III Rozdział 40. 'Nienawidzę wanilii'

4.8K 527 95
                                    

Miesiąc wcześniej

Siedziałem w biurze od samego rana. Miałem w sobie nowy zapał do pracy mniej więcej od tygodnia i na tym się nie kończyło. Dzisiaj był ten dzień, kiedy miałem wreszcie spędzić czas z moją kobietą. Nie widziałem jej od czwartku i szczerze powiem zżerało mnie od środka.
Tęsknię za nią.
Odkąd ją poznałem i rozpoczęła się między nami znajomość często czułem się dziwnie będąc samemu. Wieczorami, kiedy byłem już w apartamencie, czy w moim pseudo domu, który nigdy nie był domem. Już wtedy mi jej brakowało. Potrzebowałem jej więcej.
A co mam powiedzieć teraz, kiedy wreszcie ją mam? Kiedy mi się oddała tak jak ja jej.
Odłożyłem teczkę na prawą stronę biurka i oparłem się wygodnie i fotel, odwracając się w stronę szklanej ściany.
Odetchnąłem.
Z góry widać wszystko.
A mi się zdaje, że... że ja mam już wszystko.
*
- Jesteś przekonana, że chcesz iść tak daleko?- zapytałem, kiedy wieczorem wyszliśmy na spacer po San Francisco. Słońce zachodziło. A ja nawet nie mogłem złapać jej za rękę, bo i bez tego zwracaliśmy uwagę.
- Tak, lubię spacery- spojrzała na mnie z dołu- ty nie lubisz?
- Nie wiem- wzruszyłem ramieniem- nie wiem, kiedy ostatnio byłem na spacerze. Od lat gdziekolwiek chcę się znaleźć jadę samochodem. Nie mam czasu na spacery. Na bezcelowe chodzenie po mieście.
- Nie tak do końca bezcelowe- stwierdziła i wsunęła dłonie do kieszeni kurtki- jak gdzieś idziesz to zawsze coś zobaczysz, kogoś spotkasz. Ja chodząc po mieście w nocy wreszcie zrozumiałam logikę. O ile logikę można zrozumieć- skrzywiła nosem- powiedzmy, że ogarnęłam ją na tyle, żeby dobrze zdać kolokwium na studiach.
- Lubiłem logikę- stwierdziłem- była... logiczna.
Zaśmiała się.
Lubię, kiedy się śmieje.
- Powiedz mi coś- odezwała się chwilę później.
- Co takiego?
- Coś o sobie, cokolwiek. Wiem, że czytałeś dużo książek, bo teraz chyba nie masz na to czasu. Wiem, że lubiłeś komiksy.
- Nadal lubię- sprostowałem- jak wychodzi nowy numer zamawiam sobie na firmę jako przesyłkę służbową.
- Poważnie?- zaśmiała się- panie Malik, gdzie pański profesjonalizm?- przegryzła wargę.
- Zostawiłem w biurze. Z tobą nie muszę być profesjonalny.
- Musisz mnie profesjonalnie zadowalać- mruknęła.
- W tym zawsze jest profesjonalistą, nie martw się.
- Nie martwię się- zaśmiała się znowu- zobacz- wskazała palcem na kawiarnię, przy której stały stoliki pod parasolami, a wszędzie świeciły się kolorowe lampki- jak ładnie.
- To chodź, idziemy na lody- złapał jej w talii i poprowadziłem do jednego stołu.
- Teraz na lody?- zapytała siadając na krześle.
- Czemu nie, lubisz przecież lody.
- No lubię- uśmiechnęła się, a do stolika podszedł kelner i podał nam karty.
- Czego państwo sobie życzą?
- Czekoladowe, toffi, bakaliowe, śmietankowe i... oreo- stwierdziłem.
- I do tego syrop czekoladowy, orzechy i bitą śmietaną- dopowiedziała, a ja uniosłem brew z uśmiechem- zaufaj mi.
- A dla pani?- zwrócił się do niej.
- Owoce leśne, mango, malina, limonka i... co by tu jeszcze...
- Może wanilia?- odezwał się kelner- mają wyjątkowo intensywny smak.
- Dziękuję, ale nie lubię wanilii- uśmiechnęła się do niego lekko- oreo. Niech będą oreo- złożyła kartę i oddała mu ją- a macie może truskawki?
- Tak, podać do zamówienia?
- Tak. I bitą śmietanę.
- Dobrze, za chwilkę przyniosę- skinął głową do niej, do mnie i wszedł do środka.
- Oreo?- zaśmiałem się.
- Jak ty możesz, to ja też- wzruszyła niedbale ramionami- takich jeszcze nie jadłam. W ogóle, to nie przepadam za tymi ciastkami, jadłam je raz czy dwa.
- Ja jadłem i w sumie mogą być.
- Właśnie mogą być, ale na kolana nie kładą. Wolę czekoladę z karmelem i orzechami laskowymi. Lody karmelowe też są spoko.
- Wzięłaś same owocowe.
- Bo takie lubię najbardziej.
- A wanilii nie lubisz?
- Nie- powiedziała jakimś dziwnie poważnym głosem- wręcz nie toleruję. Sam  zapach mnie odrzuca. Raz w windzie stałam obok kobiety, która miała naprawdę mocne waniliowe perfumy. W środku było chyba sześć osób, a ja z samego tyłu. Nie wytrzymałam, musiałam wysiąść na następnym piętrze, bo było mi słabo.
Zmarszczyłem brwi.
- Aż tak na ciebie działa?
- Nienawidzę wanilii.
*
- Już jesteś piękna, chodź tu do mnie wreszcie- jęknąłem, kiedy stała przed lustrem w łazience i nakładała jakiś krem na policzki. Patrzyłem na nią stojąc w drzwiach.
- To tylko krem nawilżający. Zwykły krem nawilżający. I pachnie malinami- uśmiechnęła się do mnie patrząc w lustro.
Podszedłem do niej powoli i objąłem od tyłu.
- Spać mi się chce, chodź- przesunąłem nosem po jej szyi- hmm, teraz jesteś słodka. Zawsze jesteś słodka.
- Uważaj na tą słodycz.
- Ostrą też cię lubię. Uwielbiam.
- To nie wiem już na co powinieneś uważać bardziej.
*
- Powiedz mi... kiedy mnie poznałaś... co o mnie myślałaś?- zapytałem, kiedy wieczorem leżeliśmy w łóżku.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć?- mruknęła i podniosła się na łokciu, by spojrzeć na mnie z góry.
- Chcę.
- Miałam cię za skurwysyna, takiego jakiego znajdę w każdym klubie w Kalifornii. Kogoś, kto chce mnie omotać i wykorzystać. I z tym pierwszym to chyba ci się udało, bo bądź co bądź, jestem z tobą w łóżku naga- przechyliła głowę w prawo.
- Mnie się nie odmawia.
- Oczywiście- uśmiechnęła się lekko i przewróciła oczami- mnie też nie.
- Więc?
- Więc teraz chcę obejrzeć coś fajnego. I będziesz oglądał z mną- wskazała na mnie palcem i sięgnęła po pilota leżącego na szafce przy łóżku.
Włączyła pierwszy lepszy program i oparła się o moje ramię.
- No. A później możesz mi pokazać swój profesjonalizm- powiedziała cicho i przypadkiem przejechała zgiętym kolanem po moim odpoczywającym sprzęcie.
I migała po kanałach.
A ja chwyciłem ją za kark i przyciągnąłem do siebie. Od razu połączyłem nasze usta. I było mi mało i mało i mało.
I mało.
Przełączyła na jakiś inny kanał nie odrywając się od moich ust i usiadła na mnie, a potem znowu zmieniła kanał i...
- ... słońca twarz hen, w nieba lazur się pnie...
Oderwała się odemnie natychmiast i usiadła prosto jak struna.
- Co ty...
- ... to lśniąc to nie, nieskończony ciąć. Wieczny życia krąg, co prowadzi nas...
- Cicho- szepnęła i złapała mnie za ramię, nie odrywając wzroku od telewizora- Król Lew leci.
- Co leci?
- No cicho no!- jęknęła wpatrzona w telewizor- zaczyna się dopiero, więc obejrzę cały film.
- Ale miał być mój profesjonalizm- jęknąłem jak dziecko.
- Sorry Malik, ale z Mufasą przegrywasz.
*
Pokręciłem głową na to wspomnienie. Przegrywam z Mufasą.
Usłyszałem jak drzwi do mojego gabinetu się otwierają. Odwróciłem się natychmiast i zmarszczyłem brwi zirytowany widząc w progu Amandę. W czerwonej dopasowanej sukience przed kolano, szpilkach tego samego koloru i niemal cycami na wierzchu. I znając ją to przeszła przez główny hol, zamiast z podziemnego windą. Lubi, kiedy wszyscy na nią patrzą.
- Czego chcesz?- zapytałem bez zbędnych formalności i przysunąłem się do biurka, łapiąc za pióro.
- Tęskniłeś za mną?- zapytała, a jej piwne oczy błysnęły lekko, kiedy oblozala, a potem przegryzła wargę.
- Nie- odpowiedziałem krótko- więc wyjdź- podsunąłem sobie pod nos dokument potwierdzający przelew z ostatniego tygodnia.
- Chyba mnie teraz nie wyrzucisz- mruknęła i podeszła do biurka, wszesniej zamykając z trzaskiem drzwi.
- Nie powtórzę drugi raz- spojrzałem na nią ostrzegawczo.
Wie, że lepiej mnie nie testować.
- A ja tak- niedbale rzuciła torebkę na sofę i usiadła na blacie biurka po prawej stronie- zostaw to i zajmij się mną, co?- założyła nogę na nogę i odsunęła dokument, który zacząłem czytać.
Wstałem szybko z miejsca i chwyciłem jej nadgarstek.
- Nie pozwalaj sobie- warknąłem nisko.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taki- mruknęła i przusunęła się bliżej mnie.
- Powiedziałem, nie pozwalaj sobie- powtórzyłem dobitnie.
- Zayn- pokręciła głową z cichym śmiechem, który chyba miał wyjść słodko.
Chuja jej wyszło, a nie słodycz.
- Wiem, że mnie pragniesz.
Roześmiałem się.
Szczerze i głośno.
-  Większej głupoty powiedzieć nie mogłaś- pokręciłem głową.
- Przecież wiem, że...
- Nic nie wiesz- przerwałem jej- powiem ci więcej, nic nie wiesz o mnie ani o tym, czego mogę pragnąć. I oświecę cię, to bynajmniej nie są twoje cycki i dupa.
- Nie?- uśmiechnęła się jakoś dziwnie i skrzyżowała ręce pod tym sztucznym, silikonowym biustem- więc to jej cycki i dupa są twoim obiektem pożądania?- prychnęła.
- Nie wiem o czym mówisz- zmarszczyłem brwi, chcąc ukryć stres. Ona nie może o niczym wiedzieć.
Że mam kogoś, na kim mi zależy.
Media nie dadzą jej spokoju, a obiecałem jej, że zrobię wszystko, żeby tylko ją przed tym ochronić.
- Daj spokój, wiem dobrze, że się z jakąś spotykasz. Czym się różni ode mnie, ma większy biust?
Ma naturalny biust.
- Kim ona jest?- zapytała i spojrzała na swoje za długie czerwone paznokcie.
- Nie powinno cię interesować to z kim się spotykam- powiedziałem ostro, już solidnie wkurwiony.
- Pytam kim ona jest- powtórzyła uparcie, tym razem głośniej, a jej jazgot był wprost okropny.
Co mnie w niej pociągało?
Spojrzała mi w oczy żądając odpowiedzi.
A ja powiedział pierwsze co przyszło mi na myśl, żeby odciągnąć temat od Layny.
- Dziwką- wzruszyłem ramieniem siląc się na obojętny ton głosu.
Mimo, że wiedziałem, że nie myślę tak o niej i jest to największe kłamstwo, jakie mogłem powiedzieć to słowo nie mogło mi przejść przez gardło.
- Myślisz, że jesteś jedyna?- zapytałem, brnąc w to dalej.
Musi dać mi spokój.
I skończyć temat Layny.
- Dobrze wiesz, że jesteś dziwką, takie jak ty można zastąpić- powiedziałem.
- Czyli zastąpiłeś mnie inną?- warknęła zła.
- Nie zastąpiłem- zaśmiałem się bez radości- wymieniłem na nowszy model- prychnąłem luzując krawat.
Gorąco mi.
- Dobrze wiesz na czym mi zależy, na czym nie. Chcę się pieprzyć i tyle.
- A ja ci nie wystarczałam?- zapytała wzywająco.
- Jak widać nie- warknąłem ostro.
- Latałeś za nią od tygodni- wyprostowała się i uniosła wysoko głowę, krzyżując ręce.
- Co z tego?- prychnąłem kpiąco- jak widać seks się opłacił...
- Nic dla ciebie nie znaczy? Aż taka dobra, że zrezygnowałeś ze mnie, co?
- Mogę pieprzyć kogo tylko chcę i dobrze o tym wiesz. Nie muszę ci się spowiadać, nie wy pierwsze, nie ostatnie.
Jak ja jej to powiem...
- Udowodnij- powiedziała.
Zamarłem.
To brzmiało zbyt poważnie.
- Co mam ci niby udowodnić?- zapytałem zirytowany.
- Udowodnij, że jest tak jak mówisz...
- Że ona jest dla mnie tylko darmową dziwką?- prychnąłem kpiąco- jak?- zapytałem i założyłem ręce na torsie.
Kończ mi się cierpliwość.
A ona oblizała wargę. Znowu.
- Oj ty już dobrze wiesz jak- wymruczała cicho i zeskoczyła z blatu. Powoli obeszła biorko i stanęła naprzeciwko mnie- jeśli przepieprzysz mnie na tym biurku- zrobiła pauzę o przejechała palcami po drewnianym blacie- uwierzę na słowo. Ale masz mnie zerżnąć, Malik.
Zbliżyła twarz do mojej na odległość centymetrów. Spojrzała na moje usta i zagryzła dolną wargę, a ja złapałem ją za szczękę i odepchnąłem.
Odwróciłem się tyłem do niej i zamknąłem oczy.
Co robić, co robić...
- Rozbieraj się.
Spojrzałam na nią.
A ona w jednej chwili zsunęła z siebie tą obcisłą sukienkę, pod którą jak się okazało nie miała kompletnie nic.
Jestem dla niej aż tak przewidywalny.
Usiadła na blacie i rozłożyła szeroko nogi.
Było mi siebie żal.
Jakim ja kurwa jestem człowiekiem...
Podszedłem do niej i stanąłem między jej nogami, od razu wsuwając w nią dwa palce.
- O tak....- jęknęła odchylając głowę w tył- mocniej, wiem, że stać cię na więcej- wychrypiała.
Przyspieszyłem ruchy.
I odsunąłem go się, kiedy złapała mnie za kark i przyciągnęła do siebie. Nie pocałuję jej. Nie ma mowy.
- O kurwa, tak!- krzyknęła- szybciej! Mocniej!
Nie była ciasna. Już nie. I wcale nie trzeba było jej dużo, żeby dojść.
- O, o, o, Tak! Właśnie tu!
Nie minęło dużo czasu, kiedy wygięła mocno plecy i zacisnęła paznokcie na moich ramionach. Cofnąłem się o krok tracąc jakiekolwiek kontakt z jej ciałem.
- I o to chodziło, Malik... a teraz czas na prawdziwą zabawę...- odetchnęła nadal zdyszana i wyciągnęła dłoń, wsuwając palec za pasek moich spodni.
Westchnął głęboko i złapałem za metalową klamrę.
*
- Ty mnie też nie zostawiaj...
*
Podniosłem wzrok.
- Mam ci pomóc?- zapytała i złapała mnie za dłonie.
- Nie- pokręciłem głową i odpuściłem. Cofnąłem się- nie, nie zrobię tego.
- Wiem, że tego chcesz...
- Gówno wiesz. Nie znasz mnie. Nie wiesz czego chcę i czego mógłbym chcieć. I napewno nie chcę jej zdradzić.
Zacisnęła usta w wąską linię.
Chwilę później ubrała się i poprawiła włosy.
Bez słowa skierowała się do drzwi. Ale zatrzymała się w nich i spojrzała na mnie przez ramię.
- To twoje ostatnie słowo?
- Tak- powiedziałem pewny.
- Jeszcze mnie popamiętasz.
Potem trzask drzwi. I cisza.
A do mnie dotarło wreszcie czego tak naprawdę pragnę w życiu.

I już wiecie...

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz