III Rozdział 39. 'Potrzebujesz mnie i tęsknisz'

4.9K 582 181
                                    

Liczę na komentarze pod rozdziałem.
I informuję was, że ten rozdział ma 3379 słów. Bo stwierdziłam, że to wszystko musi w nim być. Ale od 41 będzie 1000- 1500.
Mówiłam. Jestem miłą do czasu. I nie lubi być nazywana 'głupią kurwą', tylko dlatego, że robię Polsat...

Patrzyłam jak ten cały Stan pada na podłogę centralnie w puszki z farbą. A Malik wyprostowała się powoli i poprawił krawat.
- Następnym razem jak będziesz chciał zmusić do czegoś kobietę pomyśl dwa razy.
I odwrócił się, by podejść do nas.
- Tobie też radzę stąd zniknąć- powiedział, patrząc z góry na matkę Lily. Ale ona przeniosła wzrok na córkę.
- Liliana, idziemy- zakomunikowała.
- Ty siebie słyszysz?- zapytała cicho ze łzami w oczach- nigdzie z tobą nie pójdę. Nie chcę cię więcej widzieć- pokręciła głową i szybkim krokiem podeszła do Davida.
Wyciągnęła ramiona i objęła go za szyję.
- Liliana...
- Nie nazywaj mnie tak!- krzyknęła łamiącym się głosem i odsunęła się od niego, odwracając w jej stronę- nie szanujesz ani mnie, ani Davida!
- On...
- On jest moim powodem by żyć- powiedziała i złapała go za rękę- ale ty tego nie zrozumiesz. Bo ty w życiu kochałaś tylko pieniądze. I dadal tylko to kochasz.
- Ale Stan...
A w tej chwili Malik chyba nie wytrzymał.
Niemal biegiem poleciał do stojącego pod ścianą Stanleya, chwycił go za szmaty i zawlókł do drzwi. Otworzył je i na zbity pysk wywalił go na betonowy plac przed firmą.
- Wypad- spojrzał na sukę i kiwnął głową w jego stronę- bo stracę cierpliwość.
Spojrzała na córkę, potem na mnie. 
W końcu odwróciła się i wyszła. A on trzasnął z nią drzwiami.
- David- mruknęła i objęła go za szyję- błagam cię, powiedz, że w to nie uwierzyłeś- szepnęła.
- Nigdy w życiu- odetchnął nierówno i mocno ją przytulił- za bardzo cię kocham- zamknął oczy- za bardzo cię kocham- powtórzył- dobrze, że tu jesteś.
- Podziękuj Zaynowi- odsunęła się i złapała jego policzki- gdyby nie on siedziałabym na lotnisku.
- Co?- zmarszczył brwi i spojrzał na Malika, który jakimś cudem znalazł się obok mnie.
- Skąd ty się tu wziąłeś?- zapytałam w końcu.
- To ja- przyznała się cicho- byłam już zła, nie chciałam siedzieć u niej dłużej. Stan zawiózł mnie na lotnisko, chociaż zamówiłam taksówkę. Spóźniłam się na samolot, a na następny lot z San Diego musiałabym czekać cztery i pół godziny. Zayn zaproponował, że mogę wracać z nim jego prywatnym samolotem. Nie gniewasz się?- zapytała, a David tylko pokręcił głową i pocałował ją w czoło.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś?- zmarszczył brwi.
- Zepsułam telefon- skrzywiła się.
- Znowu?- uniósł brwi.
- Spadł i nie działa- wzruszyła ramieniem- a ty masz nowy numer i nie znam go jeszcze na pamięć. Przepraszam.
- Nie przepraszaj, nie masz za co- pokręcił głową i znowu ją przytulił- nienawidzę jej.
Zaśmiała się cicho.
- Wiem- odsunęła się- Zayn, jeszcze raz dziękuję.
- Nie masz za co dziękować- pokręcił głową.
- Co robiłeś w San Diego?- zapytałam.
- Taka ciekawa?- uniósł kpiąco brew- skąd ta ciekawość w stosunku do mnie?
- Nie możesz po prostu odpowiedzieć?- pokręciłam głową- a z resztą... w sumie co mnie to...
- Załatwiałem interesy- odpowiedział.
- Myślałam, że...- zagryzła wargę i spojrzałam w dół- że dzisiaj wylatujesz do Londynu. Tak mówiłeś- odetchnęłam głębiej i podniosłam głowę.
A on patrzył mi w oczy.
- Nie martw się, jak będę miał cię zostawić w Kalifornii dowiesz się o tym.
- I będę miała spokój...
- Tak.
Spojrzałam na swoich pracowników. Patrzyli na mnie jak na ducha. Więc przewróciłam oczami i odwróciłam głowę.
A moje spojrzenie padło na jego prawą dłoń. Miał ją czerwoną.
- Twoja ręka...- otworzyłam szeroko oczy- daj- wyciągnęłam dłoń i delikatnie złapał jego palce.
- Teraz będziemy chodzić za rączki?- prychnął, a ja zmróżyłam oczy i zacisnęłam mocno palce.
Syknął cicho.
- Nie wkurwiaj mnie. Bo jeszcze możesz dostać w pysk- zagroziłam.
- Już od ciebie dostałem.
- Byłeś pijany, nie poczułeś.
- Dostałem trzy razy, uwierz, poczułem- pokiwał głową.
- Byłam pijana bardziej niż ty.
- Więc to dlatego później dostałem buzi.
Otworzyłam usta w szoku.
Mieliśmy publiczność.
A on tak sobie o tym mówił.
- Chociaż, buzi tu nawet nie pasuje, bo na jednym nie skończyłaś, skarbie.
- Kurwa, nienawidzę cię- puściłam jego dłoń i odsunęłam się o krok- nienawidzę cię, skurwysynie- pokręciłam głową.
Odwróciłam się i nie patrząc na nikogo po prostu wyszłam.
- Ellayna!
A on chyba za mną.
Złapał mnie za ramię i szarpnął w swoją stronę.
- Puść mnie.
- Nie.
Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
- Spotkaj się ze mną.
- Chyba kpisz- zaśmiała się i wyrwałam rękę- mowy nie ma.
- Chcę tylko porozmawiać...
- Byłeś u mnie dzisiaj, mogłeś mi powiedzieć to co chcesz powiedzieć.
- Ja...- westchnął i zamknął oczy- ja tylko chcę, żebyś mnie wysłuchała. Tylko żebyś wysłuchała- pokręcił głową.
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Wszystko powiedziałam ci tamtego dnia i mam nadzieję, że dobrze to zapamiętałeś, bo nie zmieniłam zdania na twój temat.
- Layna...
- Nie- uniosłam dłoń- nie chcę cię więcej widzieć- pokręciłam głową- zrozum to wreszcie. Pobawiłeś się, fajnie. Ale daj mi żyć.
- Ty nic nie rozumiesz- złapał się za włosy i pociągnął za nie- nic- zacisnął powieki- a ja ci tyle chciałem dać. Wszystko.
- Więc daj mi spokój- powiedziałam i otworzyłam samochód.
*
Miałaś spać.
Siedziałam w kuchni i piłam trzecią z kolei kawę.
Zjedz coś.
Nie jestem głodna.
Sky...
Nie martw się o mnie.
Na to nie licz.
Wszystko mi jedno co będzie dalej. Jego i tak już nie mam.
Zawsze ciekawiło cię to co ukryte.
A co tu jest ukryte? Słyszałam na własne uszy co się działo za drzwiami. Nie ma czego ukrywać. Zdradził mnie i tyle.
Jak mógł cię zdradzić? Nie byliście razem.
Nie dobijaj mnie bardziej. Byłam tam. Słyszałam wszystko. Prawie to widziałam. Co tu jest ukryte?
On i ona.
Byli za drzwiami...
A drzwi były zamknięte.
I co teraz powiesz?
*
Następnego dnia weszłam do firmy już wieczorem. Od rana siedziałam nad projektami, a jeszcze zaczynają się wyścigi. Miałam podjechać do Wilsonów sprawdzić jak ma się moj samochód.
Chciałam myśleć o wszystkim tylko nie o ostatnich dniach.
Zayn nie dawał mi spokoju.
Cały czas był w mojej głowie i wciąż w niej jest. Ale ja wcale nie chcę go z niej usuwać. To mi pomaga. Myślenie o nim mi pomaga.
Kiedy mam przed oczami twarz Harrego, jego słowa, to co zrobił... zaraz później pojawia się on i wszystko to co mi mówił, kiedy był ze mną. Wszystko to co robił. To jak na mnie patrzył, jak się do mnie uśmiechał, jak mnie przytulał, całował i kurwa szanował. Bo choćbym nie wiem jak się zarzekała, cały czas próbuję wywalić z głowy to, że miał mnie za dziwkę podczas naszej znajomości. Nie mogę w to uwierzyć no. Nie zachowywał się jak ktoś, komu nie zależy. Traktował mnie dobrze, był miły, kochany i słodki do jasnej cholery. Nie umiem logicznie poukładać w głowie późniejszych wydarzeń. To co zrobił nie ma najmniejszego sensu.
- Panno Grande?
Zacisnęłam powieki, po czym spojrzałam na Evana.
Patrzył na mnie z uniesioną brwią.
- Co?- pokręciłam głową- znaczy się... słucham?
Zmróżył oczy.
- Stoi tu pani od dobrych czterech i pół minuty.
Czterech i pół?
Matko, co za człowiek.
- Zamyśliłam się- mruknęłam cicho- wpuści mnie pan?
- Naturalnie- skinął głową- proszę bardzo.
Przesunął się i otworzył mi drzwi.
Dziwny facet.
I nadal nie wiem skąd on się tutaj wziął.
Weszłam do głównego holu gdzie byli wszyscy moi pracownicy.
- Ellayna- odezwał się Alan- jesteś.
- Ta- podrapałam się po nosie wolną ręką- przepraszam, że tak późno, robiłam szkic.
Położyłam trzy duże teczki na blacie recepcji i odetchnęłam.
Boli mnie brzuch.
I głowa.
- Byłaś z nim?!- dopadły mnie dziewczyny.
Odsunęłam się.
- Nie, nie byłam- westchnęłam zrezygnowana- dajcie spokój- mruknęłam- porównałam twoje projekty- zwróciła się do​ Davida zmieniając temat- później jeszcze wzięłam Clarissę, Samuela i Showna. Pracowaliście razem, tak?
- No tak- potwierdził Shawn.
Wysoki, przystojny z czarnymi włosami.
Tylko oczy zielone.
- No. To wzięłam to wszystko i wsadziłam do tego, co zaprojektowałam sama. To są jeszcze moje wcześniejsze projekty. Ale sprawdźcie jak to wygląda.
Spojrzeli na siebie i otworzyli teczki wyjmując zawartość. Popatrzyli, popatrzyli.
- I co?- uniosłam brew patrząc na nich- jak coś jest nie tak, to mówcie, nie miałam ostatnio głowy do... do niczego, właściwe- westchnęłam cicho.
No boli mnie brzuch.
- Możemy to przeglądnąć- stwierdziła Clarissa- ale to ty jesteś szefową.
- Taka ze mnie szefowa, która najmniej zna się na robocie- wymamrotałam cicho- jeszcze mi tu Browna brakuje. W tym tygodniu mają ustalić termin rozprawy.
- Złożyłaś ostateczną wersję oskarżenia?- zapytał David.
- Tak- skinęłam głową- musi oddać to co zabrał, bez tego nie dam rady spłacić tych długów.
Przestałam twarz dłońmi wzdychając głęboko. Jestem zmęczona.
- Dobrze się czujesz?- zapytał Samuel- wyglądasz...
- Nie podchodź- natychmiast wyciągnęłam ręce przed siebie i cofnęłam się o krok.
Spojrzeli na mnie dziwnie.
- Hej​, co ci jest?- zapytała Cloe- jesteś blada.
Zrobiło mi się dziwne ciemno przed oczami.
I zadzwonił mój telefon.
- Panna Grande?- usłyszała głos Anne, kobiety, która póki co trzyma rękę na apartamentach.
- Tak, coś się stało, Anne?- zmarszczyłam brwi.
- Nie jestem pewna.
- To znaczy?
Co jest?
- Właśnie w tej chwili ośmiu panów doręczycieli wnosi do pani apartamentu przesyłkę.
- Słucham?- wytrzeszczyłam oczy- ale jaką?
- Róże.
Co?
- Ale jest ich mnóstwo. Nie jestem w stanie ich policzyć.
- Żartujesz sobie?
- Wchodzą już czwarty raz, a zostały im jeszcze cztery samochody.
- Zaraz tam będę.
- Coś się stało?- zapytała Mei.
- Ja... muszę iść. Przyjadę później, powiecie mi ci z projektem- powiedziałam i ruszyłam do drzwi.
- Dopiero przyszłaś, dokąd jedziesz...
- Sprawdzić jedną rzecz.
*
Weszłam do holu Malik's Electronic i od razu poczułam na sobie wzrok będących tu kobiet.
Znowu.
Przeszłam powoli do windy i już zdążyłam nabrać cholernych wątpliwości.
A jak stałam przed drzwiami byłam na sto procent pewna, że chcę go zobaczyć.
Że tego potrzebuję.
Bo potrzebuję.
*
- Dobry wieczór- powiedział tym swoim uwodzicielskim głosem i uśmiechnął się unosząc lewy kącik ust.
Kuuuurwa
- Yhym, dobry- odchrząknęłam cicho i przełknęłam ślinę biorąc głęboki wdech.
No więc nie przycisnął mnie do ściany, bo miał zajęte ręce!
Nie mogę przy nim!
- To...- uśmiechnął się szerzej i...
O mój Boże...
- Dla ciebie.
B-bukiet. K-kremowych. R-róż.
I to nie byle jaki, bo chyba z pięćdziesiąt ich było.
Patrzyłam na kwiaty szeroko otwartymi oczami i nie wierzyłam, że to się dzieje.
Przyniósł mi kwiaty!
Zayn Malik przyniósł mi pieprzone róże!
- Proszę- wysunął bukiet w moją stronę i podszedł bliżej zatrzymując się jakieś dziesięć centymetrów ode mnie z tym bukietem.
- J-ja...- jęknęłam i drżącymi dłońmi chwyciłam kwiaty.
Coś we mnie pękło.
Definitywnie, coś się rozjebało ma milion kawałków.
Tylko co?!
Zamrugałam kilka razy, tak jakoś łzy poczułam, a nie chcę wyjść na idiotkę.
- No powiedz coś- odezwał się, na co uniosłam szklące się oczy- nie trafiłam z kolorem?- zapytał i zagryzł wargę.
Czy on się stresuje?
- Nie- pokręciłam- znaczy tak, trafiłeś- poprawiłam się szybko, żeby nie wyszło dziwnie.
- Więc czemu patrzysz na nie tak...
- Nikt wcześniej nie przyniósł mi kwiatów...
*
- Dużo bym dał, żeby wiedzieć o czym myślisz- poprowadził mnie do drzwi.
- Grosik?- zaśmiałam się krótko.
- Znacznie więcej, panno Grande.
*
- ... położysz się spać, tylko błagam, przestań się mnie bać- szepnął.
- Czemu to robisz?- spojrzałam na niego- powiedz, dlaczego? Powinieneś mnie zostawić, znaleźć inną, ja nie umiem...nie potrafię- pokręciłam głową.
- Nie myśl o tym teraz, uspokój się...
- Czemu mi to mówisz?- zapytałam na skraju płaczu- czemu się tak zachowujesz? Chcesz ode mnie tylko seksu, niczego więcej, ja dla ciebie nic nie znaczę...
- Nigdy tak nie mów- przerwał mi szybko- nigdy więcej.
- To prawda- powiedziałam, a jedna jedyna łza spłynęła po moim policzku. Patrzył na mnie zszokowany i chwycił moją twarz w obie dłonie. Otarł kciukiem mój policzek i pokręcił głową.
- Nie mów o sobie jak o rzeczy. Nie jesteś moją własnością, Layna- szepnął cicho.
Poczułam ciepło. Rozchodzące się wewnątrz mnie ciepło.
- Odwiozę cię do domu- westchnął.
- Nie- zaprzeczyłam szybko- nie zostawiaj mnie teraz- poprosiłam żałośnie.
- Nie zostawię- objął mnie ramionami- nie zostawię cię, słyszysz?- potarł mój policzek.
Skinęłam głową.
- Jestem taka żałosna- szepnęłam i objęłam go za szyję- czemu nie każesz mi spierdalać?- zapytałam w końcu prosto z mostu i podniosłam wzrok.
Zamknął oczy i zaczął się cicho śmiać.
- Nigdy nie powiedziałbym tak do ciebie, jesteś kobietą- spojrzał na mnie rozbawiony.
- No to innymi słowami- wzruszyłam ramieniem i wzięłam kilka wdechów, żeby ochłonąć.
Żałość...
- Nie- pokręcił głową- nie powiem ci tego- dalej się uśmiechał.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby gdziekolwiek mi uciekła. Chcę cię tutaj, teraz, ze mną. Nigdy nie myśl, że jesteś dla mnie obojętna, skarbie, nie jest tak- szepnął z uśmiechem.
Szczerym do bólu.
- Jestem niestabilna emocjonalnie, powinieneś...
- Powinienem zabrać się do domu i otworzyć butelkę wina. Dobrego wina...
*
- Masz obok siebie mordercę, Zayn- wyszeptałam obojętnie.
Odsunął się ode mnie.
Wiedziałam.
Wyjął z mojej dłoni kieliszek i odstawił na szafkę. Patrzyłam na swoje dłonie pustym wzrokiem, czekałam aż się odezwie, co wydawało mi się wiecznością. Poczułam jak chwyta mój podbródek i unosi do góry.
- Obok mnie siedzi kobieta, która została złamana wewnętrznie. Na pewno nie morderca...
*
- Bezradności- powiedziałam w końcu- tego, że jak się nie uda nic nie będę mogła zrobić. Tej litości w oczach tych, którzy na mnie patrzą, nienawidzę litości- zacisnęłam dłonie w pięści- nienawidzę tego. Nie będę umiała spojrzeć w lustro, jeśli coś pójdzie nie tak. Poświęcałam na to trzy ostatnie lata życia, Zayn nie mogę tego stracić- spojrzałam mu w oczy, kręcąc głową.
- Nie stracisz- zapewnił spokojnie- patrzysz na mnie i myślisz, że jestem opanowany, ale nie zawsze tak było, na pierwszych konferencjach, czy choćby zwykłych spotkaniach dwa razy wahałem się, czy nacisnąć klamkę- uśmiechnął się lekko- skarbie, wszystkiego trzeba się nauczyć, do wszystkiego trzeba przywyknąć. Trochę więcej wiary w siebie- chwycił moje policzki, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy.
*
- Przepraszam, skarbie. Nie chciałem, żebyś przy tym była- powiedział cicho. W momencie cię odwróciłam i zacisnęłam dłonie na jego koszulce, przylegając do jego ciała.
- Przytul mnie- wyszeptałam czując, że się trzęsię. Natychmiast to zrobił. Objął mnie ramionami i zaczął powoli mną kołysać.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała.
- Nie chodzi o to, że się ciebie boję, to nie prawda- spojrzałam na niego szybko- po prostu... pierwszy raz cię takiego widziałam. Miałeś takie zimne oczy. Nigdy tak na mnie nie patrz Zayn, przeraziłeś mnie w tamtym momencie- powiedziałam cicho, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Obiecuję, skarbie.
*
- Nie przeklinaj- potarł nosem o mój nos- jesteś kobietą.
- Kobietą, która ostatnie lata życia spędziła z bandą samców- powiedziałam- czasami czuję się jak facet.
- O, nie ma mowy, nie będziesz facetem- przyciągnął mnie do siebie, tuląc twarz do moich cycków- nawet mi nie mów, musiałbym zmienić orientację- skrzywił się.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Co?- zaśmiałam się- czemu niby?
- No jak to czemu? Przyzwyczaiłem się do ciebie.
*
- Nie uciekaj mi- wyszeptał nisko tuż przy mojej szyi, czułam jak zacisnął palce na mojej talii- lubię czuć cię blisko.
*
- Ty mnie też nie zostawiaj...- wydusiłam z siebie z trudem i spojrzałam w jego duże oczy.
Zmarszczył brwi i wyciągnął dłoń, odganiając mi włosy w czoła.
- Nie mógłbym.
Powiedział to tak cicho, ale tak prawdziwie, że znowu coś się we mnie ruszyło.
- Nie mógłbym, szczególnie po wczorajszej nocy- powiedział poważnie, ale nadal szeptem. A ja co? No gapiłam się w jego tęczówki bez pamięci, ale poczułam jak czerwień wpływa na moje policzki.
- Nie masz pojęcia jak się czułem mogąc być z tobą... to był najlepszy wieczór w moim życiu.
*
- Pytasz mnie o to jak oceniam nasz wczorajszy seks?- przerwał mi w pewnym momencie i dobrze, bo bym tego chyba z siebie nie wyrzuciła.
Przygryzłam mocniej wargę i spięta skinęłam głową.
- Skarbie, ja ci tego nie powiem- zaczął- nie powiem, bo nie jestem w stanie tego opisać. Nie będę cię porównywał do żadnej kobiety, bo jesteś dla mnie jedyna, nigdy wcześniej nie czułem się tak jak wczoraj. Wiem ile cię to kosztowało i chcę, żebyś wiedziała, że naprawdę to doceniam...
*
- Nie kończ- przerwał mi oburzony odsuwając się ode mnie na długość ramion- nigdy ci tego nie zaproponuję. Nigdy, rozumiesz?
- Ale... ty to robisz. To znaczy... nie masz problemu z...
- Bo twoje ciało to dla mnie jak idealna perfekcja i będę je ubóstwał w każdy możliwy sposób- chwycił mój podbródek- a twoje usta są stworzone, by je całować i wielbić- przejechał kciukiem po mojej wardze- nie, żeby zaciskały się na fiucie- powiedział poważnie.
- A gdybym zaproponowała to sama? Odmówiłbyś?- zapytałam, a on pokręcił głową.
- Pewnie nie- westchnął cicho- ale... nie chcę cię tak traktować. Jesteś moją kobietą. Nie nic nie wartą szmatą, która jest tylko po to, żebym wytrzeć w nią kutasa. Jesteś dla mnie ważna. Nie chcę, żebyś się mnie bała, Layna.
*
- Jesteś tutaj, prawda?
To pytanie wypowiedział cichym szeptem, jakby się czegoś bał. Tylko czego?
- Proszę, powiedz, że tu jesteś, skarbie...
- Jestem, Zayn- szepnęłam ledwo słyszalnie i objęłam go za szyję- jestem...
Poczułam jakby odetchnął, bo wypuścił spięty oddech i bardziej wtulił nie w moje ciało, jeśli to w ogóle możliwe.
- Obiecaj, że nie znikniesz jak otworzę oczy- wyszeptał cicho, a ja zmarszczyłam brwi i chwyciłam jego twarz w dłonie. On był teraz jak małe dziecko. Odwróciłam ją do siebie, ale miał zamknięte oczy. Lekko uchylone usta powili wciągały powietrze, a ciało jakby się spięło.
- Jestem tutaj- potarłam jego szorstkie policzki- i obiecuję, że będę.
Bo cię kocham, idioto.
- Otwórz oczy- poprosiłam cicho i przejechałam kciukiem po jego ustach.
Powoli uchylił powieki, patrząc na mnie jakoś mało normalnie jak na niego, ale ciepłym bursztynem.
- Jestem twoja, Zayn- szepnęłam i uśmiechnęłam się lekko.
- A ja twój- musnął wargami skórę przy mojej piersi.
- Mój?
- Tylko twój, skarbie- zapewnił cicho- tylko mnie nie zostawiaj...
Przełknęłam ślinę, kiedy to powiedział i wtulił się z powrotem we mnie. Zaczęłam go drapać po karku i pusto wpatrywałam się w sufit.
'Tylko mnie nie zostawiaj'
Nie chcę cię zostawiać...
- Nie zostawię- powiedziałam cicho, całując go we włosy.
I tak minęło kilka minut, kiedy myślałam nad tym co się stało między nami.
- Jestem głupi dla ciebie...
*
Nie miałam pojęcia o co chodzi.
Trzymałam między palcami karteczkę, którą znalazłam w mieszkaniu. Kiedy dojechałam pod budynek i weszłam do głównego holu akurat wychodzili panowie z kwiaciarni. Skinęli głowami mijając mnie, a ja zgłupiała weszłam do windy i wjechałam na najwyższe piętro.
Mój penthause.
Zobaczyłam Anne stojącą w drzwiach do mieszkania.
- Jestem, co... o rany...
Patrzyłam z rozdziawioną gębą na swoje mieszkanie.
Całe w kwiatach.
Wszędzie, dosłownie wszędzie stały białe okrągłe pudełka, wyładowane kwiatami o barwie krwistej czerwieni. Stały w holu, w salonie, kiedy przeszłam dalej okazało się, z też w jadalni, kuchni, na korytarzach, wszędzie. Musiałam je przesunąć żeby przejść do sypialni.
Bo mnie do niej ciągnęło.
Przesunęłam pudełka tak, żeby przejść do ostatnich drzwi na końcu korytarza i otworzyłam je powoli.
A tam na białej kanapie stojącej naprzeciwko łóżka stały kolejne pudełka pełne róż.
A na łóżku jeden płatek.
I kartka, którą trzymam teraz.
Jeszcze raz spojrzałam na napis.
'Obiecałem tysiąc róż. Wszystko co tylko byś chciała'
Przeczytałam jeszcze raz i zacisnęłam powieki.
*
- Dam ci nawet tysiąc róż, skarbie. Wszystko, co tylko byś chciała'
Ja chciałam jego miłość.
Chciałam jego.
A on chciał tylko mojego ciała.
Nacisnęłam guzik i przywołam windę, a kiedy drzwi się rozsunęły weszłam do środka.
Na najwyższe piętro.
Droga na samą górę minęła mi szybciej niż powinna.
Jeszcze raz przeczytałam napis na karteczce, a drzwi się otworzyły.
- Wiedziałem.
Podniosłam wzrok natychmiast.
Stał przede mną w czarnym garniturze, założył ręce na torsie i miał pewny siebie uśmiech.
- Powiedz mi co to jest- wysunęłam kartkę w jego stronę.
Nawet na nią nie spojrzał.
- Wiesz co. Obiecałem ci.
Patrzył mi w oczy, a ja czułam, że się łamię.
Chciało mi się płakać.
Nie miałam już siły.
- Jesteś bliska płaczu.
Kurwa no.
- Nieprawda.
- Znam cię, Layna- westchnął cicho- i dobrze o tym wiesz.
Wyszłam z windy i minęłam go idąc krótkim korytarzem do jego gabinetu.
- Jesteś kompletnie rozbita emocjonalne.
Czułam łzy.
- Po co ja tu przyszłam...
- Bo jesteś ciekawa. Potrzebujesz mnie i tęsknisz.
Zamarłam.
- Nie powiesz mi, że to no prawda- usłyszałam za sobą pewny siebie głos.
- Odsuń się.
- Przecież tego nie chcesz. Chcesz, żebym był jeszcze bliżej.
- Nieprawda.
- Layna- westchnął za mną- przestań mi uciekać.
- Nie- pokręciłam głową i złapałam się za nią- przecież ty masz kogoś, mówiłeś tak. Przestań mieszać mów głowie. Ty kogoś masz.
- Naprawdę nic nie zauważyłaś?
- Przestań- powiedziałam, a jedna łza słynęła po moim policzku- przestań to robić, przestań udawać.
Złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę.
- Czego chcesz ode mnie?
Zbladłam.
- Nic.
Zaśmiał się. Z taką cholerną kpiną.
- Czy gdybym był ci zupełnie obojętnym facetem, aż tak zabolałaby cię rzekoma zdrada z mojej strony?
Uciekła kolejna łza.
A miał tego nie wiedzieć.
- Wiesz co?- pociągnęłam nosem i otarłam policzki- mam to gdzieś. Mam gdzieś co o mnie myślisz. Czy masz mnie za dziwkę czy nie. Uznajmy, że to zamknięty temat. Ty żyjesz dalej i ja też.
Po tych słowach minęłam go i weszłam do windy.
Wcisnęłam guzik.
I patrzyłam na niego.
On na mnie.
A drzwi się zasuwały.
To koniec.
Ale on jeszcze zdążył się odezwać.
- Ja jej zrobiłem palcówkę!

Ha.

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz