Wszystko mi się wali, wiecie?
Zbladłem natychmiast.
Ale ten sukinsyn zbladł bardziej. O ile bardziej się da.
Powoli postawił jeden mały krok w jej stronę.
- Nie podchodź- wyciągnęła rękę, a na zamarł bez ruchu- nie zbliżaj się do mnie- powiedziała, a w jej oczach znów zebrały się łzy- już nigdy więcej nie dam się się dotknąć, rozumiesz?- zadrżała.
- Nie, mówisz źle- pokręcił głową powoli- mówisz źle, kochanie...
- Nie nazywaj mnie tak!- krzyknęła- nigdy więcej! Nie chcę tego. I nie jestem twoja- powiedziała ciszej.
- Jesteś- uśmiechnął się do niej- jesteś, skarbie. Jesteś moja i nikogo innego- powiedział spokojnie, jakby kurwa chciał uspokoić psa.
Jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego o czym ona mówi.
- Nigdy nie byłam twoją kobietą. Byłam twoją zabawką. Twoim zwierzątkiem- pokręciła głową z odrazą- niczym więcej, rozumiesz? Ty nie potrafisz mieć nic więcej, nic bardziej.
- Mam ciebie. Nie potrzebuję niczego innego- pokręcił głową zdziwiony.
- Właśnie, niczego. Powinienem powiedzieć nikogo. Nie umiesz traktować mnie jak człowieka, widzisz we mnie swoje zwierzątko.
- Ale... przecież to dobrze- zmarszczył brwi- przecież zawsze było dobrze. Było ci ze mną dobrze.
- Nigdy nie było. Biłeś mnie, katowałeś. Zgwałciłeś mnie skurwysynie- syknęła ściskając mocno powieki- to nie jest ani dobre, ani normalne- spojrzała mu w oczy.
- A-ale... ja przecież...
Wyglądał tak, jakby mu się świat walił.
- Ty co? Zniszczyłeś mi życie. Zniszczyłeś wszystko, całą mnie, rozumiesz to?- zadrżała.
A on spojrzał gdzieś w bok.
- Nie rozumiesz- pokręciła głową- nie rozumiesz, bo nie widzisz w tym swojego błędu, nie widzisz nic złego. Kochałam cię- powiedziała, a z jej oczu uciekła jedna łza.
Spojrzał na nią z szokiem w swoich niebieskich tęczówkach.
- Zdziwiony?- pokręciła głową- kochałam cię. Zawsze cię kochałam. Byłeś moim bratem odkąd pamiętam. Zawsze byłeś. Nieważne, że niebiologicznym. Kochałam cię jak brata- uciekła druga łza.
Nie odezwał się.
- Ale ty nie chciałeś siostry. Chciałeś psa. Chciałeś jebanego psa!- krzyknęła dosłownie się trzęsąc.
- Kochanie, proszę cię...
- Nigdy nie wiedziałeś, jak to jest być jedynym, który jest kochany. Bo kiedy się urodziłeś, twoja matka już kochała twojego ojca. Więc nie byłeś jedyny. Po jego śmierci wyszła za mojego. I też nie byłeś jedyny. A on miał dwie córki. Dwie takie same- powiedziała.
One się kompletnie różnią.
- A ty znowu nie byłeś jedyny. Sporo czasu zajęło mi dojście do tego wszystkiego. Uwierz mi, dużo o tobie myślałam. A nie powinnam. Chciałam zapomnieć, ale nie potrafiłam. I już wiem dlaczego to robiłeś. Dlaczego to mi zrobiłeś to wszystko- w tej chwili spojrzała na nadal klęczącą na podłodze siostrę- ona nie potrzebowała miłości tak jak ja. Mimo, że była dzieckiem, kiedy zginął ojciec nie była aż tak emocjonalna. Wystarczało jej to, że byliśmy obok niej, że jej pomagałeś, że po prostu nie była sama. Ja potrzebowałam czegoś więcej. Czegoś bardziej. Potrzebował kogoś, kto będzie ze mną i dla mnie. Przy kim nie będę się bała. Kto naprawdę mimo wszystko mnie kocha. Ale ty swoją miłość do mnie chciałeś wyrazić w zły sposób. I robiłeś to. Zawsze to robiłeś- zaczęła płakać- zawsze robiłeś to, czego ja nie chciałam. A ty dobrze o tym wiedziałaś- zwróciła się do niej- widziałaś co mi robił. Wiem, że to widziałaś. Byłam twoją siostrą- pokręciła głową, starając się uspokoić- a ty o mnie zapomniałaś. Byłam dla ciebie tym czymś, zamkniętym w pokoju na dole. Niczym więcej.
Wzięła głębszy wdech, a on zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę.
- Stój- powiedziała twardo, nie patrząc na niego.
Zatrzymał się w momencie.
- I już wiem dlaczego to robiłeś- przeniosła na niego wzrok- chciałeś kochać kogoś dla siebie jedynego. Chciałeś kochać tak, jak kiedyś chciałeś jako jedyny być kochanym. Bo nigdy nie byłeś jedyny, dla swojej matki. Później też nie byłeś jedynym dzieckiem, bo kochała też nas. A ty nie wiedziałeś jak się okazuje miłość. Zrobiłeś mi to, bo w nocy widziałeś jak mój ojciec uprawia seks z twoją matką. I mówi że ją kocha. I to stało się dla Ciebie wyrazem miłości. Wiesz skąd to wiem? Bo cię widziałam. A później robiłeś mi to samo. Też jak skończyłeś mówiłeś, że mnie kochasz. Więc kiedy nie miałeś już żadnych przeszkód przed sobą chciałeś wreszcie móc kogoś pokochać jako tego jedynego. By ty nigdy nie byłeś jedyny. Chciałeś to sobie sam wynagrodzić. Bo wiedziałeś, że też będziesz wtedy dla tego kogoś jedynym. Byłeś dla mnie jedyny, Adam.
- Byłem?- wydusił, a po jego policzku spłynęły łzy.
- Byłeś. Byłeś moim ukochanym bratem. Ale nie widziałeś tego, by chciałeś kochać inaczej. Potrzebowałeś mieć to poczucie, że ktoś cię kocha. Tylko ciebie. Dlatego mnie zamknąłeś. Żebym nikogo innego już nie mogła pokochać. Mylę się?- zapytała i uniosła wyżej podbródek.
Patrzył na nią oniemiały i otarł policzki, kręcąc głową.
- Czy gdybym była szczęśliwa, uciekłabym? Zostawiłabym cię samego? Nie. Ale ja nie chciałam takiego szczęścia, jakie ty chciałeś mi dać. A ty przekonany, że dajesz mi to co najlepsze nie mogłeś tego pojąć. Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś, rozumiesz? Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym nie odpłaciła się komukolwiek za moją krzywdę. Nawet w nadmiarze. I z tobą zrobię to samo- cofnęła się o krok i przeładowana broń.
- Ellayna, nie...- odezwałem się cicho, a ona spojrzała mi w oczy.
- Ellayna ma dosyć- powiedziała i wróciła spojrzeniem do oczu swojego brata- wiesz, długo zastanawiałam się nad tym jak to jest. I wreszcie wiem. A dotarło to do mnie dzisiaj. Kiedy powiedziałaś, że już zawsze będziemy razem. Nie będziemy.
- Będziemy- pokręcił głową.
- Nie będziemy- powtórzyła uparcie- wiesz dlaczego? Bo ty kogoś potrzebujesz. Potrzebujesz mieć tą świadomością, że nie jesteś sam. Że ktoś cię kocha. A ja już cię kiedyś kochałam. I nigdy nie będę cię kochać, tak jak ty potrzebujesz. Bo nie jestem twoim zwierzątkiem. Nigdy więcej nim nie będę. Zabiorę ci to, czego potrzebujesz najbardziej. Mówisz, że masz władzę. Że możesz wszystko. To nie prawda. Bo jest ktoś, kto ma nad tobą większą władzę, a ty nawet o tym nie wiesz.
- Kto?
- Ja.
Powiedziała to zdecydowanie i w stu procentach pewnie.
- Wystarczył mój cichy płacz, a już przychodziłeś i tuliłeś mnie do siebie. Wystarczyło powiedzieć, że się ciebie boję, a zatrzymywałeś się i robiłeś wszystko żeby przekonać mnie do tego jaki dobry potrafisz dla mnie być. Wystarczyło powiedzieć, że czuję się źle, a spałeś ze mną całą noc. I to dzień w dzień. A ja w swojej chorobie myślałam, że martwisz się o mnie i naprawdę kochasz. Wiesz kto mnie naprawił?- przechyliła głowę w prawo- oni- kiwnęła na chłopaków- oni mi pokazali na czym polega miłość w rodzinie. Oni nauczyli mnie ponownie stawiać kroki i żyć. Oddychać. Być wolnym człowiekiem. Dali mi to wszystko, czego pozbawiłeś mnie ty...
- Zabiję ich.
Powiedział to trzęsąc się z bezsilności i bólu.
- Zabiję ich wszystkich- kiwnął ręką, a facet stojący za Niallem przycisnął mu lufę do szczęki.
- Nie zabijesz- powiedziała spokojnie.
- Zabiję. Zabiję ich wszystkich. I będziesz już zawsze kochała tylko mnie- powiedział drżącym głosem.
- Nigdy nie kochałam cię tak jak tego chciałeś. Wszystko co robiłam, robiłam z choroby i strachu. A ty nie zrobisz krzywdy żadnemu z nich. Wiesz dlaczego? Bo jeśli którykolwiek z nich ucierpi choćby w najmniejszym stopniu, odbiorę ci to, czego potrzebujesz do życia.
- Nie możesz odebrać mi...
- Siebie?
Zamarłem.
- Już to wiem. Już wiem co jest sensem twojego życia. Obiekt, kiedy kochasz. Obiekt, w który władowałeś swoją biedną miłość. Twoje zwierzątko. Uzależniłeś się od niego. I jeśli ci je zabiorę, zniszczę cię. Bo nie umiesz bez niego żyć- powiedziała dobitnie.
- Nie możesz...
- Mogę. Jestem panią swojego życia. Sama zadecyduję, kiedy powiem "żegnaj". A powiem.
Znów uniosła pistolet.
- Myślisz, że chcę tak żyć? Że chcę go wszystko pamiętać?- znów uleciały jej łzy- nie chcę. Nie chcę mieć w głowie ani ciebie, ani tego, co mi zrobiłeś. Nie chcę twojej chorej miłości do mnie- otarła policzki i odetchnęła- ale najpierw każesz im wejść do pokoju w piwnicy- spojrzała na jego ludzi.
Natychmiast skinął na nich.
- I zostawią tu swoje zabawki.
Położyli broń na płytkach podłogowych i schodami zeszli piętro niżej, a za nimi Brian i Matt.
- Widzisz?- uśmiechnęła się kpiąco- i kto tu ma nad kim władzę?- mruknęła, kiedy bracia Wilson wrócili do reszty.
- Nie... nie rób tego. Nie rób. Ja nie mogę bez ciebie żyć- jęknął ze łzami.
- Ależ wiem- uśmiechnęła się do niego.
Ale nie był to kpiący uśmiech.
Był... szczery.
Prawdziwy.
- Ale ja lubię się mścić- wzruszyła ramieniem- i robię to mimo wszystko- dotknęła lufą prawnej skroni i zamknęła oczy
- Nie...
- Tak.
Minęła chwila.
I padł strzał.
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...