Rozdział 5. 'Bursztyn widzę'

13.4K 695 27
                                    

- Malik chce się z tobą spotkać.
To zdanie odbijało się echem w mojej głowie, które aktualnie była puściutka i pozbawiona jakichkolwiek myśli. Chce się spotkać... jak kurwa chce się spotkać?! Nie zna mnie przecież! A może zna? Nie, nie możliwe, żeby zdobył informacje na mój temat tak szybko, nie możliwe kurwa!
- Ellie? Jesteś tam?- z tego wszystkiego wyrwał mnie głos Stive'a.
No kurwa jestem, gdzie mam być?!
- Tak, tak...- wysapałam.
Matko, gdzie oddychanie?!
- Nie odzywałaś się dobra minutę.
Naprawdę?
- Po prostu mnie... zaskoczyłeś Stive, to wszystko.
- Uwierz mi, sam jestem zaskoczony, skarbie. Spotkałem się dzisiaj z Malikiem. Byłem szczerze zdziwiony, kiedy zaproponował to spotkanie. On nie zrezygnuje Ellie.
I to mnie kurwa martwi...
- A czy on... wie...
- Nie. Nie wie, kto jest właścicielem, przynajmniej nic o tym nie wspomniał i poprosił o spotkanie właśnie w tym celu.
- Nie zgadzam się Stive- powiedziałam stanowczo.
Nie po to to wszystko było tajemnicą, żeby teraz dowiedział się tego taki Malik. Nie ważne kim jest i czego chce. To moje budynki i to ja o tom decyduje. Jeśli wyjdzie na jaw kim jestem i dowie się tego Malik, to jestem pewna, że nie długo zejdzie, aż dowie się też prasa. Mam za dużo rzeczy na głowie, żeby się użerać jeszcze z nimi...
- Mam mu przekazać, że nie chcesz się spotkać? To ryzykowne. Zacznie sam szukać informacji, a co jak co, ale on ma dojścia i znajomości dosłownie wszędzie...
Wcale mnie to kurwa nie dziwi... uh, miałam być kulturalna, a tu ciągle brzydkie słowa...
- Powiedz mu, że aktualnie nie mam czasu na spotkanie. Skoro chce rozmawiać, to na moich warunkach, niech czeka- wzruszyłam ramionami. Kit z tym, że on tego nie widzi, wolno mi.
- Dobra, tak zrobię. Nie martw się, będzie dobrze- no jakoś w to nie wierzę...
- Oczywiście, że tak- powiedziałam natychmiast i uśmiechnęłam się sztucznie sama do siebie.
- No, to tyle Ellie. Trzymaj się- westchnął.
- Pa Stive, dzięki- przerwałam połączenie i położyłam komórkę na stół.
Czemu ja?! Co, to jest tak wiele, że chcę mieć święty spokój?! Kurwa tyle jest budynków w Californi, tyle placów budowy. Apartamentowce, hotele... tego jest przecież masa! Czemu uczepił się akurat mnie? Nich się przetransportuje na kogoś innego.
Oparłam łokcie na stole i przetarłam twarz dłońmi. No Valar, możesz wpieprzyć całą pizzę. Dla mnie jest już po jedzenie na dzisiaj...
Obudziłam się punktualnie o 4:00. Po wczorajszym telefonie od Stive'a i jakże szczęśliwej wiadomości przez niego przekazanej, po prostu poszłam spać. Ni pamiętam, kiedy ostatni raz kładłam się przed 19:00, ale to tylko taki szczegół. Rano, kiedy się obudziłam, byłam wyspana i gotowa do pracy. Musiałam dzisiaj zamówić meble i sprzęty do apartamentów. Po co wstałam tak wcześnie? Proste, musze wiedzieć ile czego potrzebuję. A że wczoraj nie bardzo miałam głowę do czegokolwiek po jakże wspaniałej rozmowie telefonicznej, zrobię to teraz.
Poszłam pod prysznic, gdzie zajęło mi chwilę, bo jak co dzień się goliłam, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, i myłam włosy. Wysuszenie ich zajęło mi jakieś 20 minut, a potem poszłam do sypialni i stanęłam przed szafą. Wyciągnęłam jasno różowy komplet bielizny i od razu go założyłam. Potem wróciłam się do łazienki, żeby odwiesić na swoje miejsce ręcznik i z powrotem do sypialni. Założyłam czarne legginsy i zwiewną, cienką koszulę w kolorze pudrowego różu. Podwinęłam rękawy do łokci i zapięłam guziki pod samą szyję. Do tego założyłam gruby złoty łańcuch i wsunęłam pod kołnierzyk. Włosy tradycyjnie spięłam w koka nie musze mówić czemu. Pomalowałam rzęsy i obejrzałam się w lustrze, które zajmuje jedne drzwi mojej szafy. No... ujdzie w tłoku.
Po ogarnięciu się, czyli po jakiejś godzinie, siedziałam przy biurko w sypialni i przeliczałam to całe badziewie. No nie powiem, wyszło tego trochę. Nawet więcej niż trochę... Po dokładnej i jakże wgłębnej analizie zostało tylko jechać do salonu meblowego i złożyć zamówienia.
Ale jest jeszcze coś.
Sprzęty elektroniczne.
I tu pojawił się problem, przynajmniej dla mnie...
Moje apartamentowce mają byś na najwyższym poziomie. W sensie dosłownym. Wszystko co w nich jest musi być z najwyższej półki. Nawet farba na ścianach. A kto ma najlepszej jakości sprzęty elektroniczne na rynku?
Zgadza się.
Malik.
*
Jestem padnięta!
Nigdy więcej nie idę do żadnego sklepu. Słowo daję, nie czuje nóg. A te różowe, wysokie koturny na pewno w tej chwili nie pomagają! Najpierw pojechałam do największego sklepu z wyposażeniem wnętrz. Spędziłam tam bite sześć godzin. Sześć godzin, których nikt mi nigdy nie zwróci. Wybrałam meble, dywany, lampy, zasłony, firanki, Nawet pieprzone poduszki ozdobne na kanapy. Tak czy siak, wyjechałam stamtąd po 14:00 i pojechałam do jednego ze sklepów tego dupka, żeby złożyć zamówienie.
Zatkało mnie.
Zaparkowałam pod olbrzymim budynkiem, który przypominał wielką halę. Z trudem wgl znalazłam to jedno miejsce parkingowe. Nie żeby parking był mały, czy coś, ale tu było chyba z tysiąc aut! Nie dziwie się, że facet tonie w kasie... Wracając... weszłam do sklepu i przystanęłam. Serio, wrosłam w podłogę! Przede mną rozciągała się ogromne powierzchnia gdzie łazili ludzie i szukali tego czego chcą. Co ludzie wyglądali tu jak pieprzone mrówki! A ja teraz byłam jedna z nich. To miejsce jest ogromne. Nigdy nie widziałam tak wielkiego sklepu, a uwierzcie to samo myślałam kilka godzin wcześniej, kiedy wchodziłam do salonu kupić meble. Zaczęłam się rozglądać za kimkolwiek, kto byłby w stanie mi pomóc przy wyborze, ale kiedy napotkałam wzrokiem osobę w czarnym uniformie z naszywką ze złotym M, stwierdziłam, że to nie ma sensu. Wszyscy byli otoczeni ludźmi tak, że nie bardzo było ich widać. Koniec końców musiałam szukać sama. I znalazłam. Cztery godziny to trwało, ale znalazłam. Spisałam dokładnie wszystko i teraz zostało tylko to zamówić. Jakieś pół godziny zajęło mi znalezienie w tym tłumie punktu obsługi klienta, gdzie mogłabym złożyć zamówienie na cokolwiek. Kiedy już to zrobiłam stałam w kilometrowej kolejce.
Skąd tu tyle ludzi?! Mnożą się, czy jak? Nie maja co robić, tylko kupować u Malika? W sumie, to skoro ich stać to proszę bardzo. Ale widać, że biedni nie są, skoro kupują za jednym razem trzy telewizory. Dokładnie tak było. Zaczepiłam wzrok na jednej parze, to chyba małżeństwo. Podeszli do kasy, za nimi dwóch facetów, którzy taszczyli ogromne pudła. Kasjerka dosłownie wywaliła gały na stół, kiedy to zobaczyła, a z kolei ta baba i jej facet nadymali się jak pawie.
No uważaj, bo ci te silikonowe cycki pękną...
To dobre, oni trzy telewizory biorą i myślą, że tacy fajni, bo bogaci. Chcecie zobaczyć moją listę? To wam szczeny opadną.
Przecież ja na tym zbankrutuję...
Dwie godziny później, kiedy wreszcie byłą moja kolej chciałam skakać ze szczęścia, ale nogi tak cholernie bolały, że sobie darowałam. Podeszłam do stolika, gdzie siedziała szczupła brunetka ze sztucznym uśmiechem. No w sumie to się jej nie dziwię, użerać się cały dzień z taką banda rozwydrzonych bachorów, to dopiero coś...
- Witam, w czym mogę pomóc?- zapytała dalej z tym fałszywym bananem na twarzy, ale widziałam, że nie robi tego dlatego, że ma wyjebane, tylko jest po prostu zmęczona. Zal mi jej, wiem jak to jest.
- Chciałam złożyć zamówienie- powiedziałam, a ona pokiwała głową.
- Tak, oczywiście- dalej się uśmiechała, pewnie oni tu tak muszą. Zamrugała kilka razy i potarła dłonią skroń. Świetnie, jeszcze ból głowy. Wyciągnęłam z torebki tabletki przeciwbólowe o butelkę wody. Nie miałam czasu się z niej napić, więc jest spoko.
- Proszę- położyłam to przed nią, a jej oczy znacznie się poszerzyły- tobie bardziej się przyda- uśmiechnęłam się.
- D-dziękuje, a-ale nie m-mogę- matko, ale ona się jaka! Boi się czy co?
- Możesz, a nawet powinnaś- powiedziałam stanowczo.
- Jeśli mój szef się dowie to...
- Nie dowie się, a nawet jeśli, to ja już sobie z nim pogadam.
I tak mam to zrobić, więc co za różnica...
- Jadłaś coś dzisiaj?- zapytałam, a ona pokręciła głową na nie. Kurwa- poczekaj, mam snikersy w torebce- zaczęłam grzebać w torbie, aż znalazłam. Zawsze je przy sobie noszę. Położyłam trzy na stole i spojrzałam na nią. Patrzyłam na mnie oniemiała i nie uszyła się.
- J-ja ... ja nie mogę.
- Możesz- powiedziałam- nie chcę, żebyś zasłabła, a z tego co widzę, to niewiele do tego brakuje. Najpierw zjedz, a potem weź ta...
- Ej! Co to ma być?! Ja tu czekam!- usłyszałam głos za sobą na co momentalnie odwróciłam się wkurwiona.
- A ja tu rozmawiam i bardzo proszę, póki co uprzejmie, żeby się pan zamknął!- warknęłam, a gościu wywalił na mnie oczy. Co, myśli, że skoro ma kasę, to mu wolno?
- Złożę skargę do...
- W dupie mam to, gdzie ty złożysz skargę! Skoro stałeś tyle, to poczekasz pięć minut więcej. Ja też stałam dwie godziny i nie narzekam.
Przynajmniej nie na głos, bo w duchu to... kurwa.
Odwróciłam się z powrotem do dziewczyny, która patrzyła na mnie w szoku.
- Nie przejmuj się, taka już jestem- wzruszyłam ramionami i uśmiechem- najpierw zjedz, weź tabletkę, a potem zrealizuj moje zamówienie, okej?- zapytałam, a ona pokiwała głową- no to świetnie, tu wszystko napisałam- podałam jaj kartkę A4 z dokładnymi numerami sprzętów, a jej oczy znowu się powiększyły. Chwila minęła zanim wszystko przeczytała. No i oczy wyszły na wierzch.
Jak piłki golfowe!
- A-ale to jest zamówienie na jakiś m-miliom dolarów, a może nawet więcej...
No przepraszam bardzo, co ja poradzę jak w każdym apartamencie ma byś lodówka, pralka, zmywarka, telewizor, kino domowe i cała reszta badziewia, które jest absolutnie potrzebne i to wszystko od Malika... Nic.
- Tak wiem, dlatego proszę o fakturę na to zamówienie. A i jeszcze o transport. To będzie na...- urwałam i spojrzałam na kalendarz w telefonie- na piątego czerwca. Nie ten piątek, tylko następny. A to jest adres- pochyliłam się nad biurkiem i podsunęłam jej małą karteczkę, którą wcześniej przygotowałam- liczę na dyskrecję- szepnęłam.
- Tak, oczywiście- zmarszczyła brwi. Jeszcze nie wie o co chodzi.
- Miłego dnia Emma- przeczytałam imię z plakietki i uśmiechnęłam się- powodzenia.
- Dziękuje- tym razem jej uśmiech był szczery.
Wyszłam z budynku z jedną myślą.
Do domu!
Serio, padam na twarz i jestem cholernie głodna. Przecież wczorajsza pizze zjadł mój pies. Przeszłam na parking. Jak ja tu przepraszam znajdę mój samochód?! Wprost wspaniale! Byłam zła, wściekła i wkurwiona. Jak można pozwolić na to, żeby pracownik dosłownie padał w pracy?! Jak?! Malik to jednak skończony krety. Nie, żebym kiedykolwiek miała na jego temat inne zdanie, po prostu utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Schodziłam po dużych, szerokich i niewysokich schodach, szukając kluczy do auta w torebce. Zeszłam z ostatniego stopnia i skręciłam w prawo.
Parking VIP. No, ci to nie muszą się martwić, że dla nich miejsca nie starczy, albo, że nie znajda auta.
Wpadłam na kogoś. Kogoś, kto właśnie wysiadał z pieprzonego Range Rovera. Moje autko to przy nim karaluch!
- Uważaj jak chodzisz!- warknęłam w jego stronę, nawet na niego nie patrząc.
Maniery pierwsza klasa, co nie?
No przecież jestem kulturalna, nie przeklęłam!
Chciałam odejść, ale poczułam uścisk na nadgarstku.
Kurwa za blisko!
I kultura mentalna poszła się jebać...
- To pani na mnie wpadła, nie ja na panią- usłyszałam głos za plecami, na który skamieniałam.
Wczorajszy wieczór.
Dach klubu.
O matko!
Ale ten głos brzmi jakoś... inaczej? Chyba?
Nie odwróciłam się do niego, bałam się.
- W takim razie przepraszam, a teraz mnie puść!- warknęłam dalej się nie odwracając.
- Mam wrażenie, że pani słowa w stosunku do mnie nie są szczere- cały czas mówił spokojnie, a mnie w brzuchu skręcało na ten głos. Taki... Głęboki.
I te maniery...
- Gratuluje, punkt za spostrzegawczość- odwróciłam się i to mój kurwa błąd.
Pierwsze co mój wzrok napotkał to czarna marynarka i biała koszula zapięta pod sam kołnierzyk. Stwierdzam brak krawata.
Znowu wstrzymuję oddech, co się ze mną dzieje?!
Chciałam odetchnąć i wtedy owiał mnie ten sam słodki zapach. Uwielbiam takie perfumy no! Powoli podniosłą mgłowe wyżej, wydawało mi się, że to trwało lata świetlne. Otworzyłam lekko usta ze zdumienia.
Bursztyn widzę...
Dwie nienaturalnie piękne tęczówki w kolorze ciemnego bursztynu wpatrywały się w moje niebieskie. Widziałam w nich pewność siebie i satysfakcję i ... coś dziwnego, nie wiem co. Idziemu dalej. Dobrze zarysowana linia szczęki, policzki pokryte lekkim zarostem, pełna usta, których lewy kącik uniesiony był lekko do góry.
Aż by się je chciało całować... yyy nie. Nie chciało!
Potem znowu te cudne oczy, gęste czarne brwi teraz lekko zmarszczone i o matko!
Czarne, hebanowe włosy zaczesane lekko do tyłu, ale nie tak porządnie i sztywno. Jeden kosmyk opadał na czoło, aż miałam chętkę poprawić go tak, by był razem z resztą, ale on tak chyba ma być z resztą... przecież bym tego nie zrobiła! A tak na marginesie... uwielbiam jak facet ma czarne włosy! No kocham no!
Dobra koniec obczajania.
Błagam, niech mnie nie pamięta. Może się upił tak samo jak ja i też ma zamazany obraz z wczoraj. O tak!
- Mówiłem, że spotkamy się szybciej niż sądzisz, skarbie- uśmiechnął się pod nosem.
Kurwa!
Jednak pamięta.
To nie zmienia faktu, że nadal mnie trzyma za nadgarstek, a ja bardzo nie lubię jak ktoś narusza moja przestrzeń osobistą!
- Puść mnie- warknęłam po raz kolejny.
- A ty znowu to samo- pokręcił głowa z politowaniem- mówiłam ci, że się jeszcze spotkamy, powinnaś to potraktować poważnie.
- A ty powinieneś potraktować poważnie to, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego!
- Zmienisz zdanie- powiedział pewnie.
- Pieprz się!- zaczęłam się z nim szarpać.
- Z tobą? Nawet tu i teraz, skarbie- podniosłam na niego wzrok. Kurwa jego oczy są prawie tak samo czarne jak jego włosy. Zesztywniałam.
- Ja nie żartuję- dodał z uśmiechem, a ja skamieniała na chwilę jeszcze bardziej.
- Ja też nie- odgryzłam się. Brzmiało to dziwnie...
- W kwestii pieprzenie się ze mną?
- W kwestii tego, żebyś mnie do cholery jasnej puścił!
- Po co te nerwy, skarbie? Wczoraj tak ładnie mnie prosiłaś, a teraz?
- Puszczaj popaprańcu!- wydarłam się. Niech mnie usłyszą, a co!
- O, to pamiętam- uśmiechnął się jeszcze bardziej.
No uśmiech to ma piękny....yyy co?
- Jak masz na imię, skarbie?- dlaczego czuje się jak dziwka jak mnie tak nazywa?
- Nie twój pieprzony interes. I nie mów do mnie 'skarbie'- warknęłam ponownie.
- Dlaczego, skarbie?
No walnę go zaraz!
- Przefasonuję ci twarz, jak jeszcze raz mnie tak nazwiesz!
- Grozisz mi, skarbie?- zakpił wyraźnie rozbawiony. No tego kurwa za wiele.
Zamachnęłam się druga ręką, żeby go spoliczkować, ale był szybszy i teraz trzyma moje obie ręce za nadgarstki. Świetnie!
- Puść mnie!
- Nie wierze, że to zrobiłaś- powiedział zażenowany.
- Nie wierzysz w to, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego?
- To też- skinął głową- jesteś pierwszą kobietą, która podniosłą na mnie rękę- powiedział z ... podziwem? Nie. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie jakoś... inaczej.
- Patrz jaki zaszczyt cię spotkał- uśmiechnęłam się sztucznie- puszczaj!- zaczęłam się szarpać. To było zdecydowanie za wiele jak na mnie. Nie lubię, bardzo nie lubię jak jakiś facet zanadto się do mnie przystawia, a on w ciągu dwóch minut przekroczył wszystkie bariery. Ja nie chcę tu być!
Spuściłam wzrok i wzięłam głęboki wdech. Na serio jestem zmęczona i jeszcze to? Niech mi jeszcze Stive dzisiaj zadzwoni, że Malik chce się spotkać. No chyba mu do dupy nakopię!
- Posłuchaj, mam dość na dzisiaj. Daj mi święty spokój, co? Proszę- powiedziałam już nie wściekła, ale po prostu zmęczona. Jak mnie zaraz nie puści to zemdleję, musze coś zjeść.
Podniosłam na niego wzrok. Już się nie uśmiechał tylko przyglądał się mojej twarzy.
- Blada jesteś- stwierdził z jakby niepokojem. Ja blada? To na serio kurwa źle ze mną. Ale chwila. On się troszczy?
- Dziwisz się?- prychnęłam cicho z bezsilności. Nie miałam siły się z nim szarpać, więc po prostu odpuściłam. Stałam jak słup, a on po prostu trzymał moje nadgarstki- Jestem na nogach od czwartej. Pół dnia spędziłam w tym salonie i daję słowo, że jedyna rzecz o jakiej teraz marze to łóżko- otworzył usta, żeby coś powiedzieć- nie, nie o to mi chodzi- westchnęłam- chcę wrócić do domu, zrobić sobie tosty i po prostu iść spać. Poza tym dochodzi 19:00, a ja jeszcze nic dzisiaj nie jadłam- nagle mnie olśniło- Po co ja ci to mówię?- zmarszczyłam brwi i spojrzałam gdzieś w bok. - Nieważne. Tak więc, proszę- dałam nacisk na to słowo- puść mnie i pozwól iść do domu- szarpnęłam lekko, ale bez problemu mnie puścił, co mnie zdziwiło. Szczerze zdziwiło.
- Odwiozę cię- zaproponował, a mnie zatkało. Co?
- Dlaczego? – zapytałam przeciągle kompletnie zbita z pantałyku.
- Nie chcę, żebyś tutaj zemdlała, a z tego co widzę, to nie dużo brakuje- odparł.
Dziwne. To samo ja powiedziałam Emmie chwilę temu.
- Dzięki, nie trzeba przyjechałam samochodem. Nie wiem jeszcze gdzie jest, ale jakoś go znajdę- rozejrzałam się po parkingu. Poprawiłam torebkę na ramieniu i chciałam odejść.
- I tak się dowiem, jak masz na imię- usłyszałam na co podniosłam wzrok.
- Nie obchodzi mnie to- westchnęłam zrezygnowana- życzę miłego dnia. Oby był lepszy niż mój- powiedziałam i odwróciłam się aby odejść. W pewnej chwili naszło mnie, żeby się obejrzeć, ale togo nie zrobiłam.
Po godzinie szukania znalazłam mój samochód i pojechałam do domu. Mam serdecznie dość na dzisiaj, a to dopiero początek. Muszę jutro lecieć do San Francisco i zahaczyć po drodze o Santa Barbara. Tam są dwa z pięciu hoteli. Trzeba zatwierdzić projekty wewnętrzne apartamentowców.
Zaparkowałam na podjeździe i ruszyłam do drzwi. Przywitał mnie Valar, jak zwykle, ale byłam zbyt zmęczona, żeby poświęcić mu chwilę uwagi. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej sok pomarańczowy i wypiłam na raz chyba z pół kartonu. Matko, jak dobrze.
Dzwoni telefon. Stive. No nie...
- Halo?
- Cześć maluchu...
- Tylko mi nie mów, że Malik chce się spotkać- jęknęłam.
Błagam nie!
- Trafiłaś w sedno, skarbie- westchnął.
Kurwa, wypaplałam.
Nie wiem czemu, ale ciary mnie przeszły, kiedy powiedział do mnie 'skarbie'. To przez tego idiotę!
- Uh, kiedy i gdzie, chcę to mieć z głowy.
- Nawet teraz- zaśmiał się Stive. No mi nie bardzo do śmiechu! Miałam jeść kolację!
- Świetnie. Gdzie?- krótko, zwięźle i na temat.
- W jego biurze? Czy wolisz na neutralnym gruncie?
- Może być u niego wisi mi to szczerze mówiąc. A skąd wiesz, że chce się spotkać?
- Właśnie się z nim widziałem. Byłem w jednym z jego sklepów.
O patrzcie jaki zbieg okoliczności!
- I dalej jest gdzieś obok ciebie?
- Pojechał do biura, bo ma coś jeszcze do załatwienia. Powiedział, że jeśli chcesz to możesz nawet teraz przyjść. Oczywiście dalej nie wie, kto jest właścicielem.
- Dobra. Powiedz mu, że za nie całą godzinę u niego będę. Niech se poczeka.
- Dobra maluchu. Powodzenia.
- Dzięki- powiedziałam i rozłączyłam się- przyda się...
*
Podjechałam samochodem pod wysoki szklany budynek. Zaparkowałam równo koło jakiegoś BMW. W oczy rzucił mi się czarny Range Rover. Ten incydent z przed godziny zdecydowanie nie chce opuścić mojej głowy. Wysiadłam z samochodu i poprawiłam sukienkę.
Tak, ubrałam sukienkę...
Zwykle mój strój to szorty i jakaś koszulka, bo gorąco, ale na biznes też trzeba mieć ciuchy w szafie. Tak więc stoję przed wejściem do firmy w obcisłej granatowej sukience przed kolano z głębszym dekoltem i rękawkiem do łokci od Dior'a. Do tego czarne, wysokie szpilki od Louis'a Vuittona i tego samego koloru torebka od Chanel.
Nie ma co jest markowo.
Włosy spięłam jak zawsze w koka, ale tym razem starałam się bardziej. Nie chcę wyjść na nieobytą. Ma być profesjonalnie, więc jest.
Sprawdziłam godzinę na telefonie. 19:55. Równo na 20:00 będę.
Dobra idę.
Podeszłam do drzwi, które otworzył mi facet w garniaku i skierowałam się do recepcji.
Silikonowa, tleniona blondi! Supcio!
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc?- zatrzepotała rzęsami.
Rzygnę zaraz. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami i spojrzałam na nią z góry. Skoro ona jest pusta lalą, to ja się pobawię w kobietę biznesu, a co!
- Witam. Ja do pana Malika- powiedziałam, a ona wybałuszyła na mnie gały. Teraz patrzyła na mnie tak jakby chciała mnie zabić. Bier te oczy!
- Pan Malik jest zajęty...- zaczęła nienaturalnie uprzejmym tonem.
- Pan Malik mnie oczekuje- przerwałam jej ostro- nie musi go pani informować, wie, że przyjdę- powiedziałam i skierowałam się do windy. No super, tylko na które to piętro teraz. Biura dyrektorów są zwykle na samej górze. A co tam, jadem! Gdzie to tu... piętro 35? Matko ile tu tego ściany na guziki braknie!
Wjechałam na samą górę. Ding i drzwi się otworzyły. Wyszłam z windy i poszłam prostym korytarzem przed siebie. Widzę tylko jedne drzwi. To musi być tutaj! Podchodzę bliżej i widzę, że w dość dużej wnęce korytarza jest jeszcze jedno biurko.
Ale tym razem blondynka nie test tlenionym plastikiem. Brawo!
Podchodzę bliżej, a ona posyła mi delikatny uśmiech. Boże gdzieś ty się dziewczyno uchowała pośród tych hien!
- W czym mogę pomóc?- zapytała. Wydaje mi się, że jest lekko nieśmiała. Takie oczy ma dziwne. Mam fioła na punkcie oczu. Brązowych najbardziej, a ona takie ma!
- Witam, ja do pana Malika- uśmiechnęłam się szczerze. Zasłużyła.
- Tak, szef wspominał, że może tu ktoś przyjść. Proszę zapukać- wskazała głową na wielkie czarne drzwi. Spojrzałam tam gdzie pokazała. Większych już nie było.
- Dzięki- odparłam patrząc na drewnianą powłokę.
- Proszę bardzo- powiedziała i wróciła do pisania na laptopie tego czegoś co właśnie pisała.
Stanęłam przed drzwiami i jeszcze raz poprawiłam sukienkę. Zamrugałam kilka razy i zapukałam.
- Proszę!- coś dziwnie znajome to 'proszę'.
Nacisnęłam klamkę i z lekkim stresem weszłam do pomieszczenia. Biuro tego jak mu tam, było całe w czerni i bieli. Żadnego innego koloru, nic. Czarne biurko i reszta mebli, czarny sufit, podłoga i sofa z boku. Białe ściany, żyrandol i puchaty duży dywan.
Brawa dla architekta, wygląda to spoko, ale ja bym to jednak zrobiła inaczej.
A no przecież! Malik!
Ja to zawsze pierwsze się gapie na to co nie trzeba...
Stał tyłem przy szklanej ścianie przez którą wpadały promienie zachodzącego słońca. Mimo tego w pomieszczeniu było dość jasno. A no tak, żyrandol. Nie widziałam twarzy, wiem tylko, że jest wysoki dobrze zbudowany i ma czarne włosy. Znajome czarne włosy.
No nie mówcie mi tylko, że...
Odwrócił się.
Bursztyn.
Kurwa...

~*~

Dopiero wróciłam z roweru... nigdy więcej nie jadę na rowerze o tej porze, czyli 22:03, nigdy! Ciemno jak w dupie i gorzej, słowo. Ale opłacało się, McDonald's ma całkiem miłą obsługę :)

Mam dla was rozdział :) na dniach postaram się dodać coś na 'Escape (...)' żeby umilić powrót do szkoły :)

Buźka! ***

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz