II Rozdział 46. 'Nienawidzę cię, Malik'

6.9K 593 129
                                    

Wpadłam do domu nawet nie wiem kiedy. Jak wyleciałam z jego firmy poryczana, wkurwiona, rozbita, zmiażdżona i załamana w jednym, tak nie wiem, kiedy dojechałam na Mills Street. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, kopiąc w nie przy okazji, aż Valar się zerwał.
Jak on mógł...
Wleciałam na górę, gubiąc po drodze szpilki i weszłam twardo do garderoby.
Ja mu kurwa dam porównywanie mnie do dziwki.
Nie wiem nawet, kiedy zaczęłam płakać, kiedy zdejmowałam ubrania. No po prostu zdarłam z siebie ciuchy, nie martwiąc się o to, że zniszczyłam zamek spódnicy. Stojąc nago na puszystym dywanie przed szafką z bielizną, chwilę szukałam specjalnego, czarnego kompletu. Od niego go dostałam. Wycierałam policzki cały czas, co nie dało kompletnie nic. Nie hamowałam płaczu.
Kurwa.
Cała się trzęsłam zakładając bieliznę, nawet stanika bardzo zapiąć nie mogłam. Chwyciłam w dłoń bluzkę, którą zdjęłam z ciała i jednym ruchem starłam różową szminkę z ust. Chwyciłam cienki płaszcz, czarne szpilki i zeszłam na dół, żeby następnie pojechać do jego willi.
Nie mogłam przejść z samochodu do drzwi, bo tak mi się nogi trzęsły. Dobrze, niech widzi mój samochód. Niech kurwa wie, że przyjechałam!
W kuchni napełniłam dwa kieliszki czerwonym winem.
Przechodzac przez salon do schodów, psiknęłam parę razy perfumami. Weszłam szybko do sypialni, było kilkanaście minut po dwudziestej, wiedziałam, że jeszcze go nie ma. Położyłam szkło na szafce nocnej. W łazience pomalowałam usta bordową szminką, którą u niego zostawiłam, mam nich kilka. Płaszcz zdjęłam i położyłam na fotelu przy łóżku i w samej bieliźnie i szpilkach schowałam pod poduszkę jeszcze coś.
Będzie mnie błagał, kurwa... będzie błagał na podłodze!
Podeszłam do szafki nocnej, gdzie trzyma papierosy i zapalniczkę, po czym wyszłam na balkon z używką. Skrzyżowałam ręce pod biustem i zaciągnęłam się nikotyną, czując jak dość ostry dym wypełnia moje płuca. Bardzo dawno nie paliłam. Nie mogłam zrozumieć, w dalszym ciągu to do mnie nie docierało.
Usłyszałam warkot silnika i uśmiechnęłam się do siebie samej na myśl o tym, co się będzie za chwilę działo. I z drugiej strony poczułam łzy i dosłownie ból w sercu, bo w głowie usłyszałam jaj jęki. Jak krzyczała, żeby ją przepieprzył, jak mówiła, że chce mocniej...
Gdzie jesteś, jak cię potrzebuję?!
Hej!
No odezwij się!
Kurwa...
Kroki słyszę. Wiem, że wszedł do sypialni.
- Layna?
Dotarł do mnie jego zdezorientowany głos, na co prychnęłam jedynie, przełukając płacz i skierowałam się do wejścia do sypialni.
- Już wróciłeś- odezwałam się, jedną ręką odsłaniając zasłonę i wypuściłam ostatnią partię dymu.
Odwrócił się do mnie natychmiast, a na jego twarzy zagościł pieprzony szok tysiąclecia, kiedy mnie zobaczył.
Oh, bielizna...
- Myślałam, że się nie doczekam- rzuciłam niedopałek na taras i zgniotłam butem, wchodząc do środka.
- Trochę się... zasiedziałem...- wydusił z siebie lekko spięty.
Zasiedziałem... chyba kurwa zaruchałem, bo na pewno nie siedział przy tym biurku.
- No wiem właśnie- westchnęłam i podeszłam do niego.
Cofnął się o krok.
- Nie przywitasz się?- zapytałam robiąc przy tym sztuczny uśmiech numer 3. Oh yey.
Patrzył na mnie dziwnie, był taki zagubiony i jakby niepewny. A nich se jest jaki jest i tak mu wpierdol dam.
Podeszłam do niego i chwytając za kark, przyciągnęłam do pocałunku. Chciało mi się płakać. Chciałam się na niego rzucić i oczy wydrapać. Chciałam żeby cierpiał jak ja teraz. Chciałam się odsunąć i uciec z płaczem.
Ale nie mogłam.
Odsunął się ode mnie po krótkiej chwili i... przytulił się do mnie. Po prostu mnie objął i przyciągnął do siebie, jakby to robił zawsze. Czułam przez materiał garnituru jak bardzo spięty był, kiedy zacisnęłam dłonie na marynarce.
Wdech, wydech, tu chodzi o mnie, nie o niego.
- Jesteś spięty- mruknęłam i odsunęłam się na długość ramion, a on zamknął na chwile oczy.
Oj, czyżbyś miał wyrzuty sumienia i nie wiesz jak wybrnąć? Przykro mi...
Bardzo.
- Trochę- odchrząknął i poluzował krawat, później go zdejmując. Patrzył na niego przez chwilę i westchnął głęboko, później rzucił go na łóżku jak śmieć- miałem... spotkanie- powiedział, patrząc gdzieś na bok.
Tak, z pewnością ci się nie podobało...
- Wiesz, pamiętaj, że umówiłeś się ze mną- spojrzałam na niego, przygryzając kusząco wargę- mam się czuć zazdrosna?
Nie czuję zazdrości. Jestem wściekła.
I kuszący uśmieszek numer 11!
- Nie mógłbym zapomnieć- uśmiechnął się słabo.
Czuję skurcze w brzuchu, kiedy tylko się uśmiechnie. Tak nie powinno być, chcę go nienawidzić!
Ale... kochać go też chcę...
- Cieszy mnie to- chwyciłam go za podbródek i przejechałam kciukiem po jego dolnej wardze.
Po tych słodkich ustach, którym pozwoliłam poznać każdą część mojego ciała. Które tak pokochałam...
Które dzisiaj mnie zdradziły...
On mnie zdradził.
Splotłam nasze dłonie i poprowadziłam go do łóżka, na którym usiadł, ale popchnęłam go lekko, więc padł jak długi na poduszki. Usiadłam na jego biodrach i rozpięłam górne guziki jego białej koszuli.
- Wiesz... zastanawiałam się dzisiaj nad pewnymi rzeczami- zaczęłam cichym szeptem i pochyliłam się do jego szyi.
Słodką zemstę czas zacząć...
- To znaczy?- wyrwał mu się cichy warkot, kiedy tak sobie go po szyi całowałam.
Czemu nie?
Poczułam jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach. Tak, dotykał mnie, nie poradzę nic na to, że moje ciało zareagowało.
- O tym wszystkim, co się wydarzyło między tobą, a mną- powiedziałam i zassałam skórę po prawej stronie jego szyi. Syknął cicho, wbijając palce w moje pośladki, na co jęknęłam. Wyrwało mi się, nie mogłam tego powstrzymać!
Przejechałam językiem po dość dużej pamiątce, którą zostawiłam na jego słodkiej skórze.
Zacna malikna mi wyszła, zacna...
- Powiedz mi...- zaczęłam, kiedy jego dłonie błądziły po moich udach i pośladkach- kim jestem dla ciebie?- zapytałam, calu czas smyrając go językiem.
- Wiesz kim- sapnął nisko- dobrze to wiesz...
- Powiedz mi- poprosiłam cicho, cały czas muskając opuszkami palców i ustami skórę jego szyi.
- Jesteś... jesteś moja. Jesteś moją kobietą.
Tak.
Właśnie dzisiaj mnie w tym uświadomiłeś.
- Jeszcze... powiedz mi jeszcze, Zay...- wymruczałam przy jego uchu, w tej samej chwili sięgając dłonią pod poduszkę, która leżała obok jego głowy.
- Jesteś dla mnie jedyna.
Powstrzymałam łzy.
Koniec tego.
Wyjęłam niespodziankę spod poduszki i... powoli docisnęłam do jego szyi.
Momentalnie jego ciało skamieniało, a jego dłonie zatrzymały się na mojej talii.
Oh... co strach robi z człowiekiem...
Wyprostowałam się powoli, a uśmiech zniknął z mojej twarzy, kiedy docisnęłam lufę pistoletu tuż pod jego szczękę.
- C-co ty robisz?- patrzył na mnie zszokowany i zabrał dłonie z mojego ciała.
- Chciałam, żeby powiedział kim jestem dla ciebie. Dlaczego tego nie zrobiłeś?- zapytałam obojętnie, ignorując jego pytanie.
Przemawiała przeze mnie tylko zimna obojętność...
- Layna...
- Nowszy model- weszłam mu w słowo.
W jednej chwili spiął się okropnie, zbladł, zzieleniał, a w jego oczach widziałam szok, pomieszany ze strachem, bólem i niedowierzaniem.
Oj.
- J-ja...nie...
- Powiedz mi- ponownie mu przerwałam- co mam z tobą zrobić? Bo sama już nie wiem- powoli przesunęłam lufę na jego brodę, potem policzek i skroń. Wszystko to robiłam ślamazarnie, żeby czuł bardziej.
Czułam jak jego ciało się trzęsie.
- Myślałam, że byłeś umówiony ze mną. Nie z nią- powiedziałam i wydęłam wargę, kręcąc głową, a jego wzrok powędrował w bok, jakby chciał spojrzeć na pistolet- myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy...że sobie ufamy...- mówiłam, jakbym nie rozumiała jego zachowania. Jakbym miała pięć lat.
Bo chyba naprawdę tak było, nie rozumiałam go.
- Bo wiesz... troszeczkę się rozczarowałam- powiedziałam i wstałam. Patrzyłam na niego z góry, patrzyłam jak leży na łóżku- wstań, to niekulturalne, kiedy kobieta stoi, a ty leżysz- uniosłam broń, całując w niego. Bez jakiegokolwiek zawahania.
Powoli się podniósł i chwiejnie stanął na nogach, a jego ciemniejsza karnacja, zdawała się być blada jak ściana.
- Przyjechałam do ciebie, liczyłam na miły wieczór...- pokręciłam głową- a okazało się, że miałeś gościa, Zayn- jęknęłam smutno- poczułam się... urażona, wiesz?- spojrzałam na swoje paznokcie i pokręciłam ponownie głową- myślałam, że mamy do siebie szacunek- westchnęłam teatralne.
- Posłuchaj mnie...
- Nie odzywaj się- powiedziałam zimno, pierwszy raz odkąd tu wszedł, pokazałam mu moją złość- zaufałam ci- dodałam z goryczą.
- Layna, błagam...
- Już błagasz?- przeładowałam pistolet- a ja jeszcze nie zaczęłam- zaśmiałam się kpiąco jak psychiczna- na kolana- warknęłam bez kryty żartu.
- C-co?
- Na kolana!- krzyknęłam i nacisnęłam spust, strzelając tuż obok jego głowy. Pochylił się do przodu przestraszony i natychmiast uklęknął przede mną. Kula przebiła z hukiem szklana ścianę.
- Przestań...
- Oh, nie założyłam tłumika, moment- mruknęłam jakby zdziwiona i sięgnęłam pod poduszkę po czarny tłumik, który natychmiast dokręciłał do lufy- teraz możemy rozmawiać- uśmiechnęłam się szeroko, patrząc jak spanikowany klęczy przy tym łóżku.
- Więc kontynuujemy- skinęłam głową- kim jestem dla ciebie?- uniosłam wyżej podbródek.
- Powiedziałem ci. Jestem moją jedyną.
- Ty nie masz jedynej, Malik- warknęłam głośno- ty masz dziwki. Jestem dla ciebie dziwką. Nawet nie, to za dużo powiedziane, bo jestem darmowa, jak to nazwałeś- powiedziałam.
- Posłuchaj mnie...
- To ty mnie teraz słuchasz, Malik!- podniosłam głos, oddając kolejny strzał obok jego głowy, a kula wylądowała w materacu łóżka- i nie próbuj mnie uciszyć- zagroziłam szybko.
Patrzył na mnie z bólem.
Ale... nie na mnie już jego oczy...
- Teraz mówię ja, a ty mnie słuchasz- podeszłam bliżej, stojąc przed nim w bieliźnie i z pistoletem niemal przy czole- powiem co wszystko. No... prawie wszystko.
- Layna...
- Cisza!
Kolejny strzał. W kieliszek z winem. Szkło padło na podłogę, a bordowa ciecz spaliła jego marynarkę, koszulę i pościel.
Padł na podłogę, podtrzymując się na rękach. Bał się, że dostanie.
- Pozwoliłam ci... pozwoliłam ci na wszystko, prawie cztery miesiące znajomości... pozwoliłam ci, Malik- syknęłam- a ty zerżnąłeś tą pizdę bez zastanowienia na swoim biurku!- krzyknęłam, strzelając kolejny raz, tym razem tuż pod jego nogi.
I piękna dziura w podłodze!
- Ja dałam ci wszystko- pokręciłam głową, patrząc w jego przestraszone oczy, kiedy na czworakach na tej podłodze ślęczał- wszystko, rozumiesz?- powstrzymywałam siłą drżenie głosu- całą siebie ci dałam. A po co?
Cisza.
- Po to, żeby potem stojąc pod drzwiami twojego jebanego biura, słyszeć jak o mnie mówisz? Jak to powiedziałeś... jestem nikim? Dziwką?
- Nie- pokręcił błagalnie głową- nie...
- Że nie jestem jedyną, bo przecież takie jak MY można zastąpić. Porównałeś mnie do niej, powiedziałeś, że jestem jak ona.
- Nie...
Kolejny strzał.
Dwa centymetry od prawej dłoni, opartej płasko na panelach.
Był jak pies przede mną.
- Cisza... Wiesz, zrobiłeś to bez chwili wahania. Miała co chciała i jeszcze ta twoja stanowczość... jak to było? Rozbieraj się?- uśmiechnęłam się kpiąco- a potem jak cię prosiła, żebyś dał z siebie więcej... brawo, Malik, dałeś tyle ile się dało- prychnęłam.
- Błagam cię... posłuchaj mnie...
- Nie będę cię słuchać. Posłuchałam i mam. Wiesz co mam?!
Złamane serce!
- Mam dowód. Dowód na to, że pierwsze wrażenie jest prawdziwe. Ty mnie chciałeś tylko przepieprzyć- pokręciłam głową rozczarowana- a ja głupia uwierzyłam, że to coś więcej...
- Bo to prawda- wyrzucił z siebie szybko.
- Nie, Malik- pokręciłam głową- w tobie niema prawdy. Nie wierzę w żadne twoje zapewnienie, w żadną obietnicę...
- Layna, ja...
- Nie nazywaj mnie tak!
Jeszcze jeden strzał.
- Nie odzywaj się!- kilejny- nie chcę, żebyś do mnie mówił... nie chcę cię słuchać, nie chce cię widzieć. Nie chcę, rozumiesz?!- warknęłam kolejny raz strzelając w szklaną ścianę, w której była juz ogromną dziura, bo szkło po prostu się wyłamało.
- Ale, skarbie...
- NIE! CHCIAŁAM BYĆ TWOJA! TWOJA, TAK JAK TY MÓJ!- krzyczałam- ZAUFAŁAM CI, JEBANY SKUWRYSYŃSKI CHUJU! TYM DLA MNIE JESTEŚ! CHUJEM, ROZUMIESZ?! NIE MĘŻCZYZNĄ!
Nie mogłam dłużej wytrzymać, próbować grać i panować nad sobą. Tego było za dużo.
- Wiesz, chciałam nacisnąć klamkę- powiedziałam już cicho, patrząc mu w przerażone oczy- chciałam tam wejść i spojrzeć ci w oczy, ciekawe jak byś się wtedy tłumaczył... ale to jest lepsze- pomachałam pistoletem przed jego twarzą- dużo lepsze.
Pobladł jeszcze bardziej.
- Myślałam, że chociaż przez ten czas będę dla kogoś tą jedyną. Że będę nią dla ciebie. Że ty będziesz jedynym dla mnie...
- Jestem nim- powiedział natychmiast- a ty jesteś jedyną dla mnie...
Przeładowałam kolejny raz i chwyciłam w dłoń jego policzki, wbijając mocniej paznokcie.
- Nienawidzę cię, Malik- powiedziałam z pełną powagą- wiedziałam, że decydując się na znajomość z tobą, dużo ryzykuję i będę tego żałować. Ale wiesz? Nie wiedziałam, że tak szybko- po tych słowach odwróciłam się od niego i odeszłam kilka kroków, by za chwilę ponownie wymierzyć prosto prosto w niego.
- Layna, n-nie- pokręcił błagalnie głową trzęsąc się dosłownie- obiecałaś mi... obiecałaś, że mnie nie zostawisz, obiecałaś mi, że nie znikniesz...
- Masz czelność wypominać mi cokolwiek w tej chwili?!
- Błagam cię...
- Błagaj... tyle ci zostało. Tylko błagać...- pokręciłam głową i uniosłam wyżej celownik- ostatnie słowa?
Otworzył usta powoli, jakby chciał się odezwać. Po chwili spuścił głowę i lekko nią pokręcił.
Cóż... na co ja liczyłam...
Zacisnęłam usta w wąską linię i nacisnęłam spust.
Kolejny, ostatni już szmer przebiegł przez pomieszczenie.
Opuściłam rękę, czując jak moje ciało się trzęsie. Jak ja się rozsypuję. Właśnie w tym momencie.
Patrzyłam, jak powoli unosi głowę i patrzy mi w oczy, bez życia. Jego prawa dłoń powędrowała do rany...

~*~
2

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz