Layna
Odsunęłam się od jego ust i zamknęłam oczy, opierając czoło o jego tors. Nie chciałam iść. Nie chciałam go zostawiać i nie chciałem być sama.
- Może jednak Cię odwiozę- westchnął, pocierając moje plecy- chociaż do centrum. To daleko.
- Najbezpieczniej będzie jeśli wrócę sama- mruknąłem niechętnie- nie wiem kogo jeszcze wyciągnęli w szukanie mnie.
Bo taka była prawda. Mieliśmy naprawdę dobre kontakty i znajomości z różnymi ludźmi. A jeśli chodzili o znalezienie kogokolwiek gdziekolwiek i kiedykolwiek... Izzy był niezawodny. Ale tak naprawdę nikt nie wiedział kto dla niego węszy. I w tym miał przewagę nad każdym swoim celem.
Patrzyłem w oczy mulata i zagryzłam wargę. Wyglądał źle.
- Nie jesteś zły?
- Zły? Nie, skąd- pokręcił głową- tylko chcę już mieć pewność, że wszystko w porządku- zamknął oczy- tyle się dzieje.
- A jeszcze dużo rzeczy muszę Ci powiedzieć.
Natychmiast otworzył oczy.
- Nie bój się, nic strasznego- pokręciłam szybko głową i uśmiechnąłem się, zakładając dłonie na jego kark- chcę żebyś wiedział, po prostu. Jesteś tak jakby na mnie skazany- wydęłam wargę, a jego wzrok spoczął na moich ustach.
Złapał mój podbródek i uwolnił moją dolną wargę.
- Daj mi znać, że jesteś na miejscu- powiedział tylko, a ja pokiwałam głową.
Uniósł brew.
Oj.
- Dobrze, dam Ci znać- poprawiłam się, a on objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie- kocham Cię- powiedziałam w jego koszulkę.
- Ja też Cię kocham, skarbie- westchnął głęboko.
Odsunęłam się i uśmiechnęłam, po czym zrobiłam w tym zwrot i wsunęłam dłonie do kieszeni bluzy.
Za wszelką cenę starałam się nie odwrócić. Chciałam po prostu iść przed sobie i jak najszybciej stąd zniknąć, bo bałam się, że się rozbeczę. Weszłam w dół ulicy prowadzącej między skałami do jego willi i nie mogłam się powstrzymać.
Odwróciłam się.
A on stał u góry przy bramie i nadal patrzył.
Wyciągnęłam rękę i pomachałam mu, po czym zniknęłam z jego pola widzenia.
Sporo czasu zajęło mi dojście do głównej drogi. Ale w końcu doszłam do skrzyżowania i skręciłam w prawo. Szłam poboczem powoli, jak na spacerze.
Jakoś nie chciałam wracać do domu.
Wiem, że mnie kochają. Nie mogę w to wątpić, po prostu nie potrafię, bo sama za bardzo ich kocham. Ale fakt, że nie uwierzyli w to, że nie wzięłam tych narkotyków... cały czas mam to w głowie i cały czas boli tak samo.
Zwątpili.
Nie jesteś zła.
Nie. Raczej... no przykro mi i tyle.
Jesteś zawiedziona.
Jestem. Ale nie mogę być zła. Może mieli powody, żeby...
Żeby przestać w ciebie wierzyć?
Może. Może tak.
Przetarłam twarz dłońmi i założyłam kaptur. Idąc powoli poboczem miałam czas na myślenie.
Z jednej strony cholernie się cieszyłam. Było mi lżej. Powiedziałam mu o sobie najgorszą prawdę. Przyznałam się do okropnuch rzeczy z przeszłości.
A on mnie kocha.
I przez to czułam ciepło na serduszku.
A z drugiej strony było mi źle.
Nie mogę usunąć z głowy tego, że jestem w jakiś sposób wybrakowana. Że mam wadę. Nie jedną, wiele.
Nie mogę mieć dziecka.
Nie mogę...
- Ellayna!
Podniosłam głowę słysząc znajomy głos. Odwróciłam się i zacisnęłam pięści w kieszeniach widząc podjeżdżający samochód.
- Sweety...
- Wrócę do z buta.
I tyle.
Nagle zrobiłam się zła.
Przypomniała mi się ta okropna cisza. Ten moment, kiedy uwierzyli i przyjęli do wiadomości to, że znowu wzięłam. Moment, kiedy w pewien sposób mnie zdradzili.
Odwróciłam się hamując swój wewnętrzny wybuch i znowu ruszyłam przed siebie.
- Sweety czekaj, błagam Cię- podjechał jeszcze kawałek, a że nie reagowałam koniec końców mnie wyprzedził i zatrzymał samochód tak, że musiałam obchodzić go dookoła, żeby przejść.
Wysiadł i szybko stanął naprzeciw mnie.
Był cały blady, oczy miał podkrążone, wyglądał jakby nie spał całą noc. Na głowie istne gniazdo.
Masakra jednym słowem.
- Proszę cię, wróć ze mną.
Nie to chciałam usłyszeć.
Bo nie to powinien jako pierwsze powiedzieć. Kretyn...
- Wrócę sama- cofnęłam się o krok, czując dziwną blokadę przed bliskością i zimno.
Nie ma Zayna.
- Ty się mnie boisz.
Powiedział to cicho, głosem pełnym żalu i poczucia winy.
- Boisz się mnie- odchylił głowę i przetarł twarz dłońmi.
Miałam w głowie istny chaos.
Różne myśli, które nie składały się w żadne logiczne całości, pomieszane wspomnienia, z których nie dało się ułożyć logicznego biegu wydarzeń.
- Sweety, przepraszam.
I nagle STOP.
Podniosłam głowę i spojrzałam w jego niebieskie tęczówki.
- Przepraszam Cię, to nie tak miało być- pokręcił głową załamany- miałem Cię pilnować. Obiecałem, że będę się tobą opiekował. I nie dotrzymałem słowa. Zdradziłem Cię.
Zamknął oczy i zwiesił głowę.
Trząsł się.
Nie tyle że złości, a z... bezradności?
Chyba.
- Nie- pokręciłam powoli głową i zrobiłam krok w jego stronę.
Podniósł głowę.
- Nie zdradziłeś- podeszłam jeszcze o krok.
Spojrzał mi w oczy.
- Kochasz mnie. Po prostu nie wiedziałeś co myśleć- niepewnie wyciągnęłam dłonie ułożyłam płasko na jego torsie- wiem, że zrobiłbyś dla mnie wszystko.
- Absolutnie- pokręcił głową- tak bardzo Cię przepraszam- zacisnął powieki i... albo mi się zdaje albo mu się zbiera na płacz...
- Niall...
- Przepraszam.
Nie wytrzymał i pochylił się, cjowajac twarz w mojej szyi. Objął mnie ciasno ramionami jakby nigdy już nie chciał puścić. Jago ciało drżało, oddech był bardzo niestabilny.
- Tak się bałem że Cię stracę. I straciłem.
- Nie prawda- powiedziałam szybko- jestem tutaj. Ty też tu jesteś. Nie straciłeś mnie i nie stracisz. Nigdy. Ma być po równo, pamiętasz?- odsunęłam się i złapałem jego policzki- ja dla Ciebie, a Ty dla mnie.
Zamknął oczy i starał się uspokoić.
W końcu odetchnął.
- Powinienem Ci uwierzyć- spojrzał w moje tęczówki- wtedy wszystko było by inaczej. To co przeszłość przez ostatnie dwa tygodnie...- zacisnął pięści- to by się nie zdarzyło.
- Nigdy nie wiesz co mogłoby się stać, a co nie- powiedziałam cicho- a on i tak by mnie znalazł. Prędzej czy później. Widział otwarcie GA w telewizji.
- To on podał ci narkotyki?
- Jego ludzie. Powiedział mi to drugiego dnia, kiedy przyszedł do piwnicy.
Zmarszczył brwi.
- Wszystko Ci opowiem.
Znowu.
- Ale... Nie boisz się?- zagryzł wargę- na pewno?
Martwił się o mnie.
- Nie- pokręciłam głową z uśmiechem.
*
Dojechaliśmy ma plac przed blokiem, a Niall otworzył mi drzwi do samochodu. Opuściłam pojazd, a blondyn natychmiast objął mnie ramieniem i razem weszliśmy po schodach na wewnętrzny plac.
- Wszyscy są w domu- powiedział i mocniej objął mnie w talii- no...
- Dave jest?- przerwałam mi cicho, a moje ciało się spięło.
Zauważył to.
- Jest- zmarszczył brwi patrząc mi w oczy.
Nie odezwałem się już, po prostu weszłam po trzech schodach i otworzyłam drzwi.
Serce miałam w gardle, kiedy powoli weszłam do salonu.
A w nim cała moja rodzina.
I każdy patrzył tylko i wyłącznie na mnie.
A ja patrzyłam tylko i wyłącznie w oczy Mayera.
Odwrócił wzrok.
- Jesteś- usłyszałem zaraz obok siebie i poczułam jak czyjeś ramiona mocno mnie obejmują.
Ashton.
Zamknęłam oczy.
Wiedziałam, że są tu wszyscy, których nad życie kocham. Wszyscy, dzięki którym mam takie życie jakie mam.
Oparłam się o tors Ashtona i odetchnęłam. I on też odetchnął co wyraźnie poczułam, bo jego mięśnie się rozluźniły.
Otworzyłam oczy i niemal zeszłam na zawał, bo okazało się, że niemal wszyscy stoją tuż przede mną.
- Lany!
Spojrzałam w dół, kiedy Jackson uczepił się moich nóg.
- Dzie ty byłaś?! I cemu cie nie było?! Tyyyyyyyle cie nie było!- rozłożył szeroko rączki.
- Przepraszam, że mnie nie było- pochyliłam się i wzięłam go na ręce- już nigdzie nie idę- pocałowałem go w czoło, a on mocno objął mnie za szyję i przytulił.
Ashton się odsunął, ale poczułam jak inna osoba mnie obejmuje.
- Przepraszam.
Brian.
- Tak bardzo Cię przepraszam- wyszeptał drżącym głosem i schował twarz w moich włosach.
- Najbardziej jak się tylko da- dodał z drugiej strony Matt i też się do mnie przykleił.
A za nimi wszyscy inni.
Tylko nie Dave.
Siedział na krześle w kuchni i nadal nie patrzył.
Liczyłam na to, że jednak coś powie.
- Gdzie byłaś?- zapytał Will, kiedy z Jacksonem na kolanach usiadłam obok Niny na kanapie.
- Ważne gdzie byłam?- uniosłam brwi- wróciłam. Mam dość uciekania.
Jack przytulił się do mojej klatki piersiowej.
- Ale już mie nie zostawis?- zapytał opierając brodę między moimi cyckami.
Ten to wie jak się ustawić...
- Nie, kochanie- pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niego- nie zostawię.
- Jak się czujesz?- zapytał Oliver, a ja spojrzałam katem oka na Mayera.
Nie patrzył.
- W porządku- zagryzłam wargę- tylko... muszę się doprowadzić do stanu użyteczności.
- Idzies sie myć?- zapytało dziecko, na co pokiwałam głową- a moge tes?!- jęknął bałagalnie.
Normalnie nawet bym się nie zastanawiała tylko wzięła go ze sobą do łazienki. Strój kąpielowy i tyle. Ale moje ciało wygląda okropnie, nie chcę, żeby na to patrzył.
- Ty się umyjesz wieczorem- odezwała się nim, jakby wiedziała o czym myślę.
- Ale...
Miał łzy w oczach.
I warga mu drżała.
- Nie... ja ce z Lany.
Cholera.
- Zrobimy tak- złapałam w dłonie jego małe policzki- ja się umyję, ty w tym czasie przygotujesz nam poduszki na kanapie w drugim salonie, mama zrobi nam kanapki i będziemy oglądać bajki cały dzień. Zgoda?
- TAK!- krzyknął natychmiast i zszedł z moich kolan, a następnie pobiegł na schody spotykając się o własne nogi.
Zaśmiałam się cicho co skutkowało ukłuciem po lewej stronie klatki piersiowej.
Skrzywiłam się.
Zamknęłam oczy i oparłam się o kanapę.
- Kochanie, nie wiesz jak nam wstyd.
Spojrzałam na Lucasa.
- Zamiast Ci wierzyć nie odezwaliśmy się słowem- spuścił wzrok na swoje dłonie.
- Nie- pokręciłam głową- nie powinnam uciekać. To było głupie z mojej strony.
- Ale dlaczego uciekłaś?- zapytał Ashton, a w tej chwili Dave wstał z piskiem odsuwiając krzesło i po prostu skierował się do drzwi.
Niall natychmiast na mnie spojrzał.
- Pokłóciłaś się z nim- mruknął podejrzliwie- o co? Kto co powiedział?
- Nie zgadzamy się w kilku kwestiach jak widać- podrapałam się po nosie- nie ważne...
- Jak nie ważne? Co nie ważne?- jęknął Ash- przecież...
- Ashton- westchnęłam- jego zapytaj- może Ci powie to samo co powiedział mi.
Nie powie.
Nie.
- Idę się umyć- wstałam powoli- a wy przestańcie smutać- trąciłam łokciem Thomasa- przecież już w porządku. Nie jestem zła.
Uśmiechnął się lekko.
Odetchnęłam idąc na górę.
Miałem nadzieję że wszystko się wreszcie ułożyli będzie spokój.
Nie będzie. Nie, kiedy masz świadomość, że oboje się ukrywanie.
Zacisnęłam pięści.
Ty to wszystko potrafisz zepsuć, Alex.
Zawsze do usług.
Weszłam na samą górę i przeszłam korytarz do drzwi na samym końcu.
Potrzebowałam ciepła.
Weszłam do sypialni ani na chwilę nie zatrzymując się w salonie i... coś pchnęło mnie na ścianę.
- Valar- jęknęłam i załapałam go za szyję, kiedy zaczął obficie ślinić moją twarz- przestań, dosyć.
- Tęsknił za Tobą.
Odwróciłam głowę słysząc głos Nialla. Razem z Ashtonem stał w progu. Jakby bali się wejść.
Pies odsunął się na tyle, żebym mogła się podnieść, a Ash wyciągnął do mnie dłonie. Wstałam powoli nadal czując ból w całym ciele.
- W porządku?
- Pytasz o to jak się czuję z tym, że zostałam porwana przez swojego psychicznie chorego przyrodniego brata, czy o to jak się czuję z tym, że mi nie uwierzyliście? Czy o ból fizyczny? Bo czwartej opcji nie widzę- uniosłam brew.
Zagryzł wargę i odwrócił wzrok nadal ściskając moje palce.
- O wszystko chyba- zamknął oczy- chciałbym usłyszeć szczere 'jest dobrze'.
- Nie jest dobrze- powiedziałam, na co oboje na mnie spojrzeli- jest szczerze. Nie powiem, że wszystko jest w porządku, bo nie jest. Cały czas mam w głowie to co mi zrobił. I to, że nie żyje. Zabiłeś go- zwróciłam się do Nialla.
- Masz o to żal?
- Nie wiem. Z jednej strony był moim bratem, z drugiej strony chciałam żeby zniknął. Może nie dokładnie tak, ale... po prostu. Żeby już go nie było.
- Przepraszam Cię...
- Niall- zwróciłam się do niego- nie musisz. Nie musisz, naprawdę. Ja sobie poradzę. Nie jestem w tym sama, bo mam was i wiem, że zawsze mi pomożecie. Że jesteście dla mnie.
I wyciągnęłam ręce, obejmując ich obu jednocześnie.
- Kocham was. Najbardziej jak się tylko da.
*
Wyszłam z łazienki zawinięta w ręcznik. Obiecałam dziecku seans i wspólne kanapki, więc słowa dotrzymam, ale najpierw telefon.
Usiadłam na łóżku, gdzie wygodnie wyłożył się mój pies i sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Wybrałam numer i nie minął jeden sygnał, a on już odebrał. Jakby siedział z telefonem przy uchu cały ten czas.
- Layna, skarbie...- odezwał się spokojne- jesteś już w domu, tak?
- Już po prysznicu. Na głównej drodze zgarnął mnie Niall- powiedziałam cicho i podeszłam do okna, z którego miałam widok na plac wewnętrzny.
Siedzieli przy basenie.
- Dobrze, wiem, że jesteś bezpieczna- odetchnął głęboko- były pytania?
- Oczywiście- zasnąłem się cicho- ale spokojne. Wszystko w porządku. I nawet będę jeść kanapki, wiesz?
- Bałem się, że znowu przestaniesz jeść. Stres źle na ciebie działa.
- Wiem- zamknęłam oczy- ale obiecałam dziecku wspólne bajki i kanapki na starcie poduszek.
- Brzmi nieźle- stwierdził- mogę się wprosić?
Uśmiechnęłam się i oparłam bokiem o ścianę.
- Możesz. Jest sobota. Chyba, że masz pracę. Na pewno masz.
- Mam. Ale...
- Zayn, proszę Cię nie odstawiaj firmy na bok. To bardzo ważne...
- Bardzo ważna jesteś dla mnie ty. Najważniejsza.
I już miałam ciepło w sercu. I wszędzie gdzie się tylko da.
- Więc proszę Cię, nie olewaj pracy- przejechałam palcem po szybie- nie chcę żebyś stracił to na co pracowałeś tak długo.
- Czyli kanapki odpadają?
- Nie zmieniaj tematu- pokręciłam głową ze śmiechem i odetchnęłam- tęsknię za tobą.
I usłyszałam śmiech.
Taki lekki, przyjemny dla ucha dźwięk.
- Lubię, kiedy się śmiejesz- powiedziałam cicho.
- Same komplementy- mruknął.
- I uśmiechniesz się- dodałam odsunęłam się od okna.
Usiadłam na łóżku i podciągnęłam nogi pod brodę.
- Bo jestem szczęśliwy, skarbie- powiedział szczerze- choć nie ukrywam, że wolałbym mieć cię przy sobie. Kocham Cię.
- Uwielbiam, kiedy to mówisz.
- Będę mówił tyle razy ile zechcesz.
Zaśmiałam się.
- Czarujesz- pokręciłam głową- jak ty to robisz, że ja to kupuję?
- Kochasz mnie- powiedział pewnie, a ja odwróciłam głowę słysząc odgłos otwieranych drzwiami.
Stanął w nich Mayer.
Patrzył mi w oczy tak jak ja patrzyłam w jego.
- Tak- powiedziałam- bardzo.
Zmarszczył brwi.
- Więc do zobaczenia, skarbie.
- Do zobaczenia.
- Kocham cię.
- Ja też. Bardzo. Najbardziej.
Zozłączył się, a ja odłożyłam telefon na pościel.
- Słucham- odezwałam się.
A on?
Patrzył mi w oczy jeszcze przez moment.
A potem odwrócił się i zamknął za sobą drzwi...Wybaczcie spóźnienie :(
CZYTASZ
SAVE ME | Zayn Malik
FanfictionPozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie... Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat... Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...