21.

921 122 12
                                    

Czy to fanfiction czyta dziesięciu wróżbitów Maciejów, czy jestem tak przewidywalna?

Wmaszerowała na teren lotniska, ciągnąc za sobą szarą walizkę. Trzy tygodnie spędzone w Baltimore były dla niej jak wakacje, a każde wakacje kiedyś się kończą. Jej wakacje kończyły się powrotem do słonecznego Sydney, gdzie czekał Luke Hemmings. Może nie był ideałem, ale dla Caroline był najcudowniejszy pod słońcem. Miłość nie polega na uważaniu, że ktoś jest perfekcyjny. Kochać kogoś to akceptować wszystkie jego wady i to właśnie za nie szaleć za tą osobą. Może to właśnie rozłąka była potrzebna, żeby Moon uświadomiła sobie, co tak naprawdę czuje. Bo jest taka miłość, która rośnie wraz z każdym kilometrem między dwiema osobami. Możemy starać się ukrywać miłość, chować ją na dnie naszego serca, możemy zapomnieć. Ale uczucie nie zniknie, nawet pomimo amnezji. Kochać kogoś to zdecydowanie wielkie uczucie. Ale czy da się opisać miłość? Andrzej Sapkowski napisał kiedyś "O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słod­ka i ma kształt. Spróbuj zde­finiować kształt gruszki.". Te słowa chyba dobrze opisują to wszystko. Bo co można powiedzieć innego? Miłość to uczucie. Ale co jeszcze? Co dodać?

Luke wraz z Julie i Michaelem wysiedli z samolotu. Lot był długi i męczący, ale nareszcie byli w Baltimore, gdzie być może była Caroline. Poszli po swoje walizki. W mieście mieli zostać 3 dni, wiedzieli, że to mało czasu, ale przecież Moon niekoniecznie tam była. Clifford wraz z bagażami pojechał do hotelu, a para przyjaciół zaczęła szukać dziewczyny. Chodzili po ulicach i pokazywali wszystkim zdjęcie blondynki, jednak nikt jej nie kojarzył.
Po godzinie zrezygnowali weszli do jednej z kawiarni. Stwierdzili, że to ostatnie miejsce, jaką odwiedzą, a potem wracają do ich tymczasowego miejsca zamieszkania.
- Przepraszam, nie widziała pani tej dziewczyny? - Julie uśmiechnęła się miło do kobiety za ladą.
- Caroline? Caroline Moon? - zdziwiła się brązowosłosa.
Luke wytrzeszczył oczy słysząc to imię i nazwisko. Ona znała Caro. Ona musiała wiedzieć, gdzie jest.
- Tak! Wie pani gdzie ona jest?! - wykrzyknął blondyn.
- Pracowała tu przez jakiś czas -odparła.
- Wie pani gdzie teraz jest? Gdzie mieszka? - Hemmings się niecierpliwił.
Nareszcie trafili na jakąś poszlakę, teraz już wszystko musiało pójść dobrze.
- Nie wiem, czy powinnam wam o tym mówić. Nie mam pojęcia kim jesteście dla Caroline. - spojrzała na nich niepewnie.
- Jestem... jej chłopakiem - niebieskooki odezwał się po chwili zastanowienia.
- Um... dobrze. Może nie powinnam, ale... Caroline wyjeżdża. Nie wiem dokąd, ale kiedy tu była 3 godziny temu miała ze sobą walizkę. Pewnie już jej tu nie ma.
Julie spojrzała na swojego towarzysza. Rzucili się biegiem do wyjścia, krzycząc jeszcze "dziękuję". Mieli szczęście, bo od razu zdążyli zatrzymać jedną taksówkę.
- Na lotnisko! - zarządziła Collins.
Oboje mieli nadzieję, że zdążą, zanim dziewczyna znowu im ucieknie. Musieli ją dogonić.

piszcie jakieś ciekawe komentarze, bo mam coraz mniejszy wybór na dedykację ;-;

who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz