Rozdział 4 'Pieprzony kac!'

15.7K 718 38
                                    

Budzę się, ale nie otwieram oczu. W pokoju jest cicho, ale w uszach mi piszczy. Przetaczam się na plecy i próbuję podnieść głowę, ale to nic nie daje, jest za ciężka. Matko, ile ja wczoraj wypiłam tego świństwa?! Otwieram oczy i od razu je zamykam. Jest tak jasno, że chyba oślepnę. Mrugam kilka razy i wreszcie się do tego przyzwyczajam.
Co się wczoraj działo? Pamiętam, że byłam na imprezie z moją bandą i tyle. Upiłam się, to widać jak na dłoni, ale ja prawie nigdy tyle nie chleję! Kaca miałam parę razy na całą moją pijacką karierę.
Matko, ale mam ciężką głowę.
Podnoszę się na łokciach i rozglądam. Moja sypialnia to oczywiste. Widać, że mnie tu przynieśli całkiem zalaną, bo zasłony nie zasunięte. Spojrzałam na szafkę stojącą obok biurka. Leży na niej mój telefon, klucze i tabletka razem ze stojącą obok szklanką wody.
O! I kartka!
' Byłaś zalana w trupa. Mamy nadzieje, że słoneczko ci przygrzało na powitanie, księżniczko'
Bazgroły Briana, super...
Powoli wygramoliłam się z łóżka, wzięłam tabletkę i wstałam. Szybko oparłam się ręką o ścianę. Matko, moja głowa! Już nigdy więcej nie idę z nimi pić! Mają na mnie zły wpływ! Już widzę minę Dave'a, który mówi: 'miałaś ich pilnować, a nie schlać się gorzej on nich...' Powoli zawlokłam swoje zwłoki do łazienki.
Zimny prysznic. Tylko tyle...
Nogi miałam jak z waty, kiedy wtaczałam się do kabiny. Odkręciłam kurek i momentalnie oblała mnie lodowata woda.
- Kurwa!- wrzasnęłam i podskoczyłam tak, że poślizgnęłam się i przewróciłam- kurwa po raz drugi!
Uh, jakie ja mam pojebane życie. Ale moment pełna kultura, jak to mówi moja ukochana pani profesor Jones. Tak więc, moje życie ma swoje wzloty i upadki. To jest zdecydowanie upadek. W sensie dosłownym.
Zimna woda powoli wypłukuje ten syf ze mnie. Trzęsę się, ale wytrzymam, a co tam! Wychodzę z kabiny i od razu opatulam się ręcznikiem. Matko, ale mi piździ!
Wychodzę z łazienki i otwieram szafę w sypialni. Wyciągam bieliznę, zakładam ją, a ręcznikiem, którym byłam przewiązana owijam włosy, z których dosłownie się leje. Pytanie brzmi: co ja dzisiaj na siebie ubiorę...
Wybór pada na jedne z krótkich spodenek, tym razem postrzępione czarne z ćwiekami na przednich kieszeniach. Jeszcze koszulowa tunika w kolorze bordowym i czarne sandałki na koturnie, jak zwykle bardzo wysokie.
Plan na dziś?
Skończenie projektów, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik.
A gdzie będzie się mi lepiej pracowało niż na placu budowy...
Wzięłam teczkę, przybornik, i torbę. Położyłam wszystko pod drzwiami i poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki butelkę wody i schowałam do torebki.
- Valar!- zawołałam. Kurwa, chyba jednak trochę za głośno...
Pieprzony kac!
Pies wbiegł przez drzwi prowadzące z salonu do ogrodu. Cały w ziemi
- Uh, nie możesz się opanować? Jak ja mam cię teraz zabrać na plac, idioto?!
Usiadł przede mną, a następnie położył się i zaskamlał.
Przegrałam.
Jak pojedzie ze mną to i tak się umaże, więc w sumie bez różnicy.
Wyszliśmy z domu. Włożyłam rzeczy na tylne siedzenie samochodu i sprawdziłam skrzynkę pocztową.
Jest list.
Tylko jedna osoba mogła go napisać.
W duchu skakałam jak opętana.
Jak ja go kocham.
Odpowiedź napiszę w pierwszej kolejności, kiedy przyjadę na miejsce.
Jadąc pod Grande's Apartments przekroczyłam prędkość kilka razy... um, kilkanaście razy, ale nikt nie widział, więc sza!
Zaparkowałam samochód tam, gdzie zawsze, widzę, że nikogo z 'ekipy biznesmenów' dzisiaj nie ma. Może jeszcze przyjadą...
Zabrałam swoje rzeczy, otworzyłam drzwi Valarowi i skierowałam się prosto za budynek. Ludzie, którzy pracują na tej budowie, wiedzą kim jestem, ale jestem spokojna, bo mogę im ufać. Stive i George zatrudniają tylko porządnych chłopów, więc spoko. Zewsząd słyszałam tylko 'dzień dobry' albo 'cześć'. Oni się darli skąd popadnie, z dachu, z ogrodu, z okien, a ja im wszystkim machałam i odkrzykiwałam. Lubię tych ludzi, nie żeby coś, ale to naprawdę porządni goście. Przynajmniej wiem, że moje pieniądze za tą robotę trafią do tego, do kogo trzeba. Weszłam do ogrodu i zamarłam.
Matko, ale tu pięknie!
Wszędzie przyziemne tarasy połączone płytowymi chodnikami, między którymi piętrzyły się niskie małe wysepki, na których były kolejne tarasy. Chodniki otoczone białymi kamyczkami, w których ostatnio kopał Valar, ale dzisiaj nie ma po tym śladu. Właśnie, będę musiała go przypilnować, żeby nie spaprał roboty. Wracając... Rzędem przy głównym chodniku, biegnącym po środku ogrodu posadzono sprowadzane specjalnie palmy. Są ogromne. Na początku cholernie się bałam, że nie uda się sprowadzić, do posadzenia tak dużych drzew, ale jak widać strach był zbędny. Te palmy mają chyba z dziesięć metrów i jest ich mnóstwo, tak jak chciałam. Na tarasach panowie układają stoły i krzesła, bo część ogrodu jest połączona z restauracją. Tarasy, które są najbliżej plaży są zaopatrzone w wysokie parasole w kolorze beżowym i są otoczone większą ilością roślinności.
To mi się w cholerę podoba!
- Podoba się panience?- usłyszałam za sobą głos i szybko się odwróciłam. Stał za mną starszy mężczyzna dość wysoki, o siwych włosach, lekkim zaroście i już zmęczonych, wyblakłych niebieskich oczach. Owen. Michel Owen.
- Bardzo się podoba. A panu?- zapytałam z uśmiechem.
- Też, ma panienka wielki talent- powiedział i uśmiechnął się tak po dziadkowemu. Znaczy... gdybym miała dziadka, to byłby nim taki Owen. A właśnie... wspominałam, że projekty ogrodu to też moja robota?
- Wcale nie taki wielki, dziękuję panie Owen.
- Proszę mi mówić po prostu Owen- uśmiechnął się znowu.
- Dobrze, ale ty mi mów Ellie. Ellayna to za długie imię- wzruszyłam ramionami.
- Dobrze Ellie.
- Powiedz mi, kiedy skończycie prace wykończeniowe? Muszę zamówić ekipę, które wstawi mi meble i sprzęty, a nie wiem na kiedy. Wstępnie na przyszły tydzień, ale nie wiem czy ze wszystkim zdążymy- i tego najbardziej się boje, ale ćsss....
- Do czwartku będzie gotowe Ellie!- usłyszałam głos nad sobą. Obuje spojrzeliśmy w górę. Z okna na trzecim piętrze wychylała się głowa Maxa, kolejnego robotnika. Jest młodszy od Owena, ma jakoś z trzydzieści pięć lat.
- Hej Max!- pomachałam mu- jesteś pewien, że zdążycie? Sporo tego jeszcze.
- Nie przejmuj się mała, zdążymy. Możesz spoko zamawiać meble i całą resztę.
- Najpierw ekipa, która mi to wszystko wniesie i ustawi tak jak to ma być- westchnęłam.
Z wykończeniem wnętrz, będzie najwięcej roboty, bo tym muszę zająć się w miarę możliwości sama. Muszę koordynować robotę w oparciu o szczegółowe projekty każdego z pomieszczeń. To będzie spore zamieszanie, bo wszystko musi być ściśle dopasowane do projektów. Na przykład meble, które mają być na piętrze drugim nie mogą przez przypadek trafić na piętro jedenaste, bo nie będzie to grało kolorystycznie.
- Ale po co ci ekipa?!- zapytał z okna Max- przecież my ci to pomalujemy i wniesiemy! Po co masz niepotrzebnie załatwiać kogoś nowego?!- matko, ale on wrzeszczy...- panowie zebranie!- krzyknął.
Że co?
- Gdzie?!- odpowiedział mu jeszcze głośniejszy zbiorowy wrzask, aż się skrzywiłam.
- Przy wejściu do ogrodu!- odkrzyknął Max.
Nie minęła chwila, a ze wszystkich zakątków, z okien, z drzwi balkonowych, zaczęli wyłazić ludzie. Zsuwali się po linach, schodzili po drabinach, nawet z samej góry dźwigu budowlanego schodzili. Tak czy siak, w minutę byłam otoczona chyba z pięćdziesięcioma osobami. Skąd ich tu kurde tyle?!
- Panowie, jest sprawa!- krzyknął z okna Max- Ellie potrzebuje ekipy, która wstawi jej do środka meble i resztę niepotrzebnego badziewia...
- Ej! To jest bardzo potrzebne!- oburzyłam się.
- No dobrze, bardzo potrzebnego, niezbędnego badziewia! Tak lepiej?!
- Tak- pokiwałam głową i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- No, to pytanie brzmi, czy pomożemy jej to wszystko wtaszczyć na górę!
Zewsząd słyszałam pomruki 'tak', 'jasne', 'czemu nie',
- No to wygląda na to, że problem z głowy!- krzyknął.
- Na to wygląda... Dziękuję wam, serio- uśmiechnęłam się speszona. Oni tylko pokiwali głowami, powiedzieli, że nie ma sprawy i wgl i rozeszli się tam, skąd przyszli.
- Widzisz? Nie masz się o co martwić- powiedział Owen. Ale martwić o co?
- To znaczy?- zmarszczyłam brwi na jego słowa.
- Nie udawaj dziecko. Widzę co się dzieje. Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżasz uśmiechasz się do wszystkich na około, ale wiem, że coś cię gryzie. Nie ukryjesz tego- uśmiechnął się smutno.
Dobry jest, nie powiem...
- Jesteś taka sama jad Edward, wszystko widać w oczach.
Zatkało mnie...
On znał tatę?
- Znałeś mojego ojca?- uniosłam wysoko brwi w zdziwieniu.
- Tak- pokiwał głową- widzę, że jesteś zdziwiona, masz prawo o tym nie wiedzieć- westchnął i spojrzał na rozlany przed nami ocean. Odruchowo przeniosłam wzrok w to samo miejsce.
- Poznałem Edwarda, kiedy miałem czternaście lat. Przeprowadziłem się razem z rodzicami z Francji.
- Mieszkałeś we Francji? Znasz Francuski?- zapytałam oniemiała.
Nie wygląda na takiego.
- Permettez que je me présente, je m'appelle Michel Owen*- powiedział płynnym francuskim, a mnie zgięło. Nie wierzę! Ale co, nie będę gorsza przecież!
- Enchanté de faire votre connaissance**- uśmiechnęłam się, widząc jak na jego twarzy maluje się zdziwienie, takie jak u mnie przed chwilą.
- No no, widzę, że panienka zna mój ojczysty język.
- Tak. W tym roku kończę kurs- wyjaśniłam- ale zastanawia mnie jedno. Masz amerykańskie nazwisko, dlaczego?
- Po dziadku. Moi dziadkowie pochodzili z Californi. Przeprowadzili się do Paryża przed urodzinami mojego ojca. Ja wróciłem tutaj mając niecałe czternaście lat.
- Jaki... Jaki był mój tata?- zawsze chciałam to wiedzieć.
Dlaczego?
Powiem kiedy indziej...
- Edward był... - urwał i zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią- był... no w sumie to taki jak ty- spojrzał na mnie z uśmiechem.
Coś się we mnie ruszyło. W serduchu!
- Naprawdę?- przeniosłam na niego wzrok.
- Wszędzie go było pełno- uśmiechnął się na to wspomnienie- we wszystko się angażował, pamiętam, że w szkole był ulubieńcem nauczycieli, a potem wykładowców, kiedy poszliśmy na studia.
- Na studia? Studiowaliście razem?- zdziwiłam się. Myślałam, że Owen jest starszy od mojego ojca i to grubo starszy. No jak widać, wygląda jak wygląda, bo jest po prostu zmęczony i to wszystko.
- Tak- pokiwał głową- czasami mu zazdrościłem- tu się zaśmiał- wszyscy profesorowie go uwielbiali, najlepiej się uczył. Był studentem roku przez wszystkie lata. Tylko jedna baba go nie lubiła. Uczyła kultury i biznesu chyba. Jak ona to miała na nazwisko... Jenkins, Jens...
- Jones?- otworzyłam oczy szeroko- Kathreen Jones?!
- Tak- znowu się zaśmiał- a ty skąd ją znasz?
- Uczy mnie! Zasad biznesu i kultury osobistej!
- To stare babsko jeszcze uczy? Za naszych czasów była okropną zrzędą, a co dopiero teraz...
- Nie miałam o tym pojęcia... Niby skąd...
- W tej jednej rzeczy z Edwardem byliśmy równi. Nienawidziliśmy jej oboje tak samo, jak ona nas.
- To ja chyba wdałam się w ojca- pokręciłam głową- dzięki, że mi to powiedziałeś Owen.
- Do usług- skinął głową.
- Muszę wracać do pracy- westchnęłam- projekty same się nie skończą. Nie będzie wam przeszkadzało, jak rozłożę się tam na tarasie? Jest tam dość duży stół.
- Nie, nie, ale będzie hałas- ostrzegł.
- Mi to nie wadzi, spokojnie- wzruszyłam ramionami.
- To miłego dnia Ellie.
- Wzajemnie, dzięki- uśmiechnęłam się, a on zniknął wewnątrz budynku.
Valar kręcił się gdzieś nie daleko, w końcu przyszedł i położył się na tarasie obok mojego krzesła. Wyciągnęłam z teczki arkusze, które miałam poprawić, przybornik i list.
Już nie mogę się doczekać, co napisał! Szybko rozdarłam byle jak kopertę i wyciągnęłam kredowy papier.
'Cześć Sweety
Przepraszam, że tak dawno się nie odzywałem, wiesz robota. Nie chcę się usprawiedliwiać czy coś, ale naprawdę mam cholernie mało czasu. Całe dnie spędzam w biurze, nawet nie mam kiedy zjeść! Wyobrażasz to sobie?! Ja nie jem w pracy, bo nie mam kiedy! Do czego to doszło... tak czy siak wziąłem się i napisałem ten list. Cały czas uważam, że Sms'y byłyby łatwiejsze, ale w sumie to może i lepiej, że piszemy listy, bo nawet na SMS'y nie mam czasu. Serio to jest przegięcie. Firma ojca działa jak należy, to już wiesz, ale zaczyna mnie to męczyć. Wiem, że sam w to wszystko wszedłem, ale nie wiedziałem, jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić. Nawet gitara leży w kącie zakurzona bo nie mam czasu, żeby na niej zagrać. Teraz będzie, że narzekam, ale pieprzę to, muszę się wygadać, albo raczej lepiej tu pasuje wypisać... Zawsze tego chciałem Sweety, ale zaczynam myśleć, że to był chyba błąd. Nie wiem, jak to będzie w przyszłości, ale mam dość siedzenia tu samemu, kiedy cała moja rodzina jest na drugim kontynencie. Cholernie za wami tęsknię. Za wszystkimi. Nawet za Mattem, ale nie mów mu tego, bo się ode mnie nie odklei, jak się zobaczymy. Jeśli się zobaczymy... Tak, czy siak powiedz im, że za nimi tęsknię. I powiedz Dave'owi, że spłacę dług. Cały. Ale dość już o tym, bo to nudne i dołujące. Widziałem w telewizji twoje cudo. No Sweety, muszę powiedzieć, że to wygląda rewelacyjnie. Mam nadzieję, że jak kiedyś przyjadę, to apartament się dla mnie znajdzie, hmmm? Dobra, a na serio to jestem z ciebie kurewsko dumny. Nie sądziłem, że dasz sobie sama radę. Wiem, pewnie myślisz, że w ciebie nie wierzyłem, ale nie w tym rzecz. Wszystko załatwiałaś sama i udało ci się. A pamiętasz jak bardzo się tego bałaś? Wyszło świetnie! Nawet moi kumple są tym zachwyceni, zwłaszcza jeden. Nawet coś wspominał, że chce odkupić, ale już mu mówiłem, że nie da rady. Na serio musisz ich kiedyś poznać, to spoko goście. Nie tacy zajebiści jak ja, ale zawsze coś. Ale do rzeczy. Mam nadzieję, że wzięłaś sobie moją ostatnią radę do tego czegoś co nazywasz sercem i poszłaś na zakupy. Poważnie, bo jak zobaczę, że dalej masz na sobie vansy, które kupiłem ci cztery lata temu, to normalnie wyjdę z siebie. Jak się zobaczymy, mam nadzieję, że tak będzie, to dam ci to wszystko, co kupiłem dla ciebie w Londynie. No w sumie nie tylko w Londynie, bo jak jeździłem w sprawach biznesowych to też mi wpadło w ręce kilka rzeczy. No może troszeczkę więcej niż kilka, ale co tam! Tak czy siak, pamiętasz tą torebką od Louisa Vuittona? Wiesz którą, podobała ci się, a ja powiedziałem, że przecież to tylko niepotrzebny chłam... Cały czas mnie głowa boli jak o tym pomyślę. Masz za ciężką rękę. Wracając do tematu, kupiłem ci ją. Chciałem ci kupić jeszcze samochód, bo znając życie nadal jeździsz tym audi ode mnie, ale stwierdziłem, że tym zajmiemy się już jak się zobaczymy, bo nie chcę sprowadzać auta z Anglii do stanów. Ale to cię i tak nie ominie. Myślałem ostatnio nad tym wszystkim. Wiesz, nad firmą, biznesem, nawet nad sobą. Nie wiem, czy zrobiłem wszystko tak jak miało być, tak jak planowałem. Czuję się dziwnie pusty. Może to dlatego, że nie ma ciebie przy mnie, nie wiem. Coraz częściej łapię się nad tym, że wszystko robię machinalnie, obojętnie. Zawsze chciałem prowadzić firmę po tacie, zawsze do tego dążyłem, wiesz przecież. Ale teraz mam wrażenie, że to nie jest to czego naprawdę potrzebowałem. Mówiłem poważnie, że zastanawiałem się nad zwinięciem tego interesu. Ale wtedy zawiódłbym tatę, Dave'e, chłopaków i ciebie. A tego nie chcę. Z drugiej strony, jeśli z tym skończę, to będę jeszcze bardziej pusty niż teraz jestem. To popieprzone wiem, ale nie umiem inaczej myśleć. Wiesz co mnie jeszcze męczy w tym całym szumie? Baby! Są okropne, serio! Łażą za mną i chcą bóg wie czego, a ja po prostu nie chcę się z nikim wiązać. Po co? Mam ciebie ♥ Ja nie wiem, jak chłopaki to wytrzymują. Nawet ich to cieszy, Harrego to już wgl... Bałem się, że jak tu przyjadę to nikt nie będzie mnie traktował poważnie, ale było na odwrót. Poznałem tych gości, zaczynali od zera jak ja. No może nie dokładnie od zera, ale stawiali pierwsze kroki w tym pojebanym świecie. Cieszę się, że ich mam, sam bym sobie nie poradził. Zwariowałbym tu! Bez ciebie i bandy. Mam nadzieję, że nikt nie wpakował się w żadne tarapaty. Mówiąc nikt, mam na myśli szczególnie ciebie. Znam cię Sweety i wiem, że potrafisz namieszać i to sporo... Ale i tak cię kocham najbardziej na świecie. A miałem pytać... jak tam na uczelni? Pani Jones dalej taka miła jak zwykle? Ta baba mi się śni po nosach, serio. Mam nadzieję, że nie dajesz jej powodu do radości. Zasady biznesu i kultury osobistej, to bardzo ważny przedmiot Sweety, nie możesz go lekceważyć! A tak poważnie to nakop jej do dupy ile się da! Niech ma baba nagrodę za spieprzenie ci reputacji na uczelni. Pogadam sobie z nią, jeśli będzie okazja, obiecuję! Ale myślę, że wykładowcy wiedzą jaka ona jest i się nie czepiają, co? Wiesz, kończysz studia w tym roku musisz mieć dobrą opinię na uczelni. I jeszcze jedno, jak tam projekty? Mam nadzieję, że w porządku i nie ma problemów z realizacją. Jakby coś, to daj znać, coś się poradzi. I mam nadzieję, że nie zarywasz nocy ślęcząc nad książkami. Zdasz wszystkie końcowe sesje z palcem w nosie, na pewno. Chociaż znając ciebie to pewnie nie spisz, nie jesz, a jak już to tylko omlet. Ja nie mogę jak można w kółko jeść ten pieprzony omlet! Z resztą, co ja mogę jestem w Anglii, a ty w Californi. Chciałbym być tam z tobą Sweety. Naprawdę. Najbardziej w tym wszystkim żałuję tego, że nie ma cię obok. Przydałabyś mi się. Wtedy to całe gówno w którym teraz jestem, śmierdziałoby mniej. Ale ze mnie poeta, metafory, że hej... Żałosny jestem. Siedzę teraz w biurze i zamiast czytać te pieprzone papiery, piszę ten list i wiesz co? Nie żałuję!
Tęsknię za tobą Ellie, cholernie za tobą tęsknię...
Kocham cię ♥'
Pod spodem był jeszcze podpis, no w sumie to nie nazwę tego podpisem, bo to była tylko literka. Mała, ładna ozdobna literka 'H'. Zawsze tak robi, idiota.
Wyciągnęłam z teczki papier, pióro i zaczęłam skrobać odpowiedź.
'Ty pieprzony idioto! Nie będziesz mi kupować auta, czy ciebie pogięło! I nic nie wezmę, masz to oddać! Chociaż znając ciebie, to i tak mnie przekonasz i wyjdzie na twoje jak zawsze... Ja też tęsknię i cholernie mi ciebie brakuje. Chciałabym, żebyś tu był, ale wiem, że nie możesz, nie winię cię za to, takie życie, jak to się mówi. Pytałeś, czy wszystko gra. Tak, w porządku. Jack już nawet mówi, że chcę cię zobaczyć. To śmieszne, bo nawet cię nie widział, nie zna cię przecież. Ostatnio byłeś tu ponad trzy lata temu. Wszyscy o ciebie pytają. Dave się martwił, że się nie odzywasz. Nie myśl sobie, że ktokolwiek jest o to zły, wiedzą, że nie masz czasu i dzwonisz tylko wtedy, kiedy możesz. Nie przejmuj się, rozumiemy. Tęsknimy, ale rozumiemy. Brian ostatnio był z Mattem na wyścigach i wygrali. Zgarnęli niezłą sumkę, bo 34 tysiące. Oczywiście pamiętamy oboje czasy kiedy było więcej, wiesz za czyją sprawą. Tęsknię za tym, ale z drugiej strony to mnie odpycha, wiesz czemu. Ale dość, bo się poryczę i atrament się rozmaże. Chce powiedzieć, że masz nie rezygnować, przynajmniej mi się tak wydaje. Nie chodzi o to, że zawiedziesz Dave'a, czy tatę, ja też nie mam z tym nic wspólnego, zwłaszcza ja... chodzi o to, że jak to rzucisz, to ty najbardziej na tym ucierpisz. Teraz ci się wydaje, że pisze głupoty, bo przecież to wszystko cię wkurwia i wgl, ale tak będzie. Jeśli zrezygnujesz będziesz się za to cholernie obwiniał. Myślę, że nie jest tak źle jak mówisz, gdybyś nie wyjechał, nie poznałbyś tych swoich znajomych. Cieszę się, że masz kogoś z kim możesz normalnie pogadać. Mam tylko nadzieję, że mnie nie zdradzisz. Nie no żartuję. A co do tych lasek, to olej je. Nawet powinieneś, bo ja się nie zgadzam, na żadną lafiryndę na moim miejscu! Nie no żartuję przecież. Może jednak sobie kogoś znajdziesz, ale przyznaję się otwarcie nie chce się tobą dzielić! Cała ja. Jeśli chodzi o szkołę, to masz całkowitą rację, jak zawsze. Jones się na mnie uwzięła jak jeszcze nikt! Wczoraj zatrzymała mnie na godzinę po wykładach i powiedziała, że od trzech lat nie miała tak bezczelnej studentki. Schlebia mi. Kurde, a myślałam, że lepiej być nie może. Ta baba jest okropna! Nie wiem jak chłopaki wytrzymali z nią przez te trzy lata, nie wiem, jak ja to robię! Pytałeś o projekty. Właśnie się zabieram za ostatnie poprawki. Mam nadzieje, że dzisiaj je skończę. Na budowie powiedzieli, że w czwartek wszystko będzie gotowe i można wnosić meble. Dzisiaj poniedziałek, więc muszę się streszczać, bo jeszcze do salonu meblowego muszę przecież iść. Rozmawiałam dosłownie parę minut temu z jednym z gości, co pracuje na budowie. Powiedział mi trochę o tacie, znał go! Serio się ucieszyłam! A i jeszcze coś... dowiedziałam się wczoraj, że pojawił się ktoś, kto chce odkupić Grande's Apartnents jak tylko zostaną ukończone. Wszystkie pięć, rozumiesz?! No dobra nie będę tu pisać wszystkiego, bo mi kartki braknie.
Dobrze wiesz, że za tobą tęsknię, jeszcze bardziej niż wcześniej. Pamiętaj, nie poddawaj się, będzie dobrze! Ja też bym chciała być teraz z tobą niż siedzieć tu sama. Niby mam do kogo iść, bo w Norze zawsze ktoś jest, ale tak mi jakoś ostatnio dziwnie... Dobra już nie marudzę więcej...
Ja też cię kocham ♥
Twoja Sweety'
Zgięłam list na pół i włożyłam do nowej koperty. Zawsze je przy sobie noszę. Zawiozę na pocztę, kiedy będę wracać do domu.
Czas minął zadziwiająco powoli. Siedziałam nad projektami do 18:00. Kiedy wstałam od stołu wszystko mnie bolało. Dosłownie: kręgosłup, ręce, rogi, głowa, wszystko...
Ale jest jeden plus!
Nie myślałam o Maliku!
Kurwa, znowu!
Nie, ten facet mnie przeraża, nie mogę go wywalić z głowy, pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie...
Spakowałam arkusze z powrotem do torby i pozbierałam swoje rzeczy. Nic dzisiaj nie jadłam, jak wrócę do domu, zamówię se pizze!
Podjechałam na pocztę i do pizzerii, stwierdziłam, że nie chcę mi się czekać i skoro mam po drodze to wstąpię od razu. Nie powiem, dziwnie się na mnie patrzyli, jak zamówiłam największa pizzę i dosłownie wybiegłam z nią z lokalu. Dziwna ja...
Podjechałam pod dom, wzięłam wszystkie rzeczy na raz i skierowałam się prosto do kuchni. Położyłam pizzę na stole i otworzyłam pudełko.
Ale zapachniało!
- Valar, spadaj, masz swoje żarcie!- warknęłam, kiedy oparł przednie łapy na stole. Z wielkim fochem położył się pod moimi nogami i dalej skamlał. Skończy się na tym, że będę dawać mu brzegi od pizzy. No niech ma, a co!
Już miałam się zabierać za pierwszy kawałek, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Serio?!- jęknęłam zrezygnowana. Sięgnęłam po komórkę. To Stive. Czego on chce o 19:00 wieczorem? I to jeszcze przed moją kolacją! Ja naprawdę rzadko jem kolację, a on mi jeszcze przeszkadza!
- No hej Stive. Coś się stało?
- Malik chce się z tobą spotkać.
Co kurwa?!

* Pozwoli pani, że się przedstawię, nazywam się Michel Owen.
** Bardzo mi miło pana poznać.

~*~

Witam was!

Znaczy, jeżeli ktoś tu jest :) Tak się prezentuje rozdział numer cztery :)

Piszcie coś błagam! cokolwiek. Nieważne, czy się podoba czy nie! Ja chce motywacji!!!

Trzymajcie się :)

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz