IV Rozdział 12. 'Chodź skarbie'

4.3K 489 40
                                    

Zayn
Spięła się. Wyraźnie to widziałem, była przerażona. Patrzyła mu w oczy i nie odezwała się słowem, a wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Patrzył na nią, później spojrzał na mnie. Też nic nie powiedział, tylko uniósł nieco wyżej głowę.
- Chodź, skarbie- złapałem ją za ramię, więc przeniosła na mnie wzrok. Pokiwała głowę i zeszła po schodach, a ja za nią.
Patrzył mi w oczy.
Tak jakbym był złodziejem, którego przyłapał na kradzieży i nic nie mógł z tym zrobić. Był wściekły, ale dobrze to ukrywał.
Nie przede mną.
Za dużo czasu w biznesie.
Podszedłem do samochodu i otworzyłem jej drzwi.
A on nadal tam stał i patrzył.
- Już jest w porządku- odezwałem się, kiedy wyjechaliśmy na główną drogę, poza stare bloki.
Siedziała z głową opuszczoną i patrzyła ślepo na swoje kolana.
- Layna, błagam Cię, nie zamykaj się przede mną- westchnąłem głęboko.
Nie chciałem żeby znowu przechodziła przez etap strachu i kiwania głową.
- Przepraszam.
Wspaniale.
- Skarbie...
- Tak, wiem, mam tak nie mówić, przepraszam- schowała twarz w dłoniach i pokręciła głową- miałam tak nie mówić- powtórzyła cicho.
- Layna, nie chodzi o to, że masz nie przepraszać, bo ja tak powiedziałem. To twoje zdanie się liczy, tak? Pamiętaj, nie myśl o moich myślach, nie skupiaj się na nich.
Pokiwała głową
- Dobrze, nie będę- odezwała się.
- Ale mówisz tak, bo sama tak uważasz, czy dlatego, że myślisz, że ja chcę to usłyszeć?
Spuściła wzrok.
- Ja tylko nie chce, żebyś był na mnie zły...
- Bo boisz się, że zrobię Ci to samo co on- stwierdziłem, zaciskając palce na kierownicy.
Nie odezwała się.
Wziąłem to za 'tak'.
Do centrum handlowego dojechaliśmy w całkowitej ciszy. Zabójczej, powiedziałbym.
Zaparkowałem na podziemnym parkingu i odpuściłem samochód, by otworzyć jej drzwi. Wyciągnąłem dłoń, ale ona się nie ruszyła. Siedziała i patrzyła na swoje dłonie.
- Chodź, skarbie- odezwałem się w końcu, a ona podniosła głowę spojrzała mi w oczy. Wysunęła dłoń w moją i wysiadła, nieprzerwanie patrząc mi w oczy. Zamknąłem samochód i razem skierowaliśmy się do windy. Nacisnąłem guzik.
- Przepraszam.
Zamknąłem oczy.
- Nie mówię tego, bo się boję i myślę o tym, o czym myślisz ty. Przepraszam, bo czujesz żal i jesteś zawiedziony. Nie chciałam, żebyś pomyślał, że się ciebie boję. Albo, że porównuje Cię do Adama. Nie jest tak. Nie myślę tak.
Spojrzałam na nią.
- Kocham Cię, Zayn. Nigdy nie pomyślę o tobie źle. Przepraszam, że tak to wyszło.
Patrzyła mi w oczy i czekała aż coś powiem i miałem się odezwać, kiedy drzwi windy się rozsunęły i stanęła przed nami młoda kobieta.
- Oh- wydusiła zaskoczona i objęła nas wzrokiem.
Odsunąłem się, a ona opuściła windę i skierowała się jak myślę do swojego samochodu. Weszliśmy do środka, a ona jeszcze dwa razy się obejrzała.
- Coś mi się wydaje, że będzie wpis w Internecie- mruknąłem cicho.
- Tak?- spojrzała na mnie.
- Że byłaś ze mną w galerii. Albo ja z tobą. Nieistotne. Ze wszystkiego zrobią halo.
Opuściła wzrok.
- Nie martw się, każę zablokować- wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko wysłałem odpowiednią wiadomość do kogo trzeba.
- Dokąd chcesz iść?- zapytałem, kiedy szliśmy pasażem na samym dole.
- Jest taki duży sklep z wszystkim dla dzieciaków. Na samej górze- spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- No to idziemy- skinąłem głową- Niall mnie zabije jeśli wrócisz do domu zbyt późno.
- A jeszcze na lody- przypomina mi.
- Pamiętam- zaśmiałem się, idąc w stronę schodów.
W sklepie z zabawkami znaleźliśmy się parę minut później. Byłoby wszystko. Od rzeczy dla niemowlaków po młodzież. Powierzchnia tego sklepu była ogromna, a jako, że było późno ludzi nie stwierdzono. Tylko ja i Layna.
- Pomóc w czymś?- odezwała się kobieta przed trzydziestką i szybko skierowała się w naszą stronę.
Sztuczny uśmiech.
Sztuczne cycki.
Super.
- Um, szukam samochodu dla trzyletniego dziecka. Żeby jak najbardziej przypominał prawdziwy- powiedziała.
O, to jest genialna myśl.
- Proszę tędy- wskazała dłonią i sama udała się w stronę tego, czego szukaliśmy.
- Powiedz mi, czy Nina i Ashton wiedzą, co zamierzasz dać ich dziecku?- szepnęłam jej do ucha.
Pokręcił głową z uśmiechem.
- Nie mają pojęcia.
Aha.
*
- To bez sensu- warknęła zła, kiedy wychodziliśmy ze sklepu- pierwsza go zobaczyłam- wskazała na siebie palcem.
Zacisnęła pięści idąc w stronę schodów.
Chciała kupić wybrany przez siebie model, ale uprzedziło ją jakieś babsko.
- Gdybyś pozwoliła mi się odezwać, miałabyś ten samochód, wiesz o tym?
Przystanęła natychmiast?
- I mówisz mi to teraz?- jęknęła z irytacją.
Cieszyłem się móc widzieć ją taką. Teraz nie było w niej ani grama strachu.
- Jak już mówiłem- pochyliłem się do poziomu jej twarzy- nie dałaś mi dojść do słowa, kochanie- uśmiechnąłem się kpiąco.
Wydała wargę i przewróciła oczami.
- Chodź na lody- złapałem ją za ramię- a samochodem się nie martw.
- Ale...
- Zaufaj mi, Ashton i Nina padną jak zobaczę w czym siedzi ich dziecko- powiedziałem i wyjąłem telefon z kieszeni.
- Streszczaj się.
- Potrzebuję samochód.
- Wiem- zaśmiał się- w innej sprawie nie dzwonisz. Więc?
- Czym jeździ Ashton?- zapytałem ją cicho?
Zmarszczyła brwi.
- BMW- odpowiedziała zdezorientowana.
- Model?
- i8- przechyliła głowę w prawo- czerne.
- Wspaniale- uśmiechnąłem się- czerne BMW i8, najlepiej podświetlone na niebiesko.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Nie ma sprawy. Na kiedy?
- Jutro z samego rana.
- Nic prostszego.
Zaśmiałem się.
- Co się śmieszy?- prychnął
- Przyszły kierowca jutro kończy okrągłe trzy lata. Ale wierzę w Ciebie jak sam powiedziałeś nic prostszego.
- Kurwa.
Rozłączył się, a ja pokrevulem tylko głową, chowając telefon do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Co ty zrobiłeś?- zapytała.
- Załatwiłem bumbuma dla juniora- wzruszyłem ramionami- chodź, skarbie.
Szliśmy powoli pasażem, a Layna rozglądała się jakby czegoś szukała.
- O, tutaj chodźmy- wskazała na małą kawiarnię, gdzie siedziała tylko jedna para. Weszliśmy więc do środka i natychmiast znalazł się obok nas młody kelner.
- Mogą przyjść zamówienie?
Nie.
Nie bądź niemiły.
Złożyła zamówienie dla mnie i dla siebie oczywiście z przesadą ilością bitej śmietany.
- Dziękuję- powiedziała, kiedy postawił przed nią duży kielich napełniony bitą śmietaną po brzegi.
Lodów nie było widać.
Ja również podziękowałem, trochę mniej entuzjastyczne i wyjąłem telefon.
Layna zabrała się za jedzenie lodów i zapakowała do buzi całą łyżkę bitej śmietany.
- Uśmiech, skarbie- mruknąłem, a ona zaskoczona podniosła wzrok i uchyliła usta- pięknie- zaśmiałem się i natychmiast wysłałem do Nialla.
- Co zrobiłaś?- zmarszczyła brwi?- chcę zobaczyć, pokaż mi- wyciągnęła rękę, ale zebrałem telefon- ej, no pokaż- jęknęła i pochyliła się nad stołem.
- Usiądź, a nie pokazuj jakie to masz piękne pośladki, co? Bo ten za nami patrzy właśnie na nie i zaraz wstanę.
Usiadła natychmiast.
- Teraz już nie muszę wstawać- schowałem telefon do kieszeni, ale nie na długo, bo zaraz przyszła odpowiedź.
Nagranie głosowe.
Otworzyłem, i w tej chwili ryknął śmiech całej tej brandy.
Wytrzeszczyła oczy.
- Pokażesz mi to zdjęcie- wskazała na mnie długą łyżeczką do lodów i znów zabrała się za jedzenie.
Dziwna ta cisza.
- Alex pojechał na misję dwa miesiące przed moimi urodzinami- odezwała się cicho, kiedy skończyła.
Uniosłem wzrok.
Nie chciałam, żeby mówiła mi cokolwiek na siłę, ale nie ukrywam, że chciałbym więcej wiedzieć.
- Nie hamuj swoich pytań, Zayn- pokręciła głową patrząc na mnie- odpowiem.
- Wiem, że to nadal Cię boli, dlatego nie pytam.
Spuściła wzrok na moment, a potem oparła łokcie o blat i wyprostowała ręce.
- Był żołnierzem od dwudziestego roku życia. To była jego szósta misja.
- Ile miał lat?
- Kiedy go poznałam, miał dwadzieścia dwa- westchnęła- zawsze mówił, że... że Bóg zabiera do siebie tych, których potrzebuje. I zastanawiam się, dlaczego potrzebował akurat jego. Jego potrzebowałam wtedy ja. Może to jest egoistyczne z mojej strony, ale... nie zabiera się kogoś, kto ma dwadzieścia cztery lata.
Patrzyła na pusty kieliszek po lodach, a właśnie podszedł kelner.
- Mogę zaproponować coś jeszcze?- zapytał uprzejmie, zabierając naczynia.
- Wodę, jeśli można- powiedziała nie podnosząc wzroku ani na moment.
Patrzyła pusto na blat stolika.
- Oczywiście, zaraz podam.
- Miał przed sobą całe życie. Był szczęśliwy- uśmiechnęła się- ja nigdy nie widziałam bardziej szczerego szczęścia w jakimkolwiek innym człowieku- pokręciła lekko głową- uśmiechał się, wyglądał tak, jakby nie miał żadnych problemów, jakby wszystko szło po jego myśli. Jakby niczym się nie martwił. I właśnie dlatego był dla mnie największą zagadką jaką miałam przed sobą. I nadal mam, bo nie znalazłam rozwiązania- spojrzała mi w oczy i cicho odetchnęła- nikt z nas tak naprawdę w stu procentach nie znał Alexa. Wszyscy wiedzieliśmy jaki jest, co lubi, co robi, jak się zachowuje i jak reaguje. Ale do tego co się działo w jego głowie nikt nie miał dostępu. Ja też nie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem, że szanował swoją pracę, a z drugiej strony nią gardził. To było dziwne. Kiedyś ktoś go zapytał, jaki ma zawód, w sensie, czym się zajmuje. Wiesz co powiedział? Że jest płatnym mordercą na zlecenie Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony wiedział, że jest żołnierzem, z drugiej wiedział w lustrze człowieka, który zabija innych.
- Był wierzący?- zapytałem.
- Tak, był. Zawsze powtarzał: Bóg, honor, ojczyzna. Człowiek powinien Boga się bać, ale oddać mu szacunk- pokazała na palcu- żyć z homorem, ale mieć go przede wszystkim dla siebie by siebie nie zniszczyć- dołożyła drugi palec- i kochać ojczyznę jak swoich braci, bo bez niej nie ma rodziny- trzeci palec- tak mówił.
Rany.
- Jak go ktoś zapytał, czemu się znowu cieszy jak głupi, skoro pada deszcz, powiedział, że nie ma powodu, by się nie cieszyć. Mówił wtedy: mam rodzinę, dach nad głową, z głodu nie umieram i jestem zdrowy. Widzisz w tym powód by się nie cieszyć?
- Życiowy optymista?- uśmiechnąłem się.
- Tak- pokiwała głową i bardziej pochyliła się nad stołem- ale nie myśl, że nie było sytuacji, w których się nie wnerwiał. Były. A wtedy było ostro- zaśmiała się cicho.
- Może nie powinienem o to pytać, ale...
- Jak zginął?- przechyliła głowę w prawo i zmarszczyła minimalnie brwi.
Była aż nazbyt spokojna w tej rozmowie.
- Przeprowadzano atak na wojskową bazę talibów- spojrzała na moją koszulkę i tam utkwiła wzrok- nie wiem jak to dokładnie wyglądało, ale wiem, że baza została zniszczona przez wybuch, w którym zginęli wszyscy Awgańczycy. I jeden jeden Amerykanin.
- Zginął w wybuchu?
- Tak. Jego ciało znaleziono pod gruzami- odetchnęła nierówno i zacisnęła pięści- było tak zmasakrowane, że musieli robić badania DNA, dla identyfikacji- zamknęła oczy i odwróciła głowę- ja tam byłam, jak przywieźli jego zwłoki. Od razu powiedziałam, że to on, ale badania i tak robili. A ja to poznałam po spojrzeniu na prawą dłoń.
Ona się trzęsie.
- Layna...
- To boli. Bardzo boli. To, że go tu ze mną nie ma. Ale wierzę w to co mówił. Jeśli zginął to dlatego, że był potrzebny u góry. Mimo że nie chodzę do kościoła w to jedno wierzę- spojrzała mi w oczy.
- Pilnuje Cię- powiedziałem- żebyś nie robiła głupot.
- A wiesz, że chyba tak?- uśmiechnęła się lekko- wiesz co to jest?- sięgnęła za dekolt swojej koszulki i wyciągnęła złoty krzyżyk na dłuższym i grubszum łańcuszku.
Zmarszczyłem brwi patrząc na niego.
- Już to widziałem, nosiłaś go wcześniej- zauważyłem.
- Tak, często go noszę. Niall i Ashton mają takie same, ale srebrne. Niall na rzemyku, Ashton na łańcuszku tak jak ja. Alex miał złoty. Jak ja.
- Masz go?
- I tu pojawia się coś dziwnego. Nie mam. Zawsze nosił go ze sobą, nigdy nie zdejmował. A nie miał go gdy zginął.
- Jak to?
- Miał tylko nieśmiertelnik. Tego...- wskazała na krzyżyk i wysunęła go z powrotem za materiał- nie znaleźli przy nim. Nie lubię niespodzianek- spojrzała mi w oczy- Alex zginął w moje siedemnaste urodzony. Pięć dni później będąc w domu usłyszałam helikoptery. To był desant. Nie wiedziałam, że wracają wcześniej. Wciąż pamiętam jaka szczęśliwa byłam, kiedy wylądowali na placu. Zawołałam wszystkich, wreszcie wrócił... tak myślałam...
Wargę jej zadrżała.
- I zaczęli wysiadać. Greg, później Ramzes i Noah... jego zespół. Zawsze trzymali się razem, zawsze- głos się jej łamał- i kiedy niemal biegłam w ich stronę czekając aż on wysiądzie... wysiadł jego dowódca. Jako ostatni. Zatrzymałam się. Jego nie było. Nie wysiadł. A jego dowódca patrzył na mnie, w ręce trzymając zwiniętą flagę. I wtedy do mnie dotarło, że człowiek, który dał mi moje życie, swoje stracił.

Trochę na temat Alexa.
150+

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz