Dwa dni później.
Wyszedł.
Pocałował mnie w czoło, wcześniej przytulił. I wyszedł.
Zostawił mnie. A ja nie chciałam być sama.
- Nie- wydusiłam i podniosłam się z podłogi- nie, nie idź- pokręciłam głową i z trudem podeszłam do drzwi. Moje ciało bolało z wiecznego siedzenia i z zimna. Mięśnie paliły.
- Adam- dotknęła drzwi- Adam, błagam, wróć do mnie, ja nie chcę być sama- zapłakałam żałośnie i usiadłam pod drzwiami.
Mijały minuty, a strach przejmował kontrolę na moim ciałem. Już nie płakałam. Już nie było łez. Był tylko strach. Strach przed nieuniknioną samotnością.
I bezradność.
Drzwi uchyliły się powoli.
- A czy... moje zwierzątko będzie grzeczne?- zapytał powoli i uniósł kącik ust.
- Będzie. Ono będzie- pokiwałam natychmiast głową- ono bedzie. Tylko nie zostawiaj go samego- poprosiłam za łzami.
Pochylił się i chwycił mój podbródek.
Nie zwróciłam uwagi na to, że trzymałam ręce kilka centymetrów od twarzy, ustawione równolegle do siebie.
Wyciągnął z kieszeni parę metalowych kajdanek i tak po prostu... spiął nimi moje nadgarstki.
Charakterystyczny szczęk metalu sprawił, że na nie spojrzałam.
Są.
Zawsze były. Bo zawsze tak robił.
- Chodź, kochanie- wyprostował się i pościł mój podbródek- idziesz ze mną do pokoju- uśmiechnął się szeroko.
Ja... też go zrobiłam. Uśmiechnęłam się do niego.
- Jest wieczór. A ja mam dla ciebie tą koszulkę. Umyjemy się i pójdziemy spać. Będziesz dzisiaj spała razem ze mną.
Przełknęłam ślinę.
Tak dawki tego nie robił. Tak dawno mnie nie dotykał. Tak dawno.
- Cieszysz się?- zapytał i pociągnął za kajdanki, bym wstała na nogi co powoli zrobiłam.
- Tak- odpowiedziałam- tylko mnie nie zostawiaj, proszę.
- Skarbie, nigdy cię nie zostawię- pogłaskał mój policzek- kocham cię. Tylko ciebie.
- Tylko mnie- powtórzyłam- kochasz tylko mnie.
- I jesteś tylko moja.
- Jestem tylko twoja.
Zaprowadził mnie na górę. Powoli szedł przez korytarz. Nie speszył się. Otworzył drzwi i pierwszy wszedł do pokoju, ja za nim.
On zawsze jest pierwszy. A ja zawsze jestem za nim. Zawsze. Tak ma być. Tak musi być.
Znalazłam się w dużej, zaciemnionej sypialni. Zmarszczyłam brwi rozglądając się po pomieszczeniu. Na stoliku stał wazon.
W nim białe lilie.
Piękne.
Uwielbiam lilie.
Nienawidzę róż.
Uwielbiam lilie.
- Chodź- mruknął cicho i zaprowadził mnie do łazienki. Wszedł pierwszy. Ja jak zawsze za nim.
- Pomogę ci zdjąć ubrania- zakomunikował i wyjął z kieszeni kluczyk. Odpiął kajdanki i odłożył na szafkę przy umywalce.
Potem stanął za mną.
A ja wiedząc co zrobi zaczęłam się trząść.
- Boisz się.
- Nie- powiedziałam szybko i spuściłam wzrok.
To był moment.
Mocne uderzenie w prawy policzek odrzuciło całą mnie w tył. Natychmiast zaniosłam się płaczem.
Jak zawsze.
- Boisz się?- zapytał ostro i podszedł do mnie, łapiąc za włosy.
- N-nie- powtórzyłam szlochając.
Wynurzył mi drugie uderzenie. Znów w prawy policzek. Żeby bardziej bolało. Zawsze tak robił. Ale nie puścił przy tym moich włosów. Krzyknęłam z bólu i zawyłam, gdy szarpnął mną w dół.
- Boisz się?!- krzyknął wściekły- pytam cię, dziwko! Odpowiadaj!
- Boję. Boję się, przepraszam!- jęknęłam ze łzami- już nie będę się bać, przepraszam- zatkałam sobie usta dłonią.
Pościł mnie i cofnął się o dwa kroki. Podniosłam wzrok, a on przerażony patrzył na moją twarz.
- Kochanie, przepraszam, nie chciałem- podszedł znowu i złapał mnie za ramiona przytulając do siebie- sprowokowałaś mnie, nie chciałem, przecież wiesz. To twoja wina. Zdenerwowałaś mnie.
- Wiem, przepraszam- załkałam- przepraszam.
- Shh, wiem, spokojne. Nie płacz, proszę cię. Teraz nie płacz. Mieliśmy się myć- odsunął mnie od siebie i delikatnie otarł policzki.
Potrafił być bardzo delikatny. Wybitnie delikatny. I był taki.
On nie jest zły. Tylko kochankowie w zły sposób. Nic więcej. On tylko kocha w zły sposób. Ale kocha. Kocha mnie. I tylko mnie.
- No, to...
- Adam!
Usłyszałam krzuk z dołu. Głośny, męski krzyk.
- Ktoś tu jest- szepnęłam i mocniej się do niego przytuliłam- ktoś tu jest, nie chcę tego. Każ mu stąd iść- poprosiłam panicznie.
- Nie bój się, kochanie, nikt nie zrobi ci krzywdy- ucałował moje czoło- poczekaj tu na mnie grzecznie, a ja zaraz do ciebie wrócę. Kochasz mnie, zwierzątko?
- Tak, bardzo- uśmiechnęła się przez łzy- bardzo.
- Więc poczekaj, a ja za chwilkę do ciebie wrócę- uśmiechnął się pięknie i opuścił łazienkę. Później sypialnię.
Odwróciłam się powoli i spojrzałam w lustro.
Miałam na sobie szare spodnie od dresu, koszulkę i skarpetki. Byli mi zimno w stopy, ale tutaj bez porównania ciepłej niż w piwnicy.
Teraz jestem w domu.
Adam wróci i już zawsze będziemy razem. Tak jak miało być.
- Gdzie ona jest?!
Kolejny krzyk z dołu.
Jakiś mężczyzna.
Przyjdzie tu i zrobi mi krzywdę.
Nie.
Adam na to nie pozwoli.
Ktoś cały czas pytał o jakąś kobietę.
O mnie?
Nie.
Niemożliwe.
Ja należę do Adama.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki mężczyzna. Pamiętam go.
- Chodź na dół. Adam cię wola.
Więc poszłam.
Wyszłam z sypialni i korytarzem przeszłam do schodów z których było widać ogromny hol.
A tam stało kilkunastu mężczyzn.
Natychmiast cofnęłam się w tył.
Był tam Adam.
Byli jego przyjaciele.
I jeszcze jacyś mężczyźni.
Nie znam ich. Nie znam.
Mieli broń. Każdy z nich.
- Kochanie- Adam spojrzał w górę i uśmiechnął się delikatnie- mamy gości, nie bój się z chodź.
Pokręciłam głową i znów zrobiłam krok w tył.
- Nie bój się, kochanie. Jestem tutaj. Chodź- wyciągnął dłoń w moją stronę.
Złapałam się poręczy i powoli zeszłam po szerokich schodach, na ostatnich stopniach przyspieszając, żeby już tylko przy nim być.
- Sweety...
Zatrzymałam się.
Powiedział to jeden z nich. Blondyn o niebieskich oczach.
Patrzył na mnie i widziałam w jego oczach ból, ale... dlaczego?
Kim on jest?
Odwróciłam się od niego i szybko podeszłam do Adama, chowając się na jego osobą.
- No już- objął mnie ramieniem i przytulił- już, nie bój się, jestem tu z tobą- pocałował mnie w skroń.
- Zostaw ją- któryś z nich wymierzył bronią prosto w niego- puść ją!
- Ależ proszę- zaśmiał się głęboko i odsunął ode mnie, dosłownie mnie od siebie odpychając.
- Nie- pokręciłam głową czując łzy w oczach i przusunęłam się z powrotem- nie, nie zostawiaj mnie, błagam, nie zostawiaj.
- Odsuń się, zwierzątko- warknął nisko.
A ja zalana łzami zrobiłam krok w tył.
- Nie- pokręciłam głową- nie, proszę cię, nie...
- Cisza- uniósł w górę dłoń, a ja jak na zawołanie zamilkłam. Nabrałam powietrza w oliva i starałam się uspokoić.
- Widzisz, Horan?- odezwał się i spojrzał na blondyna- skarbie, możesz wybrać- zwrócił się do mnie- idź tam, gdzie chcesz iść- wzruszył ramionami.
- M-mogę?- zapytałam i otarłam policzki.
- Oczywiście, że tak, możesz- uśmiechnął się.
A ja natychmiast podeszłam do niego i objąłem go za szyję.
- Nie chcę ich tu. Każ im wyjść, każ wyjść- pokręciłam głową i ze strachem spojrzałam na mężczyznę.
Opuścili broń i spojrzeli po sobie.
- Nie- odezwał się brunet- nie, chodź z nami...
- Ona ma prawo wyboru- przerwał mu Adam- z kim chcesz zostać skarbie?- spojrzał na mnie z góry.
- Z tobą. Chcę być z tobą. Kocham cię...
- Nie kochasz.
Powiedział to... ktoś inny.
Ktoś obcy.
Ktoś, kto przyszedł właśnie teraz.
Wszedł do środka.
Wysoki mężczyzna o czarnych jak smoła włosach i... i dużych, brązowych oczach.
Zmarszczyłam minimalnie brwi i oezevjykilam głowę w prawo.
Zayn...Zayn...
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...