Rozdział 8. 'Nie jestem pijana!'

12.5K 679 29
                                    

To się nie dzieje! Teraz to na serio się go boję. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale mnie ubiegł.
- Nie- pokręcił głową widząc mój niepokój- nie bój się, nie kręci mnie to. Nie mam zamiaru cię bić czy chłostać...
- Ty w ogóle nic ze mną nie zrobisz!- przerwałam mu. Znowu.
No pani Jones by się zawiodła, ale... jebać ją.
- Jeszcze się zdziwisz- puścił mi oczko.
- Nie. Nie chcę- powiedziałam pewnie i zamknęłam oczy.
Nie pozwolę, żeby się mną bawił.
- Pomyśl nad tym...
- Nie chcę być twoja zabawką- powiedziałam i spuściłam głowę, jestem już zmęczona.
Cały ten dzień jest męczący i jeszcze on...
Jestem stanowczo za słaba jeśli o to chodzi. Nie tylko fizycznie.
- Ja również tego nie chcę, skarbie.
- Nie nazywaj mnie tak- syknęłam.
- Jednak pamiętasz- uśmiechnął się zadziornie.
- Chcę wracać- powiedziałam pewnie.
- Oczywiście- skinął głową i wstał. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, ale nie ujęłam jej. Wyciągnęłam z torebki portfel i położyłam na stoliku banknot stu dolarowy.
- To nie będzie potrzebne- powiedział- to moja restauracja, a poza tym, to ja zaprosiłem panią na tą kolację- dodał.
- Pana może nie obejmują te zasady, ale mnie owszem- warknęłam ostro.
Wstałam i szybko skierowałam się do wyjścia. Alkohol trochę zaczął działać, ale nie aż tak, żebym miała problemy z utrzymaniem równowagi. Schodziłam w dół po schodach, a Malik za mną.
Wkurwił mnie!
Wyszliśmy na parking, a on otworzył mi drzwi, które za sobą zatrzasnęłam. Simon nie skomentował tego, tylko zapytał dokąd ma jechać.
- Do firmy- powiedziałam- mam tam samochód.
- Nie pojedziesz samochodem. Jesteś pijana- zaoponował Malik.
Kurwa!
- Nie jestem pijana!- krzyknęłam, a on spojrzał na mnie groźnie.
Czego się spodziewałeś?!
'Tak, proszę pana!?'
- Właśnie widzę- przewrócił oczami.
- Co z tego? Wrócę taksówką- prychnęłam- po auto przyjdę jutro- powiedziałam.
- Podaj mi adres- powiedział spokojnie. Jeszcze spokojnie, bo wiem, że za chwilę straci cierpliwość.
- Nie- bąknęłam.
- Podaj. Mi. Adres- wycedził.
- Nie!- warknęłam na niego, odwróciłam się twarzą w stronę okna i założyłam ręce pod biustem. Poczułam jego dłoń na swoim udzie.
Kurwa!
- Nie dotykaj mnie!- syknęłam, ale on nic sobie z tego nie robił.
- Podaj adres- wymruczał tuż przy moim uchu.
- N-nie- zająknęłam się, kiedy jego dłoń sunęła coraz wyżej. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam na jego rękę, na nic więcej.
- Adres- powtórzył cicho, ale było czuć napięcie w jego głosie.
- Mills Street 4- szepnęłam przestraszona i zaczęłam się trząść.
- Czy to takie trudne?- zapytał.
Nie odpowiedziałam. Chwycił mój podbródek i uniósł w górę, zmuszając, bym odwróciła wzrok od jego dłoni i spojrzała mu w oczy.
- Trudne?- powtórzył, a ja pokręciłam głowa na nie.
- No widzisz? To nie boli.
Bardzo boli...
Zabrał rękę, ale nie odsunął się. Po chwili położył ją na moje odsłonięte kolano. Spięłam się cała, ale nie miałam siły się z nim kłócić, jeszcze by coś odwalił gorszego. Poczułam jak jego kciuk kreśli małe delikatne kółeczka na mojej skórze. Przeszedł mnie dreszcz, ale po chwili mi przeszło, jak nigdy. Jego dotyk był... uspokajający. Jeśli mam to tak określić. Na pewno moje serce już tak nie wali.
Tak przez całą drogę. Kiedy dojechaliśmy pod mój dom Malik wysiadł, a ja chciałam zrobić to samo, ale odruchowo spojrzałam na Simona. Prawie niezauważalnie potrząsnął głową na nie. Posłuchałam go.
Po prostu się bałam.
Drzwi się otworzyły, a mulat wystawił dłoń. Po dość długim wahaniu ujęłam ją i wysiadłam z samochodu. Podziękowałam cicho Simonowi i skierowałam się do drzwi wejściowych, Malik oczywiście za mną. Zaczęłam szukać kluczy w torebce. Kiedy je znalazłam, dłoń tak mi się trzęsła, że nie umiałam trafić do zamka. Nagle poczułam jego dłoń na swojej. Cieplejszą. Nakierował moją dłoń na dziurkę od klucza i włożył klucz do zamka, unieruchamiając przy tym moją dłoń i przekręcił.
- Wybacz, jeśli cię przestraszyłem- szepnął tuż za mną.
Odwróciłam się powoli, ale nie spojrzałam na niego. Wzrok miałam utkwiony w srebrnym breloczku, zapiętym przy kluczach, które aktualnie trzymałam i wydawały mi się cholernie ciekawe.
A co do Malika to...
Stał zdecydowanie za blisko.
- Mogę prosić, o klucze do twojego samochodu? Jutro zostanie odwieziony pod twój dom- powiedział cicho, a ja nie wiem czemu, ale momentalnie sięgnęłam do torebki i podałam mu kluczyki. Może to dlatego, że chciałam, żeby dał mi jak najszybciej święty spokój i pozwolił iść spać.
- Dziękuję- powiedział i skinął głową. Nie odpowiedziałam.
No idźże sobie już w pierony!
Ale nie zrobił tego. Jakże by inaczej. Chwycił mój podbródek w dwa palce i uniósł. Stanowczo, ale i delikatnie. Jak on to robi?!
Myśl trzeźwo.
On chce cię tylko pieprzyć!
Spojrzałam w jego oczy i rozpłynęłam się w ciepłej barwie ciemnego bursztynu. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Mimo tego, że chciałam, żeby mnie nie dotykał, nie odepchnęłam go, byłam jak w transie. Spojrzał na moje usta.
Kurwa, nie!
Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę, przechylając ją lekko w lewo.
Nie chcę...
Jego palce wciąż tkwiły pod moim podbródkiem, kiedy pochylił się i złożył na moim policzku delikatny pocałunek. Dłuższy pocałunek. Zesztywniałam, kiedy jego usta dotknęły mojej skóry. Serce przestało na chwilę chyba bić, bo zrobiło mi się cholernie słabo. Odsunął się ode mnie po paru sekundach, które dla mnie wydawały się trwać wiecznie.
-Dobrej nocy. Layna- powiedział i uśmiechnął się. Ale znowu jakoś inaczej....
Ale moment!
Layna?
- Wz- wzajemnie- wykrztusiłam.
- Do zobaczenia- powiedział i odwrócił się. Pewnym krokiem ruszył w kierunku samochodu. Ja stałam i patrzyłam jak wsiada. Pomachał mi, a ku mojemu zaskoczeniu, machinalnie uniosłam swoją dłoń na wysokość twarzy, dając znak, że to widzę.
- Tak... do zobaczenia...
*
Obudziło mnie nieznośne i znienawidzone pikanie budzika. To jest straszne, jakby wołał 'wstawaj! Od tego zależy twoje życie!'
I ja jak zawsze go posłuchałam i teraz stoję nieprzytomna przez lustrem w łazience i myję zęby. Jestem otumaniona, nawet oczy mam zamknięte. Myślałam o tym co mi się śniłło.
Malik
Wszędzie tylko pieprzony Malik!
I to gdzie! Na kolacji!
Ocknęłam się dopiero, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Kogo niesie o tej porze, to jest o...
Sięgnęłam po telefon leżący na umywalce.
... 7:26?
Wyciągnęłam szczoteczkę, przepłukałam usta i spojrzałam lustro. Włosy związane byle jak w koka, biała bokserka i krótkie spodenki do spania.
Wylegam wprost wspaniale!
Podreptałam szybko do drzwi i zaglądnęłam przez wizjer.
Jakiś facio w garniaku. Znam go?
Otworzyłam i spojrzałam na niego zdziwiona nieco, a on się uśmiechnął. Huh co?
- Witam panno Grande, mam nadzieję, że nie obudziłem- powiedział oficjalnie.
Kojarzę go chyba...
- Dzień dobry- uśmiechnęłam się- nie, nie obudził pan, nic z tych rzeczy- pokręciłam głową dla zapewnienia moich słów.
- Jestem tu, aby zwrócić kluczyki od pani samochodu.
Moje że co?
- Kluczyki- powtórzyłam po nim i uniosłam brew.
- Zgadza się. Panu Malikowi zależało na tym, aby jak najszybciej odzyskała pani samochód- wyjaśnił, a ja wybałuszyłam na niego oczy.
Malik.
Jasna cholera, wiec to nie był sen...
Wizyta w biurze.
Wczorajsza kolacja.
Mój wybuch i powrót do domu.
Ja cię pierdolę!
- Po pani minie sądzą, że właśnie zdała sobie pani sprawę z wczorajszych wydarzeń- uśmiechnął się smutno.
- No tak jakby- westchnęłam- ale po co ta pani? Czuję się dziwnie, kiedy tak pan do mnie mówi, wystarczy Ellie- uśmiechnęłam się jak dziecko.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Pan Malik...
- Przecież z nim też jesteś na 'ty'- przerwałam mu i przewróciłam oczami.
- W takim razie proszę, zwracaj się do mnie po imieniu. Tak jak on.
- Stoi- skinęłam głowa, a on wręczył mi kluczyki do mojego maluszka.
Nie zamienię tego auta na żadne inne! W życiu!
- Tak więc Zayn prosił, abym przekazał, że może cię dzisiaj odwiedzić- powiedział.
- Tak więc proszę, przekaż mu, że szkoda zachodu- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Taka odpowiedź mu się nie spodoba- westchnął.
- Możliwe, ale nic na to nie poradzę. Za godzinę mam samolot, nie ma mnie przez następne trzy dni- powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Przekażę- skinął głową.
- Lepiej nie...- bąknęłam cicho i spuściłam wzrok.
- Nie przeszkadzam. Musisz się zbierać na lotnisko, nie zabieram ci więcej czasu.
- Nic nie szkodzi. Pozdrów Malika- prychnęłam, a on się zaśmiał i skierował do bramy.
- Tak zrobię- krzyknął przez ramię.
- Ej! To nie było na serio!
- I tak mu to powiem- wzruszył ramionami i zasiadł za kierownicą czarnego bmw obok jakiegoś innego kolesia, którego nie znam.
Pokręciłam tylko głową i wróciłam do środka.
Malik.
Malik.
Malik.
Wszędzie, gdzie nie spojrzę, o czym nie pomyślę, wszystko sprowadza się do jego pieprzonej osoby. Nic na to nie mogę poradzić.
Wróciłam do łazienki, skończyłam myć zęby i poszłam do garderoby żeby się przebrać.
Moja pierwsza podróż w interesach, że tak powiem.
Trzeba się ubrać jam należy.
Wyciągnęłam z szafy damski garnitur. Czarne dopasowane spodnie i nieco dłuższa marynarka. Do tego biała koszula z kołnierzykiem, złoty łańcuch i czarne szpilki. Wzięłam to wszystko do sypialni, gdzie założyłam komplet czarnej bielizny, a następnie wcześniej przygotowane ubrania, włosy spięłam w koka, pomalowałam rzęsy i zrobiłam kreski eyelaynerem. Podeszłam do biurka skąd wzięłam moją czarną teczkę z projektami, kalendarz książkowy i parę innych potrzebnych dokumentów. Laptopa włożyłam do czarnego lakierowanego pokrowca, dokumenty do teczki, którą schowałam w torebce. Pozbierałam z szafli klucze, telefon, osobiste dokumenty, a z kuchni butelkę wody i snickersy. Wszystko wrzuciłam do torebki i napisałam smsa do Briana, żeby odwiózł mnie na lotnisko.
Piętnaście minut później rozbrzmiał kolejny dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam dwie znajome mordki.
Matt i Brian.
- Cześć panowie- uśmiechnęłam się.
- Cześć księżniczko- powiedzieli równocześnie i wparowali mi do domu.
Tak, jasne rozgośćcie się.
- Co ci zabrać?- zapytał Brian i wszedł do sypialni.
- Nic w sumie. Dam radę- powiedziałam i podeszłam do biurka, by pozbierać rzeczy.
- O nie, mowy nie ma, dawaj to- powiedział Matt i chwycił moja torbę z laptopem, a Brian zabrał czarną teczkę.
Czyli pójdę jak paniusia z torebką? Okej, dla mnie spoko. Chociaż raz.
- Dzięki- uśmiechnęłam się i wyszłam z domu, a oni za mną taszcząc moje rzeczy. Wsiadłam do samochodu Briana, to jest czarnego bmw x6 i pojechaliśmy na lotnisko. Samolot mam dokładnie o 8:30, więc bez problemu zdążę. Bracia odprowadzili mnie na płytę lotniska, gdzie czekał prywatny samolot. Tak, mój ojciec miał prywatny samolot, który teraz jest mój.
- No to powodzenia ciołku- powiedział Brian i przytulił mnie mocno.
- Dzięki- zaśmiałam się.
- I żebyś nam wstydu nie przyniosła, pamiętaj- zagroził palcem Matt i zrobiło samo.
- Będę grzeczna obiecuję- przewróciłam oczami w wtuliłam się w niego.
Mówiłam, że ich kocham?
- Do zobaczenia księżniczko. Odbierzemy cię z lotniska- obiecał i stanął ramię w ramię z Brianem.
Pomachałam im i skierowałam się do samolotu.
- Witam, panno Grande- skinęła głową stewardessa i uśmiechnęła się. Na szczęście nie był to jeden z tych sztucznych uśmiechów.
- Cześć- odpowiedziałam tym samym- nie pani. Wystarczy Ellie.
- Um... dobrze, Ellie- dziewczyna chyba odetchnęła sądząc po jej minie.
- Ej. Ja nie gryzę- szepnęłam jej do ucha, a ona cicho się zaśmiała.
- Dobrze wiedzieć- powiedziała z ulgą- pomogę- wyciągnęła rękę po moje rzeczy.
- A nie, nie ma potrzeby, poradzę sobie- zapewniłam, a ona tylko skinęła głową. Weszłam do samolotu i odwróciłam się będąc u szczytu schodów. Brian i Matt machali mi jak idioci. Uśmiechnęłam się i również pomachałam. Weszłam na pokład samolotu, a dziewczyna za mną. Przeszłam do kabiny i położyłam swoje rzeczy na stoliku obok fotela.
- Podać coś?- zapytała dziewczyna, a ja pokiwałam głową na nie i usiadłam w białym fotelu.
- Nie, dziękuję- westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Może wody? Blada jesteś- zauważyła lekkim niepokojem.
- No to poproszę- powiedziałam.
Zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Co?
- Tak, słucham?
- Panno Grande.
Ten głos...
- Miło panią znów słyszeć- powiedział spokojnie, a ja przypuszczam, że się uśmiecha w ten swój sposób.
- To nie najlepszy moment, panie Malik- powiedziałam od razu.
- Cóż to za maniery, panno Grande?- zapytał, a ja przewróciłam oczami.
Serio?

- Proszę wybaczyć. Zaskoczył mnie pan tym telefonem, ponadto jak już mówiłam to nienajlepszy moment. Pozwolę sobie zgadnąć iż już pan wie, że wylatuję z Los Angeles.
- Tak wiem, i właśnie w tej sprawie dzwonię, panno Grande. Chcę wiedzieć kiedy pani planuje powrót gdyż chciałbym się z panią spotkać.
- W celu?
- Tego dowie się pani w trakcie spotkania.
Wyczuwam kpiący uśmiech.
- Nie wybieram się na żadne spotkanie- warknęłam.
Nie wiem czego on znowu chce, ale nie tym razem, nie wciągnie mnie w to.
- Po co te nerwy? I skąd ten nagły brak kultury?
- Skąd masz mój numer?- warknęłam po raz kolejny.
W dupie mam kulturę przy tym człowieku. Choć pewnie jeszcze nie raz wrócimy do oficjalnego tonu.
- Nie było trudno go zdobyć- powiedział wymijająco.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Malik.
- Innej nie dostaniesz, skarbie- mruknął- tak więc, gdzie się wybierasz? Ode mnie nie uciekniesz, wiesz o tym.
- Nigdzie nie uciekam, to po pierwsze- syknęłam i zacisnęłam dłoń w pieść na stole- po drugie nie twój interes- dziewczyna wróciła ze szklanką wody.
No co?
- Chcę wiedzieć dokąd lecisz.
- Mam to gdzieś- warknęłam.
- Grzeczniej- upomniał mnie, a ja przewróciłam oczami.
- Chcesz mnie kultury uczyć, Malik?- zakpiłam, a stewardessa otworzyła szerzej oczy.
Jak to możliwe, że wszyscy go znają tylko ja nie?
- Wielu rzeczy się nauczę, skarbie- powiedział pewnie, a ja zaśmiałam się sztucznie.
- Zapomnij- wycedziłam przez zaciśnięte zęby- daj mi wreszcie spokój. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, niech to w końcu do ciebie dotrze, idioto!
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale w tej chwili mnie obrażasz. Nie lubię tego, wręcz nienawidzę. Ostrzegam...
- Grozisz mi, Malik?- przerwałam mu- mam w dupie twoje ostrzeżenia. Daj mi spokój- powiedziałam i rozłączyłam się zanim zdążył coś powiedzieć.
Oj...
Doszło do mnie, że to może mnie jednak słono kosztować.
Wyłączyłam telefon i wrzuciłam na dno torebki. Przetarłam twarz dłońmi kolejny raz i upiłam spory łyk wody.
- Um... czy wszystko w porządku?- zapytała... jak jej na imię tak właściwie?
- Jak ci na imię?- zapytałam, ignoruję wcześniejsze pytanie.
- Mia- powiedziała krótko.
Mia... ładnie.
- Tak więc Mia. Nie jest w porządku. Przyczepił się do mnie taki jeden idiota i nie chce się odczepić- wzruszyłam ramionami.
- Przeprasza, ale słyszałam część rozmowy. To Zayn Malik?
- W rzeczy samej- skinęłam głową.
- On jest taki...
- Wkurzający- dokończyłam za nią patrząc w sufit.
- Um... przystojny- dokończyła cicho, a ja przeniosłam na nią wzrok.
- To też- przytaknęłam niechętnie.
W chuj przystojny konkretniej mówiąc.
- Podać coś jeszcze?- zapytała, a ja pokręciłam głową.
- Nie, ale mam prośbę.
- Słucham.
- Mogłabyś ze mnę tu posiedzieć na czas trwania lotu? Zwariuję tu sama- westchnęłam.
- Ja... um nie wiem, czy powinnam, to znaczy, nie wiem, czy mi wolno.
- Wolno ci. To polecenie służbowe- zaśmiałam się cicho, a ona razem ze mną.
Kurde nie chcę, żeby myślała, że jestem jakąś rozpuszczoną lalą, która wywali ją na zbity pysk, za choćby jeden niewłaściwy gest, czy słowo.
- To zaraz przyjdę. Poinformuję tylko pilota, że jesteś gotowa do lotu- uśmiechnęła się.
- Jasne- zapięłam pasy i usiadłam na tyle wygodnie, na ile się dało.

~*~

Rozdział nieco przejściowy :)

'Escape..." było rano, na dobranoc macie 'Save Me' *.*

Przyznać się, kto stawiał, że pan prezes powie 'tak' w pierwszej linijce?

xx

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz