialni. Dzisiaj odpoczynek od projektów i pracy. Na 18:00 muszę być na uczelni i tak już przegapiłam połowę zajęć, trudno... Trzeba nadrobić zaległości w innych sprawach. Na sam początek spanie. Potem się pomyśli co dalej.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Chyba znienawidzę piosenkę Lean on. Spałam na brzuchu więc podniosłam się na łokciach. Widok na świat zasłoniły mi moje gęste kudły jak zawsze uh. Sięgnęłam po telefon w głowie opracowując dokładny plan mordu i pozbycia się ciała delikwenta, który mnie obudził. Wszystko to minęło, kiedy spojrzałam na wyświetlacz.
- Cześć Brian - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cześć mała. Pamiętasz jeszcze o mnie, czy zrezygnowałaś z utrzymywania kontaktów? - zapytał, a mnie zrobiło się smutno. Przez co całe zamieszanie z apartamentowcem nie miałam na nic czasu nawet dla niego.
- Nie, wiesz, że nie mogłabym. Po prostu mam dużo na głowie, nie gniewaj się - westchnęłam zrezygnowana.
- Hej spokojnie. Sądząc po twoim tonie to obudziłem,  zgadłem?
- Może... A która jest godzina? -zdałam sobie sprawę, że nie mam o tym pojęcia
- 14:43- odparł, a ja jak oparzona się podniosłam.
- No nie gadaj! - spojrzałam na zegarek i moje oczy jeszcze się powiększyły. Spalam dwie godziny. I o dziwo czuję się nawet przytomna...
- A co? - zapytał wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
- Nic po prostu... Nic - nie chciałam mu mówić, że nie spałam zbyt długo, bo czekałaby mnie pogadanka.
- Powinnaś to robić częściej mała -powiedział poważnie. Uh znowu kazanie? Ale chwila, skąd on wie, o czym ja myślę...
- Cóż poradzę, kiedy nie mam czasu?
- Ty nigdy nie masz czasu...
- Dzisiaj mam - powiedziałam szybo -przyjadę - i tymi oto słowy sprawiłam, że łóżko musi jeszcze na mnie poczekać.
- Naprawdę? - zdziwił się. Dawno mnie tam nie było.
- Tak. Ogarnę się, wsiadam do auta i za 15 minut jestem u was.
- W porządku. To czekamy.
- Do zobaczenia Brian. Kocham cię.
- Ja ciebie też mała.
Uroczo.
Zamknij się.
Bo co?
Bo tak mówię.
Jakaś ty zabawna, Sky...
Odłożyłam telefon na szafkę i przeciągnęłam się mocno. Podniosłam się z łóżka i wolnym krokiem przeszłam do łazienki. Wzięłam prysznic uważając by nie zamoczyć włosów. Nie mam teraz czasu na ich suszenie. Wyszłam z łazienki w samym ręczniku. Założyłam czystą bieliznę i stanęłam przed szafą. Wybór padł na czarne legginsy, białą bokserkę i skórzaną kurtkę z ćwiekami na kołnierzu. Do tego czarno białe aix maxy. Rozczesałam włosy i zwinęłam w byle jakiego koka. Pomalowałam rzęsy tuszem i wyszłam z sypialni. Nie zdziwił mnie widok mojego psa, który spał rozwalony na całą kanapę. Kiedy weszłam do salonu podniósł głowę.
- Jadę do Briana. Jedziesz czy zostajesz? - podniósł się i przeciągnął, głośno przy tym ziewając. Jedzie.
- No to chodź.
Sprawdziłam godzinę. Za dwie piętnasta.
Chwyciłam klusze do samochodu, telefon, torbę z notatkami i teczkę, wcześniej przepakowałam do niej projekty do szkoły. Wyszłam zamykając drzwi na klucz. Na miejsce dojechałam po dziesięciu minutach. Jest oddalone od centrum miasta, nie ma korków. Zaparkowałam auto przed starą czarną bramą i weszłam na terem 'opuszczonego' osiedla. Budynki, które ukazały się moim oczom, nie są nowe, wręcz przeciwnie. To stare osiedle gdzie mieszkają ludzie mający to i owo na sumieniu. Ludzie mający na pieńku z policją i wieloma innymi osobami.
Ludzie niebezpieczni.
Moja rodzina.
Już prawie miesiąc mnie tutaj nie było. Głupio mi, bo to dzięki nim teraz jestem tu gdzie jestem, a nawet nie mam dla nich czasu. To jedyne osoby, które znają moją przeszłość. A ja znam ich. Tutaj wszyscy wszystko wiedzą na swój temat. Nie ma tajemnic.
Minęłam rozpadający się blok i weszłam pomiędzy budynki. Zachodzące powoli słońce łagodnie rzucało na nie ostatnie światło. Nic tylko graffiti. Pamiętam, jak jeszcze pomagałam to malować. Przeszłam miedzy pokrytymi napisami ścianami i moim oczom ukazał się dość duży plac, gdzie zaparkowane były wyścigowe samochody i ścigacze. Coś tu dużo ludzi dzisiaj. Podeszłam bliżej. Stali tam. Rozpoznałam bez problemu Briana i Matta. Valar jak zwykle puścił się biegiem w ich stronę na co tylko się zaśmiałam. Gdyby nie oni nie miałabym go teraz. Widziałam jak bestia podbiega do chłopaków i skacze naokoło nich. Boże, jak ja ich kocham.
- Ze mną to się nie przywitacie? - zapytałam stając jakieś 10 metrów przed nimi. Oboje spojrzeli na mnie z uśmiechem.
- Z tobą zawsze. Choć tu mała - Brian rozłożył ramiona, a ja pobiegłam w jego stronę. Rzuciłam mu się na szyję, a on okręcił mnie wokół własnej osi, a potem mocno przytulił.
- Tęskniłem za tobą wiesz?- mruknął w moje włosy i pocałował w czoło. Uśmiechnęłam się.
- Wiem- powiedziałam i jeszcze raz go przytuliłam. Raz to zdecydowanie za mało.
- Czuję się zaniedbany - odchrząknął brunet stojący obok i wzniósł wyczekująco oczy ku niebu.
- Oj wybacz- powiedziałam i odkleiłam się od blondyna żeby przytulić Matta.
- Tak lepiej - westchnął i mocno mnie do siebie przyciągnął.
- Dusisz mnie -zaśmiałam się, ale on nic sobie z tego nie robił - Matt idioto! - zaczęłam się szarpać. Na marne.
- Cóż poradzę stęskniłem się - powiedział i odsunął się żeby pocałować mnie w policzek -wiesz, że cię kocham.
- Wiem - powtórzyłam - ja ciebie też Matt- oddałam całusa, co spotkało się z głośnym jękiem blondyna.
- Ja też chcę- wydął dolną wargę i zrobił maślane oczy.
- Uh Brian jesteś niemożliwy - pocałowałam go w policzek i wzięłam obydwóch pod ramię-no to teraz mówcie. Co was tak dużo? - zapytałam, kiedy kierowaliśmy się za budynki, gdzie zapewne była cała reszta.
- Jak to co nas tak dużo-brunet uniósł brwi- Wilson powiedział, że przyjeżdżasz, wiec nikt się stąd nie ruszał. Wszyscy czekają na ciebie- dźgnął mnie palcem w żebra na co cicho pisnęłam.
- Na mnie powiadasz?
- Yep- pokiwali głowami. Nagle Brian przystanął i przerzucił mnie przez swoje ramię niczym worek.
- Wilson kretynie postaw mnie na ziemi!- piszczałam jak małe dziecko okładając jego plecy pięściami, ale to w jego przypadku niestety nie działa...
-Spokój kobieto- klepnął mnie w tyłek i razem z Mattem poszli za dom.
Ekstra.
Przyjeżdżam raz na jakiś czas, a oni nie dają mi spokoju i dalej traktuje tak samo jak sześć lat temu. Nie mogę nawet się spokojnie przywitać z resztą. Swoją drogą, ale będą mieli widok...
- Hej ludzie! Patrzcie kogo mam!-krzyknął i po raz kolejny klepnął mnie w tyłek. Tak, wrzeszcz dalej, a co! Byliśmy jakieś 15 metrów ok głównych schodów, gdzie siedziała cała reszta.
- Brian puszczaj!- krzyknęłam.
- Nie- zaśmiał się i szedł dalej.
- Wilson...
- Ty ja lepiej postaw stary, bo jak to małe stworzenie się wkurwi, to kiepsko z tobą- usłyszałam głos Nathana.
Dzięki.
- Dobra już dobra- zaśmiał się i łaskawie postawił mnie na ziemi.
Nareszcie.
- Zemszczę się  -zagroziłam.
- Na to liczę skarbie- mrugnął pocałował mnie w czoło i odszedł do reszty, a Matt zrobił to samo i poszedł za nim.
Wspominałam, że to bracia?
Odwróciłam się i spojrzałam na ludzi, którzy stali przede mną. Podeszłam do nich szybko i przywitałam się z każdym z osobna. Sami faceci. Naprawdę ich kocham. Kogoś mi tu jednak brakuje. Kogoś najważniejszego.
- Gdzie ona jest? - usłyszałam głos na który mimowolnie się spięłam, nie wiem czemu. Teraz to już się nie ukryję...
- Gdzie ona jest?! -powtórzył tym razem głośniej. Wiedziałam, ze podszedł bliżej. Ludzie powoli się odsunęli i na przeciw mnie stanął wysoki mężczyzna po czterdziestce, ubrany jak zwykle w czarne spodnie i koszulkę tego samego koloru. Ręce miał pokryte tuszem zarówno prawą jak i lewą. Lekko siwe już włosy krotko ostrzyżone, oczy brązowe, a przy nich kilka zmarszczek. Pomimo ostrej z pozoru twarzy, w oczach widziałam radość. On właśnie próbuje byś groźny, ale przy mnie mu nie wychodzi...
- Dave - mruknęłam cicho sama do siebie i rzuciłam się na szyje bruneta. Jest dla mnie jak ojciec.
- Długo cię nie było aniołku. Już myślałem, że o mnie nie pamiętasz - szepnął mi do ucha, a ja oderwałam się od niego i gwałtownie pokręciłam głową.
- Nie. Nie mogłabym - powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem, a on się roześmiał. Uwielbiam jego śmiech.
- Wiem. To tak jak ja o tobie - zapewnił i po raz kolejny tego wieczoru zarobiłam buziaka tym razem we włosy.
- Mamy sporo do nadrobienia- powiedział i chwycił mnie za ramiona. Pokiwałam głową z uśmiechem.
Oj mamy.
Apartamentowce, studia, apartamentowce, apartamentowce, apartamentowce, Malik... na to ostatnie mój uśmiech zniknął.
- Co się dzieje - zmarszczył brwi Dave i przygląda mi się uważnie.
- Nic tylko... - zrezygnowałam. Nie chcę się nad sobą użalać.
- Nic? To dlaczego usłyszałem 'tylko'?
No to teraz nie wywinę się od przesłuchania. Wielkie dzięki Malik.
- No wiec? Co się kryje za 'tylko'? - zapytał i objął mnie ramieniem, a następnie poprowadził do schodów, które były cholernie szerokie i czasami, a może powinnam powiedzieć zazwyczaj, robiły za trybuny. Zawsze, jak była jakaś akcja, siadaliśmy na schodach i oglądaliśmy. No i siedzieliśmy tu razem wieczorami. Usiadł, a ja jak to ja usiadłam na murku, który robił za swojego rodzaju dość szeroką poręcz. Moja dupa się tam bez problemu mieści, więc spoko. Brian usiadł obok mnie po jednej stronie, a Matt po drugiej i szturchnął łokciem na co mu oddalam i tak kilka razy.
- Ja wiem, ze jesteście zaabsorbowani sobą dzieciaki po tak długim czasie ale dowiem się wreszcie co się kryje za 'tylko'? - spytał Dave i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Natychmiast się uspokoiłam Brian z reszta też.
- Nie co, tylko to- westchnęłam i spuściłam wzrok. Cała reszta czyli około piętnaście osób usiadło obok nas. Zawsze tak robili.
- Mogę wszystko stracić Dave. Wszystko na co pracuję od lat. On chce odkupić Grande's Apartments jak tylko zostaną ukończone- jęknęłam żałośnie, czując napływające mi do oczu łzy. Podniosłam wzrok na ludzi wokół mnie. Ich twarze mówią jasno.
Są wściekli.
Spojrzalam na starszego bruneta.
- Kto- wypowiedział to słowo z takim zimnem aż przeszedł mnie dreszcz po kręgosłupie. Przełknęłam gulę w gardle.
- Malik... Zayn Malik...

~*~

Witam w rozdziale numer 2!

U was tez tak ciepło? Masakra lepie się do tego pieprzonego krzesła...

Jak zwykle przepraszam za opóźnienie i błędy, ale cóż... to ja :)

Trzymajcie się :)

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz