Luke
Dzwoniłem milion razy. Napisałem milion sms-ów. I nic. Zero reakcji. Byłem pod jej domem, ale okazało się że tam nie wróciła. Czyli znalazła sobie mieszkanie. Słyszałem jak Michael z nią rozmawiał, ale nie pozwolił mi podejść, zamknął się w łazience z telefonem. Minęły trzy dni a ja czuję jakbym stracił siebie. Nie chcę już nawet chodzić do Madeline. Pragnę tylko by Caroline była tu ze mną. Ja ją tak cholernie kocham. Byłem idiotą, że pozwoliłem jej wyjść. Ale większym idiotą byłem, gdy zacząłem ją oszukiwać. Mogłem od razu powiedzieć co się dzieje, pewnie by zrozumiała. Ona zawsze mnie rozumiała. Kochała mnie. A ja? Ja spierdoliłem, jak zwykle. Nigdy sobie tego nie wybaczę, straciłem najlepsze co spotkało mnie w życiu. Oddałbym wszystko za możliwość cofnięcia się w czasie i wytłumaczenie jej wcześniej co się dzieje.
Mój telefon znowu zawibrował. Niechętnie spojrzałem na ekran, Maddie znowu dzwoni.
- Halo? - powiedziałem.
- Luke, jestem w szpitalu... - zaczęła.
- Co?! - krzyknąłem.
- Jest gorzej. Ja... ja czuję, że to koniec. Przyjedź, proszę... - po jej głosie rozpoznałem, że płakała. Cholera.
- Jaki szpital? - zapytałem wychodząc z pokoju.
- Ten blisko mojego mieszkania, znajdziesz.
- Już jadę.
- Dziękuję.
wiem, że spieprzyłam, ale nie umiem pisać. byłam dzisiaj na pogrzebie, a teraz strasznie boli mnie głowa.
chcę wam podziękować za 77 miejsce w kategorii FanFiction, to dla mnie ogromne wyróżnienie. wczoraj było 66 i nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
ponadto, jest aż 30k wyświetleń i nadal nie mogę w to uwierzyć, bo 14 dziękowałam wam za 20k i to jest takie wow, gwiazdek od tamtego dnia przybyło ponad 1,2k, a komentarzy 14
to jest niesamowite, wy jesteście niesamowici
CZYTASZ
who are you? ♦ hemmings [1, 2, 3]
FanficLudzie mają tendencję do myślenia, że jeśli jest dobrze to już tak zostanie. Prawda niestety taka nie jest. Jeśli się ułoży, to w każdej chwili może też się zepsuć. I taka jest chyba kolej rzeczy. Po każdej burzy przychodzi słońce, a po słońcu znowu...