Wchodzimy w moje ulubione rozdziałydwa lata czekałam, aż je napiszę.
A i zdecydujcie się co chcecie. Bo cały czas jest źle. Za mało akcji, potem za dużo. Kurwica mnie bierze jak to czytam, serio.
Skończy się na tym że naprawdę wszystkich pozabijam. I będzie spokój.Wjechałam na główną ulicę, która prowadziła do jednego z wielu mostów łączących brzegi zatok.
Nie wiedziałam gdzie mam serce.
On je miał.
- Gdzie jesteś?- zapytałam drżącym głosem, nie mogłam się uspokoić.
- No na moście- zaśmiał się znowu- na mooooooście!- krzyknął głośno, a w tej chwili usłyszałam odgłos klaksonów samochodów.
- Na moście- powtórzyłam- którym?
- A nie powiem- jęknął jak dziecko.
- Jadę po ciebie- powiedziałam- jadę, słyszysz?- powtórzyłam.
- I pójdziemy razem do domu?- zapytał zachwycony.
Słowo 'dom' w jego ustach brzmiało tak... prawdziwie. Tak szczerze, jakbyśmy od dawne razem dzielili jeden dom i tam co dzień wracali.
A przecież takiego miejsca nie było.
- Pojedziemy?- zapytał z nadzieją- łooooo!- krzyknął- fajnie!
I znów klakson.
I prawie mój zawał.
- Powiedz mi co widzisz. Cokolwiek. Coś co widzisz naprzeciwko.
- Woda.
Aha.
- A co jeszcze?
- Budynki.
- Jakie? Jak wyglądają?
- Jeden taki duży i świecący... i duży...- powiedział z zachwytem jak dziecko- taki ładny!- znowu krzyknął.
- I jaki jest jeszcze?- zapytałam.
- Nie powiem.
- Mów, Malik- warknęłam.
- Nie mów tak do mnie- syknął z jawną ostrością w głosie.
Aż dałam w hamulec.
- Nigdy więcej- powiedział powoli- nigdy więcej nie mów do mnie tylko nazwiskiem.
Odetchnęłam.
Jego głos był straszny.
- Jest ci źle?- odezwałam się- kiedy tak do ciebie mówię?
- Źle- powtórzył z kpiną.
Nie był już głupi jak dziecko. Był wkurwiony.
- Jakbym dostał w pysk- warknął nieprzyjemne- i od każdego mógłbym to przyjąć, ale nie od ciebie- dodał z goryczą.
I usłyszałam dźwięk czegoś o metal.
- Co robisz?- zapytałam.
- Stoję.
- Na barierce?- zagryzłam wargę.
- A tak. Gdzie jesteś?- zapytał znowu jak dziecko- bo mam skakać, a cię nie ma- jęknął.
- Stój w miejscu, zaczekaj, błagam cię...
- Ja też cię błagałem- przerwał mi- też cię błagałem żebyś zaczekała. Błagałem cię, a ty spierdoliłaś do tego jebanego auta!
- Nie krzycz...
- Nie przerywaj mi, mówię jak chcę!- wydarł się.
I znowu ktoś zatrąbił.
- Nawet jak skoczę z tego zakurwionego mostu, to nie będzie ci żal.
A w dół sto metrów do wody.
- Nieprawda...
- Przynajmniej ci majtki zostaną. Te za moje pieniądze- splunął.
- Nie mów tak...
- Stul pysk!
Zatrzymałam się.
Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. To samo tak wyszło, nie kontrolowałam tego.
- Wykorzystałaś mnie. Mnie i to, że wszystko chciałem ci dać.
- Ja ciebie?- wyjąkałam- nieprawda, nie chciałam, przepraszam.
- W dupie mam twoje pierdolone przepraszam- zaśmiał się głęboko.
Nie myśli trzeźwo, jest najebany jak ruski karabin.
Mówi prawdę.
Pierdoli od rzeczy!
- Suka- mruknął pod nosem.
A ja zapłakałam głośniej i oparłam dłonie o kierownicę.
I znowu klakson.
- Layna?- zapytał jakby zdziwiony.
- Co?- pociągnęła nosem i znowu zawyłam.
- Płaczesz?- zdziwił się- ty płaczesz!- krzyknął- kurwa, przeze mnie płaczesz!- wydarł się jak wariat.
Co mi jest? I jemu?
- Przeze mnie jesteś nieszczęśliwa- i znowu słyszałam jak wszedł na barierkę- przepraszam, skarbie, nie chciałem, przepraszam, nie chciałem- plątał się.
- Nigdy mnie nie okłamałeś.
- Nie chciałem, słyszysz! Jestem beznadziejny- jęknął z goryczą- zły dla ciebie. Nieodpowiedni dla ciebie, kochanie...
- Nie mów tak do mnie- wytarłam oczy- powiedz gdzie jesteś- drżącą dłonią przekręciłam kluczyk w stacyjce.
- Na barierce stoję. Nie płacz, kochanie.
- Zayn, nie...
- Bo ty jesteś takie moje kochanie, wiesz?
A ja pękłam.
Skręciłam w pierwszą przecznicę po lewej i dodał gazu. Jeśli nie będzie bo na tym misce, pojadę na następny.
Muszę już przy nim być.
Muszę znać prawdę.
Taką w stu procentach, bez żadnych kłamstw i na spokojnie. Bez kłótni. Bo już naprawdę mam go dość. Mam dość tego, że go nie rozumiem.
- Jesteś tam?- zapytał z obawą- przepraszam, nie chciałem...
- Jestem- odetchnęłam- jadę po ciebie. Widzisz czerwony budynek?- zapytałam wjeżdżając na most, a w oczy rzucił mi się wysoki budynek, na którym widniał czerwony telebim jakiejś firmy i reklama.
- A tak- przytaknął- ale ciebie nie widzę. Gdzie jesteś?
- Będę za...
- Nie- warknął znowu- obiecałaś- powiedział ostro- obiecałaś mi, że przyjedziesz!
- Znowu krzyczysz...
- Obiecałaś, że mnie nie zostawisz!- warknął- obiecałaś!
- Uspokój się...
- Gdzieś mam twoje pierdolenie- powiedział i nagle głośniej słyszałam szum samochodów. Jakby odsunął telefon od ucha.
- Zayn?- odezwałam się.
Nic.
- Zayn?! ZAYN, SŁYSZYSZ?!- wydarłam się paniczenie i znów zaczęłam beczeć.
Popieprzona parka.
I w tej chwili zobaczyłam światła samochodów omijające coś na drodze. Zatrzymałam się, bo tylko teraz miałam na to miejsce i z szybko bijącym sercem skierowałam się w tamtą stronę. Od razu dotarł do mnie pisk opon spowodowany gwałtownym hamowaniem i trąbienie kierowców.
- Palant!- krzyknął ktoś z przejeżdżającego obok mnie samochodu.
I już wiedziałam co się dzieje.
- Zayn?- spróbowałam znowu- Zayn, jesteś tam?
- Layna- wyjęczał żałośnie- kochanie, ja już nie chcę... nie chcę już tak.
- Zayn idę do ciebie, słyszysz?
- Mam dość... ja już nie chcę tak żyć..
I wtedy zobaczyłam postać przy barierce po lewej stronie.
A ja byłam po prawej.
I stałam jak pojebana patrząc jak nachyla się w dół.
- ZAYN!- wydarłam się jak tylko mogłam najgłośniej, ale zagłuszył mnie kolejny klakson, bo ten cofnął się i zachwiał tak, że skończyłby pod samochodem.
Biegiem skierowałam się na drugą stronę i wylądowałam przed maską jakiegoś auta, które w ostatniej chwili się zatrzymało, żaby we mnie nie wrąbać.
- Kurwa, ślepa?!- jakiś facet wychylił się z kabrioleta.
- Ślepej kurwy pod latarnią szukaj!- wrzasnęłam histerycznie i spojrzałam na lewo.
Był tam. Lecz już stał m barierce, a nie przy.
No leć!
Przycisnęłam telefon z powrotem do ucha i pobiegłam w jego stronę.
- ... tak... Nie chcę tak, wiesz? A ciebie znowu nie ma- zawył i pochylił się w przód- nie ma cię, a obiecałaś, że nie znikniesz... Zniknęłaś, Layna... A ja tak nie chciałem być sam...
I bardziej wysunął się za barierkę.
- Przepraszam cię, skarbie- jęknął już któryś z kolei raz- nigdy nie chciałem, ci zrobić krzywdy...
I się wyłączył.
- Zayn?- zadrżałam, bo widziałam jak będzie zamach i... tak po prostu wyrzuca telefon do wody.
Patrzyłam jak przekłada nogę na drugą stronę barierki.
- Zayn!- krzyknęłam- Zayn czekaj!
*
Zmarszczył brwi na moment.
- Wiesz... kiedy jestem z tobą, czuję się jakby tego za mną nie było. Starałem się traktować cię inaczej, nie jak dziwkę. Mam nadzieję, że tak to odbierasz. Że nie myślisz tak o sobie, ani, że nie myślisz, że jak cię tak traktuję.
- Nie, w żadnym razie- pokręciłam głową natychmiast.
*
- Zayn!- wydarłam się poryczana i złapałam go za bluzę szarpiąc w tył- Zayn, patrz na mnie, jestem tu!- zatrzęsłam nim, kiedy nadal nie patrzył.
Odwrócił głowę powoli i znowu się zachwiał.
- Właź cały z powrotem, kretynie, właź z powrotem!- krzyknęłam rozhisteryzowana- natychmiast!
Nie kontrolowałam tego, że krzyczę, nie kontrolowałam tego, że płaczę, nie kontrolowałam tego, że się trzęsę.
Niczego nie kontrolowałam w tej chwili.
- Layna?- czknął jakimś dziwnym głosem i jakby zamarł.
Nie widziałam jego twarzy, miał założony kaptur.
- Layna- jęknął i natychmiast wszedł powrotem na chodnik, a ja pociągnęłam go w swoją stronę i ciasno objęłam ramionami za szyję- jesteś tu- odezwał się jakimś takim załamanym głosem i poczułam jak jego ciało się trzęsie. Odsunęłam się powoli i chwyciłam w dłonie jego policzki.
One... były mokre.
Szybko zdjęłam jego kaptur.
I zobaczyłam jak wyglądała jego twarz. Miał czerwone oczy, które dziwnie się świeciły.
Policzki były mokre od łez.
- Ty płakałeś- wydusiłam- Zayn...
- Ja tak nie chcę- zadrżała mu warga.
O nie.
- Nie chcę znowu być sam, nie zostawiaj mnie- pokręcił głową, a z jego pięknych, jasnych teraz oczu uciekły łzy, które cholernie mnie bolały.
Bo przeze mnie był w takim stanie. Tylko i wyłącznie przeze mnie.
- Nie chcę tu być. Chcę być gdzieś indziej. Ale tylko z tobą- powiedział i pochylił się, by sic do mnie przytulić.
Zdębiałam.
To on mnie zawsze obejmował. A teraz to ja się czułam jakbym miała uspokoić dziecko.
- Zayn- odetchnęłam nierówno i potarłam jego plecy, a brodę ułożyłam na jego ramieniu- zabiorę cię do twojego domu- powiedziałam i objęła go w pasie- chodź, jedziemy- założyłam sobie jego rękę na ramiona. Jęczał coś pod nosem i kręcił głową, ale jakoś wcisnęłam go na tylne siedzenie i szybko ruszyłam w stronę jego willi. Kiedy zatrzymałam się przed bramą, która o dziwo była szeroko otwarta i weszłam z nim do środka poczułam zimno. Dziwny chłód. Jakby nikogo od dawne tu nie było. Wchodząc coraz bardziej wgłąb zauważyłam szkło na podłodze. Było ciemno, kiedy zaprowadziłam go na samą górę do sypialni.
Ostatni raz kiedy tu byłam groziłam mu bronią.
Bokiem pchnęłam drzwi i... zamarłam.
Pomieszczenie oświetlało światło księżyca. Było na style jasno, że widziałam wszystkie kąty pokoju.
Szklana ściana miała cztery dziury, które niemal całkiem ją zniszczyły. Takie, ale mniejsze były w panelach przy łóżku i w materacu. I nawet poduszka na łóżku leżała odsunięta. To spod niej wyjęłam broń.
Odsunął się ode mnie i pijanym krokiem ruszył w stronę łóżka. Tu też leżała rozbita butelka. Podszedł do łóżka i z trudem zdjął bluzę, którą rzucił na podłogę. Padł na łóżko i jęknął cicho.
- Zayn?- podeszłam do niego i odwróciłam na plecy, a potem złapałam w dłonie jego policzki- popatrzysz na mnie?
- Mój aniele- mruknął i uchylił powieki.
Zalało mnie gorąco.
- Gdzie jesteś, mój aniele... nie zostawiaj mnie- zamknął oczy i pokręcił głową.
A ja co?
Położyłam się obok.
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...