Epilog

121 22 7
                                    

jeśli doszedłeś do tego momentu, nawet jeśli minęło sto lat, zostaw po sobie znak, proszę, ten ostatni raz. gwiazdkę, komentarz, cokolwiek. żebym wiedziała, że tu byłeś. (kocham czytać wasze komentarze, nie żebym coś sugerowała. ale sugeruję)


dedykuję to wam wszystkim, czytającym to gównianie opowiadanie 

Nie rozwiedli się.

W trakcie rozprawy on krzyknął coś w stylu „ja cię kurwa kocham", a ona odpowiedziała „to po co ten pierdolony rozwód?!". Wyszli z sali jako małżeństwo. Stare, ale jakby odnowione. Musieli nauczyć się od nowa żyć ze sobą. Budzić o tej samej porze, jeść wspólne śniadanie i spędzać (albo starać się spędzać) czas z dziećmi. Luke wziął bardzo długi urlop, żeby poświęcić się żonie. Nie chciał jej znowu stracić. Caroline była bardziej wyrozumiała w stosunku do męża. Wiedziała, że nie jest on jej podwładnym, tylko partnerem w trakcie tej długiej podróży zwanej życiem. Byli ze sobą, cała rodzina Hemmingsów. Luke, Caroline, Bella, Jack, Julie i Mike. Wszyscy razem.

Dzisiaj minęło 20 lat od momentu, kiedy zdecydowali się dać sobie drugą szansę. Teraz Luke stał przy grobie Caroline i cicho płakał, patrząc na wyryte w nagrobku imię. Zmarła nagle, nie pozostawiając po sobie niczego. Potrącił ją samochód, kiedy wracała ze sklepu. Śmierć na miejscu. Dla jej rodziny to był szok, przecież przed nią było jeszcze wiele lat spędzonych w gronie bliskich. Przepadły w jeden moment, przez jednego pijanego kierowcę. Hemmings nie mógł się pozbierać. Jak miał funkcjonować bez części siebie? Tej części, którą kochał najbardziej? Ale był silny. Dla Caroline i dla czwórki dzieci, którzy może nie byli już dziećmi, ale dla niego zawsze będą tymi szkrabami rozrzucającymi lego po całym domu, żeby ojciec musiał uważać na każdym kroku, aby nie trafić stopą na klocek. Dla niego zawsze będą.

Otarł łzy i położył ostatnią różę na grobie. Równe 100 róż ozdabiało to miejsce, chociaż dla niego nie było to piękne. Dla niego to był koszmar, z którego chciał się obudzić.

Funkcjonowanie bez Caroline było trudne dla starszego mężczyzny. Kładł się do łóżka bez nikogo obok i budził się przytulony do pościeli z nadzieją, że obok zmaterializuje się jego małżonka. Nigdy się to nie stało. Potem jadł w samotności śniadanie, wsłuchując się w tykanie zegara, zamiast w jej głos. Jechał do pracy, żeby chociaż na chwilę oderwać się od myśli o niej. O jej braku. Na przerwie zjadał zakupioną w barze kanapkę, a nie tę przyszykowaną przez blondynkę. Wracał do domu i słuchał wieczornych wiadomości, które nie miały dla niego znaczenia. Spędzał samotnie resztę dnia, czasem oglądając telewizję a niekiedy czytając książkę. Kiedy był bardziej przybity sięgał po gitarę, żeby przypomnieć sobie piosenki, które dla niej grał. Co niedzielę odwiedzały go dzieci z drugimi połówkami i jego wnukami. Tylko wtedy w domu było trochę głośniej i żywiej. Raz w miesiącu odwiedzali go przyjaciele, którzy ledwo znajdywali czas. Pewnie nie zjawialiby się tam, gdyby nie świadomość jak samotny był mężczyzna. Przecież też mieli rodziny, które pochłaniały niemal 100% ich wolnego czasu.

Dla Luke ostatnie lata po śmierci kobiety były ciężkie. W 10 rocznicę nie wytrzymał. Zastrzelił się nielegalnie zdobytą bronią. Siedział na ich łóżku i płakał. Wokół były porozrzucane zdjęcia. Przed śmiercią zdążył jeszcze wyszeptać kilka słów. Takich małych słów, znaczących tak wiele. „Przepraszam Caroline, kocham cię".

Tak skończyła się ich historia. Pełna wzlotów i upadków, przeciwności losu i najszczęśliwszych chwil. Czy ich życie było szczęśliwe? Nie wiem. Dla niektórych tak, bo w końcu mieli siebie. Dla niektórych nie, bo przecież tak źle się skończyło. Najważniejsze jest to, że zawsze starali się, by ich uczucie trwało. Kochali się, tylko to się liczyło. Nadal liczy. W życiu każdego z nas najważniejsze powinno być to, aby kochać i być kochanym. Bo co nam zostaje bez tego? 

KONIEC

chcecie, żebym dodała wycięte sceny z trzech części? mam tego sporo




uh, zakończenie było mniej szczęśliwe, ale doszłam do wniosku, że chociaż raz w życiu nie będę taka wredna i trochę to pozmieniałam. i to chyba ten moment, kiedy musimy się pożegnać. po dwóch latach, 3 częściach i kilku trochę przerysowanych dramach. będzie mi tego brakowało. chyba się uzupełnialiśmy, wiecie? ja pisałam trochę zbyt smutne rzeczy, a wy zagroziliście mi wiele razy. jak patrzę dwa lata wstecz na czternastoletnią mnie jest mi trochę wstyd. pisałam wtedy jeszcze gorzej niż teraz, a to prawie niemożliwe. właściwie jestem tutaj nikim i miło było przez chwilę poczuć, że mam jakiś cel. dziękuję wam za wszystko, zapraszam na inne prace (naprawdę miło by mi było, gdybyście tam pozaglądali) i widzimy się później, jak przyjdę z podsumowaniem. kocham was, julia


who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz