III Rozdział 50. 'Layna?'

4.5K 538 169
                                    

Zayn
Jak tylko obudziłem się rano złapałem za telefon. Było kilka minut po dziewiątej, więc miałem nadzieję, że nawet jeśli ją obudzę, to spała w nocy bez problemów.
Jeden sygnał... drugi... piąty... no co jest...
- Tak?- usłyszałem zaspany, niewyraźny głos i mimowolnie odetchnąłem.
- Hej, skarbie- uśmiechnąłem się i podniosłem na łokciu, żeby poprawić sobie poduszkę.
- Co?- mruknęła- znaczy... hej.
Zmarszczyłem brwi.
- Wszystko w porządku?- zapytałem.
- Tak, w porządku- powiedziała- dlaczego pytasz?
- Wczoraj nie czułaś się zbyt dobrze- zauważyłem.
- A, tak, ale już mi przeszło- powiedziała.
Przeszło?
- Zmieniłaś zdanie? Może jednak dzisiaj po ciebie przyjadę i razem pojedziemy na tą kolację- zaproponowałem.
- Na kolację? Nie, nie trzeba, sama przyjadę.
- Może chociaż Simon cię przywiezie- westchnąłem ostatecznie- chyba nie będziesz odmawiać wina przez cały wieczór.
- Nie, oczywiście, że nie- zaśmiała się.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Pa.
I rozłączyła się.
A gdzie 'kocham cię'?
Spojrzałem na wyświetlacz i zmarszczyłem brwi. Ta rozmowa była... dziwna.
Wybrałem ikonkę galerii zdjęć i folder ze zdjęciami, na których była ona albo my razem.
Wybrałem to, które zrobiliśmy podszas spaceru w San Francisco i ustawiłem sobie na tapetę.
Piękna jest.
Bardzo piękna.
No.
Kochałeś ją?
Nad życie. Ale ty już wiesz jak to jest...
Dzień ciągnął się okropnie. Nudziłem się niemiłosiernie, więc zadzwoniłem po towarzystwo. Dlatego o osiemnastej do mojej willi wparowały dwie lesbijki.
- Zayn!- krzyknęła Cassandra- Zayn, twoje ulubione koleżanki przyszły!
- I liczą na ciekawy wieczór!- dodała Lexa ze śmiechem i chwilę później usłyszałem kroki na schodach.
Nie minęła chwila, a wparowały mi do sypialni.
- O, proszę- stanęły w drzwiach- a ty nadal w dresie? Wyskakuj z gatek, bawimy się w trójkącik- stwierdziła Cassandra.
- Uspokój hormony- zaśmiałem się.
- Ale się zapuściłeś- skrzywiła się Alexandra- bawisz się w Tarzana?
- Daj spokój. Nie mam czasu na fryzjera, o ósmej muszę być w restauracji.
- W restauracji?- zapytały obie.
- Mam randkę- mrugnąłem.
A Lexa otworzyła szeroko usta.
- Niemożliwe- wydusiła- czy ty... ona...
- Tak!- krzyknąłem uradowany- tak, ja kocha ją, on mnie i wreszcie jest dobrze- złapałem się za głowę.
- Nie wierzę- jęknęła- nie wierzę.
- Uwierz- pokręciłem głową.
- Ale...
- Lexa, daj spokój- przerwała jej Cassandra- to jego życie i jego decyzje- powiedziała i objęła ją w talii- chodź, trzeba go doprowadzić do porządku- pociągnęła ją w moją stronę- a ty chodź do łazienki. Trzeba ci włosy ogarnąć.
No.
Więc po mniej więcej dwudziestu minutach miałem wygolone boki i małego kucyka z tyłu. Koleżanki przygotowały mi garnitur, koszulę, krawat, nawet bokserki.
- No- mruknęła Lexa- jeszcze się ogolisz i możesz iść. Ubrania masz na łóżku.
- Zadzwoń później, jak po seksie- prychnęła Cass, a Lexa przewróciła oczami.
- Chodź, niech jedzie- złapała ją za rękę- jeszcze się spóźni.
I pociągnęła ją do wyjścia.
*
Siedziałem przy stole i czekałem na moją kobietę.
- Panie Malik, panna Grande już jest- podszedł do mnie kelner.
Odwróciłem się i... zobaczyłem ją wchodzącą po schodach na piętro. Uśmiechnęła się i skierowała w moją stronę.
Miała na sobie obcisłą sukienkę w kolorze głębokiej czerni i tego samego koloru szpilki. Włosy spięte w eleganckiego koka.
Wstałem z miejsca, kiedy podeszła do stolika.
- Witaj, Zayn- uśmiechnęła się kusząco.
Ale tak... inaczej. Tak mi się wydawało.
- Tęskniłeś?- uniosła brew.
- Szalenie- zaśmiałem się cicho i wyciągnąłem dłoń, a ona natychmiast ja przyjęła.
I... poczułem coś dziwnego. Nie było prądu. Nic mnie nie kopnęło. Dziwne.
Ucałowałem jej palce na co jakby trochę się zdziwiła.
Miała przy sobie czarną aktówkę.
Po co jej?
- Proszę bardzo, oto memu- kelner podał nam karty dań, a ona spojrzała na niego, przeskanowała wzrokiem jego sylwetkę od dołu do góry i z powrotem i... przygryza wargę.
- Wezmę może...- zmarszczyła nos, ale... inaczej- cielęcinę z imbirem w sosie z białego wina. I właśnie białe wino proszę podać- mruknęła z lekka lekceważąco i od tak oddała mu kartę.
Kiedy ją składałem zamówienie sprawdzała coś w telefonie.
Zachowywała się dziwnie jak na nią.
- Białe wino?- odezwałem się zdziwiony.
- Coś cię dziwi? To tylko wino- prychnęła.
- Zawsze pijesz czerwone.
Uniosła brwi.
- Trzeba próbować nowych rzeczy- uśmiechnęła się i wzruszyła ramieniem..
Zjedliśmy w dziwnej ciszy, a kelner przyszedł po zamówienie na deser.
- Lody- powiedziała, a ja pokręciłem głową z uśmiechem.
Wiedziałem.
- Czekoladowe, śmietankowe, truskawkowe i waniliowe. To wszystko.
Może jestem dziwny, ale... ona powiedziała to z wyższością. Tak mi się wydaje.
- Mówiłaś, że nie lubisz wanilii- odezwałem się, kiedy podano deser.
- Oj tam od razu nie lubisz- przewróciła oczami- czasami jem, a niczego ciekawego w tej karcie nie było, więc wzięłam to.
Zdezorientowany zjadłem swoje lody i podziękowałem kelnerowi.
Ona o dziwo nie odezwała się słowem.
- Jesteś jakaś...
- Zayn, mam ci coś do powiedzenia- zakomunikowała otwarcie.
- Cóż, po to się spotkaliśmy- zauważyłem, a ona zagryzła wargę jakby zestresowana.
- Mam dla ciebie propozycję. Bardzo ważną. Jestem przygotowana, mam już umowę.
Uniosłem brwi.
- Umowę? Jaką umowę?
- Biznesową. Kupna i sprzedaży- uśmiechnęła się.
- Kupna i sprzedaży- powtórzyłem i zmęczyłem oczy- kupna czego, konkretniej?
Uśmiechnęła się zmowu i sięgnęła do aktówki, wyjęła papier, który następnie mi podała. Złapałem dokument i przeskanowałem wzrokiem.
Przeczytałem jedno, jedyne zdanie, oddzilone wyraźną spacją.
Otworzyłem szeroko oczy. Musiałem je przeczytać jeszcze raz. I jeszcze raz, bo nie wierzyłem.
- Czy ty...
- Tak- wyprostowała się- chcę ci sprzedać apartamenty.
*
Siedziałem w domu w salonie. Na stole przede mną leżała umowa. Jeśli ją podpiszę staję się właścicielem wszystkich pięciu GA. Budynków w Los Angeles, San Francisco, San Diego, i dwóch kolejnych miastach.
Coś mi tu nie pasowało.
Dlatego wyszedłem z domu i pojechałem do jej apartamentu. Muszę z nią szczerze porozmawiać.
Dojechałem windą na samą górę i wszedłem na krótki korytarz. Stanąłem widząc, że drzwi są uchylone. Ale nie tak jak wcześniej, bardziej.
Wszedłem do środka, psa nie było. Zostawiła go u chłopaków?
Skierowałem się w stronę salonu, później poszedłem do sypialni.
Nie ma jej.
Łóżko było puste, a kolorowe poduszki ze zdjęciami miast leżały na podłodze. Drzwi do łazienki były całkowicie otwarte, a z pomieszczenia unosił się mocny zapach wanilii. Na podłodze leżał... czerwony szlafrok. Na wannie stała butelka z żelem do mycia.
Waniliowym.
Coś przykuło moją uwagę. Wystawało zza pralki.
Pochyliłem się i... wyciągnąłem duży bukiet lilii. Bladych, różowych lilii z dużą czerwoną kokardą.
Wyszedłem z łazienki do sypialni i przystanąłem.
*
Nienawidzę wanilii.
*
Nienawidzę czerwonego.
*
- Mogę zrobić sobie z ciebie moja poduszkę? Muszę mieć wysoko pod głową, inaczej nie zasnę.
*
W łazience czuć zapach wanilii. Powiedziała, że jej nienawidzi, nie zamówiła lodów waniliowych będąc ze mną w San Francisco, zamówiła owocowe, powiedziała, że to jej ulubione. Najbardziej lubi owocowe.
Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do szefa kuchni Fleur de desert.
- Pan Malik, dobry wieczór.
- Dobry wieczór. Proszę poprosić kelnera o kartę dań.
- Dobrze, już proszę- powiedział zdezorientowany.
Trochę poczekałem.
- Mam kartę dań. W czymś pomóc?
- Proszę znaleźć przedział ze spisem deserów. Interesują mnie lody. Dokładniej ich smaki.
- Um, tak... Tak, znalazłem.
- Proszę je przeczytać. Zaczynając od owocowych.
- Truskawka, malina, cytryna, mango, wiśnia, pomarańcza, biały i czerwony greypfrut, ananas, kiwi, papaja, miks owocowy, czekolada, śmietanka, kawa...
- Dziękuję, wystarczy. Tyle z mojej strony. Dziękuję.
- Ależ nie ma za co. Dobrej nocy, panie Malik.
Schowałem telefon.
Powiedziała, że w karcie nie było nic ciekawego, a były smaki, które wtedy zamówiła. Nie miała przymusu brać tej pieprzonej wanilii.
Zamówiła truskawkowe.
Powiedziała, że nie tknie się niczego, co jest z truskawkami, nic poza samą truskawką.
Poduszki leżały na podłodze, a to znaczy, że na nich nie spała.
Spojrzałem na łóżko.
Była tam jedna płaska poduszka.
Nienawidzi czerwonego, powiedziała, że nie kupiłaby szamponu, gdyby był w czerwonej butelce. A dam sobie głowę uciąć, że jak wysiadała z samochodu mignęło mi czerwone ramiączko od stanika. A w temacie głowy... nie powiedziała słowem co myśli o moich włosach. Zupełnie tak, jakbym zawsze tak wyglądał. Zachowywała się dziwnie, powiem, że sweter czasami niemiło wobec kelnera, była wyniosła i lekceważąca.
I najważniejsze.
Kiedy ją poznałem, była wściekła, gdy zaproponowałem jej kupno apartamentów.
A teraz od tak sama mi je pcha w ręce?
Wykonałem kolejny telefon. Do Nialla. Powiedziałem mu wszystko, a on... nic nie powiedział. Kazał się nie wtrącać.
Pokręciłem głową i odrzuciłem gdzieś w bok trzymany cały czas bukiet.
I... coś z niego wpadło.
Karteczka.
Podszedłem i podniosłem ją z podłogi. Zapaliłem no mocniejsze światło i przeczytałem.
'Wszystkiego najlepszego, kochanie.
Tęskniłem za tobą'
Kartka była czerwona, atrament biały.
Kochanie?
- Layna?- odezwałem się znowu i... usłyszałem jak cis uderzyło w drzwi od garderoby. Później jakby drapanie o drewnianą płytę. Podszedłem do nich powoli i złapałem za klamkę, a gdy tylko przekręciłem zostałem pchnięty  na podłogę.
Valar.
Miał założony ciasny kaganiec, nawet nie warczał. Skamlał.
- Co jest...- zdjąłem  z niego to żelastwo i zauważyłem rana, którą miał na głowie.
A on natychmiast zaczął szczeka i wbiegł do łazienki.
Podniosłam się z podłogi i już czułem, że mi gorąco. Pokręciłem głową i przez przypadek zerknąłem na coś, co leżało tuż przy drzwiach do łazienki. Nie zwróciłem na to uwagi, teraz błyszczało się od światła. Podniosłem to coś i okazało się, że to nakrętka. Ale jakaś dziwna. Była brudna od bordowego czegoś, więc to chyba od szminki. Wszedłem więc do łazienki i rozejrzałem się za owa szminką, ale... Nigdzie jej nie było. Zapaliłem większe światło i jeszcze raz przeskanowałem wzrokiem pomieszczenie.
Pies stał przy wannie, opierał o nie przez nią łapy i szczekał.
Spojrzałam na nią.
Jedna ze ścian, ta naprzeciw mnie miła krople wody, ktore... odbijały ciemną, bordową barwę.
Powoli skierowałem się w tamtą stronę.
Zadzwonił mój telefon, więc natychmiast uniosłem go do ucha.
- Zayn!
Niall.
- Zayn niczego nie podpisuj!- krzyknął- niczego nie podpisuj, rozumiesz?!
Rozłączyłem się i stanąłem przed wanną.
Powoli pochyliłem się i spojrzałem na ścianę wanny, której nie widać bez podejścia blisko.
Zacisnąłem pięści widząc napisany bordową szminką wyraz.
ADAM

KONIEC.

Tak oto kończyny trzecia część Save Me.
Mam nadzieję, że godnie  i z tajemnicą.
I informacia. Pisałam to samo na His Law, ale tu też napiszę.
Skoro już jestem na tych studiach i to takie a nie inne studia  to może mogłabym cis zdziałać.  Na małą skalę  oczywiście. Więc jeśli ktoś  z Was, miałby jakiś problem, zmartwienie  czy cokolwiek innego o czym chciałby pogadać, np dostał kota (xd) to piszcie śmiało. Nie mam się za alfę czy omegę, ale czasami obecny łatwiej jest się wygadać.  Może to być cokolwiek, serio.
Zawsze możecie liczyć na szczerą odpowiedź :)

Chyba nie myślicie, że zostawię to w takim stanie?
Do zobaczenia w części czwartej...

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz