Całą noc nie mogłam spać. A raczej od rana, bo z nocy niewiele zostało. Siedziałam na łóżku i nie robiłam nic innego, tylko zmęczonym wzrokiem patrzyłam na jego twarz.
Widział się z nim niemal codziennie, odkąd wróciliśmy z San Francisco. I dopiero teraz widzę jak bardzo się zmienił. Jak bardzo zmieniła się jego twarz. Miał o wiele za długie włosy. Powinien je obciąć jeszcze zanim wyjechaliśmy z Los Angeles. Jego kości policzkowe były naprawdę bardzo widoczne. Za bardzo. Dopiero teraz widzę jak bardzo chudy się stał. Miał ostro zarysowaną linię żeber, którą widziałam przez luźniejszą białą koszulkę. Zawsze nosił obcisłe koszulki i koszule. Teraz wszystko to było za duże. Zapadnięte policzki, blada skóra, włosy jakieś takie bez blasku. A jeszcze nigdy nie widziałam faceta, który miałby tak piękne włosy jak on. I cieszyłam się, że śpi i nie patrzy mi w oczy. Bo chyba bym się rozpłakała.
Wstałam z łóżka i coś strzeliło mi w karku. Chwyciłam mój telefon i skierowałam się do drzwi.
Niech śpi.
Przez to co wypił na bank będzie spał cały dzień.
Przyznaj się. Uciekasz. Boisz się tego co ci powie, kiedy się obudzi...
Wkurwia mnie to, że znasz każdą moją myśl.
Dojechałam do apartamentu przed ósmą. Byłam jedynym wielkimi chodzącym nieszczęściem. Zmęczona weszłam do sypialni i walnęłam sobą o łóżko. Mam dość.We wanna dance...
- Co- warknęłam do telefonu.
- Ellayna, moja droga...
Lestone.
- Czyżbym obudził?- zaśmiał się głęboko.
- Przepraszam- mruknęłam zmęczona i przetarłam twarz dłonią- nie spałam. Jestem tylko zmęczona.
- Cóż, to nie ja biegałem po jednym z największych mostów w Los Angeles.
Natychmiast podniosłam się do siadu.
- Chętnie posłucham co ciekawego mi powiesz na ten temat. Czekam ze śniadaniem.
Co?
- Ale ja...
- A na ciebie czeka samochód na podziemnym parkingu. Tuż przy wyjściu z windy.
I się rozłączył.
Wstałam powoli i spojrzałam na siebie. Przydałoby się chociaż przebrać ten dres.
Wchodziłam do garderoby, kiedy do mojej sypialni ktoś zapukał.
- Ellayna?
- Anne- spojrzałam na nią- coś się stało?
- Czeka na ciebie samochód, wiesz?- zmarszczyła brwi.
- No chyba wiem- zamknęłam oczy- idę. Tylko coś innego ma dupę założę.
Weszłam do garderoby i stanęłam jak wryta gdy spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Jedna wielka tragedia.
I coś na głowie, to chyba włosy. Odstające w każdą stronę.
Skończyło się na tym, że przebrałam bieliznę, założył zwykłe jeansy i czarną koszulka na ramiączkach. Na stopy wsunęłam zwykłe czarne płaskie buty i tak opuściłam apartament. Z twarzą już i tak nic nie zrobię. Wystarczy, że ogarnęłam włosy.
Wyszłam z windy na podziemnym parkingu i podskoczyłam przestraszona, łapiąc się za serce.
- Panienka wybaczy.
Gościu koło pięćdziesiątki w białej eleganckiej koszuli i spodniach od garnituru. Uśmiechnięty, z ciemnymi blond włosami i brązowymi oczami.
- Nic się nie stało- pokręciłam głową i odetchnęłam głębiej.
- Proszę za mną. Mam polecenie dostarczyć panienkę na miejsce.
- Dostarczyć?- skrzywiłam nosem.
- W rzeczy samej- skinął głową i wskazał na samochód.
Białego Jaguara.
Podszedł do drzwi i otworzył ją przede mną, gestem dłoni wskazał bym zajęła miejsce.
- Co z mną nie tak?- mruknęłam pod nosem i pokręciłam głową.
W czasie jazdy nie potrafiłam się sobie nadziwić.
Zanim poznałan Zayna nie było mowy o jakichkolwiek bliższych kontaktach z facetami. Nawet Stive czy Robert byli trzymani na dystans.
A potem pojawił się taki Malik.
I za żadne skarby nie dał się wywalić z mojego życia.
Teraz jadę w jednym samochodzie z facetem, którego widzę pierwszy raz na oczy i nie mam czarnych myśli. A zawsze jest opcja, że wywiezie mnie do lasu i zabije toporem.
Sam Lestone jest jeszcze większą tajemnicą niż Zayn, a jadę do niego. Gdzieś nie wiem gdzie. Na śniadanie?
Już lubię gościa. Przynajmniej coś zjesz.
Zatrzymaliśmy się.
A ja ocknęłam się z zamyślenia i spojrzałam za okno.
Na ogromną luksusową willę.
- Panienka pozwoli- usłyszałam, kiedy nieznany facet szofer otworzył mi drzwi i podał dłoń- zapraszam do środka- oprowadził mnie do dużego wejścia i znów otworzył drzwi.
Wszędzie było bogato.
I z klasą.
O kasie nie wspomnę bo to kwestia oczywista. Weszłam przez duży hol do salonu, a pan skinął głową i gdzieś poszedł.
Zdębiałam.
I co mam- przepraszam, że spytam- zrobić?
Ale drzwi na taras były otwarte, więc... to chyba tam.
Podeszłam powoli i odsunęłam cienką zasłonę.
O, jest.
Siedział wygodnie na krześle przy okrągłym stoliku zastawionym jedzeniem i nad czymś się zastanawiał, bo opierał lekko łokieć o oparcie łokietnika i raz za razem przejeżdżał palcem wskazującym o brodzie.
I miał na sobie dresowe spodnie lekko dopasowane i białą bokserkę.
Jej, wyglądał... normalnie. Ale też dziwnie, bo nie był to garnitur.
- Siadaj, moja droga- mruknął cicho, patrząc na linię oceanu- śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
Aha.
Weszłam więc powoli na taras, a on przeniósł na mnie swoje niebieskie tęczówki i uśmiechnął się lekko. Kiedy tylko zajęłam miejsce mój wzrok powędrował na talerz, który miałam przed sobą.
Pasujące gofry z nutellą i truskawkami.
No to już przesada.
- Ale...
- Najpierw zjedź. Później będziemy rozmawiać.
A ja gapiłam się na niego z otwartą paszczą.
- Smacznego.
I znowu zaczął się patrzeć na ocean.
Jedz, skoro proponuje.
I chwyciłam widelec.
Czułam się dziwnie jedząc w jego domu, bo to jego dom najwyraźniej, skoro paraduje tu w dresie.
Nigdy w życiu nie jadłam takich dobrych gofrów. Zjadłam wszystkie trzy i całą miseczkę pokrojonych do tego truskawek.
- Um, dziękuję...- mruknęłam i delikatnie otarłam usta... bordową serwetką.
Czemu wydaje mi się to dziwne?
- Na zdrowie- skinął głową nadal na mnie nie patrząc- smakowało?
- Tak, bardzo- przyznałam szczerze spuszczając wzrok.
- Dobrze więc- spojrzał na mnie- dowiem się, co robiłaś dziś w nocy?- zapytał, a ja poczułam się, jakbym miała się tłumaczyć przed ojcem z tego, że zjadłam ostatnie cukierki.
- Przecież pan wie- powiedziałam podnosząc wzrok- pan doskonale wie gdzie byłam i co robiłam.
- I wiem z kim- dodał- i nie tylko ja to wiem- sięgną po gazetę leżącą przed nim na stole. A raczej gazety.
- Spójrz na to, proszę- podał mi plik.
A ja myślałam, że padnę na zawał widząc siebie i Zayna na pierwszych stronach. Przekładałam kartki, a moim oczom ukazywały się coraz to nowe zdjęcia i całe artykuły.
I jeden z nagłówków.
'NIEUDANE SAMOBÓJSTWO MILIARDERA'
Przytknęłam dłoń do ust.
- Nie...
- Tak- skinął głową patrząc na mnie bez krzty uśmiechu.
- To są dzisiejsze gazety? Skąd oni już o tym wiedzą? Jakim cudem zdążyli to wydrukować?- pokręciłam głową załamana.
- To są wstępne wersje, które nigdy nie ukażą się w publicznej prasie.
- Co?- spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Zbladłaś, uspokuj się- powiedział zaniepokojony- napij się wody- wskazał na stojącą po mojej prawej szklankę.
Natychmiast wypiłam całość.
- Lepiej- mruknął- posłuchaj mnie uważnie- pochylił się opierając łokcie o stolik- nikt się o tym nie dowie, nie pozwolę na to. Ale musisz być ostrożna. Kto to widział, by biegać pijanemu po moście...
- Na swoją obronę powiem, że to on był pijany, a ja biegałam, bo idiota chciał skoczyć.
I dopiero teraz dotarły do mnie moje własne słowa.
On przeze mnie chciał się zabić.
Oparłam się o krzesło.
To moja wina.
Moja.
- Nie obwiniaj się- westchnął- wiem, jak on się czuł- powiedział jakoś dziwnie- ale o tym kiedy indziej- pojutrze twoje urodziny.
Zmarszczyłam nos.
- Nie lubię tego dnia- przyznałam.
*
Po krótkiej rozmowie pojechałam do firmy. Dopiero wieczorem wróciłam do mieszkania, po dwudziestominutowej gadce z Niallem przez telefon.
Nawet nie zdążyłam usiąść, a przyszła wiadomość.
Sięgnęłam po telefon.Nieznany
Nie ma cię.Natychmiast wybiegłam i poleciałam na parking. Droga zajęła mi nienaturalnie mało czasu zważając na fakt, że przejechałam na co drugim czerwonym świetle.
Wypadłam z samochodu i wpadłam do jego willi, natychmiast lecąc na górę.
Pchnęłam zdyszana drzwi do sypialni.
A on siedział na podłodze.
Opierał się plecami o łóżko, a bokiem o szafkę przy nim stojącą. Głowa opadała mu na ramię, wyglądał jakby miał zaraz zasnąć.
Umrzeć chyba. To już pewniejsze.
Podeszłam do niego szybko i padłam na kolana.
- Zayn- chwyciłam jego twarz w dłonie i uniosłam- jestem...
- Okłamałaś mnie- powiedział słabo i odwrócił głowę.
Serce mi pękło.
- Przepraszam- zadrżałam czując łzy- nie chciałam. Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić.
- Ja nie chciałem skrzywdzić ciebie- mruknął nadal na mnie nie patrząc- nigdy.
- Nie rozumiem cię- przyznałam i zaczęłam zmowu płakać- mówisz, że nie chciałeś mnie skrzywdzić... więc co zrobiłeś tamtego dnia? Mówisz, że się zakochałeś, że kogoś masz, że wyjeżdżasz- pokręciłam głową rycząc jak bóbr- a potem wysyłasz mi kwiatki, których nie mam gdzie dać- i to te, które najbardziej lubię. Nie rozumiem... Jesteś tak blisko mnie, a zarazem tak daleko. Byłeś z nią?
- Nie- powiedział pewnie- nie zdradziłem cię...
- Więc tego też nie rozumiem- pokręciłam głową i zawyłam gorzko- nie rozumiem twoich słów. Tego co mówisz, tego do robisz. Tego co zrobiłeś w nocy- zacisnęłam powieki- całego ciebie nie rozumiem, Zayn...
A on spojrzał mi w oczy, swoimi mieniącymi się tęczówkami.
- Nie rozumiem, przepraszam- załkałam.
A on minimalnie zmarszczył brwi.
- Nie rozumiesz...- szepnął- nie rozumiesz, że cię kocham?No!
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...