Uniósł brew i odsunął się na krok.
Wolność!
- Żartujesz chyba- powiedział i spojrzał na mnie zdezorientowany- nie po to tu jechałem, żeby grzać kanapę.
- Nie masz wstępu do mojej sypialni- powiedziałam od razu.
- Ale ty masz wstęp do mojej- pokonał dzielącą nas odległość i przysunął się do mnie, a ja miałam ochotę przytulić ścianę- możemy jechać do mnie, nie ma problemu- wymruczał.
- Nie dzięki, wolę swoje łóżko- powiedziałam, a on powoli zjechał dłońmi na moje biodra- weź mnie nie macaj.
- Wczoraj ci to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, byłaś zadowolona, kochanie- zacisnęłam usta w wąską linię.
-To wczoraj... za dużo wypiłam po prostu. Nie myślałam trzeźwo...
- Nie tłumacz się, rozumiem. A gdzie twój ciemny przyjaciel?- rozejrzał się dookoła. - Tuż za tobą Malik- prychnęłam i skrzyżowałam ręce pod biustem. Odwrócił się natychmiast, by napotkać czarne jak noc oczy, które błyszczały od światła wpadające go przez otwarte ciągle drzwi.
- Tu jesteś- mruknął i przykucnął przed nim, a ja zamknęłam drzwi.
- Valar- zawołałam, a on olał Malika i podszedł do mnie, a ja przykucnęłam i chwyciłam jego czarny pysk w dłonie- on tu dzisiaj zostanie, postaraj się go nie zagryźć, co? - pogłaskałam go za uchem. - Serio?- Malik spojrzał na mnie z politowaniem- 'postaraj się go nie zagryźć'?
- To tylko zwierzę Malik, on nie rozumie- wstałam- a teraz proszę bardzo, pierwsze drzwi na lewo i kanapa. Dobranoc- i skierowałam się na górę. Znaczy się, chciałam skierować się na górę, ale ktoś szarpnął mnie za rękę i odwrócił i przysunął do siebie. Objął mnie w talii i zacisnął na niej palce. Połączył nasze czoła i spojrzał mi w oczy tak, że pomimo tego, że było cholernie ciemno, widziałam jego bursztynowe tęczówki.
Ojoj...
- Pozwól mi spać z tobą Layna- szepnął i potarł mój policzek- proszę...
Prosi? Malik o cokolwiek prosi? A to mi nowość...
Powiedz nie, powiedz nie, powiedz to pieprzone NIE!
- Zgoda- westchnęłam i spuściłam wzrok.
No co ja poradzę?! A tak poza tym to tamtej nocy z nim spałam, wiec...
- Chodź na górę- powiedziałam i sama weszłam na schody.
- To brzmiało jak propozycja- usłyszałam za sobą na co przewróciłam oczami.
- Uważaj na schodach.
- Troszczysz się o mnie- powiedział za mną.
- A ty się gapisz z na mój tyłek- mruknęłam nie odwracając się i weszłam do sypialni.
- Podziwiam co moje...
- Nie jestem twoja- przerwałam mu ostro i odwróciłam się do niego- nie jestem czymś co można sobie przywłaszczyć.
- Ciebie można zdobyć- powiedział i przysunął się do mnie.
- Też nie- prychnęłam i podeszłam do łóżka i zapaliłam lampkę. Dopiero teraz mogłam zobaczyć w co był ubrany. Czarne dresowe spodnie zwisały mu nisko na biodrach, do tego biała koszulka i skórzana kurtka, do tego Nike. Włosy zaczesane do tyłu luźno nie tak jak zawsze, elegancko.
Ale i tak zajebiście...
- Co tak patrzysz? - przygryzł dolną wargę i ściągnął kurtkę, ukazując ramiona pokryte tuszem.
Niech ktoś otworzy okno, błagam o tlen.
- Zastanawiam się dalej, co tu robisz- skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Sam nie wiem. Nie chciałaś powiedzieć, co się stało, wydawało mi się dziwne to, że napisałaś i to o tej porze. Nie spałem, stałem na tarasie i paliłem czwartego papierosa, kiedy odczytałem twojego SMSa.
- A dlaczego ty nie spałeś? - zapytałam, byleby nie rozmawiać o mnie.
- Nie wiem - wzruszył ramieniem- Tak jakoś wyszło.
- Dobra, jestem zmęczona Malik - powiedziałam i położyłam się po prawej stronie, od okna.
- Ładny pokój- usłyszałam, na co przewróciłam się na drugi bok. Ściągał właśnie koszulkę. Tak nawiasem mówiąc..
- Pokój jak pokój, normalny- wzruszyłam ramieniem i złożyłam dłonie pod policzkiem.
- Mnie się podoba- stwierdził i ściągnął buty, a potem spodnie. Położył się po lewej stronie i odwrócił twarzą do mnie. Podpał głowę na zgiętym łokciu i spojrzał na mnie z góry- co? - zapytał widząc, że mu się przeglądałam.
- Zastanawiam się dlaczego tu przyjechałeś- spojrzałam mu w oczy i położyłam się na plecach.
- Po prostu. Nie wiem, nie chciałem, żebyś była sama, skoro wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Jest w porządku. Po prostu nie mogłam spać, często tak mam- wyjaśniłam- ale mogłeś to zignorować. Do każdej tak latałeś, jak zadzwoniła?
- Nie, nie do każdej. Po pierwsze żadna nigdy nie napisała mi SMSa w środku nocy o treści innej niż 'mam ochotę, przyjedź', po drugie, ty nie jesteś jak każda- powiedział już trochę zirytowany.
- Dlaczego? -podniosłam się do siadu- dlaczego nie jestem jak każda przede mną, czym się różnię? - zapytałam, a on westchnął głęboko i opadł na poduszkę patrząc w sufit.
- Nie chcę cię tak traktować. Nie wiem dlaczego, po prostu chcę coś zmienić w swoim życiu. Nie mam ochoty dłużej patrzeć jak moja egzystencja skupia się tylko na pracy i seksie. Chcę od życia czegoś więcej niż umawiania się z dziwką, chcę z kimś pogadać, gdzieś wyjść... zadowolić kogoś.
Zatkała mnie jego odpowiedź.
- Jednego nie rozumiem.
- Czego znowu? - westchnął i spojrzał na mnie.
- Dlaczego nie poszukasz sobie po prostu dziewczyny? Dlaczego się nie ożenisz, nie chcesz mieć normalnego związku? Byłeś kiedyś zakochany?
- Zakochany? - prychnął- nie, nie byłem i nie zamierzam się w to plątać. Wystarczy, że widzę jak mój przyjaciel umiera, bo tęskni za swoją dziewczyną, a drugi nie potrafi dogadać się ze swoją. Nie dzięki. Poza tym... nie nadaję się do tego. Nie jestem typem romantyka, nie znam się na tym całym gównie i innych duperelach. Nie mam czasu na randki i nie będę latał na każde zawołanie tylko dlatego, że ona tak chce. Jestem prezesem jednej z największych firm w kraju, to jest odpowiedzialność, nie poświęcę tego dla jakiejś laski. Za długo na to pracowałem. Siedzę w biurze od rana do wieczora, po prostu to nie dla mnie. Nie jestem tym facetem, który będzie trzymał dziewczynę za rękę i oglądał z nią romansidło, nie będę przynosił jej kwiatów i znosił humorów. Dziewczyna w związku chce uwagi i zainteresowania, a ja cóż... nie będę kolo niej skakał po prostu. Nie interesuje mnie bycie w związku, poza tym... potem jest wielkie rozczarowanie, bo okazuje się jednak, że to nie było to. Nie chcę się w to mieszać.
Siedziałam jak zaklęta.
Dziwne to było...
- Wiesz, po części się zgadzam. Nie warto pakować się w związki, bo potem to boli, i jest jak to powiedziałeś 'wielkie rozczarowanie'. Nie uważam, że miłość to coś złego, znam osoby, które są razem od lat, kochają się. Ale według mnie miłość to choroba. Wyniszcza człowieka i tyle. Nie wierzę w te romantyczne bajki o zakochanych, dzisiejszy świat zupełnie do tego nie pasuje, a według mnie filmy romantyczne są po prostu żałosne. Nie mają odzwierciedlenia w życiu. Nie mam zamiaru być z kimś i potem rozpaczać, bo się mną znudzi. Dlatego nikogo nie szukam. Tak jest łatwiej i nie niszczysz się na własne życzenie.
- Nie wiedziałem, że masz do tego takie podejście- powiedział szczerze- myślałem, że skoro jesteś dziewczyną, wyznaje raczej tą drugą teorię.
- No popatrz, jednak nie. Miłość to suka, nic dobrego z niej nie wynika tylko cierpienie, które nie odchodzi. Mam na myśli miłość, wiesz, taką między parą, a nie między członkami rodziny. To inna bajka. Tak ogólnie to uważam, że z jednej strony miłość może dać ci wszystko, a z drugiej wszystko ci zabierze.
- Nie zastanawiałem się tak nad tym, nie wiem...
- Dobra chodźmy spać, jutro rano muszę wstać do pracy i ty jak sądzę też- odwróciłam się do niego plecami i położyłam. Wiedziałam, że mnie obejmie. I zrobił to.
- Czemu ty zawsze mi uciekasz?- owinął ramiona wokół mojej talii.
- Bo lubię- zamknęłam oczy i chciałam się odsunąć, ale się nie dało- Uhh, Malik...
- Słucham cię?
- Idź już spać.
- Buzi nie dostanę?
- Nie- powiedziałam.
- Dlaczego? Wczoraj dostałem.
- To było wczoraj- prychnęłam.
- Layna...- wymruczał i zjechał dłońmi na mój brzuch i jeszcze niżej.
- Bier te łapy!
- Nie jęcz skarbie- poczułam jego oddech na szyi- chcę tylko pocałunek na dobranoc.
Odwróciłam się do niego przodem. Opierał się na łokciu.
- Nie- bąknęłam jak dziecko.
- Proszę...- wyszeptał i zbliżył twarz do mojej tak, że prawie stykaliśmy się nosami.
Blisko...
Co ty wyprawiasz?!
- Ale jeden- zastrzegam.
Co ja robię...
- Jeden- skinął głową. Wzięłam głębszy wdech i powoli połączyłam nasze usta. Położyłam prawą dłoń na jego policzku, a on naparł powoli na moje wargi. Najpierw delikatnie, nawet powiedziałabym, że zbyt delikatnie. Poruszał powoli wargami na moich, na co moje ciało odpowiedziało falą gorąca. Przygryzł moją dolną wargę, na co jęknęłam i rozchyliłam usta. Wsunął tam swój język i momentalnie zagrał się z moim. Nie mam pojęcia jak, ale idealnie do siebie pasowały. Pochylił się, przez co moja głowa wylądowała płasko na poduszce. Przeniosłam dłoń na jego ramię, a on zjechał dotykiem na mój brzuch.
To miało być tylko buzi na dobranoc...
Delikatnie złapał zębami za moją dolną wargę i przygryzł ją lekko. Ostatni raz przejechał po niej językiem i odsunął swoje wargi na co poczułam chłód.
- Dobranoc- powiedział zdyszany i położył się na boku.
- Dobranoc- mruknęłam słabym głosem i położyłam głowę przy jego torsie, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie...We wanna dance till we can't no more
We wanna love with the lights down low,
From Argentina to Morocco
We wanna dance,
It's about to go!
It's about to go!!
'Bout to go! Hey!Sięgnęłam pod poduszkę i wyłączyłam budzik. Lubię tą piosenkę, ale nie mam ochoty wstawać. Podniosłam głowę i otworzyłam oczy.
Nie ma go.
Nie powiem, że liczyłam na buzi na dzień dobry, ale poczułam lekki zawód, kiedy go nie było.
Tylko czemu?!
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, ogarnąć się wiele tyle. Wyszłam po piętnastu minutach i samym ręczniku i z mokrymi włosami. Skierowałam się do garderoby, kiedy...
- Kusisz skarbie- zesztywniałam na te słowa i stanęłam jak wryta.
Miało go nie być przecież.
Poczułam słodki zapach, coraz bliżej i bliżej. Jego ramiona oplotły moją talię, na co spięłam się jeszcze bardziej.
- Dzień dobry pani- pocałował moje odsłonięte ramię. Poczułam jego szorstki zarost na swojej skórze, co odbiło się dreszczami w brzuchu.
- Co ty tu robisz?- mocniej przycisnęłam biały ręcznik do klatki piersiowej.
- Miałbym wyjść bez pożegnania?- obróciłam się przodem do niego. Był w pełni ubrany i gotowy do wyjścia- aż tak źle o mnie myślisz?- uniósł brew rozbawiony.
- Nie- szepnęłam cicho- tylko...
- Tylko? - przerwał mi i przycisnął swoje czoło do mojego.
- Myślałam, że...- spuściłam wzrok- myślałam, że musiałeś jechać do pracy...
- Bo muszę- uniósł mój podbródek- ale chciałem ci powiedzieć 'dzień dobry'- uśmiechnęłam się lekko, a on pocałował mnie w policzek. Otworzyłam szerzej oczy.
Policzek?
- Więc dzień dobry, skarbie.
- Uhym, tobie też- spojrzałam na niego zdziwiona.
- No... teraz naprawdę muszę jechać. Chciałbym móc się z tobą spotkać w tym tygodniu, ale niestety nie dam rady.
- Rozumiem, masz przecież swoje życie- mruknęłam.
- Jesteś... - zaczął i spojrzał mi w oczy- zawiedziona- stwierdził z lekkim zaskoczeniem, ale i uciechą.
- Wmawiaj sobie Malik- prychnęłam i poprawiłam ręcznik- przebrać się chcę...
- A ja z chęcią bym na to popatrzył, ale niestety... muszę jechać- westchnął. Pocałował mnie delikatnie w usta i tak po prostu... wyszedł.
Stałam tak jeszcze przez chwilę i weszłam do garderoby. Założyłam białą luźną koszulkę bez nadruków i czarne rurki. Na stopy wsunęłam sandałki na koturnie, pomalowałam rzęsy, spięłam włosy i byłam gotowa. Chwyciłam torebkę i zeszłam na dół. Nakarmiłam Valara i zjadłam na szybko jabłko. Chciałam już wychodzić, ale przypomniałam sobie o liście, który jest nadal na moim biurku. Wróciłam na górę i chwyciłam kopertę.
Nie.
To bez sensu.
Włożyłam list do szafki w biurku i zasunęłam szufladę.
Kolejny do kolekcji...
Skierowałam się do drzwi, po drodze jeszcze pociągnęłam usta czerwoną szminką i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do pracy. W kawiarni była już Nina, która przywitała się ze mną przytulasem i to takim porządnym. Czas leciał dzisiaj szybko. Bardzo szybko, bo miałam z kim pogadać i nie myślałam o Maliku.
Po pracy Nina pojechała odebrać Jack'a z przedszkola, a ja pojechałam do sklepu po jogurty. Tak, uwielbiam jogurty, szczególnie te z kulkami czekoladowymi. Kupiłam cały karton i zaniosłam do samochodu. Wsiadłam za kierownicę i chciałam odpalić samochód. Chciałam, bo coś mi przeszkodziło.
Konkretniej ktoś.
Malik.
Patrzyłam z otwartymi ustami jak otwiera drzwi czarnego bentleya i wysiada z niego wysoka blondynka w czerwonej, krótkiej sukience. Chwyciła go za ramię i razem weszli do restauracji.
Nie ma czasu się spotkać, tak? No widzę, co właśnie zajmuje jego czas.
Nie, nie jestem zazdrosna. Tu chodzi o zasady.
Poczułam się... dziwnie.
Źle?
Trochę
Czy czułam rozczarowanie?
Tak.
Czym?
Sobą... bo tak łatwo mu we wszystko uwierzyłam...~*~
Grabisz sobie facet... Mam nadzieję, że się podoba :)
Pamiętajcie, wszystko zależy od was!
♥♥♥
PATIX
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...