III Rozdział 3. 'Cześć, Zayn'

7.1K 601 81
                                    

Radzę sobie.
Minął tydzień i sobie radzę. Znaczy, radzę w znaczeniu, że nie leżę i nie ryczę całymi dniami, nie mam przerwy w jedzeniu i ogólnie zachowuję się normalnie.
- Zachowujesz się dziwnie.
No trzymajcie mnie.
Niall i Ashton weszli do mojego pokoju, a konkretniej do sypialni. Siedziałam na środku różowego dywanu i planowałam jeszcze raz szczegóły bankietu, który ma odbyć się za tydzień. Zaproszenia wysłałam, oczywiście nie zapomniałam o mojej miłości. Będzie patrzył na mój sukces. Dopilnuję tego.
Podniosłam głowę i spojrzałam na nich mróżąc oczy.
- Czemu?- zapytałam jak gdyby nigdy nic.
Może temu, że każda moja myśl sprowadza się do jego osoby. Wszystko mi się kurwa kojarzy. Wszystko.
- Siedzisz tu cały dzień, nawet nie zeszłaś na dół. Jest sobota, dochodzi 21:00 i nie ruszyłaś się z mieszkania- powiedział Ash, siadając obok mnie na podłodze. Niall usiadł naprzeciw.
- Co dzisiaj jadłaś?
Kurde, a myślałam, że pamiętam o jedzeniu. Nie odczuwałam głodu.
- Nie jestem głodna- wzruszyłam ramieniem- jak chcecie, możecie mi pomóc, szybciej skończę, szybciej zamówimy pizzę- uśmiechnęłam się na tyle ile mogłam i pogłaskałam policzek Horana- jest w porządku. Jeszcze tydzień i wszystko będzie cacy- zapewniłam.
- Jesteś jak nie ty- powiedział Niall- widzę, kiedy coś się dzieje- powiedział poważnie.
- Niall, co się ma dziać?
Nic, tylko twój przyjaciel, w którym się nieszczęśliwie kurwa zakochałam ma mnie za dziwkę.
- Ty mi powiedz- skrzyżował ręce na torsie.
- Powiem ci tak- obizałam wargi- będzie w normie, kiedy sobie życie poukładam. Nie wcześniej- powiedziałam cicho i wstałam, zbierając dokumenty z dywanu- kiedy oni przylatują?- zapytałam patrząc w telefon.
- Za godzinę- westchnął, przeciągając się- znowu się będę tłumaczył.
- Spokojnie, odbierzesz ich z lotniska, a jutro powiesz jak sprawa wygląda.
- Na ten czas przeniesiesz się do mnie?
- Tak, będzie nawet lepiej. Bliżej do centrum. Tak się będę przeprowadzać co tydzień- parsknęłam śmiechem.
Zamówiliśmy w końcu tą pizzę i akurat zleciało prawie pięćdziesiąt minut. Przebrałam się w krótkie jeansowe szorty i czarną koszulkę Alexa z białym napisem Kalifornia king running the streets forever & ever.
Kocham ją.
Założyłam ulubione, czarno białe air maxy i po związaniu włosów w koka na czubku głowy, byłam gotowa. Przygotowałam jeszcze ubrania i dokumenty, które zabieram do Nialla i zostawiłam na łóżku. Wezmę je jutro.
- Sweety, jedziemy!- zawołał z placu przy basenie, bo słyszałam go przez otwarte okno.
- No idę!
Zbiegłam po schodach i... wpadłam na czyjeś plecy.
- Przepraszam- wysapałam, kiedy chwycił mnie za ramiona. Zmróżył lekko oczy.
- Jesteś... nieobecna- stwierdził.
No może dlatego, że nawet schodząc po schodach, zastanawiałam się, co in robi?
- Dave, ty też? Co wyście się uparli na mnie?- jęknęłam żałośnie, a on tylko się uśmiechnął.
- Aniołku, jakbyś chciała pogadać, wiesz, gdzie jestem- pocałował mnie w czoło i poszedł na górę.
Nie mogę mu powiedzieć, przecież on by go zabił. Sama mam ochotę to zrobić, ale z drugiej strony chce go pocałować i powiedzieć, że jest osobą, której najbardziej w tej chwili potrzebuję. Bo tak było.
Potrzebowałam Zayna.
Potrzebowałam go zobaczyć, poczuć jego zapach, spojrzeć w bursztynowe tęczówki, kurwa dotknąć go.
Chamsko tego pragnęłam, choć wmawiałam sobie, że tak nie jest.
Haj... no jesteś?
Ej...
Wołanie głupiego.
Wysiadłam z samochodu, zakładając okulary przeciwsłoneczne i podeszłam do Nialla, który...
Chciałam zobaczyć, to kurwa teraz mam.
Czarne buty, czarne spodnie, czarna koszulka, czarna bluza na zamek z podwinietymi rękawami. Dłonie w kieszeniach spodni, oparty o maskę czarnego samochodu. Zaczesane czarne włosy, spięte w małego zwiniętego kucyka z tyłu. Czarna czapka z daszkiem wystająca z tylnej kieszeni spodni. Papieros między wargami, ciemne brwi, lekko zmarszczone.
I oczy.
Te duże, brązowe tęczówki, patrzące uparcie przed siebie, ale patrzące pusto. Inaczej niż zwykle. Bez jakiejkolwiek iskry uczucia.
- Malik.
Nawet nazwisko ma idealne.
Malik.
Ellayna Malik.
Kurwa, dość!
Odwrócił głowe w naszą stronę i powoli wypuścił dym z ust. Spojrzał na mnie, potem leniwie na Nialla i znów wrócił do gapienia się w tamtym kierunku.
Nie miałam pojęcia, że tu będzie.
Cholera, ja nie chcę tu być!
Ale moment, radzę sobie.
- Cześć, Zayn- uśmiechnęłam się lekko do mulata, a ten spojrzał na mnie.
W jego oczach nie widziałam nic prócz pieprzonego zranienia, poczucia winy i ogromnej ilości bólu.
Ale tylko ja to widziałam. Nie sądzę, żeby w tej właśnie chwili on wyczytał z moich tęczówek kropka w kropkę to samo. Bo tak właśnie patrzyłam, mimo uśmiechu.
- Cześć- ponownie zaciągnął się nikotyną i wypuścił dym prosto w moją twarz.
- No co robisz, ciołku- zaśmiałam się, machając ręką, żeby rozgonić dym.
Śmiałam się, hamując łzy.
- A nic- westchnął cicho, rzucił niedopałek na asfalt i zdeptał czubkiem buta.
- Jutro zapraszam do nas- powiedział Niall- obgadamy wszystko na nowo, ja się wyspowiadam, coś się zje, wypije. Będzie fajnie.
- Może być- wzruszył ramieniem.
- Coś ty taki struty?- zapytał, marszcząc brwi.
Spojrzałam na twarz mulata.
Faktycznie, był jakby... bledszy. Chudszy... nie wiem, mniej do życia? I oczy miał zmęczone.
Westchnął głęboko, przecierając dłonią kąciki oczu.
- Spałeś dzisiaj?- zapytałam tak niby od niechcenia.
Spojrzał na mnie.
Kurwa.
- Akcje poszły w dół- powiedział- tak ogólnie na sam początek straciłem 170 tysięcy- powiedział smętnie.
*
- Nie panuję nad tym- powiedział cicho.
Normalnie jakby się bał.
Oparłam brodę o jego tors, żeby mi wygodnie się patrzyło na jego twarz.
- Przez ostatnie trzy miesiące na jaw wyszło sporo tego typu spraw. Ludzie, którzy w moim imieniu mają zarządzać tym wszystkim okazują się bandą złodziei, albo gorzej. Mam wydziały, sklepy, hale produkcyjne, restauracje, kluby, apartamenty... wszystko porozrzucane po całym świecie, nawet w Tajlandii. Sam tego nie ogarnę, potrzebuję zaufanych ludzi, nie będę się tłumaczył, czy chodził po sądach- pokręcił głową- nie mogę tego stracić, już nawet nie chodzi o pieprzone pieniądze, ale o sam fakt, że mnie oszukują. Stracę pozycję na rynku, szacunek i znowu będę nikim- spojrzał gdzieś w bok.
A ja?
Patrzyłam na niego z dołu, moje usta były uchylone, a między brwiami uformowała się zmarszczka.
- Biznes to wszystko co mam. Dlatego tak reaguję, kiedy coś idzie nie po mojej myśli. Muszę być konsekwentny i twardy, inaczej by mnie zniszczyli.
Nie patrzył na mnie.
Czułam się fatalnie z tym, że nic nie mogę zrobić, no bo co mogę?
Wiem, że mówienie o tym przychodzi mu trudno, może i się tego wstydzi, bo nie patrzy mi w oczy. Tak samo było jak powiedział mi o swoim ojcu.
Delikatnie położyłam dłoń ma jego policzku i odwróciłam jego twarz w swoją stronę.
Zamknął oczy.
Nosz cholera!
- Zayn, popatrz na mnie- poprosiłam cicho i chwyciłam jego drugi policzek- no słyszysz?
Otworzył oczy, z których biła jakaś dziwna bariera i niepewność, ale patrzył w moje tęczówki.
- Czuję się... jak frajer. Jakbym ci się żalił z jakiejś głupoty...
- Nieprawda- pokręciłam spokojnie głową- nie chcę patrzeć jak masz zły humor, miałam zobaczyć jak się uśmiechasz. Uśmiechnięty biznesmenem, pamiętasz?- zapytałam, a on uśmiechnął się słabo- no lepiej- westchnęłam i potarłam jego szorstkie policzki.
- Czuję się z tobą dobrze...
*
Przygryzłam wargę.
Ja też czułam się z tobą dobrze.
- Zayn, co to dla ciebie? Przecież w porównaniu z twoim majątkiem, to marne grosze- zauważył Niall, przyglądają mu się- odrobisz to w dwa dni na giełdzie- prychnął.
- Wątpię- westchnął jedynie, patrząc znowu z drugą stronę- przyjechali- powiedział.
Spojrzałam we wskazanym kierunku i faktycznie, zobaczyłam trójkę facetów, idących powoli w naszą stronę.
- Nie dobrze- wymamrotał Malik, patrząc na nich i odepchnął się od samochodu.
Co on znowu widzi, czego ja nie widzę...
- Nareszcie- odezwał się Niall, podchodząc do nich i przywitał się z każdym męską piątką i uściskiem.
- Ellayna- odezwał się Harry- dobrze cię widzieć- powiedział i bez precedensu przytulił, całując mój policzek.
Spięłam się natychmiast i z lekkim uśmiechem odsunęłam się od niego. Żaden obcy nie ma prawa dotykania mnie. Może dla Nialla Harry jest przyjacielem, ale dla mnie nie. Nie znam go dobrze, a on mnie, więc niech się nie zapędza.
Nie jest Zaynem.
Kurwa no.
A, właśnie...
Spojrzałam na niego kątem oka i przysięgam, zacisnął pięści i jakby miał urosnąć. Bardzo dawno nie widziałam czarnej barwy w jego tęczówkach. Czarnej, spowodowanej złością. No proszę, coś cię grypie w środeczku? Hm? Bardzo mi przykro, panie Malik. Bardzo.
Czułam jego wzrok na sobie, wstając się z Louisem i Liamem. Ten drugi był trochę przybity, widziałam to w jego oczach, ale starał się to ukryć pod przykrywką zmęczenia po podróży.
Nie wierzę ci, mój drogi.
- Dziękuję za zaproszenie, mała- mrugnął do mnie Louis- przyznaję, jak je zobaczyłem nie mogłem przestać się szczeżyć- powiedział- moje szczere gratulacje- skinął głową z uznaniem.
Tak, zdecydowanie najbardziej polubiłem Louisa. Gość się zawsze śmieje, wali tekstami nie z tej ziemi i z całej trójki jest chyba najbardziej popierdzielony. Liam jest spokojniejszy, a Harry... Harry to taki cwaniak. Nie wiem co mam o nim myśleć.
- Dzięki- wsunęłam dłonie do tylnych kieszeni szortów- zobaczymy co z tego wyjdzie- uśmiechnęłam się szczerze i spojrzałam na Nialla- jedziemy?
- Jasne, Sweety. Zostajecie u nie, czy wolicie do Malika?
- Do ciebie mają bliżej- mruknął cicho mulat, chowając bagaże do samochodu.
- Czyli nad wybrzeże- powiedział.
Harry i Liam jechali z nami, Louis z Malikiem. Kilkanaście minut później parkowaliśmy pod willą Nialla.
Przyglądała się mu. Nie kontrolowałam tego, że po prostu patrzyłam na jego osobę bezkarnie i zastanawiałam się cały czas dlaczego to zrobił. Z jaką łatwością przyszło mu powiedzenie co o mnie myśli. Potraktowanie mnie jak jednej ze swoich wcześniejszych.
*
- Serce ci przyspieszyło- wymruczał nisko, nadal mając zamknięte oczy.
Nieświadomie zaczęłam się trząść.
Poczułam jak odwraca głowę, ale nie spojrzałam na niego, zwyczajnie się bałam, że nie powstrzymam łez.
- Skarbie... co się stało?- podniósł się na łokciach, ale odwróciłam wzrok.
Znowu się na mnie wyłożył, ale czułam jego oddech na twarzy, więc musiał na mnie patrzeć.
- T-to nic- szepnęłam drżącym głosem- po prostu... nic- westchnęłam. Dotknął mojego policzka i potarł go delikatnie.
- Spójrz na mnie- poprosił i oparł brodę o mój dekolt.
Między cycki, idealnie!
Otworzyłam powoli oczy i od razu spotkałam jego bursztynowe tęczówki. Patrzył na mnie jakby przygnębiony i smutny.
Rany, Zay, nie smutaj przeze mnie!
- Przepraszam, nic się nie dzieje- bąknęłam cicho- tylko...
- Tylko?- przechylił głowę w prawo, drapiąc mnie brodą.
- Ty mnie też nie zostawiaj...- wydusiłam z siebie z trudem i spojrzałam w jego duże oczy.
Zmarszczył brwi i wyciągnął dłoń, odganiając mi włosy w czoła.
- Nie mógłbym...
*
- Pytam kim ona jest- powtórzyła uparcie, tym razem głośniej, a jej jazgot był wprost okropny.
- Dziwką- prychnął, a moje serce po prostu zostało starte w drobny pył.
W jednej jebanej sekundzie.
*
- N-nie idź...
Odwróciłam się stając w działach.
- Jesteś największym błędem mojego życia.
*
- Jesteście głodni?- zapytałam stojąc tyłem do nich w kuchni.
Zacisnęłam powieki czując łzy w oczach i zaczerpnęłam więcej powietrza.
Powiedz coś... proszę...
Odwróciłam się do nich, siedzących w jadalni przy dużym stole.
- Jedliśmy w samolocie- powiedział Louis- ale czegoś bym się napił- podrapał się po brodzie.
- A czego? Sok, cola, coś mocniejszego?- poruszyłam brawami, a on i Styles uśmiechnęli się szeroko, a Liam pokiwał przecząco głową.
- Ja dziękuję- powiedział z małym uśmiechem- może wody.
Malik spojrzał na niego mróżąc oczy.
Podejrzane, wiem.
- A ja poproszę- Louis uniósł dłoń.
Podałam Liamowi szklankę wody i z lodówki wyjęłam schłodzoną butelkę Jack'a Daniels'a. O tak, z lodem!
- Dzięki, skarbie.
Skamoenialam, kiedy Harry użył tego określenia względem mnie. Noe może. Nie wolno mu. Tylko on może mnie tak nazywać!
Tylko mój Zayn.
Którego tak bardzo nienawidzę.
- Dla mnie nie- odezwał się, kiedy podeszłam do niego ze szklanką.
Poczułam jego słodki zapach, pomieszany z dymem papierosowym. Zabójcza mieszanka dla moich zmysłów.
- Nie zostaniesz?- zdziwiłam się, hamując chęć wylania mu tego na włosy.
- Nie. Mam pracę. Narazie- powiedział patrząc na mnie i skierował do drzwi.
- W sobotę o 21:42?- Niall wstał i poszedł z nim, ale w odpowiedzi dostał tylko trzask drzwi.

Zayn
Ona nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może mnie zostawić. Nie może nie może. Nie może mnie zostawić. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może. Nie może mnie zostawić. 
Nie wolno jej.
- Kurwa- syknąłem, kiedy szkło roztrzaskało się o płytki kuchenne. Nie potrafiłem utrzymać w dłoni szklanki wódki. Nie posprzątałem tego, po co? Nie chciałem się pierdolić z kieliszkami i teraz też nie będę. Chwyciłem butelkę, i upiłam łyk, kierując się do salonu. Padłem na kanapę, i wziąłem między palce zaproszenie, które dostałem w poniedziałek.
Czarno bordowo białe, w eleganckiej czarnej kopercie. W środku jej pochyłe, specjalnie wyćwiczone do tego pismo.
"Mam przyjemność zaprosić na bankiet otwierający... bla bla bla bla...
... Pana, panie Malik.
Mnie.
... Ufam, że poświęci pan ten czas i nie będzie on zmarnowany... bla bla bla... liczę na pańską obecność 10 września... bla bla bla...
E. L. G."
E. L. G. ?
Co za E. L. G. ?
E- Ellayna, G- Grande, ale L?
Przyłożyłem szkło do ust i pociągnąłem zdrowo alkoholu.
Ona nie może mnie zostawić...

~*~

Przepraszam za błędy, nie ma mnie :(
POLSAT

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz