10.

1K 121 5
                                    

Luke leżał na szpitalnym łóżku grając ze swoimi braćmi w kolejną nudną grę planszową. Liz uparła się, że najmłodszy Hemmings powinien odpocząć od wszystkich tych urządzeń, więc ma czytać książki i grać w różne gry z rodzeństwem. Jack po raz kolejny zwyciężył i szeroko się uśmiechnął.
- Jak ty to robisz? Na 9 gier wygrałeś 8 razy i raz zremisowałeś ze mną, oszukujesz - stwierdził Ben patrząc oburzony na brata.
- Magia najlepszego z Hemmingsów - zaśmiał się chłopak.
- Dobra, mam dość - mruknął Luke - Idźcie sobie.
- Ta miłość do rodzeństwa - powiedział z ironią najstarszy.
- Chcę się przespać, zostawcie mnie wreszcie. Już późno, wracajcie do domu, czy coś.
Jack i Ben zostawili brata samego. Oni również nie chcieli ciągle z nim siedzieć i grać w gry, które nawet nie miały sensu.

Ashton chwilę przeglądał się płaczącej dziewczynie. Dopiero po chwili dostrzegł sporą ilość czerwonych pręg na udach i nadgarstkach. Większość wyglądała na starą, ale kilka nadal krwawiło. Irwin się przeraził, w jego oczach zaczęły zbierać się łzy. Nie mógł uwierzyć, że wcześniej nic nie zauważył. Wydał z siebie cichy dźwięk, próbując stłumić płacz. Blondynka to usłyszała i szybko się odwróciła. Przerażona wpatrywała się w drzwi, ale kiedy dotarło do niej, kto zakłócił jej spokój, trochę się opanowała. Szybko nałożyła na siebie pierwszą z brzegu koszulkę, zakrywając swoje poranione ciało. Ash nadal stał w progu wpatrując się w nią załzawionymi oczami.
- Dlaczego? To przeze mnie? - zapytał.
- Ashy, to nie tak... - zaczęła.
- Julie, nie jestem ślepy ani głupi. Chcę tylko wiedzieć, czy to moja wina. - przerwał jej.
- To nie jest takie proste.
- Prosta odpowiedź, tak, czy nie? Przeze mnie się cięłaś?
- W części...
Ashton poczuł się okropnie. Przez to, że zachował się jak skończony dupek, taka krucha i wrażliwa istota jak Julie się okaleczyła. Patrzył na dziewczynę ze smutkiem.
- Przepraszam - wyjąkała blondynka i usiadła na ziemi, przytulając kolana do klatki piersiowej.
Schowała głowę i zaczęła płakać. Irwin szybko podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Nie płacz, kochanie... tylko nie płacz.
Siedzieli na ziemi w ciszy jeszcze długo. Chłopak starał się uspokoić zielonooką, ale ona płakała i płakała. Nie chciała nawet na niego spojrzeć. Trwali w tej pozycji, aż Julie zasnęła.

Następny dzień

Caroline obudziła się przerażona. Miała koszmar. Śniło jej się, że umiera. Szła ulicą i w pewnym momencie ktoś dźgnął ją nożem w serce. Ostatnie co widziała to twarz blondyna, który uważał, że jest jej chłopakiem. Widziała jego intensywnie niebieskie oczy, a potem odpłynęła. W tym momencie usiadła, kończąc ten straszny sen. Oddychała szybko, jakby przebiegła jakiś maraton. Zegar wskazywał 5 raną, a Moon nie widziała sensu, żeby spać dalej. Zwlokła się z łóżka i poszła do łazienki wykonać poranną toaletę, po drodze biorąc jeszcze pierwsze z brzegu ubrania.


Julie obudziła się już w swoim łóżku. Na krześle obok spał Ashton. Dziewczyna uśmiechnęła się widok jego otwartej buzi i oślinionego policzka. Było jej wstyd za wcześniejszy dzień. Zachowała się jak idiotka przy Irwinie i na samą myśl robiła się cała czerwona. Chłopak otworzył oczy i przetarł je dłonią. Spojrzał na Collins i delikatnie się uśmiechnął.
- Jak się spało? - zapytał poprawiając swoje ułożenie na miękkim siedzeniu.
- Chyba okej. A tobie pewnie było niewygodnie - stwierdziła blondynka.
- Przepraszam, nie miałem sił, żeby wracać do mieszkania i...
- Mogłeś położyć się ze mną - przerwała zielonooka.
- Nie wiedziałem, czy wpada... - powiedział skrępowany chłopak.
- Byliśmy razem kilka miesięcy, to nie byłoby nic nieodpowiedniego.
Siedzieli chwilę w milczeniu, była to niezręczna cisza, ale oboje bali się ją przerwać.
- Chyba musimy porozmawiać na poważnie. - Ashton w końcu zdecydował się odezwać i niepewnie spojrzał na siedzącą na łóżku dziewczynę.
- Najwyższy czas - zgodziła się.
- Może najpierw... zjemy śniadanie? - zaproponował.
- Myślę, że to dobry pomysł.

Caroline wróciła do domu po porannym bieganiu. Tak bardzo jej się nudziło, że stwierdziła, że mogłaby wyjść trochę na świeże powietrze. Kiedy weszła do środka usłyszała śmiechy dochodzące z salonu. Ruszyła w tym kierunku. Jej matka i chłopak siedzieli na kanapie pijąc wino i rozmawiając. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli wchodzącej do środka dziewczyny. Dopiero kiedy chrząknięciem zwróciła na siebie ich uwagę, spojrzeli w jej stronę.
- Coś się stało? - zapytała kobieta.
- Jest 11, nie za wcześnie na picie? - zapytała, wskazując na butelkę alkoholu.
- Wyluzuj Caro, przyłącz się do nas. - zaśmiał się Max i wybił łyk czerwonego trunku ze swojego kieliszka.
- Chyba jednak odmówię. - uśmiechnęła się sztucznie i poszła do swojego pokoju.
Blondynka miała dość Berty i swojego chłopaka, a była w domu jeden dzień. Nie rozumiała, jakim cudem wcześniej mogła tam wytrzymywać. To wszystko wydawało się coraz bardziej zagmatwane. Powoli zaczynała wierzyć, że tak naprawdę nie spotka się z Maxem i mieszka w innym miejscu.

zastanawiam się nad książką, która opowiadałaby o losach Ashton'a i Julie z tej historii, ale idk, czytalibyście?

who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz