- Skarbie, zdążysz, przestań panikować.
Łatwo powiedzieć!
Biegałam po apartamencie boso, w pośpiechu zakładając czarne szpilki. Zbierałam na szybko dokumenty, bo oczywiście musiałam je wyciągnąć i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Ja wariowałam, a on w spokoju stał przed lustrem i zabierał się by zawiązać krawat. Szybko poskładałam papiery z powrotem do aktówki i ogarnęłam wzrokiem stół.
Wszystko mam.
Szybko podeszłam do lustrzanej ściany, gdzie stał mulat i spojrzałam na swoje odbicie.
Miałam na sobie białą spódnicę z wysokim stanem, która sięgała mi do kolan i była piekielnie obcisła. Do tego założyłam krótką, bluzkę z rękawkiem, również w kolorze białym. Było mi widać dosłownie dwa centymetry ciała, między spódnicą, a bluzką, mam nadzieję, że nikt się nie poczuje zgorszeniy.
Poprawiłam szybko kosmyk włosów, który uciekł z splecenia, nad którym męczyłam się rano pół godziny ponad. Niski kok i w to wplątany warkocz tuż przy głowie. Takie cuś.
Usta pomalowałam jak zwykle na bordowo, podkreśliłam rzęsy tuszem i minimalnie przyciemniłam brwi.
- Hej- chwycił mnie za ramiona i odwrócił do siebie, unosząc mój podbródek. Spojrzałam w jego brązowe, przepełnione czymś dziwnym oczy i wzięłam głębszy wdech- uspokój się, cała się trzęsiesz- potarł lekko moje ramię dłonią, w której nadal trzymał krawat. Szybko chwyciłam czarny materiał na co zmarszczył brwi zdziwiony.
- Denerwuję się- westchnęłam, zakładając mu krawat przez głowę- ty masz za chwilę zebranie, jesteś przewodniczącym komisji, ale wszystko po tobie spływa- mruknęłam cicho, poprawiając biały kołnierzyk jego koszuli- jeśli dzisiaj się nie uda...
- Dlaczego od razu zakładasz, że coś pójdzie nie tak?- przerwał mi- poznałem cię jako upartą, pewną siebie kobietę, powiedz mi - gdzie ona jest?- zapytał wyzywająco, krzyżując ręce na torsie. Spuściłam wzrok i odwróciłam się od niego, obejmując się ramionami.
Dreszcze mnie przeszły.
- Nie ma- szepnęłam ledwo słyszalnie. Było mi wstyd przed nim, bo miał rację. Ja się po prostu boję, boję się pieprzonego poczucia bezradności.
Usłyszałam jak wzdycha, a potem jego ramiona powili przyciągnęły mnie do jego klatki piersiowej.
- Pognieciesz garnitur!- zaprotestowałm natychmiast.
- W dupie to mam- prychnął, mocniej mnie do ciebie przyciągając, kiedy próbowałam się odsunąć. Odpuściłam i po prostu oparłam się o jego tors, zamykając oczy.
- Która godzina?
- 11:24- powiedział patrząc na zegarek.
- Muszę iść- stwierdziłam.
- Layna, posłuchaj- przytrzymał mnie i stanął naprzeciw- powiedz mi, czego się boisz- spojrzał na mnie w tak miękki i troskliwy sposób, że się rozpływałam.
- N-nie lubię o tym mówić- zająknęłam się, spuszczając wzrok.
No oczywiście, że podniósł mój podbródek dwoma palcami.
Westchnęłam czując, że się poryczę.
Ja nie mogę przy nim beczeć!
- Bezradności- powiedziałam w końcu- tego, że jak się nie uda nic nie będę mogła zrobić. Tej litości w oczach tych, którzy na mnie patrzą, nienawidzę litości- zacisnęłam dłonie w pięści- nienawidzę tego. Nie będę umiała spojrzeć w lustro, jeśli coś pójdzie nie tak. Poświęcałam na to trzy ostatnie lata życia, Zayn nie mogę tego stracić- spojrzałam mu w oczy, kręcąc głową.
- Nie stracisz- zapewnił spokojnie- patrzysz na mnie i myślisz, że jestem opanowany, ale nie zawsze tak było, na pierwszych konferencjach, czy choćby zwykłych spotkaniach dwa razy wahałem się, czy nacisnąć klamkę- uśmiechnął się lekko- skarbie, wszystkiego trzeba się nauczyć, do wszystkiego trzeba przywyknąć. Trochę więcej wiary w siebie- chwycił moje policzki, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy.
Oczy, uśmiech, no wszystko takie idealnie słodkie!
- Będzie dobrze, tylko musisz w to uwierzyć. Zadaj sobie pytanie, czy na pewno zrobiłaś wszystko, żeby wygrać.
Zrobiłaś o wiele więcej, Sky...
- Jeśli tak, musi byś dobrze- uśmiechnął się i potarł moje policzki. Sama nawet nie wiem, kiedy przylgnąłem do jego klatki piersiowej.
Nie miałam pojęcia, że jest w stanie powiedzieć mi coś takiego.
- Dzięki, Zayn- uśmiechnęłam się i oparłam brodę o jego tors, patrząc na niego z dołu.
- Sama prawda, skarbie- objął mnie ramionami i pocałował w czoło. W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi. Zmarszczyłam brwi i szybko otworzyłam jak się okazało chłopakowi w garniturze, ale to nie był ten sam, który przyjechał na lotnisko.
- Panna Ellayna Grande?- zapytał i uśmiechnął się.
- Tak, to ja- skinęłam lekko głową.
O co chodzi?
- Proszę, to dla pani- wyciągnął dłoń i podał mi wąskie, małe, białe pudełko.
- Dziękuję- odparła zdezorientowana, zdjęłam wieczko i od razu otworzyłam szeroko oczy.
- Pierwszy po lewej, na pewno pani nie przegapi- skinął głową- życzę miłego dnia- pożegnał się i odszedł. Zamknęłam drzwi i wyjęłam z pudełka kluczyki do samochodu.
O, jest i karteczka.
- Od kogo to?- zapytał Malik i podszedł do mnie.
- 'Dokumenty w środku. Powodzenia'- przeczytałam na głos- Stive- uśmiechnęłam się- ale skąd wiedział gdzie jestem- zmarszczyłam brwi.
- Nie patrz na mnie, nie kontaktował się ze mną- pokręcił głową.
- Muszę jechać- pozbierałam dokumenty, tablet i telefon.
- Ja też. Muszę być w firmie przed 12:00- wziął swoją aktówkę- niech się szykują na awanturę, bo tego im nie odpuszczę. Jeszcze Ana cała zdenerwowana. Ja im kurwa dam zebranie komisji- warknął i odchrząknął znacząco, poprawiając marynarkę- wybacz słownictwo.
Wyszliśmy z apartamentu i windą zjechaliśmy do lobby.
I znowu się gapili!
No okropnie wręcz!
Wyszliśmy na zewnątrz i no w lewo spojrzałam, bo tak kazali.
- On sobie ze mnie żartuje- wydusiłam oniemiała, patrząc na to coś, co stało zaparkowane jako pierwsze.
- Wyłącz alarm, przekonasz się- powiedział Malik, a ja powoli wyciągnęłam przed siebie kluczyk i wcisnęłam magiczny guzik, a światła mignęły i autko zapikało.
O kurwa.
To moje!
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...