Rozdział 47. 'Marny los kaleki'

8.5K 599 42
                                    

Obudziłam się w swoim pokoju w swoim mieszkaniu na najwyższym piętrze. Cały czas miałam na sobie te same brudne ubrania.
Czemu nikt mnie nie przebrał?
Podniosłam się na łokciach i usłyszałam głośny jęk. Z trudem wstałam trzymając się za brzuch obiema rękami. Stanęłam przed lustrem w łazience i oparłam się ręką o ścianę, żeby nie osunąć się na zimne płytki.
Jasna cholera
Wyglądam jak murzyn!
Znaczy Afro Amerykanin.
Moja twarz była cała czarna od sadzy i pyłu. Ramiona i ręce również, do tego miałam liczne zadrapania.
Będzie szczypać coś tak czuję...
Zamknęłam drzwi do łazienki na klucz i napuściłam wody do wanny, trzeba się doprowadzić wiele tyle do porządku. Ściągnęłam z siebie ubrania, co nie było łatwe, bo ciało dosłownie mi rozrywało. Rozebrałam się do bielizny i tak jakoś przelotnie zerknęłam w lustro.
Kurwa
Zamarłam patrząc w swoje odbicie. Ręce, twarz i szyja były brudne, tak samo jak włosy.
Ale brzuch...
Na linii dolnych żeber po prawej stronie, skóra była sina, miejscami fioletowa i czerwona. Nie było otwartej rany, ale wiedziałam, że coś jest nie tak, bolało okropnie. Kolana były przetarte, prawe ramię też. Dłonie miałam całe w drobnych ranach, knykcie miejscami zdarte. Do tego guz z tyłu głowy i rozcięta dolna waga.
Tak mniej więcej na oko wygląda masakra XXI wieku...
Pochyliłam się nad umywalką i trzymając się jedną ręką ściany, umyłam powoli twarz. Później weszłam do wanny i zagryzając wargę usiadłam w ciepłej wodzie. Warknęłam gardłowo, kiedy rany na dłoniach zaczęły parzyć, ale nic nie mogłam z tym zrobić. Zacisnęłam powieki i czekałam, aż mi przejdzie, ale to było jak czekanie na deszcz na pustyni w środku lata. Dotarło do mnie, że im szybciej się umyję, krócej będzie bolało.
Przemyłam delikatnie dłonie, potem ramiona, odsłaniając coraz to nowe rany i przetarcia. Namęczyłam się cholernie, żeby umyć sobie plecy, bo nie mogłam wygiąć ręki do tyłu, ale dałam jakoś radę.
Najgorszy był brzuch.
Każdy, choćby najmniejszy dotyk, powodował potworny ból.
Napełniłam wannę jeszcze raz i dokładnie umyłam głowę, czego oczywiście guz mi nie ułatwiał, ale no...
Wyszłam z wody i owinęłam ciało puchatym ręcznikiem, a później założyłam czarne damskie bokserki i koszulkę Tomasa. Stanęłam przed lustrem jeszcze raz.
Drobne rany na czystej skórze stały się bardziej widoczne niż wcześniej. Nic nie poradzę.
Rozczesałam mokre włosy i powoli, starając się iść w miarę możliwości normalnie, przeszłam sypialnię, później kolejny pokój i wyszłam cicho na korytarz.
Znowu usłyszałam jęk.
Mój wzrok powędrował w kierunku drzwi do pokoju Nialla, spod których wydobywało się światło i właśnie jakieś dziwne jęki.
Podeszłam do drzwi i powoli uchyliłam drewnianą powłokę.
Niall leżał na plecach na długiej pufie, wokół niego stali Nickodem, Dave, Lucas i Brian. Blondyn nie wyglądał dobrze, wręcz przeciwnie, fatalnie. I to i tak dobrze powiedziane...
Był cały brudny, tak jak ja wcześniej. Nadal miał w pasie przewiązaną moją bluzę. Oddychał bardzo nierówno i głośno, co jakiś czas jęcząc.
- Co z nim?- zapytałam cicho, zwracając tym samym ich uwagę. Spojrzałam na blondyna i znowu poczułam się odpowiedzialna za to wszystko.
- Aniołku, musisz odpocząć - powiedział szybko Dave i podszedł do mnie - jak się czujesz?- zapytał i delikatnie objął ramionami.
Jak się czuję?
Wyśmienicie!
- To nie jest ważne- powiedziałam i razem nim podeszłam do Nialla.
Stracił przytomność.
Super
- Trzeba go doprowadzić do porządku i sprawdzić co z raną- powiedział Nickodem. Usiadłam na łóżku obok Nialla i zdjęłam moją bluzę, która już i tak była czerwona. Odrzuciłam ją na podłogę i rozsunęłam zamek jego szarej bluzy. Powoli ściągnęłam ją z niego.
- Nick, pierwsze trzeba go umyć - powiedziałam i pogłaskałam jego brudne nadal włosy.
Wygląda okropnie!
Dave i Brian wyszli, a raczej ich wygoniłam i razem z brunetem przemyliśmy mu twarz i włosy. Nie był tak uświniony jak ja, miałam długi rękaw i spodnie bez dziur.
- Trzeba to rozebrać- powiedział Nick, wycierając ręce do ciemnego ręcznika.
- Daj nożyczki- powiedziałam szybko- nie ściągniemy mu koszulki przez głowę.
Rozcięliśmy mu czarną koszulkę i zdjęliśmy zakrwawiony materiał.
- Draśnięcie- odetchnęłam z małym uśmiechem- całe szczęście.
- Tu jest gorzej- westchnął chłopak, patrząc na klatkę piersiową Horana.
Sina, miejscami czerwona i fioletowa.
To samo co ja.
Dotknął dłońmi jego brzucha i żeber, a po chwili wypuścił ze świstem powietrze.
- Ma złamane żebra. Trzeba go zanieść na dół, na prześwietlenie- powiedział i zadzwonił po chłopaków. Zwinęłam bandaż i docisnęłam do rany przyklejając chwilowo dużym plastrem.
Matt i Brian weszli do pokoju i podnieśli Nialla, wynosząc go z pokoju. Chciałam wstać, ale coś ukłuło mnie na dole klatki piersiowej, przez co objęłam się ramionami za żebra i nadal klęcząc na podłodze zginęłam się w pół.
- Słońce, co jest?- zapytał natychmiast Nickodem i przyklęknął przede mną, kładąc mi ręce na ramionach.
Nie ma sensu nadal udawać
- Nie mogę... nie mogę się podnieść- powiedziałam i podniosłam wzrok na bruneta. Patrzył na mnie z widocznym strachem, po chwili wziął na ręce i wyniósł z pokoju. Zeszliśmy na dół, na parter. Wszystkie pomieszczenia, salon, kuchnia i mieszkania są na pierwszym piętrze i wyżej. Parter zajmuje magazyn i garaże w których chłopaki trzymają swoje świętości. Do domu wchodzi się po schodach, więc nie zauważamy tego, że parter domu to tak naprawdę pierwsze piętro.
Weszliśmy do pomieszczenia, a chłopaki akurat kładli Nialla na srebrnym stole.
Tak, mamy tu tomograf.
Nie możemy sobie pozwolić na wizyty w szpitalu, to stwarza niepotrzebne pytania, na które nie możemy udzielić odpowiedzi.
- Brian, zajmij się nią - powiedział Nick.
- Bez przesady, mam nogi - jęknęłam.
- Na których nie możesz ustać- powiedział i posadził mnie na kolana Wilsona. Sam podszedł do tomografu i włączył sprzęt. Parę minut później na białym ekranie pojawiło się zdjęcie klatki piersiowej Nialla.
- I jak?- zapytałam szybko.
- Ma złamane żebra. Dwa prawe i jedno lewe. Szczęście, że to nie te z  samego dołu. Nie przebiły płuc, ale uciskały z pewnością na przeponę, dlatego nie mógł normalnie oddychać. Ładnie go skatowali- kiwnął głową na chłopaków, a Brian powili wstał i posadził mnie na stole. Później wynieśli nadal nieprzytomnego blondyna.
- Twoja kolej- powiedział Nick i ustawił tomograf jeszcze raz. Odwróciłam głowę, nie chciałam patrzeć na to jak bardzo połamana możliwe, że jestem.
- I?- zapytałam cicho, miętosząc przy tym skrawek koszulki. Nick westchnął. - Złamane.
Wiedziałam
- Ile?- podszedł do mnie i oparł dłonie o blat tego okropnego stołu.
- Jedno- odparł i uśmiechnął się lekko- miałaś szczęście.
- Wiem- westchnęłam- nie mogłam się podnieść. Nie potrafię sobie wyobrazić co musiał czuć Niall- powiedziałam, a Nick wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju.
- Co się w ogóle stało? Co Niall tam robił, czemu to cię paliło i dlaczego nie daliście mi znać? Nina umierają de strach, osobie nie wspomnę- warknęłam, kiedy niósł mnie po schodach.
- Wszystkiego się dowiesz słońce. Ale rano- powiedział kierując się do mojego pokoju.
- Nie- zatrzymałam go- nie tu. Do Nialla mnie zanieś.
- Słońce...
- Proszę- wydałam wargę, a on westchnął i wszedł do pokoju blondyna. Położył mnie na łóżku a sam podszedł do pufy na której leżał blondyn.
- Poradzisz sobie?- zapytał Brian, a ten skinął głową. Bracia podeszli do mnie i każdy zostawił całusa na moim czole, a później wyszli.
Cały czas się zastanawiam, dlaczego tak mnie traktują. Dlaczego każdy z nich nazywa mnie inaczej, dlaczego nie mówią do mnie po prostu Ellayna. Zapytałam kiedyś o to Dave'a. Zapytałam dlaczego mówi do mnie aniołku. Powiedział ze ja jestem jego aniołem.
Nie rozumiałam tego wtedy i nadal nie rozumiem. Nie rozumiem dlaczego jestem księżniczka dla Briana i Matta. Dlaczego jestem maluchem dla Ashtona czy Tomasa, dlaczego Lucas zawsze mówi do mnie kochanie, Will skarbie, dlaczego Nickodem zwraca się do mnie za każdym razem słońce.
Nie rozumiem.
Niall powiedział ze jestem jego Sweety.
Kiedy zapytałam dlaczego, powiedział ze mam nie pytać, ale się z tym pogodzić.
Rick i Mike zawsze mi dogryzali przy moim metr sześćdziesiąt, wiec dla nich zawsze będę mała.
Chyba nigdy się nie dowiem dlaczego...
Położyłam głowę na wyprostowanej ręce i patrzyłam jak Nickodem zakłada szwy. Robił to z cholerną wprawą.
- Nie patrz na to- mruknął skupiony na tym,co robi.
- Nie przeszkadza mi to - wzruszyłam ramieniem i spojrzałam na blondyna.
Oddychał bardzo powoli, ale równomiernie. Chociaż tyle...
- Powiesz mi co się stało?- zapytałam a on smętnie skinął głową.
- To był czysty handel. Nowe części i tyle. Wszystko było tak jak być powinno. Przyjechaliśmy na miejsce, załadowaliśmy wszystko na ich samochody. Odjechali, a Dave dostał telefon. Okazało się, że ich szef czeka w środku na osobisty odbiór pieniędzy. Wszystko się przedłużało. Weszliśmy do środka, trafiliśmy do sali, gdzie czekała na nas zapłata. Dave był wściekły ze to tyle trwa, sprawa jebała na kilometr i to bardzo. W końcu wzięliśmy pieniądze i mieliśmy iść do wyjścia, kiedy nastąpił pierwszy wybuch. Padliśmy na ziemię jak dłudzy. Wszystko zaczęło się palić. Tamci tylko na to czekali, zabrali walizkę i zaczęli spieprzać, a my rzecz jasne prosto za nimi. Odebraliśmy pieniądze, bez ofiar się nie obyło. Znowu. Ich szef zwiał. Wydawało się, że wszystkie już jest w porządku, że wyjdziemy i po sprawie. Ale nie. Drzwi były zamknięte. Dlatego dzwoniliśmy po Nialla. Przyjechał natychmiast...
- Ale Dlaczego skończyło się na tym, że został w środku zupełnie sam?- przebrałam mu. Założył kolejny szew i wytarł krew.
- Okazało się, że jest ich więcej. Kiedy my wyszliśmy, ich pożal się Boże szef coś powiedział. Nie wiem dokładnie co, ale to coś ostro wkurwiło Nialla. Wszedł do tego budynku z powrotem, a kiedy chcieliśmy po niego wrócić, nastąpił kolejny wybuch. Potem przyjechałaś ty- skończył zszywać ranę i zakleił ją plastrem. Potem założył mu kroplówkę i dał jeszcze jakieś środki przeciwbólowe. Ja oczywiście również zostałam potraktowana maścią i bandażem i  ubłagałam brak kroplówki. Nick westchnął bezradnie i przykrył Nialla kocem, a następnie po pocałowaniu mojego policzka, zgasił światło i opuścił pokój.
Od czekałam chwilę, zanim kroki na korytarzu ucichną i wstałam z łóżka. Zagryzając wargę podeszłam do pufy na której leżał blondyn i położyłam się obok niego. Wsunęłam się pod cieplutki koc, położyłam mu głowę na ramieniu i odpłynęłam...
*
- Księżniczko, wstawaj- usłyszałam nad sobą, na co warknęłam coś bliżej nieokreślonego pod nosem i mocniej wtuliłam się w szyję Horana.
- Brian, błagam...- jęknęłam słabym głosem- daj spokój. Która godzina?-zapytałam nie otwierając oczu i westchnęłam.
- Aktualnie? 7:30- powiedział, a ja momentalnie otworzyłam oczy i chciałam się podnieść, ale poczułam nagły ból w klatce piersiowej.
- Spokojnie, leż- chwycił mnie za ramiona i położył z powrotem. W pokoju byli też Dave i Matt.
- Spóźnię się do pracy- powiedziałam szybko. Przecież na 8:00 muszę być w kawiarni.
- No tu chyba żartujesz- wciął się zirytowany Nickodem- nie ma mowy. Nie ruszasz się stąd do końca tygodnia.
- Ale...
- Nie, nie ma ale, aniołku.
- Ja muszę pracować!- pisnęłam, a Niall poruszył się i przysunął się do mojej szyi.
- Łaskoczesz- zaśmiałam się cicho. Nie ogolił się... znowu.
- Przeżyjesz- powiedział tuż przy mojej skórze.
- Dobra, ja muszę wstawać...
- Leżysz- przerwał mi twardo Niall, nie otwierając oczu.
- Ale Niall...
- Sweety, nie dyskutuj. Nie jesteś w stanie ustać za ladą. Zostajesz w domu.
- Ale Malik...
- Co ma z tym wspólnego Malik?- zapytał Dave i zmrużył oczy.
- Znając jego, to za chwilę, będzie dzwonił - mruknął cicho Horan i przewrócił się na plecy. Podniosłam głowę i położyłam ją na jego torsie, a on objął mnie ramieniem. W tej chwili do pokoju weszła Nina z Jack'iem na rękach, a wraz z nią Ashton.
- Jak się czujesz?-zapytała i usiadła obok mnie na pufie. Jack wstał w jej kolan i spojrzał na mnie i Nialla.
- Żyję- powiedziałam z małym uśmiechem.
- Lany, cemu lezys?- zapytał Jack.
- Bo mnie dopiero obudzili i jestem zmęczona- powiedziałam i wydęłam wargę.
- A Nel tes jes zmencony?- zapytał i zmarszczył nosek.
- Bardzo- Niall pokiwał głową.
- A moge byc zmencony z wami?- zapytał, a Niall się zaśmiał.
- Jasne, wskakuj- odsunął koc, a malec wygramolił się na nasze tymczasowe łóżko i położył głowę na torsie blondyna tak jak ja.
I w ten oto sposób, Niall nawet jakby chciał, nie może się ruszyć.
- Czemu nas budzicie tak właściwie?- zapytałam.
- Tak właściwie, musicie wziąć środki przeciwbólowe- powiedział Nick.
- No- skinął głową Brian- marny los kaleki.
- Co to kaleki?- zapytał Jack.
- Nie kaleki tylko kaleka- poprawiłam go.
- A co to kaleka?- zapytał jeszcze raz.
- Jakby ci to...
- Kaleka to taki Niall- przerwał mi Ash. - Jestes kaleki Nel!- uśmiechnął się mały i podniósł się do siadu- ciesys sie?
- No pewnie- powiedział szybko Horan poważnym tonem i skinął głową- a twój tata to ciot... ał!- krzyknął kiedy kopnęłam go w nogę.
- Ciot? Tata, jestes ciotem!- krzyknął uradowany.
Urocze dziecko, naprawdę.
- Zabiję cię Horan, przysięgam- wycedził ze sztucznym uśmiechem blondyn. A w tej chwili zaczął dzwonić telefon Nialla.
- Matt, podaj mi jego komórkę- powiedziałam, bo Niall nie miał wolnej ręki. Brunet podał mi telefon, a Niall westchnął.
- Wiedziałem- przystawił komórkę do ucha.
- Hal...
- CZY TY SOBIE KURWA W KULKI LECISZ HORAN?!- blondyn odsunął telefon od ucha krzywiąc się przy tym. - Zayn...
- NIE ODZYWAJ SIĘ TERAZ! CZY TY CHCESZ, ŻEBYM DOSTAŁEM ZAWAŁU!
Darł się tak głośno, że spokojnie wszyscy w pokoju go słyszeli.
- Nie drzyj się...
- Jak?! Powiedz mi jak?! Zozpierdalasz mnie człowieku!
Trochę zszedł z tonu
Wyjęłam komórkę z dłoni Nialla i włączyłam głośnik.
- Panie Malik, proszę się opanować- powiedziałam rzeczowo.
- Panna Grande?- zapytał zdziwiony.
- W rzeczy samej.
- Proszę wybaczyć mój niekontrolowany wybuch. Po prostu czasami pani przyjaciel jest idiotą- skwitował.
- Walnę cię Malik- warknął Niall.
- Z tobą to sobie pogadam później- warknął, a Niall natychmiast się przymknął.
Oh?
- Um, panie Malik?- zapytałam cicho.
- Słucham, panno Grande- powiedział biznesowym tonem.
- Mieliśmy z Niallem nieco przykrą sytuację dzisiaj w nocy- powiedziałam patrząc na blondyna.
- Czy coś się stało?
Wyczuwam... troskę?
Najwyraźniej
- Nie. Ale nie będzie nas do końca tygodnia.
- Oczywiście, mam nadzieję, że wszystko w porządku.
- W jak najlepszym porządku- uśmiechnęłam się do Nialla.
- Jak mniemam, między panią, a tym imbecylem...
- Malik!
- Cicho bądź, rozmawiam teraz- powiedział- tak więc, ufam, że pani relacje z Niallem, wróciły do normy.
- Wróciły...
- Ciebie pytam?- przerwał mu Malik- z tobą to ja jeszcze sobie porozmawiam Horan, nie myśl sobie.
- Dobra- mruknął jakby zmieszany- wrócimy w piątek.
- Tylko proszę cię, nic sobie nie zrób.
Powiedział to jak gdyby się o niego bał.
Może się boi?
- Wrócę w jednym kawałku... chyba- dodał ciszej.
- Nie, nie chyba, tylko na pewno.
- Dobra... Ellayna będzie mnie pilnować- wyszczerzył się do mnie.
- W to nie wątpię- odchrząknął- trzymaj się. Do zobaczenia, panno Grande.
- Wzajemnie, panie Malik- powiedziałam, a po chwili usłyszeliśmy dźwięk zakończonego połączenia.
- Co to było?- zapytał w końcu Dave.
- Nic- Niall wzruszył ramieniem- czasami Zayn zachowuje się jak mój ojciec - westchnął.
- Niech lepiej pilnuje siebie i swoich interesów- warknął Mayer i wyszedł z pokoju.
- Co to jest kuwa?- zapytał po chwili Jack, a my spojrzeliśmy na niego w szoku.
- Raczej kurwa- palnął Matt i zakrył szybko usta dłonią.
- Tak się nie mówi, kochanie- powiedziałam i pstryknęłam go w nos. - Ale pan z telefonu tak powedział!
- Bo pan z telefonu to ciota- prychnął Horan.
- Tata słysys!? Tamten pan jes ciotem jak ty!
Niech cię diabli wezmą, Malik...

~*~
No wiecie, liczyłam, że jak koniec i te sprawy to się wyraziście w opiniach.
Czekam dalej!
♥♥♥
PATIX

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz