III Rozdział 38. 'Mogłabyś być milsza.'

4.3K 623 235
                                    

Powiem tylko, z nie jest mi miło, kiedy czytam prywatne wiadomości, w których obraża się moją osobę.
A ja sama jestem miłą do czasu.

Siedziałam w swoim biurze, które było w trakcie remontu, nawiasem mówiąc i wpatrywałam się w ekran laptopa. Od godziny starałam się znaleźć cokolwiek o człowieku, z którym spotkałam się dzisiaj i muszę przyznać, że facet jest naprawdę dobry w dbaniu o swoje interesy i prywatność. Kiedy kilka miesięcy temu wpisałam w wyszukiwarkę Zayn Malik wyskoczyły setki zdjęć i stron internetowych z nim powiązanych. Nie było ani słowa o życiu prywatnym i ani jednego zdjęcia dajmy na to w zwykłym dresie, ale było to, co pozwolił opublikować w prasie.
A Hugo Lestone nie pozwolił na kompletnie nic.
Wszystkie odnośniki były zablokowane, zdjęcia to szare ikony, tekstu zero, nawet plotek mi było.
Westchnęłam zrezygnowana i oparłam się o skórzany fotel, stukając paznokciami o blat biurka. Cholera jasna, to nie jest możliwe żeby nic o nim nie było. To, czego nie ma w internecie nie istnieje. Nie możliwe, żeby nikt nic o nim nie wiedział.
A cały czas broniłam się przed skorzystaniem z ostatecznej opcji.
Skoro Lestone zna Dave'a, on musi znać jego. Nie ma innej opcji.
Ale nigdy o nim nie wspominał. Nigdy nic mi mówił. Utrzymywał, że nie zna nikogo ze świata biznesu.
Czyli coś jest na rzeczy.
Jedno wiedziałam napewno. Nie mogę liczyć na Mayera.
- Ellayna?- usłyszałam głos Mei, która uchyliła drzwi do mojego gabinetu w stanie rozsypki.
- Coś się stało?- zmarszczyłam brwi patrząc na nią. Wyglądała na spiętą.
- Chyba tak- mruknęła i odsunęła się- masz gościa.
A Malik spokojnym, dostojnym krokiem minął ją i wszedł do mojego biura.
Otworzyłam usta patrząc na niego.
- Nie tego się spodziewałem- stwierdził stając po środku i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Życzy pan sobie kawy?- zapytała cicho Mei, więc spojrzał na​ nią.
Spuściła wzrok.
- Latte dwa razy zrób- odezwałam się szybko, a ona uśmiechnęła się do mnie wdzięcznie i wyszła cicho zamykając drzwi- co ty tu robisz?- wypaliłam natychmiast i skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Najpierw należy przywitać gościa, nie sądzisz?- uniósł brwi.
- Nie- rzuciłam kąśliwe.
Podszedł do biurka, położył na nim czarną aktówkę, rozpiął guzik marynarki i usiadł naprzeciwko mnie.
Zacisnęłam usta.
- Nie wyglądasz...
- Bo mam na sobie dres?- nie dałam mu dokończyć- za chwilę przyjeżdża asortyment, nie będę skręcać mebli z szpilkach i sukience.
Prawda była taka, że odkąd Harry...
Zagryzłam wargę.
Nie chciałam nosić nic innego niż spodnie. Tak czułam się dobrze i dziwnie bezpiecznie. Nie wracałam pamięcią do wydarzeń z soboty i chciałam za wszelką cenę wyrzucić to z głowy.
- Nie o to mi chodziło- powiedział spokojnie i spojrzał za szklaną ścianę.
Moje biuro jak sam stwierdził pozostawiało wiele do życzenia. Paneli na podłodze nie było, lamp też nie, wszędzie stały puszki z farbą, kartony, a o prawej stronie duża rozłożona drabina.
Mei weszła do środka z tacą i dwiema szklankami kawy. Sama miała na sobie jeansy i koszulkę.
- Dziękuję- powiedział Malik, a ona skinęła głową i spojrzała na mnie.
- Alan i David odbierają właśnie ostatnią dostawę.
- Mam do nich iść?- chciałam odnieść się z miejsca, ale pokręciła głową.
- Nie, nie trzeba. Zaczniemy już malować- powiedziała, a ja tylko pokiwałam głową i znów oparłam się o fotel.
- Jesteś blada- powiedział, kiedy dziewczyna wyszła.
Spojrzałam na niego jak na kretyna.
- Mów co masz mówić i wyjdź. Mam swoją robotę.
- Mogłabyś być milsza- zauważył- przez wzgląd na nasza znajomość.
Zacisnęłam usta w wąską linię i uniosłam podbródek zaciskając dłonie w pięści. Paznokcia wbijały mi się w skórę dłoni.
Skurwysyn jebany.
- Mów czego chcesz- powiedziałam​ trzęsąc się ze złości.
I żalu.
- Hugo Lestone- powiedział i oparł ręce o blat biurka- co ci mówi to nazwisko?- uniósł brwi.
- Byłam dzisiaj z nim na spotkaniu- powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiem- powiedział luźno ma co zmarszczyłam brwi- o czym z nim rozmawiałaś?
- A twoja to sprawa?- prychnęłam- w ogóle czego chcesz?
- Prawdy. Przesunął termin realizacji przetargu o ponad miesiąc. Chcę wiedzieć co masz z tym wspólnego.
- Żebym to jeszcze widziała- przewróciła oczami- Malik, widziałam go pierwszy raz na oczy. Nie wiem nawet kim jest, no w necie nie ma o nim ani pół słowa. Nie mam pojęcia skąd mnie zna. I skąd tyle o mnie wie.
Zmróżył oczy.
Nawet nie wiedziałam czemu z nim rozmawiam.
- Nie przyjechałem do ciebie bez celu- powiedział w końcu.
- Oczywiście, że nie. Zawsze masz we mnie jakiś cel.
Albo penisa.
Spadaj.
- Mam propozycję.
Znowu?
Daj mu skończyć.
A ty co? Adwokat?
- Słucham.
- Jestem u ciebie jako klient. Chcę złożyć zamówienie na projekt domu.
- Kpisz sobie ze mnie?- zaśmiałam się- przecież masz świetnie prosperującą firmę architektoniczną. Czego chcesz od mojej?
- Nie tyle od twojej firmy, a od ciebie konkretnie- sprostował, a mnie cofnęło- Mam dziesiątki architektów. Ale żaden nie stworzy mi projektu tak dobrego jak ty. Widziałem twoje projekty i wiem dobrze na co cię stać. Więc chcę, żebyś zaprojektowała dla mnie dom. Konkretniej dużą luksusową willę.
Otworzyłam usta w szoku.
Że niby ja mam zaprojektować chałupę dla niego i tej jego larwy?
Powiedz tak.
Nie.
Powiedz tak.
- Nie- rzuciłam twardo.
Zacisnął szczękę.
- Nie widzisz, że daję ci możliwość zarobienia ogromnych pieniędzy? Mój przyjaciel jest w stanie zapłacić fortunę za te plany.
Czego nie zrozumiałam tym razem przepraszam?
- O czym ty mówisz?- skrzywiłam nosem.
- Prosił mnie, bym zajął się projektami i budową jego nowego domu w Kalifornii. A ja zamiast zgłaszać to do swoich ludzi i zgarnąć kasę dla siebie, przychodzę do ciebie z tą propozycją. Doceń to.
- Bez łaski- warknęłam.
A on tak sobie upił łyk kawy. I mruknął coś pod nosem, a potem wlepił we mnie te swoje ślepia i tak patrzył i patrzył. I patrzył.
A ja co?
No też patrzyłam.
- Podejmij się tego. Proszę cię- powiedział w końcu- uwierz mi, dobrze na tym wyjdziesz...
- Nie wyszłam dobrze na niczym co mi zaproponowałeś- syknęłam i wstałam, by podejść do ściany ze szkła. Objęłam się ramionami i wlepiłam wzrok gdzieś​ w punkt przed sobą.
Ale kiedy poczułam jego zapach tuż za sobą, zesztywniałam.
- Co ty...
Zamknęłam się natychmiast, kiedy jego tors przyległ do moich pleców, a jego dłonie oparły się o szybę, zamykając mnie w pułapce.
- Odsuń się- szepnęłam chcąc zapanować nad szybko bijącym sercem.
Coś ci nie idzie.
- Nie chcę cię widzieć. Nie chcę mieć tego poczucia, że jesteś obok. A muszę cię znosić. Nie dajesz mi o sobie zapomnieć, skurwysynie- syknęłam trzęsąc cię już tylko ze złości.
- I nie dam. Przez bardzo długi czas- szepnął mi nad uchem.
A potem odsunął się i wyszedł.
Zostawiając na biurku czarną aktówkę.
*
Było już ciemno, kiedy wszyscy siedzieliśmy w holu głównym na podłodze i popijaliśmy sok pomarańczowy. Największe pomieszczenie w całej firmie, czyli to, w którym aktualnie przebywaliśmy po wizycie murarzy (którzy przekuli się przez ściany do innych pomieszczeń i postawili kilka filarów), było jeszcze większe niż wcześniej. Wszędzie leżała rozłożona folia ochronna, walały się puste puszki po farbie i oczywiście my byliśmy cali w farbie.
- Wyszło całkiem nieźle jak na Alana- stwierdziła Cloe rozglądając się- jak miał pomalować naszą kuchnię, to...- pokręciła głową- porażka.
- Hej- mruknął cicho- przecież pomalowałem tak jak chciałaś.
- Tak- przewróciła oczami- okna zamazałeś olejną farbą. Trzy dni nie mogłam ich domyć.
- Alan ma rację, wyszło naprawdę fajne- powiedziałam patrząc na świeżo pomalowane ściany- mam nadzieję, że to wszystko się opłaci. Nie chciałabym dostać odrzucenia na piśmie- pokręciłam głową.
Byłam zmęczona.
Fizycznie i psychicznie.
A jeszcze przed godziną dostałam telefon od mojego prawnika. Ruszyła sprawa z Brownem.
Kayla sięgnęła po komórkę do kieszeni i chwilę coś w niej sprawdzała.
Miałam nadzieję, że zauważy.
- Dostałam przelew.
Tak.
Zmarszczyła brwi i kiwnęła głową na Cloe. Chwilę później tamta spojrzała na mnie w szoku.
- Wysłałaś nam pieniądze- wydusiła.
A w temtaj właśnie chwil wszyscy w pośpiechu wyciągali telefony i sprawdzali konta.
- Ellayna, co to jest?- został Alan.
- Wypłata- upiłam łyk i oblizałam wargi- wynagrodzenie za pracę.
Spojrzeli na siebie zdezorientowani.
- Ale to znacznie przekracza moją pensję- powiedział David.
- Zapytam wprost- skrzyżowałam ręce pod biustem i wyprostowałam plecy.
Coś mi strzela w kręgach.
- Dlaczego żaden z was nie odezwał się słowem na temat pieniędzy? Przecież on od trzech miesięcy nie wypłacał wam wynagrodzenia.
Nie patrzyli na mnie.
- To są wasze pieniądze i macie pełne prawo się o nie upomnieć.
- Nie chcieliśmy nic od ciebie wymagać- powiedziała Mei- wiemy, że firma ma długi, a jeśli upomniany się o pieniądze wcale się nie poprawi.
- Przeciwnie- prychnęłam- chcę być uczciwa względem was, David ma utrzymać żonę w ciąży, każdy z was musi przecież za coś żyć.
- Ale to jest o wiele za dużo- pokręcił głową Alan.
- Zadośćuczynienie- wzruszyłam ramieniem- a kiedy wygram sprawę z Brownem wypłacę wam więcej.
A Kayla na kolanach przeczołgała się do mnie i objęła za szyję.
- Dziękuję- mruknęła i pocałowała mnie w policzek- naprawdę.
- Proszę proszę!
Oderwała do ode mnie jak oparzona.
Co jest?
Wszyscy spojrzeliśmy na wysoką kobietę w eleganckiej sukience i wysokich szpilkach.
Z twarzy to wyglądała na sukę.
- Co ty tu robisz?- zapytał ostro David i poniósł się z podłogi.
Hę?
- Pięknie spędzasz wieczory- prychnęła i podeszła do niego, tak jak ja.
- Kim pani jest?- zapytałam mało przyjemnym głosem.
- To matka Lily- syknął przez zęby- co tu robisz, do cholery?
- Patrzę, jak pożal się Boże mąż mojej jedynej córki spędza wieczory, zamiast zarabiać.
- Gdzie jest Lily?- zapytał twardo- miała być u ciebie.
- Wróciła do domu. Ale ty o tym nie wiesz, bo ciebie tam nie ma. Jak zawsze. Zawsze liczy się tylko praca, a nie moja córka.
- Zamknij się- syknął zły.
- Nie mów do mnie takim tonem- wymierzyła w niego placem- to, że mówisz tak do Lil...
- Nigdy- przerwał jej zimno, a jego niebieskie oczy stało się niemal granatowe- nigdy w życiu nie odezwałem się tak do mojej Lily- wycedził przez zaciśnięte zęby- nigdy, rozumiesz?
- Twojej?- prychnęła- ona nie jest twoja- zaśmiała się kpiąco- dziecko też nie.
Zbladł.
A we mnie się gotowało.
- Nie rozumiem o czym mówisz- powiedział sztywno i uniósł lekko podbródek.
A trząsł się przy tym okropnie.
- Pamiętasz, kiedy ty jak zawsze byłeś w pracy, a Liliana przyjechała do mnie ma tydzień? Był tam Stan.
Zacisnął szczękę.
- Więcej chyba tłumaczyć nie muszę- uśmiechnęła się pewnie- a trzy tygodnie później moja córka była już w ciąży. Kiedy tylko urodzi zabiorę ją do siebie. Stan się nią zajmie.
- Nie zabierzesz mi jej- powiedział cicho- nie pozwolę ci na to- pokręcił głową.
- Nie muszę. Stan czeka na mnie w samochodzie. On już to zrobił. Nie masz do niej żadnych praw.
- To moja żona...
- Niedługo, zapewniam cię- uniosła podbródek- zostawi cię, wyjdzie za Stanleya i...
- Co?
Spojrzałam w stronę drzwi, przez które właśnie wchodziła średniego wzrostu blondynka z prostymi włosami spiętymi w wysoki kucyk. Była w siódmym miesiącu ciąży, a drzwi przytrzymywał jej kto?
Malik.
W garniturze.
- Lily...- wydusił David i wyraźnie odetchnął. Jakby sama jej obecność przynosiła mu ulgę.
- Mamo co ty powiedziałaś?- zwróciła się do kobiety mierząc w nią palcem.
- Że wyjdziesz za mężczyznę, który na ciebie zasługuje, a nie za...- spojrzała na Davida- niego- rzuciła z pogardą w głosie.
A jej zielone oczy pociemniały. Brwi zmarszczyły się w gniewie.
- Ja już wyszłam za mężczyznę, który na mnie zasługuje- zacisnęła pięści- nawet gdyby nic nie robił i tak bym z nim była. Powiedziałam mu 'tak' i zdania nie zmienię do końca życia.
- Zmienisz.
Znów?
Malik odwrócił się i spojrzał na niższego od siebie blondyna, który pewnym krokiem wszedł przez szklane drzwi.
To jakoś dom schadzek, czy jak?
- Stan?- uniosła brwi dziewczyna- co ty tu robisz?
- Przyjechałem po ciebie mała. Zabieram się do siebie- powiedział wsuwając ręce do kieszeni.
David się po prostu trząsł.
Ja się dziwiłam, że jeszcze stał w miejscu.
- Co?!- krzyknęła.
- Kochanie, nie denerwuj się- doskoczyła do niej ta suka- w takim stanie nie...
- Jak mam się nie denerwować?!- krzyknęła jeszcze głośniej- jak?! Nie będziesz się wtrącać w nasze życie! Co ty sobie wyobrażasz?! Co mu nagadałaś?!- kiwnęła głowę w stronę Davida.
- Że to nie jest moje dziecko.
Powiedział to patrząc na nią. Ale jego głos był tak spokojny, ale przy tym tak pozbawiony jakichkolwiek emocji, że mi samej było źle.
Spojrzała na niego w szoku i natychmiast objęła się za brzuch.
- Że to z nim jesteś w ciąży. Że zdradziłaś mnie, kiedy byłaś na dłużej u matki.
Pokręciła głową ze łzami w oczach.
- Bo po co ukrywać cokolwiek?- zapytał ten cały jak mu tam było na imię i podszedł do niej.
Objął ją ramieniem.
A w tej chwili David rzucił się w jego stronę.
- Samuel!- krzyknęłam do najbliżej stojącego i złapałam bruneta za ramię. Sam natychmiast go przytrzymał, Alan tak samo.
- Puśćcie mnie!- krzyknął, a Stan uśmiechnął się kpiąco.
- Trzymajcie go bo przecież on go zabije!- krzyknęłam nadal spanikowana.
- Stanley, puść mnie- powiedziała Lily, kiedy ten zaczął ją prowadzić w stronę drzwi.
- Lilka, spokojnie- złapał ją za nadgarstek- zabiorę cię...
- Puszczaj kurwa!- krzyknęła na cały głos.
- Liliana- upomniała ją matka.
- Nie mów tak do mnie!- krzyknęła na nią będąc już niemal przy drzwiach- puść!
- Nie słyszałeś?
Zayn stanął zaraz za nim.
- A ty czego?- spojrzał na niego przez ramię.
- Pani prosiła, żebyś ją puścił- zauważył.
- Spierdalaj człowieku- zaśmiał się- zrobię co chcę.
- Skoro tak mówisz- wzruszył ramieniem.
I złapał go za barki, odwracając w swoją stronę. Później za szyję i przyparł do ściany.
- Puść ją- syknął, a twarz blondyna stawała się czerwona.
Pościł ją powoli.
A my puściliśmy Davida.
- I pamiętaj na przyszłość- zabrał dłonie i cofnął się o krok.
Tamten z trudem złapał oddech.
- Kiedy kobieta o coś cię prosi, masz jej słuchać.
- Spierdalaj- wydyszał trzymajac się za szyję.
A ten roześmiał się głośno.
Potem spojrzał na mnie z uśmiecham.
Chwilę później wymierzył mu z pięści w twarz.

Wszystko od was zależy. Im więcej komentarzy tym szybciej się dowiecie co sie stało :)

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz