Rozdział 41. 'Nie jesteś tego warta. Tak jak twój ojciec'

9K 629 45
                                    

- Chce pani powiedzieć coś jeszcze, panno Grande?- warknęła i skrzyżowała ręce... powiedziałabym, że pod biustem, ale ona jest zupełnie płaska, więc...
- Nie, głowa mnie boli. Dzisiaj dam sobie chyba spokój- westchnęłam.
Akurat...
Cicho.
- Mam nadzieję. To są ostatnie zajęcia, chciałabym przeprowadzić je w spokoju, a nie...
- Dzień dobry, pani profesor!- drzwi się otworzyły i weszła przez nie dwójka, której najmniej się tu spodziewałam. Przystanęli ramię w ramię i złączyli ręce za plecami.
Patrzyłam na nich w szoku, ale z uśmiechem, a Jones...
Jones patrzyła na nich z przerażeniem.
- Wy... wy- wskazała na nich palcem.
- Ależ proszę pani, palcem się nie pokazuje- powiedział 'zszokowany' Niall i razem z Malikiem podeszli do biurka. Wszyscy patrzyli na nich w szoku.
- Będziesz mnie pouczać Horan?!- warknęła.
- No ktoś musi- odezwałam się i kaszlnęłam. Malik i Niall spojrzeli na mnie zdziwieni. Wzruszyłam ramieniem.
- Panno Grande, proszę się pohamować. Przynajmniej dzisiaj- warknęła.
- Ale pani dziś nerwowa- prychnęłam.
- No właśnie. Co się stało? Ma pani zbyt wysokie ciśnienie?- zapytał z 'troską' Niall.
- Ciśnienie? Ciśnienie to wy mi podnosicie! Wy... wy...
- Pani profesor, proszę się nie wyrażać, to przeczy normom kultury- powiedziałam, a Niall i Malik spojrzeli na mnie zszokowani.
Niespodzianka
- I mówisz to akurat ty?!
- Czemu nie?- wzruszyłam ramieniem.
- Cóż. Możecie podać sobie ręce.
- Ponieważ...?
- Proszę bardzo- uderzyła pięścią w stół- Malik, Horan. Największe zakały mojego życia. Możecie zapoznać się z Grande. Jeszcze trochę, a was pobije- prychnęła, a ja patrzyłam na nich z szeroko otwartymi ustami, tak jak oni na mnie.
Że niby to oni?
Kurwa
- Chce pani powiedzieć, że to oni? Ta dwójka, o której pani mówiła to oni?
- Zdziwiona, panno Grande?- zapytał Malik i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie powiem, że nie- prychnęłam- Niall, deklu, mogłeś mi powiedzieć- warknęłam, a Jones i w ogóle cała sala spojrzała na nas w szoku.
- Wy... wy się znacie?
- Aktualnie razem mieszkamy, a co?- prychnął Niall, a ja zaczęłam się śmiać.
- Idźcie już. Wyjdzie, albo...
- Pani Jones, a gdzie kultura? Gości się za drzwi nie wyrzuca- skrzyżowałam ręce pod biustem- zapraszam panowie- kiwnęłam głową, a oni bez słowa weszli na górę i usiedli obok. Jonas jak i cała reszta wpatrywała się w nas- proszę kontynuować- skinęłam głową, kiedy Niall usiadł po mojej prawej, a Malik po lewej stronie.
Jones jeszcze coś mruknęła i zajęła się swoim przynudzaniem jak zwykle.
- Ja was uduszę- szepnęłam- jak mogliście mi tego nie powiedzieć?- spojrzałam na nich.
- Nie było okazji- Niall wzruszył ramieniem.
- Poza tym- zaczął Malik- mam ochotę na powtórkę z rozrywki.
- Malik, chcesz coś powiedzieć?!- zapiszczała nieprzyjemnie.
- Tylko tyle, ze mogłaby pani się trochę wysilić. Cztery lata temu też bredziła pani od rzeczy- uśmiechnął się szeroko.
No... nie spodziewałam się tego po nim. Szanowany biznesmen, a tu takie coś. To mi kompletnie nie pasuje do jego dzisiejszego garnituru.
- Jeszcze jedno słowo...
- A wreszcie się pani zamknie? Tak!-krzyknął Niall, a w tym czasie Malik wyciągnął telefon i zaczął coś pisać.
- Chowaj to Malik!
- Sama by pani taki chciała- prychnął nie podnosząc wzroku z ekranu telefonu.
- Malik...
- Nie masz na mnie wpływu kobieto- powiedział z kpiącym uśmiechem, a ja, Niall i Mike wybuchnęliśmy śmiechem. Nagle drzwi się otworzyły i weszli przez nie Liam, Harry i Louis, wszyscy ubrani w garnitury.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
- Przepraszamy za spóźnieni- wyszczerzył się Styles.
- Nie... co wy tu robicie?!
- No wie pani co? Przychodzimy panią odwiedzić, a tu takie niemiłe powitanie- prychnął Louis i razem z chłopakami weszli na górę i zajęli miejsce obok nas.
- O Ellayna. Masz okulary- zauważył Liam.
- A mam- uśmiechnęłam się.
Mam już to w dupie. Niech się napieprzają, proszę bardzo.
- Pani Jones, dlaczego pani nic nie mówi?- zapytał Niall- czekamy na wykład- cała piątka usiadła prosto.
Hiena warknęła coś pod nosem, o tym, że świat schodzi na psy.
Czas dłużył się niemiłosiernie, dlatego otworzyłam swój zeszyt i zaczęłam kończyć krzyżyk, który zaczęłam na ostatnich zajęciach. Chłopaki byli pogrążeni w rozmowie, Jones to jak na razie ignorowała.
I dobrze.
Niech jest spokój, póki co...
15:47
- I pamiętajcie. Po żadnym pozorem nie wolno...
- Pani Jones?!- zawołałam z górnego rzędu.
Tradycji mu ci stać się zadość.
- Uhh, Grande!- wstała od biurka i oparła o blat swoje białe, chude dłonie.
- Nie po nazwisku! Poważnie zafunduję pani wizytę u laryngologa- widziałam kątem oka, że Niall patrzy na mnie zdumiony, ale i uśmiechnięty.
- Ja do ciebie mówię po pięć razy i też nie słuchasz!
- No jak pani bredzi, to co...
- Grande!
- Jones!
- Pani profesor!
- Ależ nie ma potrzeby się do mnie zwracać per profesor. Wystarczy Ellayna- uśmiechnęłam się szeroko, a cała sala wybuchnęła głośnym śmiechem.
Ta
- To było genialne, skarbie- Malik szepnął mi do ucha.
- Malik! Co to za czułości?- zaczęłam się śmiać.
- Właśnie Malik?- zaczął Niall- nie macaj mi jej- powiedział i posadził na swoich kolanach.
- Horan!
- Słucham?- zapytał obojętnie.
- Co to za czasy! Mężczyzna nie ma żadnego szacunku do kobiet! Liczy się tylko jedno!
- No bez przesady. Pani bym nie tknął- prychnął Louis, a reszta zaczęła się śmiać. Jones oczywiście była czerwona.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia, Tomlinson?! Zawsze miałam cię za tego rozsądnego- powiedziała, a oni zaczęli się śmiać.
- Louis rozsądny!- prychnął Malik ze śmiechem- to się pani udało.
- Cały czas nie pojmuję, jak osiągnęliście cokolwiek- pokręciła zrezygnowana głową.
- Urok osobisty- wyszczerzył się Niall.
- Na pewno nie kultura.
- Wypraszam sobie!- zagroził Styles- mam w sobie całą masę kultury- poprawił krawat.
- Właśnie. W końcu powstrzymuje się od ucieczki i sam tu przyszedł z własnej, w pełni świadomej i nieprzymuszonej woli- powiedziałam.
- A ty masz z tym problem Grande?!
- Po pierwsze, nie po nazwisku. Po drugie, mam szczerą nadzieję, że nie będę musiała oglądać pani już nigdy więcej. Choćby mi płacili w milionach, nie mam zamiaru tu wracać- prychnęłam i oparłam się o tors Nialla, a on położył mi głowę na ramieniu.
- Szkoda, że jeśli chodzi o kulturę osobistą, nie jesteś taka wygadana. Nie masz za grosz szacunku.
- Mój szacunek mają ludzie, którzy na niego zasłużyli. Nie byle kto- powiedziałam, a chłopaki spojrzeli na mnie w szoku.
Ostro?
- Grande do mnie!- warknęła wściekła.
Chyba tak.
Bez ceregieli wstałam i poprawiłam na sobie białą marynarkę. Powoli bez pośpiechu zeszłam po schodach i stanęłam przed czarownicą, krzyżując ręce pod biustem.
- Słucham pani profesor- powiedziałam jak pięcioletnie dziecko.
- Przeproś- wysyczała wściekła do czerwoności, a ja zaczęłam się śmiać.
- Nie licz na to.
- Powiedziałam, przeproś!- krzyknęłam i podeszła do mnie bliżej. Myślała, że się cofnę?
Niedoczekanie...
- Nie- powiedziałam wyraźnie.
- Szczerze myślałam, że jednak uda mi się zrobić z ciebie człowieka...
Ałć.
- Nadzieja matką głupich, jak to mówią- wzruszyłam ramieniem.
- Ale się myliłam- powiedziała w końcu i spojrzała mi w oczy- bardzo się myliłam, Grande.
Zacisnęłam mocniej palce na ramionach.
Nie. Po. Nazwisku.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju...
- To komplement- skinęłam głową.
- Nie przerywaj!
- Sorry.
- Nigdy nie spotkałam się z taką niesubordynacją...
- Kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
- Nawet twój ojciec nie był tak...
- Nie waż się mówić o moim ojcu!- przerwałam jej wściekle i podeszłam do niej zaciskając dłonie w pięści.
Nie
Nie będzie mi tego wspominać. Nie tutaj, nie teraz.
W ogóle nie!
Widziałam kątem oka jak Niall schodzi po schodach, a za nim Mike, ale mało mnie to obchodziło.
- Prawda boli - powiedziała patrząc mi w oczy, a ja miałam ochotę swoje oczy zamknąć i uciec. Po prostu.
- Ludzie z reguły do czegoś dążą. Mają mniejsze czy większe cele w życiu. A jaki ty masz? Bo ja nie widzę żadnego...
- Nie znasz mnie- warknęłam.
- Nie muszę. Widzę jak się zachowujesz. Myślisz, że wolno ci dosłownie wszystko. Uważasz, że tymi żałosnymi tekstami zdobędziesz szacunek? Na szacunek trzeba zasłużyć.
- Ciekawe. Mówi pani o szacunku, a sama go nie przejawia- starałam się nad sobą panować.
- Do ciebie? Nie mam do ciebie za grosz szacunku. Nie jesteś tego warta. Tak jak twój ojciec. On był taki sam. Też myślał, że wszystko mu wolno. Ty jesteś taka sama. Ale w przeciwieństwie do niego nie masz zupełnie nic. On coś w życiu osiągnął. Ty nie masz na to najmniejszych szans. Wszyscy wokół ciebie, Horan, Malik. Spójrz na nich. Mają się czym pochwalić. Coś zbudowali. A ty? Co jesteś w stanie zrobić? Nic. Zostaniesz tu gdzie jesteś, na nic innego cię nie stać. Jesteś tylko mocna jeśli chodzi i pyskowanie, tylko tyle...
Nie mogłam w to uwierzyć. Mówiła z takim chorobowym spokojem, że nie dało się tego słuchać. Przynajmniej ja nie mogłam.
- Nic nie powiesz?- zakpiła- mowę odebrało? Nie dziwię się. Też bym nie wiedziała co powiedzieć. Zawiodłaś ludzi, którzy cię wychowali. Zawiodłaś swojego ojca. Ale jakby na to nie patrzeć to... on też nie był zbyt... jakby to powiedzieć...
- Jeszcze jedno słowo... jeszcze słowo na jego temat, a...
- A co? Z resztą. Co ja ci będę mówić. Skończysz tak jak on. Na samym dnie...
- Dość!- krzyknęłam, czując jak oczy zachodzą mi łzami. Wzięłam wdech i spojrzałam na nią wściekle- nigdy więcej- zagroziłam- nigdy więcej nie wspominaj o nim- powiedziałam stanowczo i wyminęłam ją, kierując się do drzwi.
Mam dość. Zauważyłam, że wszyscy w rzędach stoją. Spojrzałam w kierunku szklanych drzwi.
Kurwa
Dyrektor
- Jeśli to już wszystko- odezwał się niskim głosem, a Jones odwróciła się jak oparzona i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami- proszę wszystkich studentów o opuszczenie sali- zarządził, a nikt nie śmiał kogo kwestionować. Wszyscy w ciszy wstali i skierowali się do drzwi, mówiąc ciche 'do widzenia'. Jones nie wiedziała co ma z sobą zrobić.
Malik i reszta stanęła obok Nialla.
Tylko pytanie.
Skąd się tu wziął dyrektor?
- Panie dyrektorze...- zwróciłam się do mężczyzny, powstrzymują płacz. Patrzył na mnie z troską wypisaną na twarzy- przepraszam bardzo, ale również proszę o możliwość opuszczenia sali- siwy mężczyzna skinął zrozumiale głową, a ja szybko wyszłam. Starałam się ignorować spojrzenia ludzi obecnych na korytarzu i szybko poszłam w kierunku schodów. Wyszłam na najwyższe piętro i potem przeszłam do drzwi na strych. Przykucnęłam i wyciągnęłam mały kluczyk spod poluzowanej deski w podłodze.
Nie pytajcie skąd mam klucz.
Zwinęłam zapasowy woźnemu jak byłam na pierwszym roku. I nie tylko ten jeden. Zwiedziłam ten budynek od góry do dołu.
Przeszłam przez ciemny korytarz, z którego wchodziło się do pomieszczeń, w których stały stare ławy i wyposażenie jeszcze sprzed remontu uczelni. Podeszłam do starej szafki i wyciągnęłam jeszcze jeden kluczyk i otworzyłam drzwi. Wyszłam na stary balkon, zawalony krzesłami. Podeszłam do zardzewiałej barierki i spojrzałam przed siebie.
Miasto.
Nic więcej...
Pierwsze łzy opuściły moje oczy.
Ona nie miałam prawa. Może i przegięłam, ale nie miała prawa.
- To tu uciekasz za każdym razem?- usłyszałam za sobą, na co przestraszona się odwróciłam.
Co on tu robi?
- Ja...
- Nie chciałem cię przestraszyć, wybacz moja droga- podszedł do mnie powoli i splótł ręce za plecami.
- Skąd pan wiedział, że tu będę?- zapytałam cicho i szybko wytarłam łzy.
Nie jestem słaba.
- Płacz to nic złego, moja droga- uśmiechnął się i wyciągnął z marynarki białą chusteczkę, która przyjęłam, dziękując cicho- a odpowiadając na twoje pytanie- spojrzał przed siebie- robiłem dokładnie to samo- powiedział.
Co?
Stephan Yeall?
Dyrektor?
- Chował się pan na dachu?- zmarszczyłam brwi zaskoczona.
- Można tak powiedzieć- zaśmiał się cicho- to był pomysł twojego ojca.
Co?
- Studiowaliście razem?- zapytałam.
- Chodziliśmy razem do liceum, potem na studia. To on znalazł to miejsce. Ale wtedy nie było tu tego wszystkiego.
- Nie wiedziałam, że tata tu studiował- przyznałam szczerze.
W ogóle nici nim nie wiem...
- Słyszałem twoją rozmowę z panią Jones- powiedział, a ja zacisnęłam usta w wąską linię.
- Nie miała prawa- powiedziałam nie powstrzymując kolejnych łez- nie miała prawa- przygryzłam wargę i odwróciłam się do niego plecami- wiem, przegięłam. Powiedziałam za dużo. Ale...
- Nie ma 'ale' Ellayna. Pani Jones powiedziała to czego nie powinna. I zapewniam cię, poniesie za to odpowiedzialność.
- Nie wiedziałam, że znała tatę.
- Uczyła nas- przyznał, a ja mimo łez otworzyłam szeroko oczy- nie patrz tak moja droga. Ta kobieta jest wieczna.
- Złego diabli nie biorą- powiedziałam i pokiwałam głową.
- Masz rację- rzekł, a ja wytarłam policzki i wzięłam kilka wdechów.
Opanuj się. Nie jesteś słaba.
- Muszę podziękować Zaynowi, że mnie powiadomił- powiedział, a ja spojrzałam na niego w szoku.
- Pan Malik?- zapytałam oniemiała.
- Zadzwonił do mnie. I dobrze. Widziałem na własne oczy jak zostałaś potraktowana. Masz moje słowo, że już nie zobaczysz tutaj tej kobiety.
Dlaczego nie skaczę z radości?
- I nie musisz udawać Ellayna. Widziałem jak Zayn po ciebie przyjeżdża- uśmiechnął się znacząco, a ja otworzyłam szeroko usta- to nic złego.
- Ale my nie... my nic...
- Nie tłumacz mi się- uśmiechnął się- Zayn to porządny człowiek.
- Panie dyrektorze, proszę tylko nic nikomu nie mówić, błagam...
- Spokojnie- pokręcił głową- chodź. Niall odchodzi od zmysłów- wyszliśmy na korytarz, a ja zamknęłam drzwi na klucz.
- Um... mam go panu oddać?- zapytałam lekko zawstydzona.
- A skąd go masz?
- Od pana Filla- mruknęłam.
- Moja najlepsza studentka ukradła klucze woźnemu...- westchnął i ruszył do drzwi prowadzących na schody.
- Czyli, że mam kłopoty- stwierdziłam i powlekłam się za nim. Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą, a ja wyciągnęłam z kieszeni drugi klucz i również je zamknęłam.
- Nigdy go nie lubiłem- powiedział, a ja zaśmiałam się cicho i razem z nim zeszłam po schodach na parter.
Przeszliśmy pod jego gabinet, gdzie stał Niall i reszta. Starałam się na nich nie patrzeć.
- Panowie- zaczął Yeall, a Niall obrócił się od razu i podbiegł do mnie, porywając w swoje ramiona.
- Nie miała prawa tak mówić- szepnął cicho, a ja odsunęłam się od niego.
- Zostawiam was. Do zobaczenia na egzaminach- skinął do mnie głową i otworzył drzwi do swojego gabinetu.
- Panie dyrektorze?- wyciągnęłam z kieszeni marynarki dwa klucze- jutro oddam resztę- wyciągnęłam dłoń, a on spojrzał na nią, potem na mnie i uśmiechnął się.
- Zatrzymaj je moja droga. Nie mam najmniejszych powodów, by martwić się o cokolwiek- pokręcił głową i zniknął za drzwiami. Lekko zdziwiona schowałam metalowe przedmioty do kieszeni i wzięłam od Mike'a swoją torebkę.
- Wracamy do domu- powiedział Niall, a ja skinęłam głową. Nie patrząc na nikogo wyszłam z budynku i wsiadłam do samochodu.

Zayn
Blondynka szybko odpaliła samochód i czekała, aż my zrobimy to samo. Podszedłem do Nialla.
- O co chodziło?- zapytałem od razu.
- Zayn nie mogę ci powiedzieć- westchnął- obiecałem jej to- powiedział. Oddałem chłopakom swój samochód, bo wcześniej przywiózł ich Simon, a sam wsiadłem do auta razem razem z Niallem. Layna ruszyła pierwsza, my za nią. Po kilku minutach zadzwonił telefon Horana.
- Co jest Sweety?- zapytał i włączył na głośnomówiący.
- Niall, nie jadę do domu- oświadczyła spokojnie.
Jak to nie jedzie?
- Kiedy wrócisz?- zapytał.
- Za jakieś dwie godziny, nie więcej- powiedziała i włączyła kierunkowskaz.
Patrzyłem jak odbija w lewo w boczną drogę. W kierunku wybrzeża.
My pojechaliśmy prosto.
Prosto w gwar miasta...

~*~
Uhh, mówiłam już, że jestem zbyt miękka?
Kocham was!
♥♥♥
PATIX

SAVE ME | Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz