ten rozdział ssie, ale pisałam go 4 raz
- Jak z nim? - zapytał Luke od razu, gdy po kilku godzinach z sali wyszedł lekarz.
- Udało się, stracił dużo krwi, ale nam się udało. Teraz jest osłabiony, odpoczywa. Jednak prawdopodobnie wróci do sił w ciągu tygodnia.
- Czy... mogę...? - zapytał Hemmings, wskazując na drzwi do sali.
- Proszę, ale na chwilę - odparł mężczyzna i poszedł do gabinetu.
Blondyn wziął kilka głębokich oddechów i nacisnął klamkę. Wszedł do pomieszczenia, było tam tylko jedno łóżko. Leżał na nim czerwonowłosy.
- Jak się czujesz? - szepnął niebieskooki wpatrując się w zabandażowane nadgarstki przyjaciela.
- To ty zadzwoniłeś po pogotowie? - zapytał Clifford.
- Tak, ja, ale nie wściekaj się, wiem, że chciałeś się zabić, ale to nie jest rozwiązanie.
- Dziękuję - powiedział Michael.
- Czekaj, co? - zdziwił się Luke.
- Gdyby nie ty teraz bym nie żył. Popełniłem cholerny błąd próbując to zrobić.
- Dobrze, że to rozumiesz. Ale... dlaczego?
- To była chwila. Przepływ emocji... kiedyś to robiłem. Regularnie. Myślałem, że to pomoże. A potem samo poszło, czułem się coraz gorzej, nie potrafiłem skończyć.
- Dobrze, że tu jesteś, Mikey. Ale dam szansę komuś innemu z tobą porozmawiać. Pójdę po chłopków.
- Nie... - zaczął starszy, ale Luke go zignorował i wyszedł na korytarz.
Po chwili do sali wszedł Calum ze zmartwioną miną.
- Jak tam? - zapytał.
- Wyjdź. Wyjdź i nie wracaj.
- Co? - zdziwił się brązowowłosy.
- Masz wyjść albo zacznę krzyczeć.
Cal nie rozumiał zachowania przyjaciela, nie miał pojęcia o co może być zły.
to ff jest na 15 miejscu, oł maj gasz, jaram się
and mam ważne pytanie
zbliżamy się do 100k, czy chcecie dodatek na tą okazję? dodałabym go kiedy będzie ta magiczna liczba wyświetleń
J.
CZYTASZ
who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]
FanficLudzie mają tendencję do myślenia, że jeśli jest dobrze to już tak zostanie. Prawda niestety taka nie jest. Jeśli się ułoży, to w każdej chwili może też się zepsuć. I taka jest chyba kolej rzeczy. Po każdej burzy przychodzi słońce, a po słońcu znowu...