Dziewięć.

470 57 15
                                    

zapraszam na vapor, krótkie opowiadanie o hemmingsie

za komentarze się nie obrażam

5 miesięcy wcześniej
Sydney

Luke wrócił do domu z uśmiechem na ustach. Pocałował swoją narzeczoną w policzek, kiedy wszedł do kuchni, gdzie ta przygotowywała obiad. To znaczy, wkładała pizzę ze sklepu do piekarnika. Gotowanie nie było jej mocną stroną.
- Co się tak szczerzysz? - zapytała ze śmiechem.
- Na kolację przychodzą moi rodzice - wyjaśnił - ogłosimy wreszcie, że już nie jesteśmy "tylko" parą.
Moon pobladła na twarzy.
- Twoi rodzice? I mówisz mi to dopiero teraz?! - krzyknęła
- Nooo, tak. To źle?
- Tak?! Muszę wszystko przygotować, nie zdążę. Tu jest taki syf. Luke, musisz to przełożyć.
- Spokojnie, Caro. Wdech i wydech. Damy radę. Wcześniej nie chciałem cię martwić, bo to nie było pewne.
- A przepraszam jak długo już o tym wiesz?
- Jakoś tydzień, ale potwierdzili dopiero we wtorek!
- Jest sobota. Nie szczerz się tak i biegnij sprzątać salon. Ja muszę ogarnąć jedzenie.
Hemmings ją zdenerwował. Zawsze mówił jej o wszystkim na ostatni moment. Idiota.
Stwierdziła, że próbowanie zdziałania czegoś w kuchni może tylko wszystko zepsuć i lepiej zamówić coś z restauracji niedaleko. Oczywiście wszystko musi być upozorowane tak, że to Caro przygotowała jedzenie. Brudny fartuszek, odrobina mąki na blacie. Danie wyjmie z piekarnika i będzie po kłopocie. Postanowiła postawić na lazanię. Od razu ją zamówiła, żeby potem nie było problemu.

Baltimore
Michael usłyszał ciche pukanie do drzwi. Było po 2, czas odwiedzin Eveline. Dziewczyna teraz rzadziej się wymykała i zazwyczaj w nocy. Nie mogła sobie odpuścić spotkań z przyjacielem. Kiedy byli razem najczęściej zostawali w mieszkaniu Mike'a. Jednak kiedy woleli przebywać na świeżym powietrzu, to siedzieli na dachu albo wychodzili na miasto. Tym razem postanowili się gdzieś przejść.
Baltimore to miasto, które nawet w nocy tętni życiem. Na ulicach można spotkać wielu ludzi. Idących, lub wracających z klubów imprezowiczów, dilerów, nastolatków pijących w ukryciu czy zwykłych ludzi chcących się przewietrzyć.
Szli wolnym krokiem, kiedy usłyszeli krzyk z ciemnej uliczki którą mijali. Clifford nie czekał długo, od razu pobiegł w kierunku głośnego dźwięku. Zobaczył mężczyznę z nożem przy szyi jakiegoś nastolatka. Od razu rzucił się do pomocy. Działał z zaskoczenia, więc powalił go na ziemię bez trudu. Oczywiście nie był najsilniejszy, więc po chwili wylądował na ziemi. Światło z latarki trzymanej przez poszkodowanego chłopaka padło na twarz napastnika, a Michael zamarł.
- Ca... Calum? - zapytał zszokowany.
Tamten odwrócił się w jego stronę. Nie, przecież Cal nie żyje. Ale on wygląda tak samo. Ich spojrzenia spotkały się na kilka sekund. Mike był pogubiony. Nie rozumiał. Osobnik nagle zaczął biec. Wybiegł z uliczki, gonienie go nie miało sensu. Teraz już wszystko było zagmatwane.

chciałam go komuś zadedykować, ale komentarze zwykle są takie same "Super, czekam na następny". za takie coś nie zadedykuję rozdziału. więc od teraz dedykacje będą, kiedy czyjś komentarz będzie 'inny'.

who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz